Matka doskonała? Nie istnieje. „Zawsze integruje obraz złej macochy i dobrej wróżki”

Mama mi się udała – mówi Ania Hyman. – Wychowywano mnie dla świata – wyznaje Ewa*. Dziewczynka ma być skromna i pokorna – wspomina Małgorzata. Jakie przekazy otrzymują kobiety od matek i jaki wpływają one na ich dorosłe życie? – Matka integruje obraz złej macochy i dobrej wróżki – wyjaśnia Magdalena Sękowska, psycholożka i psychoterapeutka.

Publikacja: 26.05.2025 14:49

Relacja pomiędzy matką a córką jest szczególna, ponieważ zarówno dla matki, jak i dla córki jest to

Relacja pomiędzy matką a córką jest szczególna, ponieważ zarówno dla matki, jak i dla córki jest to więź z osobą podobną.

Foto: Adobe Stock

Jak ty się zachowujesz? Co ludzie powiedzą? Dziewczynka musi być skromna. Nie należy się wychylać – powtarzała małej Gosi jej matka, 85-letnia dziś lekarka mieszkająca w małej miejscowości pod Warszawą.

– Ciągle byłam porównywana z innymi. Helenka była grzeczniejsza ode mnie, Grażynka zdolniejsza, a Tomek sympatyczniejszy. „Wszyscy” byli ode mnie lepsi. Słyszałam, że „każdy” jest dzieckiem Boga, „każdy” chodzi do kościoła i „każda” kobieta pragnie dzieci – wspomina 52-letnia dzisiaj Małgorzata, nauczycielka angielskiego. – Dopiero terapia pozwoliła mi uporać się z tymi krzywdzącymi przekonaniami i zrozumieć, że to moje potrzeby są najważniejsze, a nie „wszystkich” i „każdych”.

Gosia przyznaje, że jej mama bezrefleksyjnie powtarzała przysłowia ludowe i wymagała od niej, aby była pokorna, bo „Kto się wywyższa będzie poniżony” i pracowita, bo „Oszczędnością i pracą ludzie się bogacą”. A gdy oświadczyła, że nie chce mieć dzieci, usłyszała, że dzieci to szczęście i błogosławieństwo.

– Blokowało mnie to wychowanie w katolickim duchu. Żyłam na odwrót i nie przejmowałam się opinią innych, jakichś: „wszystkich” i „każdych”. Pamiętam, gdy kiedyś biegłam do windy w metrze i nagle ktoś rzucił w moją stronę: „Co? Mamusia nauczyła rozpychania się łokciami?”. Właśnie o to chodzi, że nie. Żyłam na przekór, żeby tylko nie być skromną osobą. Nie kryłam też swoich poglądów. Również tych niepopularnych – mówi anglistka.

„Kobieta musi się podobać”

Ania Hyman, 38-letnia historyczka, która od prawie 20 lat mieszka w Nowym Jorku i na amerykańskiej uczelni niebawem uzyska stopień doktora, podkreśla, że z mamą ma „absolutnie doskonałe relacje” i bardzo jej się pod tym względem poszczęściło. – Od kiedy pamiętam, tak właśnie było. Moi przyjaciele z podstawówki i liceum, jak i ci, których poznałam już jako dorosły człowiek, mówią do mojej mamy ciocia Ewa – uśmiecha się. – Mama mi się po prostu udała. Tak jak mojej mamie bardzo udała się moja babcia. Jesteśmy z rodziny, w której to mężczyźni się nie udawali, więc pałeczkę przejmowały kobiety i to one były opoką. Źródłem normalności, stabilności i miłości.

