Blok operacyjny był oddzielnie zarządzany, a personel wspólny dla całego oddziału — ja odpowiadałam za 20 łóżek. Dawałam sobie radę. Policzyłam, że przez cały okres mojej kariery zawodowej przeprowadziłam ponad 6600 operacji. To oznacza, że często robiłam ich 8 dziennie. I najtrudniejsze w mojej pracy było pogodzenie życia zawodowego z byciem matką. Kobiecie w tym zawodzie jest naprawdę ciężko. Dyżury nocne, całodobowe, stawianie się na bloku operacyjnym o 7 rano możliwe jest wyłącznie wtedy, kiedy ma się w domu kogoś, kto weźmie na siebie wszystkie obowiązki. Jeśli mąż również jest lekarzem, tak jak w moim przypadku, nie zawsze się to udaje. Mój mąż na szczęście brał na siebie ogrom obowiązków związanych z domem, więc było mi łatwiej. Ale poza wszystkim, ja także chciałam być matką, która widuje własne dzieci, odprowadza je do przedszkola, jada z nimi kolacje, rozmawia na każdy temat i wie w której są klasie. A które przedszkole przyjmuje dzieci od szóstej rano, tak, żeby człowiek jeszcze zdążył dojechać do pracy? Mnie droga do szpitala zajmowała około godziny w jedną stronę. Wszyscy mężczyźni, z którymi pracowałam mieli żony zajmujące się domem. Ciężko jest kobiecie chirurgowi pracować w pełnym wymiarze godzin, a wielu pracodawców na wymiar niepełny nie wyrażało zgody. Mieliśmy także często zebrania przed pracą i obowiązkowe spotkania w weekendy.
Z ogólnych statystyk wynika, że wśród chirurgów od lat zdecydowanie dominują mężczyźni. Kobiety stanowią mniej niż 30 proc., choć pojawia się podobno tendencja wzrostowa. Wiele kobiet pracujących w tym zawodzie deklaruje, że doświadczyło mobbingu i było dyskryminowanych ze względu na płeć. Ma pani podobne doświadczenia?
Często komentowano moje spóźnienia słowami: Jakoś inni pani koledzy przyszli na czas, mimo, że moje spóźnienia wiązały się wyłącznie z godzinami otwarcia placówek edukacyjnych moich dzieci. Poza tym ścieżka naukowa stwarza ogromne pole do nadużyć. Mężczyźni nie chcą przekazywać swojej wiedzy praktycznej, niechętnie pozwalają awansować kobietom. Chcę też zaznaczyć, że w karierze pomogły mi kobiety. Spotkałam ich na swojej drodze mnóstwo i wiele im zawdzięczam. Mężczyźni postrzegali zawsze moje zalety jako wady. To, że mam w sobie siłę, determinację i asertywność było interpretowane jako bezczelność i krnąbrność. Czy facet, który wysoko zaszedł kiedykolwiek odbierany jest jako krnąbrny? Nie, on ma charyzmę.
Wybierając zawód chirurga i decydując się na trójkę dzieci, w pewnym sensie skazała się pani na życie w rozdarciu, na walkę z ciągłymi wyrzutami sumienia…
Jestem jedynaczką i zawsze marzyłam o licznej rodzinie. Dwójkę pierwszych dzieci urodziłam wcześnie, na studiach, pomagała mi teściowa i babcia. Dzięki nim zdałam wszystkie egzaminy w terminie. Nie spałam, ale jakoś wytrzymywałam ciągłe zmęczenie. Kiedy zostałam ordynatorem, nadszedł kryzys. Przedszkola i szkoły zostały zamknięte w czasie pandemii, a ja nadal musiałam pracować. Bolało mnie to, że jadę do chorych, a moje dzieci zostają w tym czasie w domu bez opieki. Wielu moich znajomych lekarzy mówi, że borykało się z podobnymi problemami. I że dzieci po latach wypominają im, że nie mieli dla nich czasu. Rozmawiałam ostatnio z kolegą chirurgiem ortopedą, który na spotkaniu z innymi lekarzami tej samej specjalizacji dowiedział się, że dosłownie każdy z nich (a mowa o 10 osobach) ma dziecko, które leczy się psychiatrycznie albo ma za sobą próby samobójcze lub samookaleczenia. Czy to wynik niedostatecznej obecności i uwagi rodziców czy efekt naszych czasów, spędzania czasu w świecie wirtualnym? Na to pytanie każdy z nich musi odpowiedzieć sobie sam, ale z pewnością jest coś na rzeczy.
Dyspozycyjność chirurga jest przekleństwem dla jego rodziny. Bo w każdej chwili może być wezwany do szpitala, jeśli stan zdrowia pacjenta się tego wymaga lub pojawiają się komplikacje. Albo po prostu pacjent po operacji potrzebuje takiego kontaktu, chce zadać pytanie, poczuć, że jest otoczony właściwą opieką. Nie raz się zdarzyło, że byłam zmuszona zostawić w nocy dzieci same – młodsze pod opieką starszych i jechałam do szpitala. A kiedy mieć czas jeszcze na dokształcanie się, na uczestnictwo w szkoleniach, konferencjach, stażach zagranicznych…? Właśnie za granicą nauczyłam się robić operacje nosa zewnętrznego. Udało mi się również zrobić doktorat, bo trafiłam na życzliwych ludzi, którzy chcieli mnie wziąć pod swoje skrzydła. A to wcale nie jest takie oczywiste.
Mimo tego ciągłego braku czasu, znajduje go pani jednak na swoje pasje, na uprawianie sportu, na podróże.