Karolina Pisarczyk o kobiecych biegach z przeszkodami: Dużo siły nie wystarczy

- Jest wiele kobiet w tym sporcie i one pokazują, jakie potrafimy być waleczne, jak potrafimy z siebie wykrzesać dużo więcej, niż możemy naprawdę, jak zwykłe i zarazem niezwykłe jesteśmy. Silne, wytrwałe i nieugięte w tym, co robimy. Dla mnie to naturalne, że kobiety robią wszystko to, co mężczyźni i na odwrót – mówi Karolina Pisarczyk, czołowa polska zawodniczka biegów z przeszkodami.

Publikacja: 25.03.2024 21:19

Karolina Pisarczyk: Jeżeli człowiek wie, że wczoraj czy przedwczoraj zrobił coś, co dla niektórych w

Karolina Pisarczyk: Jeżeli człowiek wie, że wczoraj czy przedwczoraj zrobił coś, co dla niektórych wydaje się być wręcz niemożliwe, to ma poczucie, że może góry przynosić.

Foto: Archiwum prywatne

Jaką kobietą jest Karolina Pisarczyk?

Odważną. Odwagi nigdy mi nie brakowało. Odkąd pamiętam, moje życie związane było z różnymi aktywnościami. Rodzice od dziecka wysyłali mnie na zajęcia sportowe, a ja zawsze miałam aspiracje, zawsze chciałam więcej. Wychowałam się ze starszym o siedem lat bratem w szczęśliwym domu. Nigdy nie brakowało tego, co było najbardziej potrzebne. Dostałam dużo miłości i doświadczyłam dużo opiekuńczości. Od małego mogłam też decydować o swoim hobby; o tym, czego chcę, a czego nie. Rodzina wspierała mnie we wszystkim, co robiłam.

To czego pani chciała? W którą stronę ciągnęło panią w dzieciństwie?

Ciągnęło mnie do relacji z ludźmi. Miałam dużo koleżanek, kolegów czy to na podwórku, czy potem w klubach, w których uprawiałam sporty. Najpierw, w szkole podstawowej było pływanie. Potem przez ładnych parę lat tańczyłam towarzysko. Była też siatkówka, szkolne SKS-y i obozy sportowe związane z siatkówką. Siatkówka dawała mi dużo radości. Uwielbiałam jednak taniec towarzyski; do dziś go wspominam, a czasem mówię, że miałabym ochotę do niego wrócić. Na wiele lat została też ze mną jazda konna; mieliśmy swojego konia. W dorosłym już życiu rozpoczęłam aktywność zwaną pole dance czyli akrobatykę na rurze. By w końcu dotrzeć do miejsca, w którym teraz jestem, czyli do biegów z przeszkodami.

Co takiego wydarzyło się w pani życiu i w którym momencie życia wybrała sobie pani tak ekstremalną dyscyplinę sportu?

Uwielbiałam tańczyć, więc dobrze się czułam się w pole dance, które wymagało siły, więc bazę miałam. Intensywność i sposób treningu spowodowały jednak u mnie sporo kontuzji. A że życie nie lubi próżni, to zaczęłam szukać alternatywy. I tak, dość szybko trafiłam na treningi grupy BeFit24 Team, która zajmowała się biegami z przeszkodami. Spróbowałam i… zostałam. Spodobało mi się, może właśnie dlatego, że to było takie trudne, że trzeba przezwyciężać wiele swoich lęków, trzeba odkrywać swoje możliwości, przekraczać granice, które stawia nam umysł. Miałam 30 lat.

Pamięta pani swój pierwszy bieg z przeszkodami?

Dobrze pamiętam wiele z tych biegów, bo każdy z nich charakteryzuje się czymś innym i inne są sytuacje, które zostają na długo w pamięci. Zaskoczyło mnie to, że te biegi są piekielnie trudne; tego się nie spodziewałam. Ten pierwszy bieg był w 2016 roku w Krakowie. Wczesna wiosna, przełom marca i kwietnia. Dość chłodny dzień. Trasa prowadziła blisko rzeki, więc byliśmy świadomi, że organizatorzy mogą nas do tej rzeki „wpuścić” i że będzie ekstremalnie zimno. Osoby, które nie mają styczności z morsowaniem, mogą być zszokowane tak niską temperaturą wody. Mimo że tamten bieg w finalnie nie okazał się aż tak trudny, bo w przyszłości pojawiły się o wiele trudniejsze biegi, to jednak dla mnie w tamtym momencie był wykańczający. Ale ukończyłam go. Wtedy dotarło do mnie, że nie wystarczy to, że mam dużo siły. Aby dobrze wypadać w biegach przeszkodowych, trzeba być wszechstronnym i jeszcze dużo trenować, zdobywać doświadczenie, no i mieć sporo pokory, żeby to wszystko dobrze grało.

