Losy kobiety zesłanej na Syberię w książce "Ludzie z kości" Pauli Lichtarowicz

-Moja babcia nie pamiętała, kiedy dokładnie wywieziono ją na Syberię, ale za to na zawsze w jej pamięci utrwalił się moment, gdy musiała sprzedać swoją ślubną suknię, aby kupić niezbędną do przetrwania...cebulę - mówi Paula Lichtarowicz, autorka książki "Ludzie z kości", do napisania której zainspirowała ją historia rodzinna.

Publikacja: 26.03.2024 12:12

Paula Lichtarowicz, autorka książki "Ludzie z kości" napisała powieść, by upamniętnić swoją babcię.

Paula Lichtarowicz, autorka książki "Ludzie z kości" napisała powieść, by upamniętnić swoją babcię.

Foto: Adobe Stock

Pani najnowsza powieść „Ludzie z kości” porusza problematykę losów polskich zesłańców, którzy w latach 40. ubiegłego stulecia w ramach represji ze strony władz Związku Radzieckiego zostali wywiezieni do obozów pracy na Syberii. Inspiracją do podjęcia tego trudnego tematu stała się dla pani historia pani babci, która przeżyła pobyt na nieludzkiej ziemi. Czy to właśnie jej osobę „ukryła” pani pod postacią głównej bohaterki Leny?

Zdecydowanie Lena nie przypomina mojej babci, chociaż rzeczywiście obie zostały przez wichry historii potraktowane jednakowo dramatycznie. Moja babcia miała jednak zupełnie inne usposobienie, była jakby odzwierciedleniem ówczesnego kobiecego ideału: religijna, skromna, oddana rodzinie. Lenie podarowałam trochę bardziej buntowniczy charakter. Zależało mi na zaprezentowaniu sylwetki kobiety, dla której szczególnie cenną wartością jest kontrola nad swoim życiem. Słuchając przed laty mojej babci zrozumiałam, jak bardzo tego przecież podstawowego dla nas – współczesnych kobiet - dobra brakowało w jej codzienności. Już jako dziewczyna znajdująca się najpierw pod opieką ojcowską, a później mężowską, miała tę kontrolę nad własnym życiem znacznie ograniczoną. Kiedy zaś trafiła na Syberię, to podobnie jak inni wywiezieni, całkowicie ją straciła. Mocno nurtowało mnie pytanie – jakie to uczucie nie mieć żadnego wpływu na to, co się ze mną dzieje? Zostać ograbionym z jakiejkolwiek sprawczości i skazanym na kaprys drugiego człowieka, przypadku, sił natury? Bardzo znamienne było dla mnie również to, że babcia – w typowo kobiecy sposób – przywiązywała większą wagę do drobiazgów, emocji, strzępów wspomnień, niż do suchych dat czy historyczno-politycznych niuansów. Ona nie pamiętała, kiedy dokładnie wywieziono ją na Syberię, ale za to na zawsze w jej pamięci utrwalił się moment, gdy musiała sprzedać swoją ślubną suknię, aby kupić niezbędną do przetrwania...cebulę. Zwróćmy uwagę, że w relacjach męskich świadków wojny częściej znajdziemy szczegóły dotyczące wydarzeń, walki, akcji. Tymczasem dla kobiet najważniejsze są towarzyszące im emocje i to one właśnie odgrywają dla nich rolę dominującą. Dlatego tak bardzo cieszę się z tego, że powołując do istnienia Lenę, wykreowałam okazję do zaprezentowania tamtego bolesnego epizodu historii z kobiecego punktu widzenia.

Studiowała pani psychologię i zainteresowanie tą tematyką jest faktycznie bardzo widoczne na kartach pani powieści. Równie dużo miejsca, co relacjom z wydarzeń historycznych, poświęca pani wewnętrznym przeżyciom bohaterów. Nie jest to zabieg często spotykany w książkach historycznych. Co skłoniło panią do zdecydowania się na taką konstrukcję fabuły? Niejako „zawodowe” zainteresowanie psychologią, czy też doszła pani do wniosku, iż z jakiegoś powodu istotna i potrzebna jest próba zgłębienia właśnie psychiki osób poddanych nieludzkiemu terrorowi?

Olbrzymią zaletą fikcji jest dla mnie to, że można spróbować poddać analizie świat wewnętrzny bohaterów i ich wzajemnych relacji. Takiej przestrzeni i możliwości nie oferują nam gatunki stricte dokumentalne bazujące wyłącznie na źródłach archiwalnych. To jest supermoc literatury fabularnej. Oczywiście interesowały mnie przeżycia bohaterów związane konkretnie z traumą, jaka im się przydarzyła w wymiarze powszechnym – a więc z faktem bycia wywiezionym wraz z całą rodziną z domu w nieznane. Wiele uwagi poświęciłam jednak także emocjom nawiązującym do innych sfer ich życia, także tym bardzo osobistym. Z uwagą obserwowałam rozterki Leny, kiedy to na skutek rodzinnych nacisków zdecydowała się podjąć narzuconą jej początkowo rolę matki i żony. Towarzyszyłam jej w niełatwych chwilach macierzyństwa, które nie było jej marzeniem. Odnalezienie się w tej życiowej roli przyszło jej z wielkim trudem. Tego typu dylematy przeżywają także dzisiaj kobiety na całym świecie. Oczywiście dramat wojny również nie należy niestety do przeszłości. Codziennie słyszymy o nowych tragediach, jakie rozgrywają się w Ukrainie, Syrii, na Bliskim Wschodzie. Suche statystyki nigdy nie przekażą jednak ogromu cierpień, jakich doświadczają bezpośrednio dotknięte tymi wydarzeniami ofiary.

Czytaj więcej

"My, harowaczki". Osobiste refleksje po lekturze "Chłopek"

 Jaki zasadniczy cel przyświecał pani przy pisaniu tej powieści? Pragnienie upamiętnienia babci i innych Polaków, którzy doznali gehenny deportacji? Czy raczej studium psychologiczne bohaterów mających podobne przeżycia?

Wydaje mi się, że na początku zależało mi przede wszystkim na upamiętnieniu babci. Nakłonienie seniorki do podzielenia się ze mną tragicznymi wspomnieniami nie było łatwe. Babcia, podobnie jak wielu ludzi zranionych wojną, niechętnie powracała do bolesnej przeszłości. Udało mi się jednak namówić ją do zwierzeń, a wszystkie nasze rozmowy nagrywałam. Miałam świadomość, że babcia wkrótce odejdzie, a wówczas bezpowrotnie stracę szansę na poznanie nie tylko tego konkretnego fragmentu rodzinnej historii, ale również spojrzenia na te czasy z jej perspektywy. Tymczasem ja bardzo chciałam zachować tę historię, zachować pamięć o mojej babci. I chyba mi się to udało. Nasze rozmowy odbyły się 20 lat temu, babci już z nami nie ma, ale skonstruowana na bazie tych relacji książka doczekała się premiery i mam nadzieję, że efektywnie przyczyni się ona do przechowywania w pamięci tego etapu historii.

Z takim też założeniem zasiadałam do pisania tej powieści. Muszę jednak zaznaczyć, że wraz z postępem pracy nad nią, pojawiały się przede mną również inne cele. To zupełnie naturalna cecha procesu twórczego. Im bardziej żywi i złożeni stawali się moi bohaterowie, im więcej czasu z nimi spędzałam, tym mocniej czułam się ciekawa eksploracji ich wewnętrznych przeżyć, motywacji, rozterek, pobudek. Zaczęłam więc zgłębiać ich psychikę i to stało się dla mnie drugim celem – przybliżenie czytelnikom świata wewnętrznego ludzi, którzy 84 lat temu przeżyli niewyobrażalną katastrofę, ale w gruncie rzeczy byli tacy sami, jak my obecnie.

 Spotkałam się z opinią, że pani książka – ponieważ porusza tak wiele zagadnień bliskich także współczesnemu człowiekowi – może posłużyć do autoterapii. Czy zgadza się pani z taką oceną?

Gdyby się okazało, że rzeczywiście ta książka pomogła komuś również w taki sposób, czułabym się niezmiernie szczęśliwa i uhonorowana. Bez wątpienia porusza ona takie wątki i takie struny, które wybrzmiewają w naszych duszach znajomą nutą. Na szczęście wojna, przynajmniej w tym rejonie geograficznym, jest dla nas raczej odległym zjawiskiem. Ale z żałobą po stracie najbliższych, z chorobą, cierpieniem, rozczarowaniem, problemami w międzyludzkich relacjach radzić sobie musi przecież każdy z nas. Dla mnie osobiście najtrudniejszym do przetrawienia momentem stał się ten epizod, gdy Lena – już po opuszczeniu Syberii i przyjeździe do Uzbekistanu, szczęśliwa, pewna powrotu do domu – traci swoją 4-letnią córkę, która w obozie dla przesiedleńców zapada na tyfus i umiera. Dziewczynka zostaje pochowana w bezimiennym grobie na bezkresnym stepie, a rodzina musi opuścić jej mogiłę świadoma, że już nigdy więcej tu nie wróci. Jako matka wręcz nie potrafię sobie wyobrazić dramatu, jaki przeżywała w gruncie rzeczy nie Lena, lecz...moja babcia. W ten sposób właśnie straciła swoją córkę, a moją ciocię. Ja znam tę historię tylko z przekazu, a wywiera na mnie kolosalne wrażenie. Jak zatem musi czuć się mój ojciec, który był wówczas małym chłopcem i doświadczył tych wydarzeń osobiście, który widział śmierć siostry, który musiał opuścić jej grób…? W takich momentach czuję wdzięczność za to, iż zjawisko traumy pokoleniowej z czasem ulega osłabieniu. Bo chyba nie zniosłabym takiego bólu, jak moi przodkowie, którzy przywoływanych w powieści wydarzeń doświadczyli na własnej skórze.

Pani najnowsza powieść „Ludzie z kości” porusza problematykę losów polskich zesłańców, którzy w latach 40. ubiegłego stulecia w ramach represji ze strony władz Związku Radzieckiego zostali wywiezieni do obozów pracy na Syberii. Inspiracją do podjęcia tego trudnego tematu stała się dla pani historia pani babci, która przeżyła pobyt na nieludzkiej ziemi. Czy to właśnie jej osobę „ukryła” pani pod postacią głównej bohaterki Leny?

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Iza Kuna: Romans może trwać i 30 lat
Wywiad
Dr n. med. Justyna Dąbrowska-Bień: Mężczyźni nie chcą przekazywać swojej wiedzy kobietom chirurgom
Wywiad
Maria Deskur: Społeczeństwo, które czyta, jest bardziej stabilne emocjonalnie i psychicznie
Wywiad
Karolina Pilarczyk: Panowie mają problem z przegrywaniem z kobietą w motosportach
Wywiad
Jak rozmawiać z dziećmi o raku? Psychoonkolog o sytuacji księżnej Kate
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił