Na początku nie do końca wiedziałam, co o tym myśleć. Nie znałam Molly. Dociekanie istoty tej postaci było dopiero przede mną. Natomiast otoczenie bardzo się ekscytowało w moim imieniu: „Ach, będziesz mówiła monolog Molly Bloom!“, „Ach, strumień świadomości!“, „Ach, te jej odważne erotyczne wyznania“, „Ach“.
Ta książka to w dziewięćdzisięciu procentach przepływ myśli. Szukałam więc w myślach Blooma, co myśli o Molly. Na poziomie werbalnym niewiele się przecież dzieje w tej powieści. Aż doszłam do ostatnich pięćdziesięciu jeden stron książki, czyli kwestii Molly. Jej monolog wewnętrzny składa się z ośmiu długich zdań, które nie zawierają żadnych znaków interpunkcyjnych.
Molly wspomina różne wydarzenia ze swojego życia, swoje relacje z mężem, kochankiem Blazesem Boylanem, a także swoje pragnienia, marzenia. Jest to bardzo intymny i szczery wgląd w siebie. Młodsze koleżanki mówią mi: „Widać i czuć, że to napisał facet“.
Ty też tak to czujesz?
Ja właśnie nie czuję tego. Przeciwnie. Odkrywam raczej, że sama też mam takie noce, kiedy moja wyobraźnia wpływa w najdziwniejsze rejony. Jest w tym i prawda, i projekcje. Molly w tym spektaklu jest odarta z cech damulki. Idzie na nocnik, dostaje okres...
W pewnym momencie zaczęłam zgłębiać życiorys żony Joyce’a. I co się okazuje? Akcja powieści rozgrywa się w Dublinie, w ciągu jednego dnia – 16 czerwca 1904 roku, a to jest data, kiedy Joyce poszedł pierwszy raz na randkę ze swoją przyszłą żoną! Odkryłam też, że to ona zaczęła pisać do niego listy erotyczne. Molly jest bardzo inspirowana historią relacji Joyce’a z żoną.
W monologu Molly jest dużo „wypadów“ erotycznych. Są tam marzenia o młodszym, o spuszczaniach, o zassaniach, o niespełnieniu. „Pozwolę mu się spuścić na siebie od tyłu jeśli nie upaćka mi ładnych majtek“. Sporo z tego zostało wycięte, w związku adaptacją tekstu na scenę. Z pięćdziesięciu jeden trzeba było zrobić jedenaście stron do wypowiedzenia przeze mnie.
Ale to nie cenzura obyczajowa?
O, nie. Odkryliśmy też z reżyserem Michałem Borczuchem fragment, który świadczy o tym, że Molly w czasach spędzonych z rodziną na Gibraltarze, jako dziewczynka w wieku 13-14 lat, była najprawdopodobniej wykorzystywana seksualnie przez kolegów ojca. Oczywiście to nie jest powiedziane wprost. To są skrawki pamięci: Tata wszedł z kapitanem. Coś ją przeszyło, a potem nie poznała się w lustrze.
To jest wyeksponowane w spektaklu?
Tak, mamy taki fragment, w którym dociera do niej, że wypierała to zdarzenie ze świadomości. Ja nagle mówię ze sceny: „Pamiętam ten dzień...“. I potem Molly zapewnia siebie, że w przyszłości w związkach z mężczyznami to ona będzie rozdawć karty.
Główny przekaz monologu Molly?
Kogo wybrać. Rozważania kobiety. Kto jest lepszy dla mnie? Mąż czy kochanek? Molly waży swoje relacje z mężem i kochankiem Boylanem.
I kogo wybiera?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. W zakończeniu Molly wraca do wspomnienia początków z Poldim, przypomina sobie dzień, kiedy jej się oświadczył. I to się odbyło właśnie na jej zasadach. „Nie nie odpowiedziałam mu myślałam myślałam myślałam o różnych rzeczach, aż w końcu wymogłam spojrzenie jeszcze raz poprosił i wtedy dopiero tak powiedziałam tak“.
