Polka w Tajlandii: Tutaj można zmienić imię, jeśli ktoś uzna, że przynosiło mu pecha

Uśmiech jest największą bronią Tajów. Często nie oznacza wcale radości, a raczej służy temu, by zamaskować niezadowolenie, dyskomfort czy nawet zażenowanie zachowaniami obcokrajowców – mówi Kamila Markiewicz, autorka książki „Tajlandia. Królestwo Buddy i street foodu".

Publikacja: 28.09.2024 16:09

Kamila Markiewicz: Tajlandia jest monarchią konstytucyjną, na której czele stoi król. Traktowany jes

Kamila Markiewicz: Tajlandia jest monarchią konstytucyjną, na której czele stoi król. Traktowany jest niemal jak Bóg. Za jego krytykę, zgodnie z artykułem 112 można trafić do więzienia. Kara wynosi od pięciu do piętnastu lat.

Foto: Adobe Stock

O Tajlandii mówi się, że to kraina uśmiechu. Pani pisze, że to jednak kraina nibyradości.

Uśmiech jest największą bronią Tajów. Często nie oznacza wcale radości, a raczej ma zamaskować niezadowolenie, dyskomfort czy nawet zażenowanie czyimś zachowaniem.

Uśmiech to forma maski?

Trochę tak. To forma bardzo kulturalnej ucieczki od postawienia siebie lub kogoś w niezręcznej sytuacji. W Tajlandii bardzo ważne jest zachowanie własnej twarzy i to, żeby nie doprowadzić do utraty czyjejś twarzy, czyli do zawstydzenia, zakłopotania czy ośmieszenia kogoś. To automatyczny sposób zachowania używany przez Tajów w codziennych sytuacjach.

Są bardzo powściągliwi. Czy widziała Pani, żeby Tajom puściły nerwy? Trudno przecież w każdej sytuacji trzymać emocje na wodzy.

Jeśli Tajom w miejscach publicznych puszczają nerwy, to już jest ogień. Wtedy kończą się żarty. Jednak najczęściej, jeśli ktoś krzyczy na ulicy, to jest to turysta, najczęściej pijany.

Bo najważniejsze dla Taja jest to, żeby nie stracić twarzy?

W Tajlandii negatywne emocje są źle widziane. Publiczne okazywanie złości, zniecierpliwienia czy frustracji prowadzi do utraty twarzy. Ten lęk może objawiać się na różne sposoby. Jeden z nich przeżyłam na własnej skórze. Podczas jednej z wizyt w Tajlandii pytałam mieszkańców o wskazanie kierunku do jednego miejsca, ale ci, albo nie chcieli się przyznać, że nie rozumieją pytania po angielsku, albo nie wiedzieli, gdzie to miejsce się znajduje i za każdym razem kierowali mnie w inną stronę. Nie chcieli stracić twarzy, przyznając się do tego, że nie potrafią wskazać miejsca w swojej ojczyźnie i mieście swojego urodzenia.

Czytaj więcej

Polka w Wenezueli: Alimentów nikt tutaj nie płaci. Kobieta zostaje z kilkorgiem dzieci z różnych związków

W pracy natomiast nie do pomyślenia jest zwrócenie uwagi tajskiemu przełożonemu, że ten nie ma racji, albo stwierdzenie, że jego pomysł jest gorszy od zaproponowanego przez innego pracownika. U nas takie sytuacje wydają się dość normalne, w niektórych sytuacjach moglibyśmy je nazwać co najwyżej pasywno-agresywnymi. W Tajlandii narażają kogoś na utratę twarzy.

Co jest ważniejsze dla Taja? Praca czy rodzina?

Zdecydowanie rodzina. Rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu. Praca dla Tajów nie jest sensem życia, a raczej narzędziem, które ma zapewnić byt ich najbliższym. Kiedy praca jest, pracują, a kiedy jej nie ma – odpoczną, zrelaksują się, skoro i tak w danym momencie nie mają nic konkretnego do zrobienia. Jest to dobrze widoczne na ulicach, na przykład jeśli chodzi o taksówkarzy czy kierowców tuk-tuków. Jeśli klient jest – fantastycznie, wykonujemy swoją pracę, jeśli go nie ma – możemy zdjąć sandały, usiąść z tyłu na kanapie tuk-tuka, odpocząć i poczekać na moment, aż pojawi się nowy klient i okazja na zarobek.

