Reklama
Rozwiń
Reklama

Lekarka o inkluzywności: Nie polega na udawaniu, że nie ma różnic biologicznych

Człowieka definiuje jego wrażliwość, relacje, wybory, a nie poziom hormonów. Dlatego dla mnie rozmowa o fizjologii kobiet i mężczyzn nie jest w kontrze do idei równości – jest jej dopełnieniem - mówi dr n. med. Monika Łukasiewicz.

Publikacja: 07.11.2025 10:09

Dr n. med. Monika Łukasiewicz:  Kobiety rzeczywiście są bardziej zależne od hormonów.

Dr n. med. Monika Łukasiewicz: Kobiety rzeczywiście są bardziej zależne od hormonów.

Foto: Tatiana Jachyra

W skali od 1 do 10, w jakim stopniu fizjologia definiuje aktywność kobiet – ogólnie, ale z uważnym spojrzeniem na kontekst zawodowy?

Powiedziałabym, że około 8. Może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale naprawdę nie możemy zaprzeczać fizjologii i hormonom. To one w ogromnym stopniu wpływają na to, jak funkcjonujemy – ile mamy energii, jak się koncentrujemy, jak reagujemy emocjonalnie, jak radzimy sobie ze stresem. Ale to, czy ten wpływ staje się ograniczeniem, czy atutem, zależy od tego, jak środowisko pracy potrafi to zrozumieć i uszanować. Jeśli pozwala na elastyczność, uważność i rytm zgodny z ciałem – fizjologia staje się sojusznikiem, a nie przeszkodą.

Prawda jest taka, że my żyjemy w cyklach. Jeżeli kobieta ma cykl menstruacyjny, to on ją prowadzi. W fazie folikularnej, kiedy dominują estrogeny, jesteśmy pełne energii, bardziej kreatywne, mamy lepszy humor i więcej motywacji. W fazie lutealnej, gdy rośnie progesteron, zwalniamy, wolimy kończyć projekty, a nie zaczynać nowe. I to jest zupełnie naturalne. Do tego dochodzi zespół napięcia przedmiesiączkowego. Niektóre kobiety są szczególnie wrażliwe na metabolity progesteronu, co może wpływać na nastrój, koncentrację czy cierpliwość.

Mamy też inne etapy: ciążę, połóg, perimenopauzę, menopauzę – każdy z nich przynosi inne wyzwania i inne możliwości. W drugim trymestrze ciąży kobiety często są niezwykle aktywne intelektualnie, w pierwszym – po prostu potrzebują więcej snu. Po porodzie cały mózg jest skoncentrowany na dziecku – i to też jest forma intensywnej aktywności, tylko skierowanej w inną stronę.

Więc tak, my kobiety jesteśmy jedną wielką fizjologią. I to nie jest powód do wstydu. To jest coś, czego warto być świadomą i czego nie trzeba się bać. Wystarczy nauczyć się współpracować ze swoją fizjologią – bo to po prostu normalne.

Od pewnego czasu mówi się co nieco o urlopie menstruacyjnym – w różnych kontekstach. Jak pani doktor ocenia tę inicjatywę?

Urlop menstruacyjny to ciekawa i potrzebna inicjatywa – szczerze mówiąc, dziwię się, że jeszcze nie została wprowadzona. Trudno jednak wymagać takich rozwiązań, skoro dopiero od niedawna zaczynamy głośno mówić o zdrowiu kobiet i o tym, jak bardzo fizjologia wpływa na nasze funkcjonowanie. Przez lata te tematy były ignorowane, spychane na margines albo traktowane jak coś wstydliwego.

Reklama
Reklama

Oczywiście, urlop menstruacyjny wymaga dojrzałości – zarówno od kobiet, jak i od ich współpracowników oraz pracodawców. Nie może być nadużywany ani traktowany jak dodatkowy dzień wolny. Ale faktem jest, że część kobiet naprawdę cierpi w czasie miesiączki – mają bardzo silne bóle, osłabienie, spadek koncentracji, czasem rozdrażnienie. Nie mogą wtedy efektywnie pracować i potrzebują zostać w domu. To powinno być normalne.

Kluczem jest, żeby ta inicjatywa nie była stygmatyzowana ani wyśmiewana. To nie jest przywilej, tylko wyraz dojrzałości – po stronie kobiet, które znają swoje ciało, i po stronie miejsc pracy, które potrafią to zrozumieć. Idealnie byłoby, gdybyśmy doszli do momentu, w którym kobieca fizjologia nie wymaga „specjalnych rozwiązań”, bo środowisko pracy samo jest wystarczająco elastyczne i empatyczne.