To „tak“ może symbolizować akceptację relacji i miłość do Leopolda, zgodę na życie takim, jakie jest, z jego blaskami i cieniami, których w tym małżeństwie też było wiele. Nie wiem. Widz poczuje. Taka jest myśl Molly przed zaśnięciem. Nie wiemy, co pomyśli, gdy się obudzi.
Monolog Molly, to monolog wewnętrzny, który ty wypowiadasz na głos.
Myślę, że słychać, że to są myśli. Staram się nieść myśl Molly.
Ciężko pracujesz przy budowaniu postaci?
Okrutnie ciężko. Śmieję się, że nie buduję postaci, tylko myśl Molly. „Myśl jest bezkarna“. „Niosę myśl Molly na plecach, jak plecak“ – pomagałam sobie tymi hasłami podczas prób.
Książka Joyce’a, uznana najpierw za nieprzyzwoitą, a potem za arcydzieło literatury modernistycznej, została wydana blisko sto lat temu. Czy twoim zdaniem jest współczesna?
To są treści uniwersalne. Siłą rzeczy przepuszczam to przez swoje doświadczenia egzystencjalne. Widzowie robią przezcież to samo, o ile ja zagram wiarygodnie.
Lubisz swoją postać?
Na razie jej nienawidzę. Strumień świadomości, pojawiające się błądzące, zawracające, uciekające myśli to wyczerpujące wyzwanie. Spróbuj zapanować nad własnymi myślami przed snem. Mój chłopak też ma dość. Zasypiamy a on krzyczy „Przestań!“. „Ale co?“. „Gadasz!“ Rzeczywiście powtarzam tekst, analizuję go. „Jest pierwsza w nocy. Wyłącz głowę!“. Skleiłam się z Molly.
Identyfikuję się z jej przelotem myśli, z jej erotyzmem. W życiu nie miałam takiej masy pięknych snów erotycznych.
O! Dzień dobry, panie dyrektorze. „Cześć, dziecko“. To mój tata właśnie przeszedł. Ale że akurat przy takim wyznaniu?! W każdym razie Molly byłaby ze mnie dumna.
To małżeństwo miało dwoje dzieci. Jedno stracili.
Wprawdzie już dawno temu, ale ja mówię w swoim monologu, że od tamtej pory Poldi i Molly nie byli już tacy sami. Tamta tragedia doprowadziła do tego, co jest teraz – ona przyjmuje u siebie Boylana, poniekąd legalnego kochanka, on też pisze do jakiejś...
Tato już wystąpił. Powiedz, co masz z matki?
Z matki od paru lat mam nos. Wcześniej nie było go widać. Ważyłam 20 kilo więcej!
Chciałam pisać o niej pracę magisterską, pod tytułem „W cieniu matki. Jej rola – moja dola. Nazwisko czy przezwisko?“. Promotor się nie zgodził. Stwierdził, że nie przyłoży się do mojej depresji.
Zbuntowałaś się?
Nie! To nie był bunt. To miało być dowcipne. Ja zresztą uważam, że matka jest najlepszą z polskich aktorek. Ta praca miała być nawet czymś w rodzaju peanu na jej cześć.
I jak tu podążać własną artystyczną drogą z kimś takim w tle?
Nie miałam przywilejów. Etatem w Teatrze cieszę się od półtora roku, a szkołę teatralną skończyłam 12 lat temu. Koledzy oznajmili mi na starcie, że popamiętam, jeśli przeze mnie nie będziemy mieli zajęć z moją mamą. Sama jestem jej fanką. Podziwiam, jak głęboko pracuje nad rolą. Jeśli ma do wypowiedzenia jakieś trudne zdanie, to milion razy je powie, żeby stało się jej słowem. A potem wchodzi na scenę i JEST.
Ale ani mama, ani ja nie mamy dobrej pamięci. Są osoby, które przeczytają raz i powtórzą, a my stosujemy wszelkie możliwe metody. Przy Molly było nagrywanie, rysowanie, obwieszanie tekstem mieszkania, trzymanie kartek po kieszeniach, bo zawsze może znaleźć się ktoś, kto zgodzi się z kawałka monologu przepytać.
Tata mi kiedyś powiedział: „Martyna, ty masz ruchy matki. Nie naśladuj jej! Bądź sobą“. To mu powiedziałam: „Tato, jak ja ci zaraz wyliczę, jakie ty masz gesty swojej matki, to mnie w sekundę wydziedziczysz“. To jest nie do uniknięcia. Ale chciałabym, żeby ojciec mi pomagał jak kiedyś mamie. Przez 20 lat był dla niej wsparciem i pomysłodawcą. Ale przegonił mnie, gdy go zapytałam: „Teraz, jak już nie jesteś z mamą, to może mi będziesz pomagał?“. To człowiek teatru. Bystry umysł. Chciał być reżyserem, ale pojawiły się dzieci i musiał porzucić swoje plany. Skończył religioznawstwo na UJ. O, na przykład pracował z Peszkami. Maria mówi, że to człowiek renesansu, od wszystkiego, potrafi być nawet bodyguardem.
A po kim świetnie gotujesz?
Po babci i po tacie. Mama gotuje. Siostry.
Ile ich masz?
Cztery! Tata ma pięć córek. Mama – cztery. Dużo bab, dużo bab do pieczenia chleba.
Duża rodzina to wartość?
Tyle samo złości, co radości. Ale jest do kogo zadzwonić. Zawsze mam komu pomóc. A od kiedy mam córkę, jest dużo piękniej na świecie. Ona też chciałaby mieć siostrę, ale to nie takie proste, bo kiedy uczyłabym się tych długich monologów...
Zawsze chciałaś być aktorką?
Nie. Chociaż jako dziecko wystąpiłam z siostrą na scenie w „Dziadach“ Grzegorzewskiego. Wciąż mogłybyśmy z pamięci powiedzieć monolog otwierający tę sztukę. Do szkoły teatralnej dostałam się dopiero za trzecim razem. Wtedy chyba poczułam, że naprawdę chcę. Wcześniej próbowałam, ponieważ nie miałam innego pomysłu na siebie.
To tak samo piękny, jak trudny zawód.
Wiadomo. Z dzieciństwa pamiętam – choć to były oczywiście inne czasy – brak pieniądza, po prostu. Po studiach, pracowałam w knajpie i zdarzało mi się całą pensję oddawać rodzicom na życie. Śmiali się ze mnie znajomi, że nic sobie nie zostawiam. Mieszkałam wtedy z rodzicami i wydawało mi się, że tak trzeba. Do tej pory się wzruszam do łez, gdy sobie przypomnę, jak po latach tato mi powiedział, żebym miała świadomość, że uratowałam ich przed byciem poniżej zera. Pracuję od 17. roku życia. Jeszcze dwa lata temu na zmywaku sobie dorabiałam. Dorzucę, że jeszcze księgową bywałam.
Czy Molly Bloom to jest twoja najważniejsza rola?
Dla mnie nawet najmniejsza rola jest ważna. Wcześniej trochę się tułałam. Byłam w „Starym“, w „STU“, w Warszawie w „Narodowym“, w „Och-Teatrze“ mam jeden spektakl... Od czasu, gdy przeszłam na etat w "Słowaku", to na innych scenach mam za siebie zrobione dublury, Nie mam o to żalu. Coś za coś. To mój dobry czas. Przy „Ulissesie“ wspaniale pracuje się z reżyserem. Siła spokoju. Tu nie ma żadnej złości. Mam świadomość, że są osoby, które we mnie wierzą. Słyszę nawet od kolegów. „Molly? Tylko Ty!“. Kiedy pierwszy raz udało mi się powiedzieć monolog w całości, upadłam na kolana i się poryczałam. Dobrnęłam pamięciowo do końca! – to już był wyczyn. A czy to moja najważniejsza rola, to się dopiero okaże.
*Roman Krzysztofik, zastępca dyrektora ds. administracyjno-technicznych w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie.
** Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, aktorka teatralna, filmowa, pedagog, odtwórczyni głównych ról w głośnych spektaklach Krystiana Lupy, Krzysztofa Warlikowskiego, Grzegorza Jarzyny.