Czy kobiety w Tajlandii są aktywne zawodowo?

Tajki prowadzą hostele, restauracje i kawiarnie. Można je spotkać na straganach i ryneczkach z przenośnymi stoiskami, na których sprzedają owoce i warzywa.

Pracują w biurach turystycznych i bardzo często tak jest, że ta, która dobrze zna angielski, jest koordynatorką pracy całego biura.

Kobiety w Tajlandii można znaleźć wszędzie i praktycznie na każdym stanowisku. Są aktywne na równi z mężczyznami. Tutaj nie płeć stanowi ograniczenie, a pochodzenie, miejsce zamieszkania oraz wykształcenie lub jego brak.

Jaką pozycję kobiety mają w rodzinie?

W tajskiej rodzinie na szczycie hierarchii stoi najstarszy członek rodu, który uważany jest za głowę i opokę rodziny. Taka osoba ma największe poważanie. A to, czy jest to mężczyzna, czy kobieta jest sprawą drugorzędną.

Nie zauważyłam też dyskryminacji, jeśli chodzi o pozycję rodzinną kobiet. Oczywiście na wsiach czy w mniejszych miastach przyjmują bardziej tradycyjne role – opiekunek rodziny, ale nie zauważyłam na tym polu wyzysku.

Jeśli najważniejszą osobą w rodzinie jest najstarsza osoba, czy to oznacza, że Tajowie żyją w wielopokoleniowych domostwach?

Tak, bardzo często rodziny żyją w takim trzypokoleniowym kociołku. Rodzice idą do pracy, a dziadkowie zajmują się wnukami. Często można też spotkać i zauważyć tajskie wielodzietne rodziny podróżujące po Tajlandii na wakacjach czy podczas świąt. Widać, że doraźną opiekę sprawują nad dziećmi dziadkowie, żeby choć na chwilę odciążyć rodziców. Niemal na każdym kroku można zauważyć, że rodzina dla Tajów jest najważniejsza.

A co sprawia, że są szczęśliwi? To, że żyją zgodnie ze słowami „mai pen rai”?

To tajski odpowiednik naszego powiedzenia: „Jakoś to będzie”. „Nie ma co się martwić na zapas”. „Daj spokój”. „Na razie nie mówmy o tym”. Ta fraza, która ma odwlec w czasie podjęcie decyzji. Oczywiście wszystko zależy od kontekstu, ale najczęściej to podejście sugeruje zachowanie spokoju niezależnie od okoliczności i sytuacji, w której się znajdujemy. Jeśli nie mamy wpływu, żeby coś zmienić, co nam pozostaje? Akceptacja. Wtedy żyje się łatwiej i szczęśliwiej.

Stąd ta pogoda ducha?

Tajowie z natury są zrelaksowani i wyrozumiali, biorą los, jakim jest i doceniają kruchą, przemijającą teraźniejszość. Płyną z prądem swojego życia w wolnym tempie, bez pośpiechu, szukając zadowolenia i wewnętrznego spokoju.

Czytaj więcej

Polka na Tajwanie: Tutaj dzieci w szkole uczą się o Szymborskiej i Kieślowskim

Ponad 94 proc. Tajów wyznaje buddyzm, a takie myślenie to mieszanka wierzeń buddyjskich z tajskim animizmem. Wierzą, że jeśli nie ma się wpływu na czynniki zewnętrzne, to lepszym podejściem jest akceptacja, a nie frustracja. Lepiej więc zachować spokój i przestać niepotrzebnie się stresować. Religia i wynikające z niej podejście do życia zapewniają Tajom równowagę w życiu codziennym w obliczu trudnych sytuacji.

Tajowie uważają też, że trzeba się dopasować, być szlachetnym i zwracać uwagę na innych. To z kolei zwyczaj: „kreng jai”. W jaki sposób go pani złamała?

To kolejny koncept społeczny obowiązujący w Tajlandii. Chodzi o to, aby nie prosić o przysługi, ale radzić sobie samodzielnie i nie narzucać się drugiej osobie. Jest to związane z buddyzmem i długami karmicznymi, a raczej z tym, żeby tych długów nie mieć.

