Dlaczego świadkowie nie reagowali na gwałt w centrum Warszawy? Psycholożka wyjaśnia

Czasy rycerskie mamy dawno za sobą. W tej chwili nawet wychowując dzieci, mówimy: „Nie ładuj się w kłopoty”, co oznacza, że wychowujemy je do tego, by unikały trudnych sytuacji; tego tak naprawdę uczymy. Nie chcemy problemów, obawiamy się, a świat staje się dla nas coraz bardziej zagrażający. Często więc, po prostu, nie reagujemy z lęku – mówi psycholog dr Katarzyna Korpolewska.

Publikacja: 01.03.2024 11:51

Dr Katarzyna Korpolewska: Dziś nikomu nie przychodzi raczej do głowy myśl, że moglibyśmy stać się bo

Dr Katarzyna Korpolewska: Dziś nikomu nie przychodzi raczej do głowy myśl, że moglibyśmy stać się bohaterem, który uratuje komuś życie.

Foto: Adobe Stock

Centrum Warszawy. Mężczyzna w kominiarce na głowie grozi dziewczynie nożem, wciąga ją do bramy, rozbiera, gwałci, zostawia nagą i odchodzi. Przechodzą ludzie. Widzą gwałt. Nie reagują. Dlaczego?

Dr Katarzyna Korpolewska: Powody mogą być różne. Po pierwsze, jeżeli jest kilku świadków to dochodzi do zjawiska rozproszonej odpowiedzialności. Czyli: jeżeli inni nie reagują, to dlaczego ja mam reagować? Wobec tego nie reaguje nikt. Druga sprawa jest taka, że wprawdzie rozpoznaję, co się dzieje, ale nie chcę mieć kłopotów. Nie chcę się w to mieszać. Boję się, że ktoś mnie zaatakuje, zrobi mi krzywdę, że nie mam tyle siły, aby być w tej sytuacji skutecznym. Inaczej mówiąc — nie jestem przygotowany na interwencję w takiej sytuacji. Z tym wiąże się kolejny powód – racjonalne wytłumaczenie. Chociaż może to wyglądać cynicznie – ale już kiedyś byłem świadkiem w podobnej sytuacji i wiem, czym to grozi i z czym się łączy. Przestępca będzie miał dostęp do moich danych, będę musiał chodzić na policję, prokuraturę, składać zeznania, będę musiał być świadkiem w sądzie, zajmie mi to sporo czasu, to będzie dla mnie bardzo stresujące, a ja tego nie chcę. I jest jeszcze jeden powód: niektórzy ludzie tak bardzo unikają, nie tyle stresu, co dramatycznych czy tragicznych zdarzeń, że zupełnie inaczej postrzegają rzeczywistość. Nie widzą tego, że kobieta jest gwałcona, tylko są przekonani że jakaś para po prostu odbywa seks. Ale nic groźnego, nic dramatycznego się nie dzieje. Można powiedzieć, że zakłamują rzeczywistość, racjonalizując to, co widzą w taki sposób, żeby nie było niebezpieczne dla nich samych.

Czytaj więcej

Głośna sprawa gwałtu w Warszawie. Będą zmiany w prawie

To zdarzenie miało miejsce kilka dni temu, ale wciąż wywołuje mnóstwo emocji. Internauci piszą „znieczulica!”. Czy nie jest to słowo wytrych, pojemny worek, do którego można wrzucić wszystko, również to, o czym pani mówi?

Myślę, że to, o czym pani mówi, wiąże się ze zmianą wartości, które są dla nas ważne. Dziś bohaterów się nie ceni, nie widać szczególnych zachęt do działania na rzecz innych, chronienia innych, pomocy w trudnych sytuacjach. Czasy rycerskie mamy dawno za sobą. W tej chwili nawet wychowując dzieci mówimy: „Nie ładuj się w kłopoty”, co oznacza, że wychowujemy je do tego, by unikały trudnych sytuacji; tego tak naprawdę uczymy. Nie chcemy problemów, obawiamy się, a świat staje się dla nas coraz bardziej zagrażający. Często więc, po prostu, nie reagujemy z lęku. Dziś nikomu nie przychodzi raczej do głowy myśl, że moglibyśmy stać się bohaterem, który uratuje komuś życie.

Nie wszyscy rodzą się bohaterami i nie ma przymusu, aby nim być. A czy wciśnięcie w telefonie komórkowym numeru 112 to takie znów bohaterstwo?

Ale to już jest uwikłanie się w sprawę. Jak wzywam do kogoś pogotowie – to muszę poczekać, aż przyjedzie karetka…

Dokładnie takiej historii doświadczyłam – obok mnie upadła ze schodów starsza pani. Wiele wskazywało na to, że złamała nogę. Była z mężem, córką, ale nikt z nich nie miał telefonu. Zadzwoniłam po karetkę i usłyszałam, że muszę czekać, aż karetka przyjedzie, bo jeśli okaże się, że to bezpodstawne wezwanie, to czeka mnie kara. A ja akurat w tym momencie bardzo się spieszyłam.

Tu może być podobnie – jeśli zadzwonię na 112, to dyspozytor zacznie mnie wypytywać o szczegóły, będzie domagał się podania moich personaliów, i już zostanę w to zaangażowana, nie pozostanę anonimowa, mój numer telefonu również się wyświetli.

Jest w tym jakiś paradoks, bo mogłoby się wydawać, że zmiany technologiczne takie jak powszechny dostęp do telefonów komórkowych, to, że każdy ma przy sobie razem z telefonem aparat fotograficzny, kamerę – że to wpłynie na reakcje społeczne. To znaczy, że będziemy reagować na przemoc, bo mamy wszystkie potrzebne narzędzia. Tymczasem co się z nami stało?

To niesamowite, bo dziś ludzie prędzej zaczną nagrywać tego rodzaju zdarzenia, nim przyjdzie im do głowy, żeby wezwać pomoc. Mimo, że ta pomoc jest bardzo potrzebna, że decyduje czas, to, czy karetka pogotowia zdąży przyjechać i uratować tego, kto pomocy potrzebuje. Wydaje mi się, że zaczęliśmy inaczej funkcjonować; inne rzeczy stały się dla nas ważne. Znaczenie ma to, czy zaistniejemy w sieci, jaka będzie nasza pozycja, gdy wrzucimy ciekawe, czy kontrowersyjne nagranie, a w związku z tym staniemy się ważni, dostaniemy więcej lajków i będziemy mieć więcej odsłon. To staje się wartością, a nie to, że ktoś będzie mi wdzięczny za uratowane życie.

Czytaj więcej

"The Traitors. Zdrajcy". Nowe show szkodliwe dla dobra społecznego? Psycholog ocenia

Na co bezwzględnie zareagujemy? Co powoduje, że na pewne rzeczy jesteśmy w stanie bardziej reagować a na inne nie?

Zareagujemy w sytuacji, gdy ktoś zostanie potrącony przez samochód, a my będziemy tego świadkami. Dlaczego? Bo ta sytuacja jest jednoznaczna: ktoś leży na jezdni, uderzył go samochód, stało się nieszczęście, człowiek się nie podnosi, trzeba zadzwonić po pogotowie. Natomiast zupełnie inna będzie sytuacja, gdy zobaczymy, że mężczyzna na ulicy bije kobietę. Może to jedna z kłótni małżeńskich, może w ten sposób rozwiązują swoje związkowe problemy i nie jest oczywiste, że kobiecie dzieje się krzywda. A może, jeśli zwrócę uwagę, to ta kobieta będzie miała do mnie pretensje?

O takiej właśnie sytuacji opowiedział mi znajomy – widząc scenę przemocy, postanowił zareagować i pomóc kobiecie, a wtedy ona rzuciła się na niego, z krzykiem: „Co się wtrącasz, to nie twoja sprawa”!

Otóż to. Myślę, że istotne jest, czy sytuacja wydaje się jednoznaczna, czytelna, czy też nie wiemy do końca o co chodzi , więc możemy ją zracjonalizować czyli powiedzieć sobie: „nic złego się nie dzieje”.

Jak zmieniły się nasze reakcje na przemoc w ostatnich latach? Czy winne są media, które karmią się głównie złymi wiadomościami, łatwość w dostępie do pornografii?

Zmiany technologiczne spowodowały, że mamy dziś dostęp do różnych informacji i do różnych treści, w tym również i do pornografii, natomiast myślę, że ogromny wpływ na nasze zachowania i postawy miała pandemia. Możemy sobie z tego nie zdawać sprawy ale myśmy się wtedy zamknęli w swoich światach. Mieliśmy bardzo ograniczone kontakty społeczne. Znieczulica może wynikać też z tego, że przez tę izolację każdy dla siebie stał się swoim własnym, odrębnym światem. Powiem więcej: zostaliśmy znieczuleni również na to, że ludzie umierają. A bardzo dużo osób umarło podczas epidemii COVID. Mam wrażenie, że po tej pandemii staliśmy się trochę innymi istotami.

