Kobiety były matkami informatyki, a jednak przyjęło się, że branża IT należy do mężczyzn. Dlaczego kobiety dały się z niej wyprzeć?
Na początku wiele zadań związanych z programowaniem wykonywały kobiety. Kodowanie, które wtedy odbywało się na sucho, często na papierze, było czasochłonne i karkołomne, więc świat uznawał je za nudne. Gdy zorientowano się, że jest to dziedzina dochodowa i szybko rozwijająca się, weszli na ten rynek panowie i zaczęli go dominować. Myślę, że w świecie zarządzanym w większości przez mężczyzn i tworzonym pod mężczyzn - nie miałyśmy zbyt wiele do gadania. Kobietom przypisywano przecież inne role: nauczycielek, pielęgniarek i gospodyń domowych.
Najnowsze dane dotyczące obecności kobiet w IT nie są optymistyczne. Eurostat podaje, że w branży pracuje 15,5 proc. pań (dane z 2023 roku). Na uczelniach technicznych są praktycznie niezauważalne. Na Politechnice Warszawskiej na moim roku na 150 osób studiowało raptem siedem dziewczyn. Profesorowie zwracali się do nas: „Panowie”, choć na sali siedziałyśmy również my. Nie raz pytano mnie, dlaczego studiuję informatykę i „co tu w ogóle robię”, co w domyśle mogło często znaczyć, że „to nie jest miejsce dla mnie”.
Skąd taka niska reprezentacja kobiet w branży informatycznej?
W czasach kiedy w Dolinie Krzemowej zaczęły powstawać pierwsze biznesy informatyczne, przynoszące rzeczywiście ogromne pieniądze, opracowano test predyspozycji, według którego zatrudniano informatyków przez kolejne dekady. Według tego testu idealny pracownik w branży IT to osoba introwertyczna, zamknięta w sobie, skupiona na zadaniach, dobrze rozumiejąca się z maszynami. Dodam tylko, że to narzędzie rekrutacyjne powstało na podstawie badania, w którym na 1300 osób - 186 to były kobiety. Śmiem więc wątpić w miarodajność tej analizy.