Pamiętam, że byłam w foodcourcie – hali z różnymi stoiskami z jedzeniem - i po skończonym posiłku chciałam, jak to mam w zwyczaju, odnieść tackę, ale kiedy tylko odsunęłam krzesełko i podniosłam tackę, od razu pojawiła się pani, która krzyknęła do mnie: kreng jai. Co można przetłumaczyć, jako: „Daj spokój, nie kłopocz się, ja to zrobię”. Kobieta była przejęta, że chcę wykonać jej pracę, podczas gdy po to właśnie ją zatrudniono.

Dlaczego w Tajlandii lepiej nie gwizdać?

Gwizdanie może przywołać duchy. Nie chodzi o duchy, które znamy z popkultury jak np. duszek Kacper, tylko o niematerialne byty, które żyją w różnych miejscach, np. w progach czy w drzewach.

Gwizdanie może duchy zirytować, a powszechnie wiadomo, że potrafią być wredne i niesprzyjające, jeśli zostaną wyprowadzone z równowagi, lepiej więc tego nie robić.

Generalnie w tajskiej kulturze występuje kilka rodzajów duchów i nie wszystkie pełnią pozytywne role. Phi Mae Nang to duchy kobiece, które często straszą ludzi. Istnieją także byty mające umiejętności przejmowania kontroli nad czyimś ciałem i doprowadzania do poważnych chorób. Dlatego dla Tajów tak ważne jest oddawanie odpowiedniej czci duchom.

Czy mnisi buddyjscy walczą z animizmem?

Wierzenia animistyczne i buddyzm w tajskim wydaniu zrosły się ze sobą i są nierozerwalne. Jeśli popatrzymy na to, jak wygląda tajska codzienność, rytuały i praktyki religijne, to okaże się, że przez lata stały się jednym i tym samym, dlatego też tajski buddyzm jest taki wyjątkowy i zupełnie inny niż buddyzm w innych krajach. To jest bardzo unikalna mieszanka stanowiąca całość, której w Tajlandii raczej się nie rozdziela.

Te same osoby, które rano po drodze do pracy zostawiają dary w domkach dla duchów, za chwilę pójdą do świątyni buddyjskiej, kupią wieniec świeżych kwiatów, świeczkę i będą ofiarowywali kosze z darami dla mnichów. Można rzec, że to naprawdę kompleksowe podejście do duchowości w Tajlandii.

Dlaczego duchom w ofierze składa się czerwony napój?

Według legend i opowieści kiedyś w ofierze składano martwe zwierzęta. Dzisiaj nie robi się tego w tak drastyczny sposób, a ofiarną krew zastąpiono czerwoną Fantą. Podobno duchy bardzo lubią ten słodki napój, a uwielbiany przez cały kraj i uważany za ojca narodu król Rama IX, który zmarł w 2016 roku też był jego fanem, co przyczyniło się do spopularyzowania wyboru akurat tej marki.

U nas, żeby młody mężczyzna nabrał krzepy, idzie do wojska, a tutaj do buddyjskiego klasztoru.

W Tajlandii mnichem można zostać na jeden, dwa czy trzy dni, a w murach klasztornych spędzić tydzień, miesiąc lub rok. Rzeczywiście, młodzi mężczyźni zanim osiągną dorosłość, wstępują do klasztoru i spędzają tu miesiąc lub dwa.

Sama ceremonia wstępowania do klasztoru (niezależnie na jak długo) to wielkie święto dla całej rodziny, wioski czy miasta. Religijnym ceremoniom towarzyszą huczne obchody i rytualne ścięcie włosów na głowie.

W buddyzmie bardzo ważne jest zbieranie tzw. zasług, dobrych uczynków, które zbiera się każdego dnia i które mają doprowadzić albo przynajmniej zbliżyć do osiągnięcia oświecenia i stanu doskonałości, jaki osiągnął Budda. Dlatego właśnie czynienie dobra dla Tajów jest bardzo ważne. A jeśli syn zostanie mnichem, to jest to jeden z największych dobrych czynów, jakich może dokonać syn dla matki. Kobiety nie mogą zostać mniszkami, więc matka musi zbierać dobre uczynki przez posługę syna.

Można też z siebie zmyć nieprzychylność losu albo odciąć się od nieszczęść z przeszłości. Trzeba pewnie wypełnić jakiś rytuał?

Można tego dokonać zmieniając imię. Jeśli uważamy, że przynosiło nam pecha, że było do nas źle dobrane albo mamy za sobą trudne doświadczenia i chcemy się od nich odciąć, możemy je zmienić. Towarzyszy temu szereg procedur i rytuałów religijnych.

W tym celu należy udać się do mnicha, który na takiej sztuce się zna i który wskaże, jakie powinno być nowe imię, z jakich liter powinno się składać, a jakich liter powinniśmy unikać. W ten sposób można z siebie zmyć nieszczęście i zły los.

Nieco prostszymi sposobami jest przejście odpowiedniej ceremonii w buddyjskiej świątyni lub wykonanie świętego tatuażu Sak Yant, mającego chronić posiadacza od pecha i złych duchów.

Tajlandia kojarzy się w dużym stopniu z seksturystyką, a chce uchodzić za „pannę cnotliwą”.

Tajlandia w tej kwestii jest hipokrytką. Chce uchodzić za kraj skromny i cnotliwy. Krzywo się tu patrzy na próbę przejścia kontroli na lotnisku z gadżetami erotycznymi w walizce. „To sprośne. Niewłaściwe. Konfiskujemy!”. Z drugiej strony prężnie działa biznes oparty na seksturystyce, prostytucji i barach z dziewczynami „do drinka”. To nie jest biznes pochowany po piwnicach za ciemnymi zasłonami, jest widoczny na głównych ulicach w wielu dużych miastach, reklamowany wielkimi banerami i plakatami z jasnym przesłaniem.

Czytaj więcej

Polka z Okinawy: Ludzie żyją tu dłużej, bo stosują zasadę "nankurunaisa" czyli...

I nie można powiedzieć też złego słowa na króla, bo grozi za to kara nawet do 15 lat więzienia.

Tajlandia jest monarchią konstytucyjną, na której czele stoi król. Traktowany jest niemal jak Bóg. Za jego krytykę, zgodnie z artykułem 112 można trafić do więzienia. Kara wynosi od pięciu do piętnastu lat. Dreszczyku dodaje fakt, że taką karą zagrożone są osoby za każde pojedyncze złamanie prawa, a w tym wypadku wyroki się sumują.

Być może na początku taki zapis służył do obrony i ochrony wizerunku króla, w obecnych czasach do więzienia na kilka lat trafić można nawet za obrazę zwierząt należących do rodziny królewskiej. Wyroki skazujące zapadały nawet w przypadku nastolatków.

Najbardziej „spektakularny” wyrok to 70 lat dla Taja, który publikował zdjęcia i filmiki „obrażające” członków rodziny królewskiej. Wyrok obniżono o połowę po przyznaniu się do winy. Nawet turysta może paść ofiarą artykułu 112.

Czy to prawda, że lepiej Tajom na przywitanie czy pożegnanie nie podawać ręki?

Myślę, że Tajowie oswoili się z naszą formą powitania, w końcu turystyka jest u nich mocno rozwinięta. Gorzej byłoby na przykład z dotknięciem głowy Taja, bo w kulturze tajskiej głowa uważana jest za świętą.

Jeśli chcemy się z kimś przywitać po tajsku, to wykonajmy pokłon głową, lekko pochylmy ramiona. Jeśli mamy do czynienia z osobą, która cieszy się szczególnym szacunkiem, to dodatkowo na wysokości klatki piersiowej złóżmy ręce. Ale podanie ręki na pewno nikogo nie obrazi, szczególnie ze strony faranga (obcokrajowca).

Kolejny wywiad z cyklu „Polka na obczyźnie” już wkrótce!

O Tajlandii mówi się, że to kraina uśmiechu. Pani pisze, że to jednak kraina nibyradości.

Uśmiech jest największą bronią Tajów. Często nie oznacza wcale radości, a raczej ma zamaskować niezadowolenie, dyskomfort czy nawet zażenowanie czyimś zachowaniem.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Córka Beaty Tyszkiewicz o życiu w Szwajcarii: Bogaci czy biedni – wszyscy mamy takie same widoki
Wywiad
Profesor Katarzyna Pisarska o roli kobiet w dyplomacji. "Dorównują mężczyznom"
Wywiad
Polka w Wenezueli: Alimentów nikt tutaj nie płaci. Kobieta zostaje z kilkorgiem dzieci z różnych związków
Wywiad
Himalaistka Dorota Rasińska-Samoćko zaczęła kolejną wyprawę. Dla gór zrezygnowała z dyplomacji
Wywiad
Gabriela Muskała: Hartowanie poprzez krytykę nie ma dla mnie racji bytu