Literatura historyczno-obyczajowa ostatnio przeżywa rozkwit i niełatwo jest stworzyć powieść, która wygra maraton o względy czytelników. Pani udało się to już trzykrotnie. W niecały rok po głośnym debiucie książki „Lekarka nazistów”, świętowała pani publikacje dwóch kolejnych: „Złodziejki listów” oraz „Agentki wroga”. W czym, pani zdaniem, tkwi sekret poczytności dzieł poświęconych tematyce wojennej i zapotrzebowania na nią?
Anna Rybakiewicz: Moim zdaniem zainteresowanie tematyką wojenną związane jest z chęcią poznania losów własnych przodków – w zależności od wieku czytelnika – rodziców bądź dziadków. Chcemy wiedzieć, jak radzili sobie ze sprawami życia codziennego, ale też czy dokonali czegoś znaczącego. Czym mogli się kierować, co mogli myśleć, jakie mogli mieć wtedy marzenia. W wielu przypadkach jest już za późno, aby wprost poznać odpowiedzi na te pytania, bo pokolenie, które dorastało w tamtych czasach, w większości odeszło. Są wśród nas w przeważającej części osoby, które były wtedy dziećmi, więc ich przekaz opiera się bardziej na cudzych opowieściach niż własnych obserwacjach. Myślę, że każdy z nas oddałby wiele, aby raz jeszcze móc spotkać się i porozmawiać z nieżyjącymi już przodkami. Niestety życie nie daje nam kolejnej szansy, ale mamy książki historyczne. Wydaje mi się, że poszukujemy w nich odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Te przeczytane historie stanowią namiastkę naszych rodzinnych sag. Zarówno po premierze „Lekarki nazistów”, jak i „Złodziejki listów” dostawałam wiadomości od czytelników, którzy mówili mi, że w ich rodzinie była podobna historia. Dlatego według mnie w tym tkwi sekret poczytności powieści z wojenną historią w tle.
Gusta czytelników to jedno, ale każdy pisarz ma również własne powody, dla których sięga po określoną problematykę. Jakie okoliczności sprawiły, że już trzykrotnie postanowiła pani zagłębić się w tragiczne realia okresu II wojny światowej?
Wszystko zaczęło się od wojennej opowieści mojego dziadka, który wraz z mamą i siostrą spędził sześć lat na Syberii. Nie chciałam, żeby ta historia została zapomniana, dlatego postanowiłam ją spisać - przede wszystkim z myślą o własnych dzieciach. Chciałam, żeby poznały losy naszej rodziny. Potem zaczęłam zgłębiać wojenne losy innych osób, historię mojego miasteczka i okolic. Dlatego też akcja moich powieści rozgrywa się w znaczniej mierze na terenach, z których pochodzę. Im więcej się dowiadywałam, tym odczuwałam silniejsze pragnienie, aby podzielić się tą wiedzą z innymi - ale w przystępny sposób. Powieść obyczajowa wydawała mi się rozwiązaniem idealnym. Mogłam w niej połączyć prawdziwe wydarzenia z fikcją literacką.
Czytaj więcej
- Wykształcenie muzyczne pomaga mi w naturalnym rozumieniu języka, który dla większości prawników jest niezrozumiały – mówi Aleksandra Sewerynik, radczyni prawna i dyrygentka chóralna, ekspertka z zakresu analiz porównawczych w kontekście plagiatu muzycznego.