Czytaj więcej

Matka zrobi to lepiej? Dlaczego na wywiadówki chodzą głównie kobiety

Polka mieszkająca w Nowym Jorku nie chciałaby jednak tworzyć wyidealizowanego obrazu swojej relacji z mamą i opowiada, że powinna się uwolnić od przekonania wpojonego przez rodzicielkę, zgodnie z którym „kobieta musi się podobać” i „powinna nosić makijaż i ubierać się w określony sposób”. I choć dorosła Ania wie, że jej mama nie chciała ani jej krytykować, ani jej umniejszyć, to jednak dla zmagającej się przez wiele lat z otyłością nastolatki, tego typu komentarze nie były przyjemne. – Wygląd dla mojej mamy był zawsze ważny, więc wyrażała w ten sposób swoją troskę. Dzisiaj widzę w tych zachowaniu pewne naleciałości kulturowe. Jesteśmy produktem czasów i miejsca, w których żyjemy. Życzyłabym wszystkim takich problemów z matkami jakie miałam ja, bo to było bardzo marginalne – przyznaje.

Więź szczególna

Magdalena Sękowska, psycholożka i dyrektorka Kliniki Rodzina – Para – Jednostka w Poznaniu tłumaczy, że relacja pomiędzy matką a córką jest szczególna, ponieważ zarówno dla matki, jak i dla córki jest to więź z osobą podobną.  – Posiadanie dziecka tej samej płci, dziewczynki, jest dla matki odbiciem jej obrazu. Jest nieświadomym zaproszeniem do przyglądania się, jakie było jej życie, ambicje, aspiracje, pragnienia i wyobrażenia. I te pytania i oczekiwania mocno uruchamiają się wobec córki. Jakiej chcę dla niej drogi, przed czym chcę ją przestrzec, ochronić i nie dać światu zranić. Jest to szczególna relacja, bo jest w niej kawałek osobistego silnego ja: cielesnego, psychicznego, emocjonalnego. Kobiecego – mówi psychoterapeutka.

Ekspertka tłumaczy, że o ile naturalnym elementem w rozwoju syna jest separacja, to w przypadku dziewczynki nauczenie się roli, która przynależy do kobiety, następuje przez przynależność, współuczestnictwo, współbycie z matką. Dlatego tak wiele treści pada związanych z projektowaniem, tego co powinna, a czego nie powinna robić córka, co przynależy do dziewczęcości, a co już nie. – Relacje matki z córką są bardzo uwikłane, bo czasami trudno przyjąć dystans i zastanowić się, czy to co projektuję na moją córkę, jest o niej czy o mnie. Często wypowiadane opinie dotyczą niespełnionych oczekiwań, ran, lęków, które teraz przyjmują określona postać i nabierają formy ekspresji. I chociaż często trwały od dzieciństwa, w pewnym momencie mogą wybrzmieć poprzez słowa: „Bądź uważna na komplementy mężczyzn” – wyjaśnia Sękowska.

Zdaniem psycholożki „matka integruje obraz złej macochy i dobrej wróżki. To nigdy nie jest idealny obraz”. – Nie bez powodu Donald Winnicott próbując określić rodzicielstwo, użył pojęcia „wystarczająco dobry rodzic”, bo idealności w tej roli nie ma. Wystarczająco dobry rodzic to ten, który jest blisko i zaspokaja różne potrzeby, ale i ten który postawi granicę, wywołując czasem frustrację u swojego dziecka – dodaje psychoterapeutka.

Psycholożka przypomina, że nie można zapominać o roli ojca. – Gdy mówimy o relacji matki z córką, ginie jego obraz, a przecież zawsze jest trójkąt: dziecko oraz jeden i drugi rodzic. Ważne jest, aby rozumieć, że w sytuacji, w której była nasza matka, wychowana przez swoją matkę i będąca w relacji z naszym ojcem, być może dawała nam najlepsze z możliwych przystosowań – wyjaśnia Sękowska.

„Lepiej się nie wychylać”

Właściciwie bez ojca wychowywała się 43-letnia Anna.  – Był alkoholikiem. Wyprowadziłyśmy się od niego, gdy miałam trzy lata. 10 lat później zmarł w wyniku choroby alkoholowej. Nie byłam na jego pogrzebie – opowiada kobieta.