Czytaj więcej

Raport Światowego Forum Ekonomicznego nt. równości płci. Polska coraz bliżej ideału?

Jakie ważne z pani perspektywy aspekty funkcjonowania kobiety najczęściej pomija się w myśleniu o ich możliwościach i działaniu na różnych polach?

Trochę jest tak, że kobiety wciąż są stygmatyzowane – że „do pewnych zawodów się nie nadajemy”. Weźmy prosty przykład: lecimy samolotem, nagle odzywa się głos kobiety pilota. I co? Mnie to uspokaja. Bo wiem jedno – ona musiała być naprawdę dobra, żeby w tym, wciąż jednak męskim, świecie zawodowym dojść tak daleko.

Podobnie jest z chirurżkami czy ginekolożkami. To się zmienia, ale ja jeszcze dorastałam w czasach, gdy naprawdę trzeba było być lepszą od mężczyzn, żeby w ogóle być traktowaną poważnie. Kobiety często były postrzegane jako mniej kompetentne, zwłaszcza w „męskich” zawodach – w informatyce, chirurgii, lotnictwie. A przecież to stereotypy, które nie mają żadnego biologicznego uzasadnienia. Mamy świetne matematyczki, fizyczki, lekarki, tancerki, artystki – a także mężczyzn, którzy doskonale sprawdzają się w zawodach uznawanych za „kobiece”. Myślę, że ten parytet zawodowy powoli się wyrównuje, ale ciągle żyjemy w cieniu stygmatyzacji.

I tak, kobiety rzeczywiście są bardziej zależne od hormonów – nasz nastrój, energia, emocje zmieniają się w cyklu. To fakt, nie słabość. Problem w tym, że często udajemy, że tak nie jest, próbujemy to ukryć albo z tym walczyć. A przecież wystarczyłoby być tego świadomą i umieć współpracować ze swoim ciałem. Tylko oczywiście – ważne, żeby tej fizjologii nie nadużywać, a jednocześnie jej nie wypierać. Bo bycie kobietą to nie ograniczenie, tylko inny biologiczny rytm, którego warto nauczyć się słuchać. Bo w tym wszystkim chodzi chyba o jedno – żeby kobiecość przestała być przymiotnikiem, a zaczęła być po prostu sposobem bycia w świecie. Nie musimy niczego udowadniać, nie musimy udawać, że jesteśmy identyczne z mężczyznami. Nasza siła polega na świadomości – na tym, że potrafimy działać skutecznie, a jednocześnie w zgodzie ze swoim rytmem, emocjami i ciałem.

Reklama
Reklama

Co to znaczy – w odniesieniu do kobiet: rozumieć swoje ciało i działać w zgodzie z nim?

Pytanie o rozumienie swojego ciała często pojawia się w kontekście psychologicznym. A ja, jako lekarka, patrzę na to przede wszystkim biologicznie. Rozumieć swoje ciało, to wiedzieć, jak ono działa i jak reaguje – w praktyce. Jeśli się nie wyśpię, to następnego dnia mam gorszą koncentrację, spada mi nastrój, jestem bardziej nerwowa i drażliwa. Jeśli w nocy nie śpię, bo jestem w okresie perimenopauzy i mam uderzenia gorąca, to wiem, że mój mózg będzie pracował wolniej, a pamięć krócej „trzyma”. Jeśli zjem ciężki posiłek, po którym staję się senna, to nie planuję na ten czas ważnych rozmów ani decyzji. Jeśli jestem w fazie PMS, a wiem, że mój mózg reaguje silnie na wahania hormonalne – to po prostu nie podejmuję wtedy dużych decyzji życiowych. Daję sobie chwilę spokoju.

To jest właśnie słuchanie ciała. Nie w znaczeniu ezoterycznym, tylko bardzo fizjologicznym. Bo ciało wysyła nam sygnały codziennie – tylko my ich nie słuchamy.

Lubię porównanie do siekiery. W pewnym momencie siekiera przestaje rąbać drzewo, bo jest tępa. I my, kobiety, mamy dokładnie tak samo. Jeśli nie odpoczniemy, nie „naostrzymy” siebie – snu, diety, hormonów, emocji – to po prostu przestajemy działać skutecznie.

