Po raz pierwszy Polska zabrała głos w tej sprawie na forum ONZ. Miałam dużą swobodę w tworzeniu wystąpień. Byłam w tym względzie bardziej niezależna niż delegaci z innych krajów.
Pierwsza mowa była stresująca – wszystko jest nagrywane i transmitowane na żywo. Miałam tekst wydrukowany przed sobą, nie musiałam recytować z pamięci, ale mimo to ręce mi drżały. Czas na przemówienie jest ściśle ograniczony do pięciu minut – jeśli nie zmieścisz się w czasie, mikrofon zostaje wyłączony. Poszło dobrze. Jeszcze większy stres przeżyłam przy mojej ostatniej mowie na temat praw dzieci. Mówiłam o porwaniach dzieci z Ukrainy przez siły rosyjskie. Traf chciał, że po drugiej stronie sali siedział rosyjski dyplomata. Mówiąc o odpowiedzialności prezydenta Putina za te porwania, zdecydowałam się patrzeć prosto w oczy tego dyplomaty. Trochę się bałam, jak zareaguje, bo dyplomaci mają prawo odpowiedzieć na forum, jeśli uznają, że ich kraj został zaatakowany. Ja z kolei czułam, że muszę zwrócić uwagę na to, co dzieje się na Ukrainie. Było to dla mnie bardzo istotne.
Jak zareagował?
Zachował „poker face”. Nawet na mnie nie spojrzał. Ale ja mimo to czuję się bardzo dobrze z myślą, że mogłam jemu i obecnym na sali dyplomatom powiedzieć, co uważałam za słuszne.
Jak to jest być na pierwszej linii międzynarodowych negocjacji w tak młodym wieku?
Ekscytująco! W ONZ w tamtym czasie byłam jedną z zaledwie trzech osób, które miały 18 lat – obok mnie byli jeszcze koledzy ze Słowacji i Irlandii. Pojęcie „młodzieżowy delegat” może być mylące – większość osób w tej roli jest na etapie późnego licencjatu lub studiów magisterskich, więc jest bardzo niewiele nastolatków. Poczucie odpowiedzialności było ogromne, bo wiedziałam, że to, co mówię, reprezentuje stanowisko rządu. Obserwowanie dorosłych dyplomatów było dla mnie cenną lekcją.
Czego się nauczyłaś?
Przede wszystkim nauczyłam się, jak wielką wagę mają słowa i jak ostrożnie trzeba je dobierać. Obserwowałam negocjacje jednej z rezolucji i pamiętam, że wybuchł spór o znaczenie jednego słowa. Początkowo wydawało mi się, że to słowo nie ma wielkiego znaczenia w kontekście całego dokumentu, ale okazało się, że dwaj dyplomaci spierali się o nie przez 10 minut. Subtelne różnice w sformułowaniach mogą mieć ogromne znaczenie. Nauczyłam się, jak formułować opinie w taki sposób, aby zachować dobre relacje z innymi, nawet mimo różnic zdań. Unia Europejska jest świetnym przykładem – na forum ONZ stara się mówić jednym głosem, mimo że reprezentuje różne narody. Znalezienie wspólnego języka jest jednym z priorytetów.
Powiedziałaś, że stawiasz sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Chodzi o Twoje długoterminowe cele?
Tak, zdecydowanie. Myślę, że moje cele ewoluowały z biegiem czasu. Kiedy byłam w ósmej klasie, moim celem było dostać się do jednego z najlepszych liceów w Warszawie. Potem, w miarę postępów w liceum, zależało mi na osiągnięciu wysokiej średniej ocen. Następnie postanowiłam spróbować swoich sił w konkursie, który umożliwił mi wyjazd do szkoły w Wielkiej Brytanii. Byłam przygotowana na to, że po drodze będzie wiele porażek. Kiedy pomyślę, że dostałam się na Harvard i Stanford, przypominam sobie, że aplikowałam do 22 szkół i nie dostałam się do 12 z nich. To ważne, aby zrozumieć, że często nie dostajemy tego, co chcemy, i że to jest zupełnie naturalne. Ta poprzeczka z czasem się podnosiła. Gdy poszłam do szkoły prywatnej, moim celem było uzyskanie jak najlepszych wyników na maturze międzynarodowej oraz zaangażowanie się w różne projekty. Na przykład miałam możliwość prowadzenia badań z doktorantką z Cambridge na temat legalności i sprawiedliwości interwencji humanitarnych w Libii w 2011 roku w porównaniu do interwencji w Kosowie. To doświadczenie pozwoliło mi zgłębić prawo międzynarodowe i zrozumieć, jak ono działa. Cztery lata temu nie przypuszczałam, że będę tu, gdzie jestem teraz. Marzę o pracy w dyplomacji.
Co chciałabyś osiągnąć?
Jestem kobietą, a świat dyplomacji tradycyjnie był zdominowany przez mężczyzn. W ONZ zauważyłam jednak dużą zmianę – pozytywne jest to, że rośnie skupienie na prawach mniejszości i prawach kobiet. Mam świadomość, że jestem uprzywilejowana, ponieważ mój głos jako kobiety był słyszalny, nie jest to jednak standardem. Zależy mi, aby prawa kobiet były przestrzegane globalnie. W wielu miejscach kobiety wciąż bardzo cierpią.
Czym zajmują się twoi rodzice?
Tata jest informatykiem, a mama księgową. Rodzice dbali o to, żebym była ciekawa świata i wspierali moje zainteresowania. Bardzo ceniłam to, że w moim domu była różnorodność poglądów; to mnie nauczyło otwartości. Najbardziej doceniam, że zawsze byłam wolna w wyborze zainteresowań i zajęć. Nigdy nie czułam presji ze strony rodziców.
Jak spędzasz wolny czas?
Uwielbiam spędzać czas z bliskimi, zwłaszcza teraz, kiedy jestem w Warszawie. Poza tym lubię pisanie kreatywne – to coś, czym zaczęłam się zajmować, kiedy byłam na edukacji domowej. Pisałam nowele i opowiadania. Pamiętam, że w trakcie edukacji domowej napisałam około 300 stron jednej opowieści. Bardzo mnie to odprężało. Uwielbiam wymyślać historie i tworzyć fikcyjne światy. W czasie przygotowań do matury zaniedbałam to hobby, ale teraz powoli do niego wracam. Pisanie to coś, co zdecydowanie mnie relaksuje i pozwala oderwać się od polityki i bieżących spraw.
Jakie jest twoje największe marzenie, niezwiązane z karierą ani edukacją?
Bardzo chciałabym mieć domek pod miastem. Marzy mi się ogródek pełen róż i posiadanie psa.
Gdybyś mogła spędzić jeden dzień z dowolną osobą na świecie, kogo byś wybrała?
Gdybym mogła spędzić czas z kimś z przeszłości, to na pewno byłaby to Eleanor Roosevelt – niesamowita kobieta z ogromnymi zasługami. Z osób żyjących – zdecydowanie z moim chłopakiem. Bardzo dobrze się przy nim czuję. Jestem odprężona; wszystko przy nim wydaje się prostsze i radośniejsze.