Anna współprowadzi firmę budowlaną. Jest energiczna, ambitna, mieszka wraz z mężem pod Warszawą koło Puszczy Kampinoskiej. Czy tę sprawczość i wiarę w swoje możliwości zawdzięcza mamie, która wpoiła w nią te cechy? – Moja mama jest osobą wysoko lękową. Drżała z obawy przed wszelkimi wyzwaniami. Zaszczepiła we mnie przekonanie, że świat jest straszny, nie należy się wychylać i trzeba się podporządkować. Aspiracje? Lepiej ich nie mieć, żeby nie cierpieć, gdy spotka pojawi się rozczarowanie. Gdy przed laty powiedzieliśmy jej, że zamierzamy budować dom, westchnęła „Oj, dzieci” i zareagowała tak, jakby to była wyprawa na Księżyc z góry skazana na niepowodzenie – opowiada rozmówczyni.

Anna przyznaje, że próbuje żyć po swojemu, a nie według schematu wpojonego przez matkę. Dzięki wieloletniej terapii potrafi zauważyć, że świat jest ciekawy i różnorodny, w życiu są różne odcienie szarości i nie trzeba się bać mierzyć wysoko. Stara się rozumieć, że w życiu jej mamy wciąż żyją traumy powojennego dzieciństwa i ucieczka od męża alkoholika.

Jednak każda rozmowa z mamą otwiera w niej czarną przepaść, 43-latka czuje, jak wciąga ją beznadzieja i bierność rodzicielki, która żyje z dnia na dzień, bez marzeń i pasji, dlatego więc Anna zdecydowała się od niej odciąć.  –   Nie rozmawiam z mamą, bo moje pomysły i ambicje są przez nią gaszone. Próbowałam uzdrowić nasze relacje i pojechałam ostatnio do rodzinnego domu, miałam nadzieję, że mama czymś mnie zaskoczy, jednak wspomnienia z dzieciństwa i jej rezygnacja z życia sprawiły, że tylko utwierdziłam się w przekonaniu, żeby ta relacja pozostała formalna. Przesyłamy sobie życzenia świąteczne i pewnie tak już zostanie – przyznaje.

Czytaj więcej

"Niewidzialna” praca rujnuje zdrowie psychiczne współczesnych kobiet. Wyniki badania

Anna z perspektywy czasu dostrzega, że nie wszystko było złe. Przyznaje, że jej mama jest ciepłą osobą i taką właśnie cechę po niej odziedziczyła. – Jeśli już była dostępna, to dobrze czułam się w jej otoczeniu. Kiedy dorastałam zastanawiałam się, dlaczego wycofała się z życia, skąd ten lęk, ale nie rozmawiała ze mną na trudne tematy. W naszym domu nie było otwartych, szczerych rozmów. Mama uciekała w działanie. Ukrywała prawdziwe emocje. Sprzątała, gotowała zupę, piekła ciasto lub piła alkohol. W ten sposób okazywała miłość i troskę – wspomina przedsiębiorczyni.

Traumy żyją w kolejnych pokoleniach

Mama Ewy miałaby teraz 86 lat, urodziła się tuż przed II wojną światową, a jej dzieciństwo naznaczone było brakiem, lękiem i niepewnością o jutro. Swoją jedyną córkę urodziła w wieku 38 lat. – Byłam wyczekiwanym dzieckiem, ale tego nie czułam, ponieważ wychowywano mnie w myśl filozofii, że dziecka nie wychowuje się dla siebie, tylko dla świata. Moja mama później ciężko chorowała, miała świadomość, że odejdzie, a ja zostanę sama bez niej, więc wychowanie polegało między innymi na tym, żeby mnie przygotować do tego, abym potrafiła samodzielnie funkcjonować w świecie. Nie rozpieszczano mnie, ani nie rozczulano się nade mną, rodzice podkreślali, że przecież w dorosłym życiu nikt tego robić nie będzie.

