Jesteś archeolożką, muzealniczką, ale w praktyce zajmujesz się konserwacją zabytków według najlepszej sztuki zapomnianego rzemiosła. Skąd wzięła się tak osobliwa pasja?
Katarzyna Sielicka: Zaczęło się już w dzieciństwie. Mieszkałam i wychowałam się w Legnicy na Zakaczawiu — starej, zabytkowej, poniemieckiej dzielnicy, która zresztą doczekała się swojej Ballady o Zakaczawiu, czyli głośnego spektaklu Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, potem sfilmowanego w reżyserii Waldemara Krzystka. Jak wszystkie dzieci w tamtym czasie od rana do nocy samodzielnie eksplorowaliśmy z kolegami teren wokół nas. Fascynowały mnie stare bramy, ciemne podwórka — studnie, ciągnące się w nieskończoność klatki schodowe, kocie łby na ulicy, pozostałości nagle urywających się szyn tramwajowych i starych trakcji. Podobną ekscytację i tajemniczość czułam w drewnianych chatach, które odwiedzałam latem, spędzając wakacje na wsi. Pamiętam, że w tych domach tak dobrze się spało, tak dobrze się oddychało. Dziś wiem, że to za sprawą naturalnych materiałów, z których wznoszono te domy — wapiennych, oddychających tynków, nieszczelnych drewnianych okien. Z czasem zaczęły nawiedzać mnie sny, w których spacerowałam i podziwiałam stare budynki, nie wiedząc, gdzie jestem i jak się znalazłam w środku. Nazywam je „Sny o starych domach”. Od nich wszystko się zaczęło.
Początkowo jednak chciałaś zostać archeolożką.
Ukończyłam studia na Wydziale Nauk Historycznych i Pedagogicznych oraz Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego i faktycznie początkowo wiązałam swoją przyszłość z archeologią. Podjęłam próbę kilku wykopalisk we Francji, projektów badawczych w Polsce oraz rozpoczęłam pracę muzealnika przy mozolnym inwentaryzowaniu zabytków. Fascynowały mnie zabytki nieruchome — szkło, porcelana, ceramika. Ale stare domu zaczęły do mnie wracać. Szkoląc przewodników na Zamku w Roztoce na Dolnym Śląsku, przyglądałam się, jak są prowadzone prace budowlane i remontowe. I jakie są konsekwencje źle prowadzonych prac konserwatorskich. Trudno było mi uwierzyć, że coś, co przetrwało wieki, może zostać doszczętnie zniszczone przez brak wiedzy i doświadczenia. Niestety, to wciąż spotykana praktyka w środowisku konserwatorów i wykonawców. Wkrótce nadarzyła się okazja, żeby spróbować swoich sił w praktyce. Pewien Anglik kupił inny zamek na Dolnym Śląsku. I chciał go odrestaurować, ale według angielskich standardów, a nie polskich. Nie podobał mu się nasz gust, filozofia i tok postępowania względem starych budynków. U nas właściciel zabytku chciałby, żeby wszystko wyglądało jak nowe. On chciał, żeby stare pozostało stare. Chciał zachować każdy ślad historii, najdrobniejszy szczegół z przeszłości. Poprosił mnie, żebym nadzorowała wszystkie prace remontowe i konserwatorskie.
Jak poradziłaś sobie z wyzwaniem?