Czytaj więcej

Historyczne osiągnięcie Brytyjki. Ukończyła najbardziej morderczy bieg świata

Ile biegów z przeszkodami ma pani na koncie?

Nie zliczę. Na pewno kilkadziesiąt.

Który z nich okazał się największym sukcesem i wprawił panią w euforię?

Mogłabym wymienić dwa takie biegi, które najbardziej zapadły mi w pamięć. W 2019 roku odbywała się impreza rangi mistrzowskiej, bo były to Mistrzostwa Europy. To był bieg z rodzaju tych krótszych, nazywanych teraz Ninja, czyli 100-metrowe tory z przeszkodami. Zajęłam trzecie miejsce. Był to dla mnie ogromny sukces. No i oczywiście były cudowne emocje, wspaniałe przeżycia, jako że mistrzostwa odbyły się w Polsce, w Gdyni, to trybuny pełne były naszych kibiców, a ich doping niósł mnie jak na skrzydłach.

Wspinanie się po linie, skoki przez opony, czołganie się w błocie, wchodzenie na kilkumetrowe ściany – to tylko przykłady przeszkód, jakie czekają na uczestników tego rodzaju biegów. Co pani w tym najbardziej lubi?

Dobre pytanie! Chyba to, że nie ma dwóch takich samych biegów. Zawsze są jakieś elementy zaskoczenia, coś, co sprawia, że bieg jest nieprzewidywalny. Nigdy też nie wiem, w jakiej dyspozycji danego dnia będę, jak się zachowa mój organizm. Mogę być najlepiej przygotowana, a dyspozycja organizmu danego dnia po prostu wszystko to skasuje. Trudność tych biegów – a biegam w kategorii pro czy też elite – polega na tym, że nie tylko trzeba być silnym – trzeba być wszechstronnym. Każdy ma swoje mocne i słabe strony. Ja oczywiście też. Moja mocną stroną jest siła, ale już sam bieg zaliczam do słabszych stron, więc nad tym pracuję, aby być coraz mocniejszą. W tej dyscyplinie nie ma końca rozwoju. No limit. Człowiek cały czas może się doskonalić. I to mi się podoba – że zawsze mogę być jeszcze lepsza.

Co jest dla pani największym wyzwaniem podczas tych biegów? To, że zimno, że pogoda nie sprzyja, że trzeba się czołgać w błocie?

Pogoda nie zawsze sprzyja, ale przecież to nie jest powód, że miałabym rezygnować z biegu. Jest zimno, ok, będzie trudniej, ale działamy! Najtrudniejsza jest ta nieprzewidywalność, bo też nigdy nie wiemy, co organizator dla nas przyszykował. Często określenie dystansu to jest tylko plus minus - 5 km to może być i 4, 5 a może przerodzić się w 6 albo 7 kilometrów; tego też nigdy nie wiadomo do końca. To są takie niepisane umowy, bo w biegach przełajowych często trudno sprawdzić, jak długa będzie trasa, a czasami organizator robi to celowo, żeby „utrudnić życie” zawodnikom, żeby jeszcze mocniej wpłynąć na ich psychikę. Stąd czasem ma się wrażenie, że miało być 5 km biegu, a końca nie widać. A jak pada deszcz, to przeszkody są znacznie trudniejsze do pokonania; chwyty są śliskie i w zasadzie to, czego się od jakiegoś czasu boję najbardziej, to doznanie kontuzji. Zdarzyło mi się już w czasie zawodów pozrywać wiązadła w kolanie i od tamtej pory, zwłaszcza kiedy pada deszcz, pojawiają się myśli, że może nie być bezpiecznie, pojawia się strach, aby tylko nic złego się nie wydarzyło.

Karolina Pisarczyk

Karolina Pisarczyk

Archiwum prywatne

Biegi z przeszkodami to raczej świat, w którym przeważają mężczyźni – czy była pani w sytuacji, w której ktoś nie dowierzał pani umiejętnościom z powodu płci? Jak sobie pani radzi z pokonywaniem stereotypów i wyzwań związanych z byciem kobietą w tej dyscyplinie sportu?

Szczerze powiem, że nie spotkałam się z tym, żeby ktoś głośno, czy prosto w twarz powiedział mi, że jestem kobietą i się nie nadaję. Albo, że nie wierzy w moje umiejętności. Raczej dookoła siebie mam ludzi, którzy mnie wręcz podziwiają i zastanawiają się, kiedy i gdzie pojawi się granica niemożności zrobienia czegoś.

Co dla pani jest tą granicą?

Też tego nie wiem. Być może granicą jest ten strach, o którym wspomniałam. Lęk o zdrowie i życie. On może być ograniczeniem. Ale to jedyne, choć dość mocne ograniczenie, które siedzi we mnie i nie tylko, bo też w kręgu kobiet, które uprawiają ten sport, jest go, niestety najwięcej. Trudno nad nim zapanować. Podczas biegu dzieją się różne rzeczy, więc te lęki nie biorą się znikąd.

Nosi pani w sobie jakąś szczególną historię, którą przeżyła podczas zawodów?

Sporo jest szczególnych sytuacji właśnie przez to, że te zawody są nieprzewidywalne i potrafią się rozegrać na ostatnich metrach. Czasem na ostatniej przeszkodzie tasuje się cała czołówka. Brałam raz udział w krótszym biegu Barbarian Arrow, między 400 a 800 metrów. Było bardzo intensywnie, ścigałam się o „pudło” z czterema dziewczynami, w końcu znalazłam się między drugim a pierwszym miejscem. Ale moja konkurentka mocno odbiegła, już nie liczyłam, że ją dogonię, robiłam więc spokojnie swoje. Na ostatniej przeszkodzie przed metą okazało się, że koleżanka popełniła błąd – spadła z przeszkody i musiała ją powtarzać. Ruszyłyśmy równocześnie - obie odbiłyśmy się od trampoliny, wskoczyłyśmy na przeszkodę i dzięki temu, że wykonałam jeden szybszy ruch, że ominęłam jeden chwyt i byłam pół metra dalej, uratowałam sytuację w taki sposób, że pierwsza skończyłam przeszkodę i pierwsza dobiegłam do mety. Zdecydowały o tym ułamki sekund – bo wcześniej ta przewaga koleżanki była spora. Odrobina sprytu, trochę zimnej krwi i tę ostatnią przeszkodę wykonałam skuteczniej i szybciej ukończyłam bieg.

Istnieje przeszkoda, której nie udało się pani pokonać?

Na zawodach takich przeszkód kiedyś było dużo. Ponieważ te biegi mocno i szybko ewoluowały, poziom trudności, który wcześniej wydawał się ekstremalny, w tej chwili jest już na porządku dziennym. Jak tylko spotykaliśmy się z przeszkodą, której nie potrafiliśmy pokonać, na treningach kombinowało się, jak to zrobić, aby następnym razem nie być zaskoczonym. Mam taką zasadę, że nigdy nie bagatelizuję żadnych zawodów i zawsze, jak podchodzę do przeszkód, nawet tych, które znam, to z szacunkiem i dystansem, bo wiem że różnie może być. Może się ręka, noga omsknąć, może coś pójść nie po mojej myśli. Musi być pełne skupienie i trzeba mieć dużo pokory. Nie można podchodzić do tego w sposób lekceważący, ach, już wiem wszystko, już umiem i na pewno się uda.

Jak się pani przygotowuje do tych sportowych wyzwań? W jakiś sposób trenuje, czy ma swoje miejsce, sprzęt?

Po latach, kiedy te biegi stały się bardziej popularne, powstało wiele miejsc treningowych. Jako że trafiłam do grupy biegowej w Krakowie, to z tą drużyną trenowaliśmy w różnych miejscach. W tej chwili mamy już swoje miejsce BF24Gym, chyba największe pod dachem, miejsce przeszkodowe nazywamy je katedrą OCR. Jest tam bardzo dużo możliwości, wiele różnych przeszkód, możliwość zmiany tych przeszkód i chwytów w taki sposób, że w zasadzie wszystko, co nowe się pokazuje na zawodach, od razu zostaje uzupełnione, żebyśmy mogli ćwiczyć. To są lata ćwiczeń, lata treningów, bo oczywiście można przygotować się w parę miesięcy i uczestniczyć w takim biegu, ale jeżeli chce się być z roku na rok coraz lepszym, to tę formę szlifuje się cały czas i nie widać końca. Uwielbiam obserwować tę drogę u siebie i u innych; jak to mówią – zaufaj procesowi.

Ile razy w tygodniu szlifuje pani formę?

Mam treningi 6 razy w tygodniu, są różne, również siłowe, z ciężarami, na sztangach, na hantlach. Są treningi typowo techniczne, przeszkodowe, są również treningi biegowe. To wszystko trzeba łączyć i w zależności od momentu sezonu w jakim jesteśmy, plan treningowy się różni. Zimą pracujemy nad siłą, może być też więcej odpoczynku, więcej dni, kiedy można się zregenerować, po czym ta intensywność powoli wzrasta, a plan treningowy zmienia się według wyznaczonych celów. Chodzi o to, żeby pik formy był w sezonie, bliżej docelowych startów, w których chce się wypaść jak najlepiej.

Dieta też wchodzi w grę? Musi się pani specjalnie odżywiać?

Oczywiście, uważam że jedno z drugim po prostu razem najlepiej funkcjonuje i maksymalizuje efekty. Dobre, zdrowe odżywianie, bogate w witaminy, minerały, wspomaga regenerację, pomaga budować siłę, sprawia, że czuję się dobrze, mam więcej energii na co dzień. Do tego wysypianie się, to wszystko ma ogromne znaczenie, jeżeli chcemy być wysoko, zdobywać sukcesy. Warto znać swój organizm, wiedzieć co zjeść przed biegiem, żeby się dobrze czuć, żeby mieć wystarczająco mocy. Często gęsto przed zawodami, wieczorem lubię medytować, to moja próba wyciszenia, bo stres i tak da popalić, obojętnie jakie by te zawody nie były.

Karolina Pisarczyk

Karolina Pisarczyk

Archiwum prywatne

Największym pani osiągnięciem jest brązowy medal na Mistrzostwach Europy?

W ubiegłym roku na Mistrzostwach Europy w biegu na krótkim i długim dystansie w swojej kategorii wiekowej byłam czwarta – to też był dla mnie ogromny sukces. W 2019 roku zdobyłam wicemistrzostwo Polski. W zeszłym roku, w sztafecie damskiej zdobyłyśmy złoto na Mistrzostwach Polski. To są moje mistrzowskie imprezy z których jestem najbardziej dumna.

Uprawia pani bardzo widowiskowy sport, ale czy on jest tak popularny, w tym sensie, że ma pani sponsorów, że ktoś chce inwestować w drużynę?

Wciąż zbyt mało jest rozpowszechniona ta dyscyplina, mimo tego właśnie, że jest tak widowiskowa, zwłaszcza krótkie biegi, które wspaniale oglądałoby się w telewizji. Mimo że wszyscy pracujemy nad tym, aby szerzyć i pokazywać ten nasz sport, on wciąż jeszcze raczkuje. Ale z roku na rok jest coraz lepiej. Są firmy, które podejmują współpracę i pomagają nam rozpowszechniać naszą dyscyplinę. Niestety, nie mogę powiedzieć, żeby można było z tego żyć.

W jaki sposób pani doświadczenia sportowe wpływają na życie osobiste i na codzienne wyzwania? Jakie wartości i jakie lekcje przeniosła pani z tego sportowego życia na przykład na karierę zawodową?

Na pewno w życiu codziennym pomaga wiara w siebie. Jeżeli człowiek wie, że wczoraj czy przedwczoraj zrobił coś, co dla niektórych wydaje się wręcz niemożliwe, to ma poczucie, że może góry przynosić. Jestem przedstawicielem handlowym marki kosmetycznej. Na co dzień mam kontakt z ludźmi, umiem z nimi rozmawiać, staram się być przekonująca, wiarygodna. Ważne jest, żeby wierzyć w to, co się robi. Mnie to na pewno pomaga w kontaktach z ludźmi. Poza tym mój sport budzi zainteresowanie, moi rozmówcy chcą się dowiedzieć więcej, a to skutkuje rozwinięciem tematów również w innych kierunkach.

Myśli pani, że będzie taki moment, kiedy zupełnie zrezygnuje z pracy i odda się tej karierze sportowej?

Myślę raczej o trenowaniu innych. Ludzie chcą trenować z tymi, którzy mają doświadczenie i sukcesy na koncie. Nie jestem najmłodsza, więc zarabianie z biegów nie wchodzi w grę, ale trenowanie innych? Czuję, że świat stoi otworem i moja głowa też jest otwarta. Gdyby tak to miało się potoczyć, to czemu nie?

Czytaj więcej

Makijaż na trening – lepiej znać te zasady, by uniknąć problemów z cerą

Co jeszcze chciałaby pani osiągnąć w sportowej karierze?

W mojej głowie cały czas są Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa Świata, może nie w elitarnej kategorii, ponieważ jednak wiek robi swoje, aczkolwiek nigdy nie mówię nie. Ale zwycięstwo w mojej kategorii wiekowej na Mistrzostwach Świata byłoby czymś wspaniałym, podobnie jak program „Ninja Warrior Polska”, w którym parokrotnie brałam udział, a który stawia przed nami co roku nowe wyzwania. Zatem mierzenie się ze sobą i dochodzenie coraz dalej też jest takim celem.

Powiedziałaby pani, że to jest kobiecy sport? Czy raczej, to co pani robi, to budowanie równości między płciami?

Tak właśnie to widzę. Mam nadzieję, że to jest budowanie równości, aczkolwiek jest wiele kobiet w tym sporcie i one pokazują jakie potrafimy być waleczne, jak potrafimy z siebie wykrzesać dużo więcej niż możemy naprawdę, jak zwykłe i zarazem niezwykłe jesteśmy. Wiadomo, że w zestawieniu z mężczyznami jedna do jednego nie mamy szans, ale myślę, że niczym nie odbiegamy od panów, jeżeli chodzi o możliwości. My również jesteśmy bardzo silne, wytrwałe i nieugięte w tym, co robimy. U mnie w domu nigdy nie było dysproporcji czy wyrzekania, że kobiety czegoś robić nie mogą, czy też nie powinny, a mężczyźni jak najbardziej. Nigdy więc nie patrzyłam na to z takiej perspektywy. Dla mnie to naturalne, że kobiety robią wszystko to, co mężczyźni i na odwrót.

Zdarza się, że po trudnych zawodach, wykończona, utytłana w błocie, z siniakami, idzie pani pod prysznic, a potem wkłada sukienkę, robi makijaż i celebruje swoją kobiecość?

Pewnie, że tak! Bywa dosłownie tak, jak pani mówi – nieraz prosto z biegu pędziło się pod prysznic, z ubłoconych dresów wskakiwało się w piękną suknię i jechało na imprezę. Dobrze się czuję w takiej przemianie – przed chwilą robiłam tak hardcorowe, wręcz niemożliwe rzeczy, a za chwilę będę tańczyć na parkiecie, wyglądać olśniewająco i świetnie się bawić. To się nazywa żyć pełnią.

Jaką kobietą jest Karolina Pisarczyk?

Odważną. Odwagi nigdy mi nie brakowało. Odkąd pamiętam, moje życie związane było z różnymi aktywnościami. Rodzice od dziecka wysyłali mnie na zajęcia sportowe, a ja zawsze miałam aspiracje, zawsze chciałam więcej. Wychowałam się ze starszym o siedem lat bratem w szczęśliwym domu. Nigdy nie brakowało tego, co było najbardziej potrzebne. Dostałam dużo miłości i doświadczyłam dużo opiekuńczości. Od małego mogłam też decydować o swoim hobby; o tym, czego chcę, a czego nie. Rodzina wspierała mnie we wszystkim, co robiłam.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Bizuu współtwórcą strojów dla polskich olimpijczyków. Projektantki: Jednego nie wolno było zmienić
Sport
Laviai i Lina Nielsen - bliźniaczki lekkoatletki chore na stwardnienie rozsiane biegną po zwycięstwo
Sport
Mistrzyni olimpijska nagłaśnia zaburzenia odżywania u zawodniczek wspinaczki. Skala problemu jest ogromna
Sport
Pierwsza kobieca liga softball w Meksyku. Wydarzenie wyjątkowej rangi
Sport
Dayo - połączenie tańca i jogi. Na czym polega nowy rodzaj treningu?