– Bardzo rzadko słyszałam pochwały od matki, za to chwaliła się mną na zewnątrz. To było trochę irytujące, że jesteś takim pieskiem na wystawie – wspomina Ewa, wykładowczyni na warszawskiej uczelni ekonomicznej.

Magdalena Sękowska przyznaje, że nigdy nie widziała strachu u swojej mamy. – Była w obozie w Związku Radzieckim i te doświadczenia sprawiły, że moja mama odcięła się od emocji. Nigdy nie widziałam jej bojącej się. Była trochę jak za szybą. I to jest mój spadek. Wiedziałam, że niesie trudne doświadczenia, ale dopiero wtedy, kiedy zdecydowała się opowiedzieć swoją historię obozową, poczułam jej lęk, strach, zamrożenie, które musiała przeżywać, udając umarłą, aby nikt jej nie zabił – wspomina psychoterapeutka.

Psycholożka dodaje, że uczuć musiała się uczyć od świata, bo jej mama uważała, że gdy mała Magda będzie spokojna, to jej życie też będzie spokojne. - A przecież w życiu tak nie jest. Na szczęście mamy cały świat i możemy uczyć się przez całe życie - od matki, babci, cioci, siostry, ale też od innych kobiet. Na swojej drodze spotkałam dużo ważnych kobiet, od których mogłam się nauczyć ekspresyjności, ale to wymaga też tego, aby patrzeć w różne strony, aby ciągle wybierać i sprawdzać, co poniosę dalej. Czy ten spadek i tę lojalność, która została mi zaszczepiona z poprzednich pokoleń? Czy też puszczę tę rękę i powiem: „Tak, jestem od was, ale ja idę do innego świata” – podpowiada Sękowska.

Najważniejsze lekcje

Małgorzata zapewnia, że pochodzi z rodziny silnych kobiet. Jej babcia romanistka tuż po wojnie została wdową, bo jej mąż żołnierz AK stracił życie w 1946 roku. Mamę lekarkę natomiast spotykała strata za stratą. Najpierw jej mąż wyjechał za chlebem do Ameryki i Kanady i już nie wrócił, a gdy po rozwodzie zdecydowała się na ponowny związek, jej partner zginął w wypadku.

– Nie miałam właściwie wzorców męskich. A im bardziej dotkliwe doświadczenia spadały na moją rodzinę, tym bardziej mama wpajała we mnie przekonanie, żeby liczyć tylko na siebie. Słyszałam, że po pierwsze trzeba mieć zawód, z którego można się będzie zawsze utrzymać. Po drugie, że kobieta musi mieć swoje pieniądze i po trzecie, że trzeba być w życiu zaradnym, to dzięki tym przekazom stałam się osobą niezależną, umiem się utrzymać i zawsze mam pracę – podkreśla Małgorzata.

Anna Hyman nie ukrywa, że jest dumna ze swojej mamy. – Przekazała mi ekstremalnie silny, moralny kręgosłup – podkreśla.

Jej mama na przełomie lat 80. i 90. pracowała na stanowiskach kierowniczych w przemyśle samochodowym. Robiła karierę w świecie zdominowanym przez mężczyzn, świetnie zarabiała, o wiele lepiej od swojego partnera, który był artystą. – W pewnym momencie zaczęło dochodzić w pracy do nieakceptowalnych sytuacji i nie mając żadnej alternatywy, z dnia na dzień z niej odeszła. Zawsze mi mówiła, że najważniejsze jest to, żeby móc spojrzeć w lustro i wiedzieć, że jest się po prostu dobrym człowiekiem – opowiada Hyman.

Ania miała wtedy 12 lat i nie do końca rozumiała, dlaczego nie może nagle wyjechać na wymarzone wakacje, albo dlaczego mama nie może kupić jej modnych spodni. Teraz jednak przyznaje, że to „była najważniejsza lekcja, jaką w życiu odebrała”. Po pewnym czasie jej rodzina znowu stanęła na nogi, jej mama połączyła siły ze swoim partnerem i założyła świetnie prosperującą firmę, zajmującą się projektowaniem i montażem stoisk na targach branżowych.

Ewa wspomina, że w jej rodzinie ani sprawy materialne, ani wygląd nie były najważniejsze. – Kiedy byłam nastolatką, krytykowano mnie za to, że za długo siedzę przed lustrem. Słyszałam, że uroda przeminie, a liczy się to, co masz w głowie i jakim jesteś człowiekiem. Zamiast więc koncentrować się na sprawach przejściowych, powinnam rozwijać intelekt – mówi.

Czytaj więcej

Poczucie winy wśród pracujących matek: w jaki sposób można mu zaradzić?

Tym bardziej, że Ewa wciąż zaskakiwała swoich rodziców inteligencją. Zaczęła czytać w wieku trzech lat, a trzy lata później przeczytała mitologię grecką. Gdy w zerówce podczas niewinnej zabawy w scrabble w przedszkolu ułożyła słowo mit – pani wychowawczyni była wielce zdziwiona, że sześciolatka zna to pojęcie. Od dziecka była więc zachęcana do intelektualnego rozwoju, na Gwiazdkę zawsze musiała być książka, a mama zamiast nowych spodni czy modnej bluzy wolała opłacić córce kurs językowy. Jednak – jak wspomina – mama  wykładowczyni nie wymagała od niej samych piątek. To Ewa wracała do domu i ryczała, że dostała gorszą ocenę. – Dla mamy najważniejsze było to, że mam się uczyć i być samodzielna. Jakiegokolwiek dokonam wyboru, to będzie mój wybór i to ja będę ponosiła jego konsekwencje – wspomina.

Ekonomistka zauważa, że z jednej strony mama była w stanie ją wesprzeć, gdy podejmowała decyzje o wyborze liceum, uczelni czy studiów doktoranckich, a z drugiej strony brakowało w ich relacji czułości.   – Moja matka nigdy nie pogratulowała mi doktoratu. Uznała, że przecież nie mogło być inaczej. Zamiast wyrazów uznania, usłyszałam, że nie posprzątałam pokoju. Wszystko to po to, żebym nie popadła w samozachwyt. Na zasadzie: Myślisz, że jesteś lepsza, bo masz stopień doktora? – dodaje wykładowczyni.

Dorosłość daje wybór

Magdalena Sękowska przyznaje, że dzieciństwo stawia nas w sytuacji zależności. Wówczas uruchamiamy różne strategie przetrwania, ale dorosłość daje nam wybór.  – Dorosłość polega też na tym, że mogę słyszeć, co mówi moja matka, ale nie muszę już tego przyjmować, bo mam swoją drogę i swoje decyzje – mówi psychoterapeutka.

W ocenie specjalistki najlepszym rozwiązaniem jest stawianie granic. – I wiedza o tym, co jest moje, a co jest twoje, mamo. Co przejęłam po tobie i co chcę zostawić, z czym chcę się rozstać, bo być może nie miałam dość siły, żeby z tym się pożegnać i zmienić na inną strategię funkcjonowania w życiu – wyjaśnia. I dodaje, że „wszystko co jest dzisiaj nasze, ma początek w historii, warto więc na tę relację spojrzeć szerzej. Można oczywiście powiedzieć: Nie wierzę w siebie, bo moja matka ciągle mówiła, dlaczego nie szóstka, a tylko piątka?" i łatwo przypisać jej złe intencje, ale bardzo potrzebne jest zrozumienie, a nie odpuszczenie”.  –  To bardzo ważne, abyśmy same jako kobiety wyciągały wnioski z naszych relacji z matkami i aby do naszych córek iść już z inną wersją, z innym obrazem, z modyfikacją i rozumieniem, które nie będzie obciążać, ale będzie uwalniać – tłumaczy psycholożka.

Nie chcę być taka jak matka

Małgorzata w wieku 22 lat wyszła za mąż, chciała wyrwać się z domu, od nakazów i oczekiwań matki. Długoletnia terapia pozwoliła jej na zrozumienie swojej mamy, jednak przez długi czas silne było w niej przekonanie, żeby żyć wbrew jej oczekiwaniom.

– Przychodzi taki moment, kiedy mówimy:  „Nie, ja tego nie chcę”. „Nie chcę być taka jak matka”. To bardzo ważne, aby dać sobie przyzwolenie na złość. Jeżeli ją wypuścimy i napięcie minie, będziemy mogły zobaczyć, co jest dla nas trudne do powielenia, a co było dobre w tej relacji. Wyrzucenie tej złości, powiedzenie: Tak! Mogę być zła na moją matkę, jest wyzwalające. Prowadzę dużo grup terapeutycznych kobiet, podczas których często wybrzmiewa złość wobec rodziców. Ostatnio przyszła jedna z pacjentek i powiedziała:  „Pani Magdo, dzisiaj spotkałam się z mamą i to było bardzo fajne spotkanie. Nie mam już takiej złości na nią. Już się z nią pożegnałam, bo nadałam tej złości określone miejsce w moim życiu” – tłumaczy Sękowska.

Mama Ewy nie żyje od siedmiu lat.  – Brakowało mi czułości. Rzadko kiedy mnie przytulała. Dopiero tuż przed śmiercią powiedziała mi, że mnie kocha. Bardzo mnie denerwowało, że wobec mnie była krytyczna i wymagająca, a wobec innych była wyrozumiała i akceptująca. Mimo ciężkiej choroby, brylowała w kuchni i przeistaczała się w mamę Muminka i każdego z moich przyjaciół obdarowywała pysznym jedzeniem i zainteresowaniem – zauważa wykładowczyni.

Teraz po tylu latach złość minęła. – Czasem łapię się na tym, że wypowiadam jakieś zdanie z taką samą intonacją jak ona. Na początku wywoływało to u mnie zdziwienie, a teraz zyskuję pewność. Myślę sobie, że jeśli mama powiedziałaby tak samo, to mam rację. To jest dobry trop – uśmiecha się Ewa.

* Imię bohaterki i niektóre fakty zostały zmienione.

Jak ty się zachowujesz? Co ludzie powiedzą? Dziewczynka musi być skromna. Nie należy się wychylać – powtarzała małej Gosi jej matka, 85-letnia dziś lekarka mieszkająca w małej miejscowości pod Warszawą.

– Ciągle byłam porównywana z innymi. Helenka była grzeczniejsza ode mnie, Grażynka zdolniejsza, a Tomek sympatyczniejszy. „Wszyscy” byli ode mnie lepsi. Słyszałam, że „każdy” jest dzieckiem Boga, „każdy” chodzi do kościoła i „każda” kobieta pragnie dzieci – wspomina 52-letnia dzisiaj Małgorzata, nauczycielka angielskiego. – Dopiero terapia pozwoliła mi uporać się z tymi krzywdzącymi przekonaniami i zrozumieć, że to moje potrzeby są najważniejsze, a nie „wszystkich” i „każdych”.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Styl życia
Koniec szkodliwego trendu w Japonii. Zakazano nadawania dzieciom pewnych imion
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. uruchomił nową usługę doradztwa inwestycyjnego
Styl życia
103-letnia influencerka Joan Partridge podbija TikTok. Czym zasłynęła?
Styl życia
Zegarmistrzostwo wraca do łask? Zapomnianym rzemiosłem interesuje się pokolenie Z
Styl życia
Ważne odkrycie dla szukających motywacji do ruchu. Oto, co najskuteczniej do niego zachęca
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Styl życia
Głośne szukanie. Nowa strategia randkowania w internecie zastępuje aplikacje
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont