7 listopada obchodzimy Światowy Dzień Feministek. Myślę, że to świetna okazja do przypomnienia, że feminizm, jako przekonanie, iż kobiety i mężczyźni są sobie równi pod względem prawnym, politycznym, ekonomicznym, osobistym i społecznym w takim samym stopniu potrzebuje wsparcia pań, jak i panów.
Feminizm to równość - nie wyższość kobiet nad mężczyznami
Dlaczego? Bo w przeciwnym razie społeczeństwo nigdy nie uwolni się z krzywdzących przekonań o tym, że feministką jest wyłącznie nieatrakcyjna fizycznie kobieta, która, cytując klasyka, sfiksowała, bo dawno chłopa nie miała i sprzeciwia się biologii, która tak podzieliła płci, że wyłącznie jedna ma możliwość zajścia w ciążę. Feminizm to nic innego jak równość, a nie – wyższość kobiet nad mężczyznami (co zdaje się niekiedy umykać najbardziej ortodoksyjnym przedstawicielkom tego nurtu). Dlaczego, mimo że od nadania kobietom praw wyborczych warto upłynęło ponad 100 lat, o tym przypominać? Bo przez całe wieki kobiety nie miały dostępu do tego wszystkiego, co dziś wydaje się oczywiste - jak choćby prawo do uczenia się, posiadania własnego majątku i pracy zarobkowej oraz uczestniczenia w podejmowaniu decyzji o sprawach państwa (prawa wyborcze).
Kobiety, „ze względu na szczególne właściwości ich temperamentu i ich uzdolnienia umysłowego nie posiadają odpowiedniej kwalifikacji, aby z pożytkiem dla dobra publicznego spełniać ważne obowiązki sędziego, prokuratora, adwokata lub urzędnika administracyjnego, a więc aby móc po studiach prawniczych obrać jakąkolwiek z tych najważniejszych karier, do których właśnie te studia [prawnicze] mają otwierać drogę”. Przywołany cytat pochodzi z uchwały komisji Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozstrzygającej w sprawie przyjmowania kobiet na studia prawnicze (na marginesie – rozstrzygającej negatywnie), a powołanej w 1900 r. Mamy rok 2023 r. i świat wygląda zgoła inaczej, ale zastanawiam się, czy aby, mimo znacznego upływu czasu, ze sposobu myślenia wyrażonego powyżej – przez mężczyzn – nie ostało się więcej, niż tylko małe co nieco. Co najistotniejsze: w głowach kobiet również – w tym tych, które reprezentują zawody prawnicze.
Czytaj więcej
Od lat przyglądam się dyskusjom snutym zarówno na forum adwokatury, jak i innych zawodów prawniczych. Nie mam wątpliwości, że obok tak ważnych społecznie zagadnień jak adopcja dzieci przez pary jednopłciowe oraz dopuszczalność aborcji, kwestia używania feminatywów jest w środowisku jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów.
Kobiet w środowisku prawniczym wciąż za mało
Choć jestem przekonana, że zawód „adwokat” nie ma płci, a osiągnięcie w nim sukcesu zależne jest od osobistych predyspozycji, pracowitości i zaangażowania, to w moim środowisku zawodowym nadal brakuje kobiet. Nie w ogólnej liczbie osób uprawnionych do wykonywania zawodu (bo tych, od kilku już lat, jest więcej niż mężczyzn), lecz w samorządzie rozumianym jako pełnienie przypisanych funkcji w jego strukturach. Nie na plakacie reklamującym adwokaturę lub zachęcającym do wzięcia udziału w branżowej konferencji, lecz pośród zaproszonych do udziału w niej – panelistów. Nie na ilustracji do artykułu prasowego, lecz pośród jego współautorów. Nie na liście adwokatów uprawnionych do wykonywania zawodu, ale pośród osób, które są świadome, że nazywanie się „adwokatką”, a nie „adwokatem” nie obniża zawodowych kompetencji i nie musi wiązać się z przegraną w wyścigu po klienta.