Dzieciństwo i nastoletniość Izy to czas nierozerwalnie związany z bliskością szeptuchy. Babcia doskonale znała jej rodzinę i nigdy nie odmawiała pomocy. Można było się do niej zwracać niemal o każdej porze dnia i nocy. Za spotkanie płaciło się co łaska, więc nie można jednoznacznie powiedzieć, że była naciągaczką. Co innego, jeśli na to „co łaska” spojrzeć jako na mechanizm uzależnienia od siebie. Człowiek w potrzebie, szukający pomocy, obdarowany uwagą, pozornie niezobowiązany do uiszczenia za to opłaty, raczej nie będzie chciał być uznany za niewdzięcznego. Prawdopodobieństwo, że zapłaci usługodawcy, ile będzie mógł i, co może nawet ważniejsze, wróci do niego, jest naprawdę duże. W każdym razie: rodzina Izy wracała nieustannie. Kobieta wspomina, że scenerię wizyt, które dotyczyły „spraw duchowych”, można porównać do tej znanej z sal sądowych i sal przesłuchań. Usługodawczynię i klientów oddzielał stół. Zamawiaczka siedziała na miejscu sędziego/przesłuchującego. Petent, którego dotyczyła sprawa – naprzeciwko niej. Świadkowie (w przypadku dziecka – rodzice) – z boku. – Nawet teraz, kiedy zamknę oczy i wspominam tamte chwile, czuję atmosferę, która panowała wtedy w pomieszczeniu – mówi Iza. Co ważne: przywożone do szeptuchy dziecko i jego problem było raczej przedmiotem omówienia obecnych w izbie dorosłych niż podmiotem, któremu daje się prawo głosu. Jeśli zatem chciałoby się w tym działaniu doszukiwać znamion psychoterapii, to jedyne co można by zrobić, to nazwać ją chałupniczą.
Jako nastolatka Iza pozornie była wzorowym dzieckiem – czerwone paski na świadectwie, udział w licznych konkursach przedmiotowych. Jak się później okazało, tłumiła mnóstwo emocji. Im była starsza, tym bardziej brakowało jej pewności siebie i poczucia własnej wartości. Bała się – sytuacji społecznych i samodzielności. Nie umiała dokonywać wyborów. Nie miała też w pobliżu nikogo dorosłego, kto dostrzegłby te trudności i udzieliłby jej wsparcia w tym zakresie. W jej domu raczej nie rozmawiało się o problemach i nie szukało ich racjonalnych rozwiązań. Wszystkie wydarzenia, które generowały negatywne emocje członków rodziny i rujnowały ich wzajemne relacje, były uznawane przede wszystkim za skutek działania niewytłumaczalnych sił wyższych, z którymi nie sposób walczyć konwencjonalnymi metodami. – Mama ma skomplikowaną osobowość – mówi Iza. – Jako dziecko nie wiedziałam, że jej podejście do świata jest dziwne. Leczyła się, pamiętam. Jest w jakimś sensie inna, ale nie na tyle, żeby zupełnie uniemożliwiało to jej funkcjonowanie w społeczeństwie. O większości jej działań decydował strach. U szeptuch szukała tego, czego nie mogła znaleźć nigdzie indziej, a co było jej potrzebne do odnajdywania spokoju – szybkich i prostych rozwiązań ogromu mniejszych i większych problemów dnia codziennego – analizuje Iza. – Wpływ na to miały na pewno doświadczenia z domu rodzinnego. Wiem, że babcia też jeździła z mamą do Orli.
Kandydat na partnera wskazany przez Walę w Orli
Przez całą szkołę podstawową i średnią Iza regularnie widywała się z Babcią Walą (a kiedy jej moc nie działała, również z innymi szeptunkami), ale to na początku studiów odbyło się spotkanie z zamawiaczką, które naznaczyło życie dziewczyny w zupełnie nowym wymiarze. Rodzina pojechała do Orli z jakąś inną sprawą, ale przy okazji rodzice wspomnieli, że córka nie ma z kim iść na przyjęcie rodzinne, które im się szykuje. Wcześniej Iza próbowała się spotykać z chłopakiem, który bardzo jej się podobał, ale nie zyskał akceptacji matki i ojca. Teraz byli oni zaniepokojeni, że córka jest już właściwie w słusznym wieku i z nikim się nie widuje. Wala nieśmiało – tak wspomina to Iza – zaproponowała im pewne rozwiązanie. Niby nieoficjalnie, nie w trakcie „seansu”, powiedziała, że może pomóc, bo ma w zaprzyjaźnionym gronie chłopaka, który nadawałby się na towarzysza Izy. Był wprawdzie sporo starszy od niej i może nie do końca z jej środowiska, ale jej zdaniem warto było spróbować. Nic, że on z tych takich trochę niegrzecznych, bo przecież wiadomo: łobuz kocha najbardziej, a że ma swoje lata, to zdążył się wyszaleć i teraz już nic głupiego mu w głowie nie siedzi. Czy kiedy takiej rekomendacji udziela człowiek, któremu