Od zawsze była typem społeczniczki. Wychowała się na wsi, w rodzinie mormońskiej (później została agnostyczką). Jej ojciec był policjantem, matka pracowała w szkolnej stołówce, mieli jeszcze starszą córkę Louise. W college’u przyszła premier Nowej Zelandii udzielała się w samorządzie i przy wydawaniu gazetki. „Moja babcia wstąpiła do Partii Pracy w 1949 roku. Ciocia Marie jako następna przejęła pałeczkę. Nigdy mi jej nie przekazała, raczej jakby wystrugała drugą i kazała mi z nią biec, wykrzykując po drodze instrukcje” - wspomina. Po studiach pracowała w biurze premier Helen Clark. Była też między innymi wolontariuszką w kuchni dla bezdomnych w Nowym Jorku i działała jako doradczyni premiera Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira. W 2008 roku zasiadła w ojczystym parlamencie. W 2017 została wiceprzewodniczącą Nowozelandzkiej Partii Pracy, a kilka miesięcy później stanęła na jej czele. Przygotowała kampanię wyborczą po tym, jak jej partia trzy kadencje spędziła w opozycji. Oparła ją na walce z nierównościami społecznymi, polegającej między innymi na wsparciu budownictwa socjalnego, ograniczeniu ubóstwa dzieci, transformacji energetycznej, podniesieniu płacy minimalnej, zwiększeniu nakładów na opiekę zdrowotną i wprowadzeniu bezpłatnych studiów. Partia Pracy uzyskała wtedy drugi wynik w wyborach, co umożliwiło stworzenie koalicyjnego rządu, na którego czele stanęła ona. Zaprzysiężona została 26 października 2017 roku, tym samym stając się najmłodszym od 1856 premierem Nowej Zelandii. W ostatnich latach tylko trzech premierów na świecie było młodszych od niej. Sebastian Kurz z Austrii miał 31 lat w 2017 roku, kiedy wybierano go na ten urząd, Sanna Marin z Finlandii miała 34 lata w 2019 roku, a niedawno zaprzysiężony premier Francji Gabriel Attal w marcu skończy 34 lata.
"Nie będę pierwszą kobietą zajmującą się jednocześnie wieloma rzeczami ani pierwszą pracującą matką"
Do jej pierwszych decyzji należały między innymi podniesienie płacy minimalnej o 5 proc., obniżki opłat za studia na państwowych uczelniach, płatny urlop dla ofiar przemocy domowej i ograniczenie biurokracji związanej z jej zgłaszaniem oraz wydłużenie urlopu macierzyńskiego, najpierw z 18 do 22, a później do 26 tygodni. Sama skorzystała z sześciu tygodni urlopu po urodzeniu córki Neve Te Aroha (pierwsze to irlandzkie imię wywodzące się od słowa jasna, drugie po maorysku to miłość). W wychowanie dziecka bardzo zaangażował się jego ojciec. Oboje towarzyszyli Jacindzie Ardern na posiedzeniu ONZ w Nowym Jorku, kiedy dziewczynka miała trzy miesiące. Tę podróż sfinansowali samodzielnie, ale po niej w Nowej Zelandii wprowadzono przepisy, na mocy których członkowie rządu mogą zabierać dzieci i ich opiekunów w podróże służbowe, a ich koszty są pokrywane ze środków publicznych.
Kiedy obejmowała urząd, podczas konferencji prasowej oburzyła się na dziennikarza pytającego, czy planuje mieć dzieci. ''Takie pytanie w 2017 r. jest nieakceptowalne. To decyzja kobiet, kiedy chcą mieć dzieci i nie powinna mieć wpływu na to czy dostaną pracę, czy nie. Kiedy zadajesz to pytanie, sugerujesz, że odpowiedź ma wpływ na decyzję o zatrudnieniu'' – argumentowała.
''Kiedy miałam 37 lat, powiedziano mi, że istnieje szereg czynników, które uniemożliwiają mi zajście w ciążę, a jednym z nich był prawdopodobnie stres. Postanowiliśmy skorzystać z pomocy nauki, ale jak wiele par się o tym przekonało, nie było to proste. Niedługo po tym, jak zostałam przywódczynią Partii Pracy, doświadczyłam nieudanej próby zapłodnienia in vitro. Myślałam, że znalazłam się na ścieżce, która oznacza, że nie będę mamą. Zamiast to przepracować, prowadziłam kampanię, aby zostać premierem'' – opowiadała w swoim ostatnim wystąpieniu w parlamencie. ''Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy kilka miesięcy później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie ma wątpliwości, że otrzymałam niesamowite wsparcie, aby być taką matką, jaką chciałam być''.
Kiedy zaszła w ciążę, jej przeciwnicy wytykali jej zdradę narodu, marnowanie pieniędzy na samoloty, żeby wrócić odpowiednio wcześnie z Forum Wysp Pacyfiku i nakarmić dziecko, czy to, że nie będzie w stanie poświęcić córce wystarczająco dużo czasu, a nawet, że rani uczucia par niemogących mieć potomstwa. "Kobiety pracowały i zostawały matkami już od dawna. To, że teraz może to zrobić także premier, świadczy o tym, że na dobre wkraczamy w XXI wiek. Dla kobiet nie ma rzeczy niemożliwych" – mówiła ''Guardianowi'' była premier Nowej Zelandii Helen Clark.
Los wszystkich dzieci był dla niej szczególnie ważny. ''Kiedy w 2017 r. tworzyliśmy rząd, prawie co piąte dziecko żyło w biedzie. (…) Jednak standardy Zdrowych Domów, podwyżki świadczeń i ich indeksacja do wynagrodzeń, zimowa dopłata za energię, wprowadzenie BestStart (sieci 260 ośrodków wczesnej edukacji i opieki – red.) i utworzenie programu Żywność w szkołach oznaczają, że kiedy ustąpię, pomimo trudnych warunków ekonomicznych, będzie 77 tys. mniej dzieci żyjących w gospodarstwach domowych o niskich dochodach, zmniejszono wszystkie dziewięć wskaźników ubóstwa dzieci, a tej zimy samotny rodzic otrzyma o 212 dolarów więcej tygodniowo niż wtedy, gdy obejmowałam urząd'' – wyliczała w podsumowaniu swoich rządów.