Więc rozumieć swoje ciało to wiedzieć, kiedy przyspieszyć, a kiedy się zatrzymać. Patrzeć na swój sen, dietę, fazę cyklu, hormony, a nawet anemię. Nie forsować się, nie działać na siłę, tylko nauczyć się współpracować ze sobą. Bo ciało nie jest naszym wrogiem. To nasz najlepszy system wczesnego ostrzegania – wystarczy go słuchać.

Jakie są najważniejsze okresy w życiu kobiety związane z jej fizjologią i który z nich uznałaby pani za najłatwiejszy, a który za najtrudniejszy?

Każda faza zmian, każdy nasz cykl – dojrzewanie, okres reprodukcyjny, czas, gdy rodzimy dzieci, później perimenopauza i menopauza – to są momenty przejścia. A każde przejście wymaga od nas siły, odwagi i wiedzy. To nie są tylko zmiany hormonalne – to zmiany biologiczne, emocjonalne, psychiczne. I one wszystkie są wpisane w rozwój kobiety.

Zresztą mózg realnie się zmienia w tych etapach. Udowodniono, że w okresie dojrzewania, po porodzie, w perimenopauzie i w menopauzie zmienia się jego struktura – niektóre obszary stają się bardziej aktywne, inne mniej. Całe nasze ciało reaguje na te cykle.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Założycielki centrum opieki dla kobiet w menopauzie: Misja i biznes nie muszą się wykluczać

Który etap jest najtrudniejszy? Myślę, że perimenopauza i menopauza. To moment, w którym dzieje się bardzo dużo – zdrowotnie, hormonalnie, emocjonalnie i życiowo. Zmienia się ciało, pojawiają się zaburzenia snu, wahania nastroju, spadki energii, lęk, czasem stany depresyjne. Dzieci często wyprowadzają się z domu, zmienia się dynamika relacji, związki przechodzą próby. Nagle uświadamiamy sobie, że przekroczyłyśmy pewien rubikon – że coś się kończy, ale też coś nowego może się zacząć. To trudny czas, który warto przejść z pomocą lekarza, z wiedzą i z łagodnością wobec siebie. Hormonalna terapia menopauzalna, dobre nawyki, sen, ruch, relacje – to wszystko ma ogromne znaczenie. Bo po tej zmianie może być naprawdę dobrze.

I tak naprawdę nie ma łatwych ani trudnych etapów – są tylko różne. Każda kobieta indywidualnie przechodzi swoje cykle, swoje zmiany, swoje dojrzewanie. Dla jednej trudne będzie macierzyństwo, dla innej menopauza, a dla jeszcze innej – moment, gdy dzieci opuszczają dom.

Dojrzewanie, ciąża, połóg, menopauza – to nie tylko fizjologia, to etapy rozwoju kobiety. I choć każdy z nich ma swoją trudność, to właśnie menopauza uczy nas najwięcej – że zmiana może być początkiem, a nie końcem. Od razu kojarzy mi się książka Tiziana Terzaniego „Koniec jest moim początkiem”. Warto po nią sięgnąć. W ogóle w tych okresach przejściowych dobrze jest dużo czytać, poznawać siebie i świat, dokształcać się, szukać dla siebie najlepszych rozwiązań. Bo rozwój w tym wieku to już nie obowiązek – to wybór i przywilej.

Jak zdefiniowałaby pani środowisko pracy przyjazne dla kobiet – w kontekście ich fizjologii?

Od razu przychodzi mi do głowy trochę utopijna wizja: że jest parytet, że wszyscy się rozumieją, że ludzie mają w sobie empatię, potrafią rozmawiać o wszystkim, a naturalne cykle kobiety są respektowane i to jest zupełnie normalne. No tak nigdy nie będzie – ale może być lepiej.

Reklama
Reklama

Myślę, że ogromną rolę odgrywa edukacja – zarówno kobiet, jak i pracodawców. Edukacja o tym, jak kobieta się czuje w perimenopauzie, w menopauzie, jak czuje się po powrocie z urlopu macierzyńskiego albo kiedy stara się o dziecko. Bo to są momenty, które bardzo wpływają na funkcjonowanie w pracy. Kobieta nie powinna się bać powiedzieć swojemu przełożonemu, że planuje ciążę – to powinno być normalne. Nasza płodność z wiekiem bardzo spada, dlatego rozmowa o płodności w miejscu pracy nie powinna być tematem tabu. To element życia, nie „problem do ukrycia”.

Gdyby środowisko pracy było naprawdę przyjazne i respektowało potrzeby kobiet, wiele z nich wcale nie chciałoby od razu iść na zwolnienie w ciąży. One chciałyby pracować – po prostu w warunkach, które dają im bezpieczeństwo i poczucie zrozumienia.

Bo kobiety nie oczekują specjalnego traktowania – tylko normalności, w której ich ciało i wybory są traktowane z szacunkiem.

Czy jeśli środowisko pracy nie sprzyja kobietom, ale nie mają możliwości, by z niego zrezygnować, mogą robić coś poza nim, co będzie ułatwiało ogólne funkcjonowanie?

To bardzo trudne pytanie – i takie, które często zadają mi moje pacjentki.

Na co dzień zajmuję się płodnością i in vitro, więc słyszę to często: „Pani doktor, ale moje warunki pracy są takie, że nie mogę zajść w ciążę”. I wtedy zawsze pytam: „A czy może pani zmienić pracę?”. Bo naprawdę wierzę, że dzisiaj możemy dokonywać zmian. To już nie jest tak, że musimy trwać w pracy, która nas niszczy. Wiele moich pacjentek, które się na to zdecydowały, później mówiło mi: „To była najlepsza decyzja w moim życiu”. Nawet jeśli w momencie zmiany czuły lęk czy niepewność. Ale jeśli rzeczywiście nie ma takiej możliwości – jeśli nie można zrezygnować z pracy – wtedy kluczowe jest dbanie o siebie poza nią.

Reklama
Reklama

Sen, regularność, aktywność fizyczna, relacje społeczne, kontakty z bliskimi, chwile oddechu, dobra książka, pasja. Cokolwiek, co daje regenerację i pozwala wrócić do równowagi.

Trzeba też dbać o stronę medyczną: jeśli są zaburzenia hormonalne – uregulować je. Jeśli jest menopauza lub perimenopauza – rozważyć hormonalną terapię menopauzalną. Jeśli pojawia się obniżony nastrój, lęk czy depresja – nie bać się szukać pomocy u specjalisty: ginekologa, psychiatry, psychologa.

Nie chciałabym, żeby kobiety czuły, że muszą akceptować pracę za wszelką cenę, kosztem zdrowia fizycznego czy psychicznego. Każda z nas ma prawo do zmiany, nawet jeśli to oznacza zaplanowanie jej w czasie – „przetrwam tu jeszcze pół roku, ale potem pójdę dalej” Bo życie bez celu, bez perspektywy zmiany, naprawdę nas wypala. To trudny temat, ale głęboko wierzę, że zawsze jest coś, co możemy zrobić – choćby najmniejszy krok w stronę lepszego samopoczucia i większej wolności.

W ostatnich latach dużo mówi się o równości płci i inkluzywności. Czy podkreślanie różnic na poziomie fizjologii kobiet i mężczyzn nie jest głosem w kontrze do tych idei?

Rzeczywiście – dziś często zastanawiamy się, gdzie przebiega granica między mówieniem o różnicach a zachowaniem pełnego szacunku wobec różnorodności. I myślę, że to wcale nie jest sprzeczność. Inkluzywność nie polega na tym, że udajemy, że nie ma różnic biologicznych między kobietą a mężczyzną. Polega na tym, że uznajemy fakty medyczne, a jednocześnie rozumiemy, że to nie one definiują wartość ani tożsamość człowieka.

Mówiąc o kobiecości i męskości, ja nie mówię o roli społecznej, orientacji czy tożsamości płciowej – tylko o procesach biologicznych, które zachodzą w ciele. O tym, że jajniki wydzielają estrogeny, jądra testosteron, że mózg reaguje na hormony, a fizjologia wpływa na nasze emocje, energię i sposób funkcjonowania. To nie ideologia – to medycyna.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Promocja równości kobiet zaszła w Polsce za daleko? „Odwrócona dyskryminacja”

Tolerancja jest dla mnie oczywistością. Ale wierzę też, że właśnie wiedza i fakty pomagają nam w byciu naprawdę tolerancyjnymi. Bo im lepiej rozumiemy biologię, tym mniej się jej boimy – i tym mniej boimy się siebie nawzajem.

Myślę, że prawdziwa inkluzywność polega na tym, że możemy mówić o biologii bez lęku, że to kogoś wykluczy. Bo nauka opisuje ciało, a nie człowieka jako całość. Człowieka definiuje jego wrażliwość, relacje, wybory, a nie poziom hormonów. Dlatego dla mnie rozmowa o fizjologii kobiet i mężczyzn nie jest w kontrze do idei równości – jest jej dopełnieniem.

