Skontaktowała się z nami jej agencja, ale jestem pewna, że nie doszłoby do tego bez wcześniejszych rozmów i akceptacji z jej strony.
Czy Jennifer Lopez miała jakieś specjalne wymagania lub sugestie przy tworzeniu kolekcji? To były typowo biznesowe rozmowy, czy może bardziej twórcza burza mózgów?
Nie byłam osobiście zaangażowana w cały proces tworzenia produktów, więc nie znam wszystkich szczegółów, ale wiem, że dobór kolorów, wykończeń i formuł był dla niej niezwykle istotny. Każdy element kolekcji był z nią konsultowany. To nie było tak, że powstała kolekcja i po prostu dodano do niej nazwisko Jennifer Lopez – ona naprawdę dbała o każdy szczegół. Pracowaliśmy nad jakością i detalami.
Czy ma pani teraz jakieś marzenia o kolejnej współpracy z jakąś światową gwiazdą? Kogo widziałaby pani w nowej kolekcji?
Oczywiście, mamy takie plany, ale szczegóły pozostawię jeszcze dla siebie.
Jeśli chodzi o najważniejsze momenty w rozwoju firmy – które z nich były dla pani najbardziej emocjonujące?
Jestem na stanowisku dyrektorki marketingu od półtora roku, więc kamienie milowe dopiero przede mną. Natomiast w samej historii firmy na pewno było wiele takich momentów.
Lakier do paznokci przepuszczający powietrze stał się hitem w krajach arabskich. Od początku wiedzieliście, że to będzie przełomowy produkt, czy to był szczęśliwy zbieg okoliczności?
To był szczęśliwy zbieg okoliczności, bo tak naprawdę to nasi klienci odkryli jego właściwości. To oni pierwsi przetestowali lakier i zauważyli, że faktycznie przepuszcza wodę. Oczywiście, później sami to potwierdziliśmy badaniami, ale początkowo nie zakładano, że będzie to aż tak rewolucyjna formuła. Ale jeśli już mówimy o przełomowych produktach, warto wspomnieć o naszym żelowym eyelinerze 77 – najczarniejszym z czarnych, jak go nazywają. Jest uwielbiany przez wizażystów na całym świecie i używany do makijażu największych gwiazd, jak Kim Kardashian czy Dua Lipa. Makijażyści sami chętnie wspominają o nim, gdy są pytani o listę produktów użytych do wykonania danego looku. Co więcej, eyeliner Inglot pojawił się również na planie serialu „Euforia”, gdzie był wykorzystywany do charakterystycznych, odważnych makijaży. To produkt znany na całym świecie, który nieustannie trafia na listy najlepszych eyelinerów. Jesteśmy z niego dumni.
Aż chce się zapytać: jak to możliwe, że tak innowacyjne kosmetyki powstają na końcu Polski?
Dla mnie to wcale nie jest zaskakujące, bo wiem, że w Przemyślu pracuje zespół świetnych ludzi – chemików, technologów, ekspertów. Mamy tam bardzo nowoczesne centrum badawczo-rozwojowe, które daje ogromne możliwości.
Najważniejsi są jednak ludzie. W mojej opinii mamy naprawdę fantastycznych ekspertów i to ich praca sprawia, że powstają produkty, które zdobywają świat. To nie jest zasługa jednej osoby, tylko efekt współpracy między wieloma zespołami, a przede wszystkim z dbałością o produkt.
Pani również uważa, że źródłem sukcesu są „premiery” nowych produktów? Jakie nowości planujecie?
Zdecydowanie się z tym zgadzam – nowości są tym, co napędza sprzedaż. Regularnie wprowadzamy na rynek nowe kolekcje i za każdym razem dążymy do tego, by były to produkty nie tylko świetne pod względem kolorystyki, ale także pod kątem składników pielęgnacyjnych. Dziś w branży beauty granica między makijażem a pielęgnacją coraz bardziej się zaciera – klienci oczekują, że kosmetyki kolorowe będą miały również właściwości pielęgnacyjne. Dlatego mocno skupiamy się na formułach i dopracowujemy je, by były na najwyższym poziomie. Nie zapominamy też o trendach – zarówno kolorystycznych, jak i dotyczących wykończeń. Przez długi czas modne były mokre, kremowe formuły – róże, bronzery, rozświetlacze. Teraz widać zwrot w stronę soft-matu – ten trend jeszcze nie jest dominujący, ale wkrótce będzie. Przy tworzeniu nowych produktów zwracamy uwagę na kilka kluczowych aspektów: najważniejsza jest formuła i składniki, ale również zgodność z trendami. Produkty muszą być funkcjonalne, ale istotny jest też wygląd produktu na półce czy w kosmetyczce, bo prawda jest taka, że lubimy otaczać się ładnymi produktami.
Jak wygląda pani codzienność jako dyrektorki marketingu? Czy znajduje pani czas na odpoczynek?
Oczywiście, że znajduję. Natomiast moja rola wiąże się też z dużą odpowiedzialnością, którą trudno wyłączyć po standardowych 8 godzinach pracy. Dodatkowo praca w firmie rodzinnej ma to do siebie, że często te rozmowy z członkami rodziny "po godzinach" również są o firmie. Wyzwaniem na pewno jest też to, że pracuję częściowo również w Przemyślu. Przynajmniej raz na 3 lub 4 tygodnie jeżdżę do Przemyśla - zwykle na tydzień roboczy. Bycie na miejscu jest dla mnie bardzo ważne, natomiast część mojego zespołu jest w Warszawie, a więc dzielę życie między te dwa miasta.
Co panią najbardziej cieszy, co inspiruje w tej dynamicznej branży beauty?
Największą satysfakcję daje mi moment, gdy wypuszczamy nowy produkt i widzimy, że się przyjął – zarówno po wynikach sprzedaży, jak i recenzjach. To ogromna radość, gdy rynek dobrze reaguje na nowość, nad którą pracowało wiele osób. Bo tak naprawdę to zawsze jest praca całego zespołu – specjalistów od produktu, marketingu, sprzedaży. Pamiętam, że kiedy zaczynałam aktywnie działać w firmie, na różnych spotkaniach często słyszałam komentarze typu: „O, Inglot! Moja mama używa tych lakierów, moja mama miała tę pomadkę”. I oczywiście cieszyło mnie to, ale jednocześnie miałam poczucie, że warto byłoby dotrzeć też do młodszej grupy odbiorców. Wydaje mi się, że przez ostatnie lata odrobiliśmy tę lekcję. Wdrożyliśmy wiele nowych produktów, wprowadziliśmy kilka zmian i dziś Inglot jest marką, po którą sięgają również moi rówieśnicy i młodsze pokolenia. Uważam to za duży sukces.
Jakie są pani marzenia związane z przyszłością marki Inglot?
Chciałabym, żeby Inglot był jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek kosmetycznych na świecie. Wszystkie nasze marzenia dotyczą właśnie globalnego rozwoju, ale również innowacyjnych, przełomowych produktów. Chcemy kontynuować tę drogę i docierać do coraz większej liczby klientów na całym świecie.
Czym dla pani jest piękno? Praca w branży kosmetycznej zmieniła pani spojrzenie na to, co naprawdę jest ważne w wyglądzie i w życiu?
Nie potrafię jednoznacznie zdefiniować piękna – to bardzo indywidualna kwestia. Ale dzięki pracy uświadomiłam sobie, że kosmetyki pozwalają każdemu podkreślić urodę na własny sposób. Oczywiście, na rynku istnieją trendy, które wyznaczają określony kierunek w makijażu, i wiele osób je naśladuje – sama czasem im ulegam. Ale jednocześnie kosmetyki dają nam swobodę wyboru. Możemy je stosować po prostu po to, by czuć się lepiej, podkreślać to, co uważamy za nasze atuty. Czasem chcemy optycznie powiększyć oczy lub usta, czasem dodać skórze koloru bronzerem czy różem – i to jest w makijażu piękne. On daje nam możliwość wyrażania siebie, dodaje pewności. Piękno to dla mnie także wolność wyboru.
Jak pani odpoczywa?
Bardzo lubię aktywnie spędzać czas, a najbardziej napędzają i inspirują mnie podróże, nawet te krótkie.
Co w pani obowiązkach zawodowych jest najważniejsze?
Pytanie powinno raczej brzmieć: co nie jest ważne? Zarządzanie marketingiem to duża odpowiedzialność, a kierowanie zespołem to wyzwanie – łącznie pod moimi skrzydłami jest ponad 20 osób, a w strukturze są też kierownicy poszczególnych działów. Ważna jest praca z ludźmi i zarządzanie zespołem, a z drugiej strony liczą się kwestie strategiczne: jak chcemy budować markę, jakie mamy plany, jak optymalnie dysponować budżetem, jakie cele chcemy osiągnąć w krótkiej i dłuższej perspektywie. To wszystko wymaga przemyślanej strategii, analizy i konsekwencji w działaniu.
Czy te półtora roku na stanowisku dyrektorki marketingu przyniosło pani poczucie spełnienia?
Myślę, że tak, ale codziennie się uczę. Rozmawiam z wieloma osobami nie tylko z mojej branży i wiem, że jeszcze sporo przede mną. Każdego dnia staram się działać najlepiej, jak potrafię.