Pierwsze zamówienia od klientów odbierała podczas zajęć z historii czy chemii, gdy jako początkująca przedsiębiorczyni uczęszczała do college’u, aby poznać podstawy biznesu modowego. Poza wykładami poświęconymi wybranej przez nią dziedzinie działalności, program nauczania obejmował też przedmioty znane jej już z wcześniejszych etapów edukacji. Bez wyrzutów sumienia przedłużała więc przerwy między zajęciami, by odpowiadać na liczne zapytania ze strony klientów, a następnie w pośpiechu przygotowywać i rozsyłać paczki, zgodnie z napływającymi masowo zamówieniami.
Powodzenie założonej przez Danielle Guizio marki modowej przerosło jej oczekiwania, a przełomową dla rozwoju jej biznesu propozycję współpracy otrzymaną drogą mailową potraktowała początkowo jako… spam. Wydarzeń, które potencjalnie mogły stanąć na drodze do realizacji jej pasji, było więcej. Co sprawiło, że 35-letnia obecnie przedsiębiorczyni podjęła zdecydowane działania torujące jej drogę do listy „Forbes 30 under 30”?
Danielle Guizio: skromna inwestycja na rozpoczęcie działalności biznesowej
– Otrzymywanie pierwszych zamówień w zawrotnym tempie sprawiło, że moje serce zabiło szybciej. Pokochałam to uczucie i nie zapomnę go do końca życia – mówi w rozmowie z „Forbes” ambitna przedsiębiorczyni, której firma, utworzona pod własnym imieniem i nazwiskiem, powstała dzięki regularnie odkładanym oszczędnościom. – Pracowałam jako sprzedawca w sklepie odzieżowym. Każdą zaoszczędzoną kwotę odkładałam do szuflady w mojej sypialni. Gdy udało mi się uzbierać 400 dolarów, wydawało mi się, że to naprawdę sporo pieniędzy – wspomina w rozmowie z „InStyle”.
Zamiłowanie do mody, wyczucie stylu oraz wiedza zdobyta we wspomnianym college’u, gdzie poznała podstawy biznesu modowego, pomogły 24-letniej wówczas, przyszłej przedsiębiorczyni, podjąć decyzję o zainwestowaniu zaoszczędzonej kwoty i rozpoczęciu własnej działalności w ukochanej dziedzinie. – Przy ograniczonych środkach finansowych, mój pomysł był bardzo prosty. We współpracy z siostrą mojego chłopaka, stworzyłam trzy wzory nadruków na koszulki, a następnie udałam się do pobliskiego punktu usługowego i poprosiłam o umieszczenie ich na T-shirtach – relacjonuje w rozmowie z „InStyle”. Korzystając z pomocy zaprzyjaźnionej osoby pracującej dla magazynu „Nylon”, założyła następnie stronę internetową marki, a potencjalnymi przyszłymi zamówieniami na koszulki z kolorowymi nadrukami, planowała zarządzać w piwnicy rodzinnego domu w New Jersey.