Radczyni prawna i pisarka? TAK! Anna Rybakiewicz z sukcesami funkcjonuje w tak odległych światach

- Praca radcy prawnego jest przeciwieństwem pracy pisarza. W kancelarii nie ma miejsca na emocje, są tylko fakty i przepisy prawa, które możemy wykorzystać. I chyba dlatego z taką pasją piszę swoje powieści - mówi rozmówczyni Zofii Brzezińskiej

Publikacja: 15.09.2023 11:35

Anna Rybakiewicz: "Nie wyobrażam już sobie życia bez pisania. Przepadłam z kretesem".

Anna Rybakiewicz: "Nie wyobrażam już sobie życia bez pisania. Przepadłam z kretesem".

Foto: Monika Klapiszewska

Literatura historyczno-obyczajowa ostatnio przeżywa rozkwit i niełatwo jest stworzyć powieść, która wygra maraton o względy czytelników. Pani udało się to już trzykrotnie. W niecały rok po głośnym debiucie książki „Lekarka nazistów”, świętowała pani publikacje dwóch kolejnych: „Złodziejki listów” oraz „Agentki wroga”. W czym, pani zdaniem, tkwi sekret poczytności dzieł poświęconych tematyce wojennej i zapotrzebowania na nią?

Anna Rybakiewicz: Moim zdaniem zainteresowanie tematyką wojenną związane jest z chęcią poznania losów własnych przodków – w zależności od wieku czytelnika – rodziców bądź dziadków. Chcemy wiedzieć, jak radzili sobie ze sprawami życia codziennego, ale też czy dokonali czegoś znaczącego. Czym mogli się kierować, co mogli myśleć, jakie mogli mieć wtedy marzenia. W wielu przypadkach jest już za późno, aby wprost poznać odpowiedzi na te pytania, bo pokolenie, które dorastało w tamtych czasach, w większości odeszło. Są wśród nas w przeważającej części osoby, które były wtedy dziećmi, więc ich przekaz opiera się bardziej na cudzych opowieściach niż własnych obserwacjach. Myślę, że każdy z nas oddałby wiele, aby raz jeszcze móc spotkać się i porozmawiać z nieżyjącymi już przodkami. Niestety życie nie daje nam kolejnej szansy, ale mamy książki historyczne. Wydaje mi się, że poszukujemy w nich odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Te przeczytane historie stanowią namiastkę naszych rodzinnych sag. Zarówno po premierze „Lekarki nazistów”, jak i „Złodziejki listów” dostawałam wiadomości od czytelników, którzy mówili mi, że w ich rodzinie była podobna historia. Dlatego według mnie w tym tkwi sekret poczytności powieści z wojenną historią w tle. 

Gusta czytelników to jedno, ale każdy pisarz ma również własne powody, dla których sięga po określoną problematykę. Jakie okoliczności sprawiły, że już trzykrotnie postanowiła pani zagłębić się w tragiczne realia okresu II wojny światowej?

Wszystko zaczęło się od wojennej opowieści mojego dziadka, który wraz z mamą i siostrą spędził sześć lat na Syberii. Nie chciałam, żeby ta historia została zapomniana, dlatego postanowiłam ją spisać - przede wszystkim z myślą o własnych dzieciach. Chciałam, żeby poznały losy naszej rodziny. Potem zaczęłam zgłębiać wojenne losy innych osób, historię mojego miasteczka i okolic. Dlatego też akcja moich powieści rozgrywa się w znaczniej mierze na terenach, z których pochodzę. Im więcej się dowiadywałam, tym odczuwałam silniejsze pragnienie, aby podzielić się tą wiedzą z innymi - ale w przystępny sposób. Powieść obyczajowa wydawała mi się rozwiązaniem idealnym. Mogłam w niej połączyć prawdziwe wydarzenia z fikcją literacką.

Czytaj więcej

Aleksandra Sewerynik: Ostaną się tylko ci, którzy wciąż mają coś do powiedzenia

Kiedy konstruuje pani fabułę, bardziej istotne jest odwzorowanie rzeczywistości historycznej sprzed kilkudziesięciu lat, czy przeżycia, emocje oraz wzajemne relacje bohaterów?

Bardziej skupiam się na tym drugim. Może wynika to z tego, że absolutnie nie czuję się narratorem swoich powieści. Pisząc, jestem ich uczestnikiem. Biegnę z Alicją Sambor bohaterką „Lekarki nazistów” do rannego pacjenta, kreślę kolejny list razem z Astrid Rosenthal bohaterką „Złodziejki listów”, który potem podrzucamy pod drzwi Waltera, albo skaczę ze spadochronem razem z Angelą Dremmler bohaterką „Agentki wroga”. Nie raz zdarzyło mi się płakać nad klawiaturą, czy szeroko uśmiechać się do ekranu laptopa. Co nie znaczy, że w swoich powieściach nie staram się odwzorować rzeczywistości historycznej. Wręcz przeciwnie. Pisząc „Lekarkę nazistów”, bazowałam na kilkunastu książkach opisujących pracę lekarza w czasie II wojny światowej, dzięki czemu główna bohaterka posługuje się ówczesną nomenklaturą medyczną czy wykonuje zabiegi medyczne, typowe dla tamtego okresu.

Poza odkrywaniem przed czytelnikami tajemnic z przeszłości, pracuje pani jako radczyni prawna. Z jakimi wyzwaniami zawodowymi mierzy się pani na co dzień i które gałęzie prawa są przedmiotem pani szczególnego zainteresowania?

W pracy radcy prawnego każdy dzień jest wyzwaniem, bo tak naprawdę nie ma dwóch podobnych spraw, a do każdego klienta i każdego przypadku należy podejść indywidualnie. Od kilku lat moja działalność prawnicza skupia się wokół prawa cywilnego i gospodarczego. Zajmuję się przede wszystkim obsługą prawną firm. Tworzę i opiniuję umowy o roboty budowlane oraz prowadzę spory sądowe związane z realizacją tych umów.

Czy te dwie dziedziny – prawo i literatura – bez trudu zsynchronizowały się w pani życiu zawodowym, czy też łączenie tych obydwu pasji okazało się nie lada wyzwaniem?

Praca radcy prawnego jest przeciwieństwem pracy pisarza. W kancelarii nie ma miejsca na emocje, są tylko fakty i przepisy prawa, które możemy wykorzystać. I chyba dlatego z taką pasją piszę swoje powieści, w których mogę w końcu dać się ponieść emocjom. Te dwie dziedziny idealnie się uzupełniają, przynajmniej w moim przypadku.

Czy któraś z nich jest pani wyraźnie bliższa, czy też obie są równie ważne?

Trudne pytanie. Na pewno ciężko byłoby mi zrezygnować z którejś z tych prac, bo obie są dla mnie ważne. Studiowałam prawo i ukończyłam aplikację, aby pracować w zawodzie radcy prawnego. Wymagało to ode mnie wielu lat nauki, więc żal byłoby mi teraz to wszystko zaprzepaścić. Zresztą lubię swoją pracę, lubię kontakt z ludźmi, a rozwiązywanie ich prawnych problemów przynosi mi ogromną satysfakcję. Poza tym pisanie wciąż traktuję jako hobby, jako odskocznię od codzienności. To taki mój czas dla siebie, kiedy odpoczywam i odcinam się od świata zewnętrznego. Wciąż z uśmiechem na ustach siadam do laptopa, gdy zamierzam napisać kolejny rozdział i mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. Dlatego nie chciałabym traktować pisania jako typowej pracy na pełen etat z obawy, że przestałaby mi sprawiać radość.  

Czytaj więcej

Haśka Szyjan: Ukraińcy nie tracą ducha. Nocą schodzą do schronu, rano otwierają kawiarnię

Podlasie to pani rodzinne województwo oraz miejsce akcji większości scen w pani książkach. Domyślam się zatem, że te okolice są bliskie pani sercu. Co panią najbardziej urzeka w Podlasiu?

Wielokulturowość i tolerancja. We wsi Orla na Podlasiu stoi kościół, cerkiew i synagoga. Z kolei we wsi Kruszyniany możemy spotkać Tatarów. Mieszkańcy Białegostoku dwa razy świętują Nowy Rok, gdyż Sylwester w obrządku prawosławnym przypada później. Wiele szkół i urzędów jest nieczynna także w święta prawosławne. To tutaj wzajemnie przenikają się religie, kultury i języki.  Takie właśnie jest Podlasie.

Jakie plany ma pani na przyszłość? Zgaduję, że radość i satysfakcja z pisania będą towarzyszyć Pani jeszcze przez długi czas, a zatem czy możemy niebawem liczyć na kolejne literackie niespodzianki?

Nie wyobrażam już sobie życia bez pisania. Przepadłam z kretesem. Kończę jedną powieść i zaczynam drugą. Czasem będąc w połowie pierwszej, już układam plan na kolejną. Wstępny plan wydawniczy na przyszły rok już jest. Mam nadzieję, że czytelnikom spodobają się historie, które dla nich wymyśliłam. Następna książka, która się ukaże będzie szczególnie bliska mojemu sercu, bo została zainspirowana wspomnieniami mojego dziadka i jego siostry. Wylałam nad nią wiele łez, czasem musiałam przerwać pisanie, bo emocje były zbyt silne. Pisząc ją uświadomiłam sobie, jak bardzo nie doceniamy tego co mamy i jak wiele jest w stanie znieść matka dla swoich dzieci.

Literatura historyczno-obyczajowa ostatnio przeżywa rozkwit i niełatwo jest stworzyć powieść, która wygra maraton o względy czytelników. Pani udało się to już trzykrotnie. W niecały rok po głośnym debiucie książki „Lekarka nazistów”, świętowała pani publikacje dwóch kolejnych: „Złodziejki listów” oraz „Agentki wroga”. W czym, pani zdaniem, tkwi sekret poczytności dzieł poświęconych tematyce wojennej i zapotrzebowania na nią?

Anna Rybakiewicz: Moim zdaniem zainteresowanie tematyką wojenną związane jest z chęcią poznania losów własnych przodków – w zależności od wieku czytelnika – rodziców bądź dziadków. Chcemy wiedzieć, jak radzili sobie ze sprawami życia codziennego, ale też czy dokonali czegoś znaczącego. Czym mogli się kierować, co mogli myśleć, jakie mogli mieć wtedy marzenia. W wielu przypadkach jest już za późno, aby wprost poznać odpowiedzi na te pytania, bo pokolenie, które dorastało w tamtych czasach, w większości odeszło. Są wśród nas w przeważającej części osoby, które były wtedy dziećmi, więc ich przekaz opiera się bardziej na cudzych opowieściach niż własnych obserwacjach. Myślę, że każdy z nas oddałby wiele, aby raz jeszcze móc spotkać się i porozmawiać z nieżyjącymi już przodkami. Niestety życie nie daje nam kolejnej szansy, ale mamy książki historyczne. Wydaje mi się, że poszukujemy w nich odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Te przeczytane historie stanowią namiastkę naszych rodzinnych sag. Zarówno po premierze „Lekarki nazistów”, jak i „Złodziejki listów” dostawałam wiadomości od czytelników, którzy mówili mi, że w ich rodzinie była podobna historia. Dlatego według mnie w tym tkwi sekret poczytności powieści z wojenną historią w tle. 

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Dorota Chmielewska: Czesi nie rozumieją polskiej religijności, trochę się z niej naśmiewają
Wywiad
Aktorka Zofia Jastrzębska o pracy i życiu osobistym: Autentyczność jest wolnością
Wywiad
Luna: Nie czuję, że na Eurowizji poniosłam porażkę
Wywiad
Małgorzata Foremniak: Nie warto poświęcić siebie dla drugiego człowieka
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Wywiad
Pisarka Małgorzata Oliwia Sobczak stworzyła "Kolory zła: Czerwień". Mówi, że to terapia