Anna: Zaczynałyśmy od zera, wkładając w ten biznes własne ogromne zaangażowanie i po 150 tysięcy złotych. Wiedziałyśmy że to kropla w morzu potrzeb, ale miałyśmy plan. Początki nie były łatwe. Co chwila zaskakiwały nas coraz to nowsze wydarzenia. Ledwie skończyła się pandemia, pojawił się problem rekordowej inflacji, rosnących kosztów transportu, wojny w Ukrainie, kursu euro – to wszystko było i jest dla nas bardzo trudne, stresujące. Musimy czasem zrezygnować z jakichś inwestycji oraz planów i się nie poddawać. Uczymy się pokory i cierpliwości. Zaczynałyśmy z czterema produktami, po dwóch latach portfolio marki powiększyło się do ośmiu, a w planach do końca roku są kolejne dwa, które pozwolą nam również wejść w nową kategorię produktową, jaką jest makijaż. Kwestię opracowywania konkretnych receptur i sposobu produkcji oczywiście zostawiamy specjalistom, tak samo jak logistykę, czyli wysyłkę i magazynowanie produktów. Zewnętrzne marki wspomagały nas też w kwestii reklam internetowych. W międzyczasie same orientowałyśmy się, które obszary wymagają poprawy, więc stawałyśmy przed wyborem: albo zmienić ekipę, albo samej się tego nauczyć. Na pewno takim młodym markom jak nasza przydałoby się większe wsparcie ze strony państwa. Czekamy na program, który pozwoliłby nam uzyskać dofinansowanie na rozwój firmy na międzynarodowych rynkach.
Małgorzata: Zwłaszcza, że banki nie są skłonne udzielać kredytów młodym biznesom. My same zdałyśmy sobie sprawę, że zarządzenie wielomilionowym biznesem — ale czyimś - to coś zupełnie innego niż zarządzanie własnym. Pracując w korporacji dostawałyśmy do rąk gotowy produkt, a naszą rolą było jego wypromowanie i sprzedanie. Nauczyłyśmy się korzystać z rad ekspertów, bo trudno być specjalistą od wszystkiego. Często wchodzimy w obszary dla nas zupełnie nowe. Cały czas się uczymy, rozwijamy. E-Commerce to pędząca maszyna. Konkurencja jest ogromna i nie możemy pozwolić sobie na błądzenie. Zaangażowanie to słowo klucz. My nie przestajemy marzyć, działać, a każdy nowy produkt, kampanię, klienta przeżywamy jakby to był nasz pierwszy. Poziom naszego wkładu w markę i rozwój firmy tylko rośnie. Codziennie siadamy do biurka, nie ma taryfy ulgowej. Tempo w branży kosmetycznej jest zawrotne, a każde spóźnienie może przynieść wielkie straty. Tu trzeba być kreatywnym i sprawczym, ale na szczęście tych cech nam nie brakuje. Plany mamy dalekosiężne, nie traktujemy Say hi jako tymczasowego projektu. Tym bardziej, że firma fajnie się rozwija. Co roku podwajamy obroty i mamy plan to tempo utrzymać, żeby już w bieżącym przekroczyć graniczny milion. Pojawiły się też pierwsze propozycje od inwestorów. Zespół Say hi to wciąż głównie my dwie, aczkolwiek tak jak wspominałyśmy wcześniej, często korzystamy ze wsparcia specjalistów z różnych dziedzin. Rocznie jest to około 30 osób, nie wliczając naszych laboratoriów ani magazynu. Choć głównie reinwestujemy zyski w ciągły rozwój firmy, udaje nam się również na tym etapie nagradzać siebie za ciężką codzienną pracę.
Kobiety, które zarabiają miliony na ubraniach z szarej dresówki
Antonina Samecka i jej przyjaciółka Klara Kowtun w markę Risk Made in Warsaw szyjącą ubrania z tkaniny dresowej zainwestowały w 2011 roku 30 tysięcy złotych. Już po dwóch latach firma miała obrót na poziomie 2,8 mln złotych. Dziś przychody są wielokrotnie wyższe.
Oprócz doświadczenia pracy w korporacji obie prowadzicie też domy i macie rodziny. Jak wygląda u was godzenie obu ról?
Małgorzata: Praca na wysokich stanowiskach w korporacji jest bardzo wymagająca i angażująca czasowo, co moja rodzina zapewne w pewnym okresie odczuła. W opiece nad naszymi nastoletnimi już córkami pomagały wówczas nianie. Jak każda kobieta, która chce się rozwijać i mieć rodzinę stanęłam przed wyborem – mogłam zrezygnować z tego pierwszego i zająć się domem samodzielnie, albo poprosić o pomoc innych. Wybrałam tę drugą opcję. Można spędzać z dzieckiem kompletnie niejakościowy czas będąc w domu, a można ten który się ma wykorzystać maksymalnie. Praca daje mi poczucie niezależności i spełnienia. Jest we mnie jakiś wewnętrzny imperatyw, który nakazuje się rozwijać, iść do przodu. Poza tym, jestem mamą dwóch córek i chciałabym, aby wyrosły na silne i świadome siebie kobiety. Chcę im przekazać wzorce, że godzenie różnych ról życiowych – osoby aktywnej zawodowo, matki czy partnerki - jest możliwe. Natomiast to one będą decydować w przyszłości, którą drogą chcą podążać. Dla macierzyństwa nie trzeba poświęcać całej siebie, choć oczywiście niezbędne jest wsparcie partnera.
Anna: U mnie sytuacja była zupełnie inna, bo nie znam realiów pracy w korporacji mając już rodzinę. Moje dzieci mają trzy i pięć lat, a więc urodziły się wtedy, kiedy rozkręcałyśmy nasz biznes. Podjęłam świadomą decyzję, żeby nie wracać na etat po urodzeniu starszego z nich. I to nie dlatego, że bałam się, iż nie pogodzę obu ról, bo jestem akurat mistrzem w organizacji i planowaniu. Po prostu inne kwestie stały się dla mnie priorytetowe: elastyczne podejście do czasu pracy, możliwość pracy spoza Polski, ale przede wszystkim chęć rozwoju własnego biznesu. Oczywiście życie z tak małymi dziećmi to ciągła gimnastyka, ale będąc bardziej mobilną mam większe pole manewru. Również dzięki wsparciu i specyfice pracy mojego męża udaje nam się to wszystko razem pogodzić. Podkreślam słowo „razem”, ponieważ partnerstwo jest tutaj kluczowe. Zawsze uważałam, że w życiu można mieć wszystko, tylko nie w tym samym czasie. Nie da się być perfekcyjną zawsze i w każdej dziedzinie.