bezgranicznie się ufa i który zna największe sekrety rodziny, można ją zignorować i odrzucić…? Iza nie odrzuciła. Scenariusz napisany przez Walę zrealizował się nadzwyczaj szybko. Para zaczęła się spotykać. Iza rozpoczęła studia na prestiżowym kierunku, na publicznej uczelni. Kamil wspierał ją swoją obecnością, kiedy bardzo trudno było jej się odnaleźć w coraz cięższej dla niej studenckiej rzeczywistości. Mimo potencjału intelektualnego miała problemy z koncentracją i emocjami. Nie mogła się spokojnie uczyć, a była na bardzo wymagającym kierunku. Tonęła w niewyjaśnionym smutku i strachu. Pewnego razu zasłabła na zajęciach. Obecna przy tym wykładowczyni była pierwszą w życiu osobą, która zasugerowała jej, aby pomyślała o skorzystaniu z pomocy psychologa i psychiatry. W tamtym czasie kontakt Izy z Babcią Walą osłabł nieco, choć może bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że zmienił postać. Ponieważ Iza studentka nie miała już tyle czasu, aby co tydzień pojawiać się w Orli, dzwoniła do szeptuchy. Prosiła, aby ta zamawiała jej zaliczenia przedmiotów i pokonanie problemów z emocjami. Dziewczyna informowała też o swoich trudnych stanach psychicznych matkę. Po wspominanym zasłabnięciu usłyszała od niej, że chyba powinna pójść do lekarza – psychiatry. Zrobiła to. Zaczęła leczenie i mniej więcej w tym samym czasie podjęła decyzję o zamążpójściu. – To było jakoś tak, że w rozmowie powiedziałam, że chyba byłabym gotowa wziąć ślub i on na to przystał – mówi Iza. – Czy ja mu zaproponowałam małżeństwo? Raczej nie. Tradycyjne, prawilne oświadczyny odbyły się kilka miesięcy później – opowiada. Krótko później Iza została żoną Kamila w bardzo młodym wieku. Nie można jednak powiedzieć, że żyli długo i szczęśliwie. Szybko okazało się że mężczyzna lubi marihuanę. Zdarzało się, że przed wyjściem do kina proponował Izie skręta – na rozluźnienie. Czasami próbowała. Nie polubiła, a on nie przestawał lubić. Pierwszy raz poprosiła go, żeby spróbował rzucić, kiedy zaczęli się starać o dziecko. Wtedy posłuchał i rzucił na dłuższy czas. Odetchnęła z ulgą.
Zawsze blisko szeptuchy i w sieci używek
W wieku dwudziestu kilku lat Iza została mamą po raz pierwszy, a chwilę później – po raz drugi. W kwestii kontaktu z szeptuchą niewiele się zmieniało. Zamawiaczka wciąż była obecna w jej życiu. Kiedy była w drugiej ciąży i dziecko było ułożone pośladkowo, co oznaczało konieczność cesarskiego cięcia, matka doradziła jej wizytę u Wali. Nie pojechała. To był czas, kiedy starała się ograniczać te kontakty, bo czuła, że przez nie traci zdolność samostanowienia i decydowania o sobie. Wtedy – a nawet do tej pory – nie była jednak w stanie zupełnie z nich zrezygnować. Rodzaj partnerstwa, które tworzyła z mężem – nie ułatwiał jej tego. Kiedy dzieci były już trochę „odchowane”, oboje polubili dostarczanie sobie wrażeń. Coraz mocniejsze używki zagościły w życiu ich obojga. Kamil to mężczyzn zawsze chętny do zabawy i przeżywania czegoś ekscytującego. Iza dotrzymywała mu w tym kroku, bo nie chciała być „nudna”, a szybkie odcinanie się od czucia po alkoholu lub innych substancjach dawało natychmiastową ulgę w różnych trudnych emocjach.
Mimo wielu zawirowań w życiu osobistym Iza, skończyła studia, a po nich zdobyła wszystkie uprawnienia niezbędne do wykonywania prestiżowego zawodu, który wybrała. Jest ekspertem w swojej dziedzinie i działa zawodowo. Dzieci całkiem nieźle się chowały, ale kobieta przyznaje, że nie udało jej się uniknąć jeżdżenia do szeptuchy również z ich problemami. Przy okazji Iza miała swoje nowe bardzo poważne kłopoty. Oboje z mężem zaczęli sięgać po mocniejsze narkotyki. – Braliśmy i bawiliśmy się w towarzystwie ludzi, których na pierwszy rzut oka trudno skojarzyć z tego typu uciechami – mówi kobieta. – Nie masz pojęcia, jak środowisko zamożnych ludzi wykonujących najbardziej szanowane zawody potrafi być przesiąknięte twardymi narkotykami. Cały tydzień pracują do upadłego, a w weekend tak samo imprezują. Wpadliśmy w to. Mnie uratowały poważne problemy zdrowotne, których symptomy pojawiły się w okolicach trzydziestki. Ocknęłam się i wyszłam z tego. Myślałam, a chyba raczej chciałam myśleć, że Kamil też, ale to była nieprawda – opowiada.