Dlaczego duchom w ofierze składa się czerwony napój?
Według legend i opowieści kiedyś w ofierze składano martwe zwierzęta. Dzisiaj nie robi się tego w tak drastyczny sposób, a ofiarną krew zastąpiono czerwoną Fantą. Podobno duchy bardzo lubią ten słodki napój, a uwielbiany przez cały kraj i uważany za ojca narodu król Rama IX, który zmarł w 2016 roku też był jego fanem, co przyczyniło się do spopularyzowania wyboru akurat tej marki.
U nas, żeby młody mężczyzna nabrał krzepy, idzie do wojska, a tutaj do buddyjskiego klasztoru.
W Tajlandii mnichem można zostać na jeden, dwa czy trzy dni, a w murach klasztornych spędzić tydzień, miesiąc lub rok. Rzeczywiście, młodzi mężczyźni zanim osiągną dorosłość, wstępują do klasztoru i spędzają tu miesiąc lub dwa.
Sama ceremonia wstępowania do klasztoru (niezależnie na jak długo) to wielkie święto dla całej rodziny, wioski czy miasta. Religijnym ceremoniom towarzyszą huczne obchody i rytualne ścięcie włosów na głowie.
W buddyzmie bardzo ważne jest zbieranie tzw. zasług, dobrych uczynków, które zbiera się każdego dnia i które mają doprowadzić albo przynajmniej zbliżyć do osiągnięcia oświecenia i stanu doskonałości, jaki osiągnął Budda. Dlatego właśnie czynienie dobra dla Tajów jest bardzo ważne. A jeśli syn zostanie mnichem, to jest to jeden z największych dobrych czynów, jakich może dokonać syn dla matki. Kobiety nie mogą zostać mniszkami, więc matka musi zbierać dobre uczynki przez posługę syna.
Można też z siebie zmyć nieprzychylność losu albo odciąć się od nieszczęść z przeszłości. Trzeba pewnie wypełnić jakiś rytuał?
Można tego dokonać zmieniając imię. Jeśli uważamy, że przynosiło nam pecha, że było do nas źle dobrane albo mamy za sobą trudne doświadczenia i chcemy się od nich odciąć, możemy je zmienić. Towarzyszy temu szereg procedur i rytuałów religijnych.
W tym celu należy udać się do mnicha, który na takiej sztuce się zna i który wskaże, jakie powinno być nowe imię, z jakich liter powinno się składać, a jakich liter powinniśmy unikać. W ten sposób można z siebie zmyć nieszczęście i zły los.
Nieco prostszymi sposobami jest przejście odpowiedniej ceremonii w buddyjskiej świątyni lub wykonanie świętego tatuażu Sak Yant, mającego chronić posiadacza od pecha i złych duchów.
Tajlandia kojarzy się w dużym stopniu z seksturystyką, a chce uchodzić za „pannę cnotliwą”.
Tajlandia w tej kwestii jest hipokrytką. Chce uchodzić za kraj skromny i cnotliwy. Krzywo się tu patrzy na próbę przejścia kontroli na lotnisku z gadżetami erotycznymi w walizce. „To sprośne. Niewłaściwe. Konfiskujemy!”. Z drugiej strony prężnie działa biznes oparty na seksturystyce, prostytucji i barach z dziewczynami „do drinka”. To nie jest biznes pochowany po piwnicach za ciemnymi zasłonami, jest widoczny na głównych ulicach w wielu dużych miastach, reklamowany wielkimi banerami i plakatami z jasnym przesłaniem.
I nie można powiedzieć też złego słowa na króla, bo grozi za to kara nawet do 15 lat więzienia.
Tajlandia jest monarchią konstytucyjną, na której czele stoi król. Traktowany jest niemal jak Bóg. Za jego krytykę, zgodnie z artykułem 112 można trafić do więzienia. Kara wynosi od pięciu do piętnastu lat. Dreszczyku dodaje fakt, że taką karą zagrożone są osoby za każde pojedyncze złamanie prawa, a w tym wypadku wyroki się sumują.
Być może na początku taki zapis służył do obrony i ochrony wizerunku króla, w obecnych czasach do więzienia na kilka lat trafić można nawet za obrazę zwierząt należących do rodziny królewskiej. Wyroki skazujące zapadały nawet w przypadku nastolatków.
Najbardziej „spektakularny” wyrok to 70 lat dla Taja, który publikował zdjęcia i filmiki „obrażające” członków rodziny królewskiej. Wyrok obniżono o połowę po przyznaniu się do winy. Nawet turysta może paść ofiarą artykułu 112.
Czy to prawda, że lepiej Tajom na przywitanie czy pożegnanie nie podawać ręki?
Myślę, że Tajowie oswoili się z naszą formą powitania, w końcu turystyka jest u nich mocno rozwinięta. Gorzej byłoby na przykład z dotknięciem głowy Taja, bo w kulturze tajskiej głowa uważana jest za świętą.
Jeśli chcemy się z kimś przywitać po tajsku, to wykonajmy pokłon głową, lekko pochylmy ramiona. Jeśli mamy do czynienia z osobą, która cieszy się szczególnym szacunkiem, to dodatkowo na wysokości klatki piersiowej złóżmy ręce. Ale podanie ręki na pewno nikogo nie obrazi, szczególnie ze strony faranga (obcokrajowca).
Kolejny wywiad z cyklu „Polka na obczyźnie” już wkrótce!