Czytaj więcej

Sprawca „wirtualnego gwałtu” nie jest bezkarny. Potwierdza to najnowszy wyrok

Chce pani powiedzieć, że zmniejszyła się nasza wrażliwość, nasza empatia?

Oczywiście. Siedzieliśmy odizolowani w domach, kłóciliśmy się tylko w obrębie własnej rodziny. Trudno było o bezpośrednie kontakty ze znajomymi, z członkami dalszej rodziny. Oczywiście, prowadziliśmy rozmowy telefoniczne, przyjmowaliśmy do wiadomości, że ktoś zachorował, ktoś inny umarł, ale były to sytuacje, w których byliśmy bezradni, nie mogliśmy nic z tym zrobić. Nie było mądrego, kto by doradził, nie byliśmy kompetentni, żeby pomagać. Uznaliśmy, że to, co się dzieje obok, nie ma na nas wpływu.

Od czego więc zależą nasze reakcje na przemoc? Czy mają tu znaczenie czynniki kulturowe czy społeczne? To jest też pytanie o to, czy istnieją uniwersalne wzorce?

Wygląda na to, że lepiej już było. Kiedyś ludzie bardziej reagowali na przemoc. Awantura w domu sąsiadów nie była czymś normalnym, nie przechodziło się nad nią do porządku dziennego. Choć z pewnością dziś jesteśmy bardziej wrażliwi na to, co się dzieje z dziećmi. Co prawda, wciąż jeszcze niewiele osób reaguje, kiedy matka na ulicy wydziela dużo za mocne klapsy swojemu dziecku, ale przynajmniej wiemy, że dzieci nie należy bić. Wiemy również, że psa nie należy trzymać na łańcuchu, bo to jest złe traktowanie. A kiedyś byliśmy wobec tego obojętni. Ale w okresie pandemii wydarzyło się coś jeszcze – wpadliśmy w świat elektroniczny. Zwłaszcza wśród młodzieży ta elektroniczna komunikacja stała się bardzo intensywna, a zaczęła się też wiązać z bardzo nieprzyjemnymi komentarzami, czyli mówiąc wprost – z hejtem. W tym okresie każdy czuł, że musi odreagować swoje emocje i w związku z tym wyładowywanie stresów w postaci internetowej agresji skierowanej do innych osób stało się właściwie normą. Dopóki nie zaczniemy ścigać i karać hejterów to niestety to, co się dzieje, będzie eskalować. A skoro zgadzamy się z tym, że hejt istnieje, to powoli oswajamy się z tym zjawiskiem i je akceptujemy. Jest to nieme przyzwolenie na agresję w internecie.

Jak zwiększyć społeczną odpowiedzialność i empatię wobec przemocy? Jak promować odpowiedzialne zachowania w sytuacjach, gdy stajemy się świadkami takich czy innych dramatycznych wydarzeń?

To po prostu kwestia edukacji i to od wczesnych lat. Potrzebujemy wrócić do podstaw: jeżeli widzisz, że leży pies i słyszysz że skowyczy, że nie może się ruszyć, to znaczy, że potrzebuje pomocy. Jeżeli widzisz człowieka, który leży na ulicy, to sprawdź, co się z nim dzieje. Być może trzeba wezwać pogotowie. Jeżeli widzisz, że ktoś kogoś bije – zareaguj! Nie jesteś pewien, co się dzieje, ale zadzwoń na policję i powiedz, jak odbierasz to, co widzisz. Uczmy podstawowych reakcji, wrażliwości na to, co się dzieje z innymi ludźmi przez własny przykład. Jeżeli tak będziemy robić, to inni również będą zachowywać się w podobny sposób. A to oznacza, że jeżeli kiedyś znajdę się w sytuacji, w której będę potrzebowała pomocy, to tę pomoc otrzymam.

Dr Katarzyna Korpolewska

Psycholog, doktor nauk humanistycznych, absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, właścicielka firmy konsultingowej, wykładowcą wyższych uczelni.

Psychologia
Breadcrumbing, czyli okruchy związku. Co to za manipulacja i jak się z niej uwolnić?
Psychologia
Czy poślubiłam/em właściwą osobę? Słowa terapeutki Esther Perel dają do myślenia
Psychologia
Fizycznie zdrowa 28-letnia Holenderka dokona eutanazji. Psycholożka krytycznie o decyzji lekarzy
Psychologia
Shannen Doherty opowiedziała, jak przygotowuje się do śmierci. "Ma do tego pełne prawo"
Psychologia
Lubię siebie - to da się zrobić. Psycholożka o budowaniu samoakceptacji