Centrum Warszawy. Mężczyzna w kominiarce na głowie grozi dziewczynie nożem, wciąga ją do bramy, rozbiera, gwałci, zostawia nagą i odchodzi. Przechodzą ludzie. Widzą gwałt. Nie reagują. Dlaczego?
Dr Katarzyna Korpolewska: Powody mogą być różne. Po pierwsze, jeżeli jest kilku świadków to dochodzi do zjawiska rozproszonej odpowiedzialności. Czyli: jeżeli inni nie reagują, to dlaczego ja mam reagować? Wobec tego nie reaguje nikt. Druga sprawa jest taka, że wprawdzie rozpoznaję, co się dzieje, ale nie chcę mieć kłopotów. Nie chcę się w to mieszać. Boję się, że ktoś mnie zaatakuje, zrobi mi krzywdę, że nie mam tyle siły, aby być w tej sytuacji skutecznym. Inaczej mówiąc — nie jestem przygotowany na interwencję w takiej sytuacji. Z tym wiąże się kolejny powód – racjonalne wytłumaczenie. Chociaż może to wyglądać cynicznie – ale już kiedyś byłem świadkiem w podobnej sytuacji i wiem, czym to grozi i z czym się łączy. Przestępca będzie miał dostęp do moich danych, będę musiał chodzić na policję, prokuraturę, składać zeznania, będę musiał być świadkiem w sądzie, zajmie mi to sporo czasu, to będzie dla mnie bardzo stresujące, a ja tego nie chcę. I jest jeszcze jeden powód: niektórzy ludzie tak bardzo unikają, nie tyle stresu, co dramatycznych czy tragicznych zdarzeń, że zupełnie inaczej postrzegają rzeczywistość. Nie widzą tego, że kobieta jest gwałcona, tylko są przekonani że jakaś para po prostu odbywa seks. Ale nic groźnego, nic dramatycznego się nie dzieje. Można powiedzieć, że zakłamują rzeczywistość, racjonalizując to, co widzą w taki sposób, żeby nie było niebezpieczne dla nich samych.
Czytaj więcej
Trauma i obawa przed napiętnowaniem – tak prawnicy tłumaczą, czemu gwałt zgłasza policji tylko co piąta ofiara.
To zdarzenie miało miejsce kilka dni temu, ale wciąż wywołuje mnóstwo emocji. Internauci piszą „znieczulica!”. Czy nie jest to słowo wytrych, pojemny worek, do którego można wrzucić wszystko, również to, o czym pani mówi?
Myślę, że to, o czym pani mówi, wiąże się ze zmianą wartości, które są dla nas ważne. Dziś bohaterów się nie ceni, nie widać szczególnych zachęt do działania na rzecz innych, chronienia innych, pomocy w trudnych sytuacjach. Czasy rycerskie mamy dawno za sobą. W tej chwili nawet wychowując dzieci mówimy: „Nie ładuj się w kłopoty”, co oznacza, że wychowujemy je do tego, by unikały trudnych sytuacji; tego tak naprawdę uczymy. Nie chcemy problemów, obawiamy się, a świat staje się dla nas coraz bardziej zagrażający. Często więc, po prostu, nie reagujemy z lęku. Dziś nikomu nie przychodzi raczej do głowy myśl, że moglibyśmy stać się bohaterem, który uratuje komuś życie.