Zacznijmy od początku – co panie połączyło i kto wyszedł z inicjatywą stworzenia marki kosmetyków probiotycznych?
Sylwia Poradzisz: Jesteśmy mikrobiolożkami, spotkałyśmy się przy jednym stole laboratoryjnym, przy którym badałyśmy wpływ probiotyków, czyli żywych bakterii probiotycznych, na organizm człowieka. Brałyśmy udział w badaniach klinicznych, koncentrując się głównie na suplementach diety. To był okres, kiedy probiotyczne suplementy diety z żywymi bakteriami zaczęły zyskiwać popularność – najpierw w środowisku naukowym, a potem także w przemyśle. Wtedy dostrzeżono, jak ogromny wpływ mają bakterie probiotyczne na organizm. Mogłyśmy obserwować to na żywo – widziałyśmy, jak działają na tkanki ludzkie i jakie efekty przynoszą w badaniach klinicznych. Właśnie wtedy narodziła się nasza fascynacja bakteriami. Przez lata przyzwyczajono nas do myślenia, że bakterie są czymś złym, że powodują choroby i należy ich unikać. Zdałyśmy sobie sprawę, że są nam niezbędne. A, że jesteśmy kobietami, to zaczęłyśmy myśleć o bakteriach także w kontekście pielęgnacji skóry. Szukałyśmy gotowych produktów na rynku, ale okazało się, że nie ma kosmetyków zawierających żywe bakterie probiotyczne. Dlatego postanowiłyśmy same opracować receptury kosmetyczne z ich zawartością. Na początku były to bardzo proste formuły, nieprzygotowane jeszcze do sprzedaży. Ale już wtedy miały formę kosmetyków, które mogłyśmy stosować na własnej skórze. Tak to się zaczęło.