Zawód reżysera obsady krzepnie. Już nie tylko w zachodnim przemyśle filmowym. Także u nas.
Na świecie „casting director” obsadza film, ale też negocjuje kontrakty aktorów. W Polsce jest to zawód artystyczny. Na bazie scenariusza tworzymy nowy ludzki świat, niepowtarzalny i bardzo osobisty - bo widziany w pierwszej kolejności oczami naszej wyobraźni. Jest wynikiem wrażliwości, indywidualnego postrzegania świata, rozumienia relacji między bohaterami i interpretacji ich działania. Reżyser obsady jest autorem lub współautorem obsady filmu albo serialu. Budujemy koncepcję obsady aktorskiej. W czasie zdjęć próbnych rozpoczyna się kreowanie postaci filmu. Ustalanie warunków zatrudniania nie leży w naszej gestii, choć oczywiście musimy orientować się w możliwościach producentów i zawsze prosimy ich o taką rozmowę.
W USA reżyserzy obsady działają od początku lat 70. ubiegłego wieku, wkrótce nawet w tej kategorii będą przyznawane Oscary. A kiedy ten zawód pojawił się w Polsce?
Po transformacji ustrojowej kinematografia przestała być finansowana w 100 procentach przez państwo i zaczęli działać prywatni producenci. To wymusiło zmiany w sposobie realizacji i finansowania filmów. Kiedy zaczynałam pracować, zdjęcia kończyły się około godziny 15, a najpóźniej o 17, bo pracownicy wytwórni mogli mieć maksymalnie dwie godziny nadliczbowe. Po transformacji zaczęliśmy pracować po 12 godzin dziennie, Skrócił się też czas na przygotowanie filmu. To wtedy właśnie wyłonił się zawód reżysera obsady. Ja uczyłam się go od Grażyny Szymańskiej, która była wtedy drugim reżyserem i zajmowała się sprawami aktorskimi.
Pamięta pani pierwszy film, w którym kompletowała pani zespół aktorski?
To był „Pan Tadeusz”, choć wtedy nie nazywaliśmy tego zajęcia reżyserią obsady. Współpracowałam z dwiema koleżankami - Ewą Andrzejewską i Magdą Szwarcbart. Ale wtedy wszyscy w Polsce szukali „Zosi”. Nie było self-tape’ów, internetu jeszcze się w kinie nie używało. Trwała olbrzymia kampania prasowo-radiowo-telewizyjna. Odbywały się bardzo szeroko zakrojone zdjęcia próbne. Zosię zagrała Alicja Bachleda-Curuś. Ta rola otworzyła jej drogę do kariery. Ale jej talent pierwsza dostrzegła Grażyna Szymańska. Przed filmem „Pan Tadeusz” Ala Bachleda zagrała w obsadzanym przez nią serialu „Syzyfowe prace”. Zobaczyłam Alicję w roli „Biruty” i zaprosiłam na zdjęcia próbne do roli Zosi. W tamtym czasie było nas tylko kilka. Trochę uczyła nas zawodu Violetta Buhl, która współpracowała już wtedy z zachodnimi reżyserami, potem Magda Schwarzbart robiła polską obsadę do „Listy Schindlera”. I tak powoli producenci zrozumieli, że nasz zawód jest potrzebny.
Jak pani myśli, dlaczego jest on tak sfeminizowany?
Czytaj więcej
- Wszystko to, co wyniosłam z domu, było dla mnie życiowym drogowskazem, trzymało mnie w pionie podczas życiowych zawirowań, ale to wrażliwość była moją prawdziwa barką: w nią uciekałam i w niej się chowałam - mówi Małgorzata Foremniak.