Bo im lepiej rozumiemy, jak różnorodni jesteśmy biologicznie, tym łatwiej jest nam zbudować społeczeństwo oparte na zrozumieniu, a nie porównywaniu.

Co można zrobić, aby zwiększać szeroko pojętą społeczną otwartość na podejmowanie tematów, które poruszamy?

Myślę, że mówienie o tych tematach prosto, normalnie, między ludźmi – w miejscu pracy, w domu, w mediach – to najlepszy sposób na budowanie otwartości. Nie potrzebujemy wielkich kampanii, tylko codziennych rozmów, w których można zadać pytanie, rozwiać wątpliwość, posłuchać, jak to wygląda u innych. Edukacja ma tu ogromne znaczenie – wykłady, spotkania, słuchanie ekspertów, którzy tłumaczą, jak działa nasze ciało, emocje, hormony. Bo wiedza daje spokój, a spokój buduje zrozumienie.

Ważne jest też, żeby mieć bazę osób, którym naprawdę ufamy. Nie każdy, kto mówi w internecie o zdrowiu, jest ekspertem – i to warto powtarzać. W erze mediów społecznościowych łatwo się pogubić między faktami a opiniami, dlatego potrzebujemy ludzi, którzy potrafią mówić odpowiedzialnie i jasno.

I jeszcze jedno: otwartość nie rodzi się z teorii, tylko z rozmowy. Kiedy zaczynamy rozmawiać bez skrępowania, z ciekawością, a nie z oceną – wtedy właśnie dzieje się zmiana. Bo my naprawdę jesteśmy w procesie zmiany. Jesteśmy na etapie budowania parytetu, poznawania nowych systemów, uczenia się nowego języka i wrażliwości. Ale my jeszcze nie mamy tego, co mogłabym nazwać egzoszkieletem – stabilnej struktury, na której moglibyśmy oprzeć tę zmianę. Na razie szukamy po omacku, uczymy się równowagi, testujemy rozwiązania. I to jest w porządku. Ale kiedy ten egzoszkielet wreszcie powstanie – kiedy nowa normalność stanie się faktycznie normą, a nie wyjątkiem – wtedy dopiero będziemy mogli powiedzieć, że naprawdę odnieśliśmy sukces.

Dr n. med. Monika Łukasiewic

Specjalistka ginekologii i położnictwa, medycyny rozrodu, andrologii klinicznej i seksuologii. Pracuje w klinice leczenia niepłodności NOVUM oraz w Klinice Dębski w Warszawie. Zajmuje się diagnostyką i terapią niepłodności, zaburzeń hormonalnych, menopauzy oraz leczeniem dysfunkcji seksualnych. Ukończyła Harvard Medical School, program Lifestyle and Wellness Coaching. Ma tytuł Fellow of the European Committee on Sexual Medicine (FECSM) — europejski certyfikat z zakresu medycyny seksualnej..W 2024 roku znalazła się na Liście 100 osób wspierających edukację seksualną w Polsce według Forbes Women Polska. 
Ekspertka w debacie o łączeniu perspektywy zdrowotnej i zawodowej w pracy zainicjowanej przez markę Bayer, „Supermoce kobiet: zawodowa siła na każdym etapie życia”.

W skali od 1 do 10, w jakim stopniu fizjologia definiuje aktywność kobiet – ogólnie, ale z uważnym spojrzeniem na kontekst zawodowy?

Powiedziałabym, że około 8. Może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale naprawdę nie możemy zaprzeczać fizjologii i hormonom. To one w ogromnym stopniu wpływają na to, jak funkcjonujemy – ile mamy energii, jak się koncentrujemy, jak reagujemy emocjonalnie, jak radzimy sobie ze stresem. Ale to, czy ten wpływ staje się ograniczeniem, czy atutem, zależy od tego, jak środowisko pracy potrafi to zrozumieć i uszanować. Jeśli pozwala na elastyczność, uważność i rytm zgodny z ciałem – fizjologia staje się sojusznikiem, a nie przeszkodą.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
PODCAST „POWIEDZ TO KOBIECIE”
Właściwa dieta może wydłużyć życie nawet o 11 lat
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Wywiad
Szachistka Oliwia Kiołbasa: Potrzebujemy kibiców i większego zainteresowania
Wywiad
Psychoterapeutka Magdalena Chrzan-Dętkoś: Pamiętajmy, że depresji nie widać
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Wywiad
Celebrantka pogrzebów humanistycznych: Normalizuję to, co się z nami dzieje jako ludźmi
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama