Klientka szeptuchy z Podlasia: Nawet kiedy Wala z Orli zmarła, czuję jej wpływ na moje życie

Od dziecka zdolna i niesprawiająca kłopotów wychowawczych, jako dorosła kobieta - doskonale wykształcona, z prestiżowym zawodem w ręku, atrakcyjna. Trzydziestokilkuletnia Iza ze spokojem i namysłem opowiada kolejne rozdziały swojej historii: o tym, jak kontakt z szeptuchami naznaczył jej życie.

Publikacja: 13.09.2024 09:45

Scenerię wizyt, które dotyczyły „spraw duchowych”, uzależniona od spotkań z szeptuchą kobieta porówn

Scenerię wizyt, które dotyczyły „spraw duchowych”, uzależniona od spotkań z szeptuchą kobieta porównuje do tej znanej z sal sądowych i sal przesłuchań.

Foto: PAP

Można iść o zakład, że jeśli na żywo wysłuchałby jej ktoś, kto nigdy nie korzystał z usług szeptuchy i nie zamierzał tego robić, ale równocześnie nie potępiał w czambuł podlaskich zamawiaczek – bo przecież niosą pomoc wielu ludziom – to radykalnie zmieniłby podejście do sprawy. Aby tak się stało, wystarczy usłyszeć jedno zdanie wypowiedziane przez Izę: Kiedy pod koniec stycznia 2024 roku Wala z Orli zmarła, przez chwilę myślałam, że teraz będę miała siłę, żeby samodzielnie decydować o swoim życiu. Na razie – do września 2024 roku – tego cichego marzenia nie udało jej się spełnić.

- Opowiadam swoją historię, bo być może dzięki temu kogoś uda się przestrzec – mówi uzależniona od szeptuchy kobieta.

Szeptuchy z Podlasia „wdrukowane w DNA”

Po raz pierwszy Iza pojechała do Babci z Orli – tak do dziś mówi o słynnej nie tylko na Podlasiu, ale i w całej Polsce Wali – mając około 6 lat. Bardzo możliwie, że bywała tam już wcześniej. Nie wyklucza nawet, że matka „wdrukowała jej kontakt z szeptuchami w DNA”, bo bardzo prawdopodobne, że jeździła do nich, będąc z nią w ciąży. 6-letnia Iza trafiła do Orli w jesienny wieczór, po tym jak wyczuła na swojej szyi niewielki guzek i pokazała go matce. Ta, nie zwlekając ani chwili, zapakowała dziecko do samochodu i zaangażowała męża do roli kierowcy. Była obawa, że zamawiaczka nie udzieli im pomocy tego dnia, bo było już po zachodzie słońca, a wtedy – jak powszechnie wiadomo – szeptucha nie czyni swojej posługi. Zaryzykowali. Matka była tak przerażona sytuacją, że nie mogła czekać do kolejnego ranka. Wala – ku ogromnej radości przybyłych klientów – nie odprawiła ich z kwitkiem. Przeciwnie: rytuał zamawiania został odprawiony z należytą starannością. Głowę dziecka nakryto śnieżnobiałą serwetą – zasłaniającą również twarz. Zapalono świece i lniane pakułki. Szeptucha kładła ręce na głowie dziewczynki i odmawiała modły. Kazała jej coś wypić i zjeść ciastko. Kilka tych samych ciastek dała na drogę. Powiedziała, żeby zjadać je w następnych dniach według ściśle ustalonych wskazówek i modlić się, a w drodze do domu, we wskazanym miejscu wyrzucić przez okno samochodu zawiniątko, które również podarowała. Iza nie pamięta dokładnie, po jakim czasie guzek, z których przyjechała do Wali, zniknął, ale jako że nigdy nie zgłosiła się z tym problemem do lekarza medycyny konwencjonalnej, przyjmuje, że wtedy Wala jej pomogła. Wie, że tamten wieczór był mocno zaakcentowanym początkiem jej późniejszego nadmiarowego kontaktu z szeptuchą.

Jej rodzina jeździła do Wali regularnie – nie tylko z problemami dotyczącymi zdrowia fizycznego. Iza jest najmłodszą z trojga rodzeństwa. Najstarszy brat sprawiał duże problemy wychowawcze. Rodzice próbowali go „naprawić”, korzystając z uzdrawiających mocy Wali. Były takie okresy w ich życiu, że bywali u niej – a później także u innych okolicznych zamawiaczek – co tydzień. W sprawie zbuntowanego nastolatka jeżdżono do Orli z nadzieją, że Babcia wreszcie zabierze z niego to, co złe. Rezultaty, które udawało się osiągnąć, nie były zgodne z pokładanymi w nich oczekiwaniami, ale rodzice nie rezygnowali z wizyt u Wali. Matka je inicjowała, a ojciec posłusznie wsiadał za kierownicę i wiózł całą rodzinę do Orli. Izie i jej siostrze jak mantrę powtarzano, że trzeba zrobić wszystko, żeby nie stało się z nimi to, co z najstarszym z dzieci. – Szkoda, że nikt i nigdy nie zadał pytania, dlaczego Paweł (starszy brat – przyp. red.) był tak bardzo zbuntowanym dzieckiem – mówi Iza. – Kiedyś powiedział mi coś, czego nigdy nie zapomnę. Miałam jakieś 7 lat. Wybuchła kolejna domowa awantura. Zapytałam go, dlaczego jest taki, a nie inny. „Nie zrozumiesz, bo nie widziałaś tego, co ja”, odpowiedział. Wtedy nie wiedziałam, co miał na myśli. Dopiero dużo później okazało się, że chodziło mu o przemoc, jakiej ojciec czasami dopuszczał się na matce – wspomina.

Czytaj więcej

Szeptuchy z Podlasia. Kim są i jak działają kobiety, które zastępują lekarzy wielu Polakom?

Dzieciństwo i nastoletniość Izy to czas nierozerwalnie związany z bliskością szeptuchy. Babcia doskonale znała jej rodzinę i nigdy nie odmawiała pomocy. Można było się do niej zwracać niemal o każdej porze dnia i nocy. Za spotkanie płaciło się co łaska, więc nie można jednoznacznie powiedzieć, że była naciągaczką. Co innego, jeśli na to „co łaska” spojrzeć jako na mechanizm uzależnienia od siebie. Człowiek w potrzebie, szukający pomocy, obdarowany uwagą, pozornie niezobowiązany do uiszczenia za to opłaty, raczej nie będzie chciał być uznany za niewdzięcznego. Prawdopodobieństwo, że zapłaci usługodawcy, ile będzie mógł i, co może nawet ważniejsze, wróci do niego, jest naprawdę duże. W każdym razie: rodzina Izy wracała nieustannie. Kobieta wspomina, że scenerię wizyt, które dotyczyły „spraw duchowych”, można porównać do tej znanej z sal sądowych i sal przesłuchań. Usługodawczynię i klientów oddzielał stół. Zamawiaczka siedziała na miejscu sędziego/przesłuchującego. Petent, którego dotyczyła sprawa – naprzeciwko niej. Świadkowie (w przypadku dziecka – rodzice) – z boku. – Nawet teraz, kiedy zamknę oczy i wspominam tamte chwile, czuję atmosferę, która panowała wtedy w pomieszczeniu – mówi Iza. Co ważne: przywożone do szeptuchy dziecko i jego problem było raczej przedmiotem omówienia obecnych w izbie dorosłych niż podmiotem, któremu daje się prawo głosu. Jeśli zatem chciałoby się w tym działaniu doszukiwać znamion psychoterapii, to jedyne co można by zrobić, to nazwać ją chałupniczą.

Jako nastolatka Iza pozornie była wzorowym dzieckiem – czerwone paski na świadectwie, udział w licznych konkursach przedmiotowych. Jak się później okazało, tłumiła mnóstwo emocji. Im była starsza, tym bardziej brakowało jej pewności siebie i poczucia własnej wartości. Bała się – sytuacji społecznych i samodzielności. Nie umiała dokonywać wyborów. Nie miała też w pobliżu nikogo dorosłego, kto dostrzegłby te trudności i udzieliłby jej wsparcia w tym zakresie. W jej domu raczej nie rozmawiało się o problemach i nie szukało ich racjonalnych rozwiązań. Wszystkie wydarzenia, które generowały negatywne emocje członków rodziny i rujnowały ich wzajemne relacje, były uznawane przede wszystkim za skutek działania niewytłumaczalnych sił wyższych, z którymi nie sposób walczyć konwencjonalnymi metodami. – Mama ma skomplikowaną osobowość – mówi Iza. – Jako dziecko nie wiedziałam, że jej podejście do świata jest dziwne. Leczyła się, pamiętam. Jest w jakimś sensie inna, ale nie na tyle, żeby zupełnie uniemożliwiało to jej funkcjonowanie w społeczeństwie. O większości jej działań decydował strach. U szeptuch szukała tego, czego nie mogła znaleźć nigdzie indziej, a co było jej potrzebne do odnajdywania spokoju – szybkich i prostych rozwiązań ogromu mniejszych i większych problemów dnia codziennego – analizuje Iza. – Wpływ na to miały na pewno doświadczenia z domu rodzinnego. Wiem, że babcia też jeździła z mamą do Orli.

Kandydat na partnera wskazany przez Walę w Orli

Przez całą szkołę podstawową i średnią Iza regularnie widywała się z Babcią Walą (a kiedy jej moc nie działała, również z innymi szeptunkami), ale to na początku studiów odbyło się spotkanie z zamawiaczką, które naznaczyło życie dziewczyny w zupełnie nowym wymiarze. Rodzina pojechała do Orli z jakąś inną sprawą, ale przy okazji rodzice wspomnieli, że córka nie ma z kim iść na przyjęcie rodzinne, które im się szykuje. Wcześniej Iza próbowała się spotykać z chłopakiem, który bardzo jej się podobał, ale nie zyskał akceptacji matki i ojca. Teraz byli oni zaniepokojeni, że córka jest już właściwie w słusznym wieku i z nikim się nie widuje. Wala nieśmiało – tak wspomina to Iza – zaproponowała im pewne rozwiązanie. Niby nieoficjalnie, nie w trakcie „seansu”, powiedziała, że może pomóc, bo ma w zaprzyjaźnionym gronie chłopaka, który nadawałby się na towarzysza Izy. Był wprawdzie sporo starszy od niej i może nie do końca z jej środowiska, ale jej zdaniem warto było spróbować. Nic, że on z tych takich trochę niegrzecznych, bo przecież wiadomo: łobuz kocha najbardziej, a że ma swoje lata, to zdążył się wyszaleć i teraz już nic głupiego mu w głowie nie siedzi. Czy kiedy takiej rekomendacji udziela człowiek, któremu bezgranicznie się ufa i który zna największe sekrety rodziny, można ją zignorować i odrzucić…? Iza nie odrzuciła. Scenariusz napisany przez Walę zrealizował się nadzwyczaj szybko. Para zaczęła się spotykać. Iza rozpoczęła studia na prestiżowym kierunku, na publicznej uczelni. Kamil wspierał ją swoją obecnością, kiedy bardzo trudno było jej się odnaleźć w coraz cięższej dla niej studenckiej rzeczywistości. Mimo potencjału intelektualnego miała problemy z koncentracją i emocjami. Nie mogła się spokojnie uczyć, a była na bardzo wymagającym kierunku. Tonęła w niewyjaśnionym smutku i strachu. Pewnego razu zasłabła na zajęciach. Obecna przy tym wykładowczyni była pierwszą w życiu osobą, która zasugerowała jej, aby pomyślała o skorzystaniu z pomocy psychologa i psychiatry. W tamtym czasie kontakt Izy z Babcią Walą osłabł nieco, choć może bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że zmienił postać. Ponieważ Iza studentka nie miała już tyle czasu, aby co tydzień pojawiać się w Orli, dzwoniła do szeptuchy. Prosiła, aby ta zamawiała jej zaliczenia przedmiotów i pokonanie problemów z emocjami. Dziewczyna informowała też o swoich trudnych stanach psychicznych matkę. Po wspominanym zasłabnięciu usłyszała od niej, że chyba powinna pójść do lekarza – psychiatry. Zrobiła to. Zaczęła leczenie i mniej więcej w tym samym czasie podjęła decyzję o zamążpójściu. – To było jakoś tak, że w rozmowie powiedziałam, że chyba byłabym gotowa wziąć ślub i on na to przystał – mówi Iza. – Czy ja mu zaproponowałam małżeństwo? Raczej nie. Tradycyjne, prawilne oświadczyny odbyły się kilka miesięcy później – opowiada. Krótko później Iza została żoną Kamila w bardzo młodym wieku. Nie można jednak powiedzieć, że żyli długo i szczęśliwie. Szybko okazało się że mężczyzna lubi marihuanę. Zdarzało się, że przed wyjściem do kina proponował Izie skręta – na rozluźnienie. Czasami próbowała. Nie polubiła, a on nie przestawał lubić. Pierwszy raz poprosiła go, żeby spróbował rzucić, kiedy zaczęli się starać o dziecko. Wtedy posłuchał i rzucił na dłuższy czas. Odetchnęła z ulgą.

Czytaj więcej

Kobiety same sobie szkodzą. Psycholożka o stawianiu granic swojego "ja"

Zawsze blisko szeptuchy i w sieci używek

W wieku dwudziestu kilku lat Iza została mamą po raz pierwszy, a chwilę później – po raz drugi. W kwestii kontaktu z szeptuchą niewiele się zmieniało. Zamawiaczka wciąż była obecna w jej życiu. Kiedy była w drugiej ciąży i dziecko było ułożone pośladkowo, co oznaczało konieczność cesarskiego cięcia, matka doradziła jej wizytę u Wali. Nie pojechała. To był czas, kiedy starała się ograniczać te kontakty, bo czuła, że przez nie traci zdolność samostanowienia i decydowania o sobie. Wtedy – a nawet do tej pory – nie była jednak w stanie zupełnie z nich zrezygnować. Rodzaj partnerstwa, które tworzyła z mężem – nie ułatwiał jej tego. Kiedy dzieci były już trochę „odchowane”, oboje polubili dostarczanie sobie wrażeń. Coraz mocniejsze używki zagościły w życiu ich obojga. Kamil to mężczyzn zawsze chętny do zabawy i przeżywania czegoś ekscytującego. Iza dotrzymywała mu w tym kroku, bo nie chciała być „nudna”, a szybkie odcinanie się od czucia po alkoholu lub innych substancjach dawało natychmiastową ulgę w różnych trudnych emocjach.

Mimo wielu zawirowań w życiu osobistym Iza, skończyła studia, a po nich zdobyła wszystkie uprawnienia niezbędne do wykonywania prestiżowego zawodu, który wybrała. Jest ekspertem w swojej dziedzinie i działa zawodowo. Dzieci całkiem nieźle się chowały, ale kobieta przyznaje, że nie udało jej się uniknąć jeżdżenia do szeptuchy również z ich problemami. Przy okazji Iza miała swoje nowe bardzo poważne kłopoty. Oboje z mężem zaczęli sięgać po mocniejsze narkotyki. – Braliśmy i bawiliśmy się w towarzystwie ludzi, których na pierwszy rzut oka trudno skojarzyć z tego typu uciechami – mówi kobieta. – Nie masz pojęcia, jak środowisko zamożnych ludzi wykonujących najbardziej szanowane zawody potrafi być przesiąknięte twardymi narkotykami. Cały tydzień pracują do upadłego, a w weekend tak samo imprezują. Wpadliśmy w to. Mnie uratowały poważne problemy zdrowotne, których symptomy pojawiły się w okolicach trzydziestki. Ocknęłam się i wyszłam z tego. Myślałam, a chyba raczej chciałam myśleć, że Kamil też, ale to była nieprawda – opowiada.

Choć o związku Izy i Kamila ona sama nie myśli, że w którymkolwiek okresie był idealny i sielankowy, to nadszedł w nim taki moment, że już nie dało się wytrzymać. W pewnym momencie pojawiła się chorobliwa zazdrość mężczyzny i poważne oskarżenia pod adresem żony, przemoc psychiczna stała się codziennością. Po kolejnym ataku Iza w środku nocy zabrała dzieci i pojechała do znajomych. Zapytana o to, co się stało, powiedziała, że obawia się, że Kamil ma początki choroby psychicznej. Ludzie, z którymi rozmawiała, wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i jednym głosem powiedzieli „Żartujesz? Przecież on bierze. Wszyscy o tym wiedzą, a ty nie?”. Nie wiedziała. Wtedy chciała odejść. Była nawet na rozmowie prawnikiem w sprawie rozwodu, ale równocześnie myślała, że tak nie można i że nie jest gotowa. To przecież jej mąż, ma z nim być w zdrowiu i chorobie, w dobrych i złych chwilach, mają dzieci. Przyznaje, że nie bez znaczenia w jej spojrzeniu na męża jest też to, że zjawił się w jej życiu niejako „z woli Babci Wali”. Nie byłoby go w nim, gdyby nie ona. A co jeśli Wala naprawdę wiedziała, co dla niej dobre…? Czy kiedykolwiek myślała, że zamawiaczka chciała pomóc Kamilowi, zapoznając ich ze sobą? Kiedyś nawet by nie śmiała. Dziś już się zdarza, że tak. Wycofała się z planów rozstania. Kamil poszedł na odwyk. Udało się. W jakimś sensie było lepiej. Raz nawet pojawili się na imprezie, na której część gości brała narkotyki i kiedy Kamil to zobaczył, natychmiast zabrał stamtąd żonę i wyszli.

Względnie stabilną sytuację w relacji pary i życiu Izy przerwała pandemia. Chwilę wcześniej Iza zmagała się z bulimią. Przy pomocy specjalistów i leków niby udało się ją opanować, ale wymuszona izolacja społeczna znowu nasiliła u niej stany depresyjne. W tamtym czasie trudno było spotkać się na żywo z psychoterapeutą. Iza ratowała się, korzystając ze specjalistów świadczących usługi online. Po roku wirtualnych spotkań z terapeutką z okolic Bydgoszczy Iza czuła, że jej stan wcale się nie poprawia. Kobieta, która miała jej pomagać, myślała podobnie. Zaproponowała pacjentce alternatywną metodę działania. – Jeśli się zgodzisz zmienić naszą relację, będę mogła ci pomóc inaczej, powiedziała – wspomina Iza. – Zaproponowała mi sesje z użyciem środków psychodelicznych. To nielegalne, ale zgodziłam się. Jeździłam do niej niecały rok, Ona przyjeżdżała do nas. Na początku wydawało mi się, że osiągam to, na czym tak bardzo mi zależało – spokój w głowie, przestałam wymiotować. Ale z każdym tygodniem coraz mocniej dawały o sobie znać demony, które ciągle w sobie mam. Zamiast czuć się lepiej po kolejnym tripie (sesja z użyciem środków psychodelicznych – przyp. red.), wpadałam w zupełnie odwrotne stany. Co więcej: za namową terapeutki, a wówczas już dobrej znajomej zachęciłam do uczestniczenia w tych praktykach Kamila. On sam w którymś momencie powiedział, że powinnam przestać, bo źle to na mnie wpływa – przyznaje.

Kontakt z szeptuchami – od tego nie da się uwolnić

Koniec roku 2021 roku był momentem, w którym Iza ostatni raz wzięła psychodeliki. Chwilę później po raz kolejny poszukała pomocy u psychoterapeutów. Od 2,5 roku jest w prawdziwej profesjonalnej terapii. W jej przypadku leki przepisywane przez psychiatrów nie były wystarczające. Żeby oswoić życie z osobowością borderline i stanami lękowymi (takie diagnozy stawiali jej fachowcy), trzeba nad sobą pracować. Robi to. Przez dłuższy czas nawet udawało jej się w ogóle nie jeździć do szeptuch. Nieco ponad rok temu dostała jednak wyjątkowo mocny i zupełnie niespodziewany cios. Kobieta, z którą zetknęła się na polu zawodowym, przypadkowo przekazała jej wiadomość, która dosłownie zwaliła ją z nóg. Usłyszała, że zanim Kamil pojawił się w jej życiu, miał poważne kłopoty z prawem. Kobieta, która jej to powiedziała, była przekonana, że Iza o wszystkim wie. Nie wiedziała. Czy Wala, która polecała jej Kamila jako towarzysza na wesele, a potencjalnie może i męża, wiedziała? Iza nie ma wątpliwości, że tak. – Kiedy tego dnia wróciłam do domu, Kamil wiedział, że stało się coś wyjątkowego – opowiada. – Na początku zaprzeczał, ale po chwili spasował. Do wszystkiego się przyznał. - W kilku trudnych momentach, również wtedy gdy wyszło na jaw, że Kamil w tajemnicy przede mną brał narkotyki, nie dostałam żadnego wsparcia ze strony jego rodziny. Zachowywali się, jakby coś ukrywali i próbowali doszukiwać się przyczyn jego uzależnienia we mnie, ale wtedy umknęło to mojej uwadze. Zapytana, dlaczego mimo wszystko nadal jest z mężem, odpowiada ze smutkiem w oczach „Bo go kocham?!”, a po chwili dodaje, że to bardzo trudne - zostawić człowieka, którego przecież już tak bardzo się naprawiło i tyle razem z nim przeszło.

- Kiedy pod koniec stycznia 2024 roku Babcia Wala zmarła, miałam mieszane uczucia – mówi Iza. – Z jednej strony bałam się, że jej moc przestanie działać i Kamil ze zdwojoną siłą wróci na stare tory, czyli do wszystkich destrukcyjnych zachowań, a z drugiej - fantazjowałam, że wreszcie będę miała siłę, aby decydować samodzielnie o wszystkim, bez jej wpływu – opowiada.

Wakacje 2024 były dla Izy kolejnym wyjątkowo trudnym momentem. Kamil, który rok wcześniej dał się uprosić i nie pojechał na kontrowersyjny festiwal muzyki elektronicznej, kojarzony m.in. z zamiłowaniem jego uczestników do stosowania psychodelików, w tym roku nie odmówił sobie tej przyjemności. Po powrocie do domu przyznał się, że „coś tam wziął”. Zresztą: nawet „coś” przywiózł do domu – czekoladki z grzybami psylocybinowymi. W trudnych emocjach, połączonych ze znanym odruchem, chcąc przekonać się, jak to będzie teraz, jeśli czegoś spróbuje, Iza zjadła razem z mężem jedną porcję „słodyczy”. Wyrzuty sumienia następnego dnia nie pozwalały jej funkcjonować. Nie zdołała powstrzymać się od kontaktu z lokalnym zamawiaczem, którego w ostatnim czasie zarekomendowała jej bliska koleżanka. Wie, że podobnie jak kiedyś jej matka, sama znowu szukała szybkiego rozwiązania trudnej sytuacji.

- Z tego się nigdy nie wychodzi, prawda…? – pyta retorycznie z dojmującym smutkiem i kończy rozmowę.

Na prośbę głównej bohaterki zostały zmienione imiona jej i jej bliskich, a także drobne szczegóły historii umożliwiające identyfikację postaci.

Można iść o zakład, że jeśli na żywo wysłuchałby jej ktoś, kto nigdy nie korzystał z usług szeptuchy i nie zamierzał tego robić, ale równocześnie nie potępiał w czambuł podlaskich zamawiaczek – bo przecież niosą pomoc wielu ludziom – to radykalnie zmieniłby podejście do sprawy. Aby tak się stało, wystarczy usłyszeć jedno zdanie wypowiedziane przez Izę: Kiedy pod koniec stycznia 2024 roku Wala z Orli zmarła, przez chwilę myślałam, że teraz będę miała siłę, żeby samodzielnie decydować o swoim życiu. Na razie – do września 2024 roku – tego cichego marzenia nie udało jej się spełnić.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Jej historia
Lee Miller. Film o pierwszej fotoreporterce wojennej wkrótce w kinach. Była aniołem i demonem
Jej historia
Romy Schneider – tragiczne życie gwiazdy kina i wielkiej miłości Alaina Delona
Jej historia
Zofia Czekalska ps. Sosenka: Żyjcie mądrze, by jeden drugiego nie nienawidził
Jej historia
Mija 27 lat od śmierci księżnej Diany. A teorie spiskowe nie umierają
Jej historia
Sigourney Weaver nagrodzona Złotym Lwem. Tak wyglądała jej droga na szczyt