Powiedziałaby pani, że dzisiaj zaburzenia odżywiania to epidemia naszych czasów?
Tak myślę. Przyczyniła się do tego pandemia COVID. Dodałabym jeszcze wszechobecną tematykę diet, odchudzania, obsesji ciała. Mimo że wiemy, że zanim ktoś wrzuci swoje zdjęcie do internetu, to prawdopodobnie zrobi ich kilkanaście czy kilkadziesiąt, sprawdzi różne ustawienia ciała i oświetlenia, żeby wyjść jak najlepiej, to jednak porównujemy nasze odbicie w lustrze z tym, co widzimy w sieci. Siłą rzeczy często wypadamy gorzej. Jeśli chodzi o dzieci i młodzież, to dla nich pandemia była tym momentem, kiedy nie spotykały się z rówieśnikami. Nie mogły więc porównać się z innymi na żywo. Nie widziały, że ktoś, tak jak one, ma pryszcze czy tłuste włosy. Zamiast tego widziały w sieci mnóstwo zdjęć swoich rówieśników – ale tylko takich, które te osoby chciały pokazać. To na pewno przyczyniło się do wzrostu zaburzeń odżywiania. Poza tym zaburzenia te są często związane z innymi problemami psychicznymi. Czasami pod zaburzeniami odżywiania kryje się depresja. Na jedzenie przenosimy też różne napięcia czy stresy, z którymi sobie nie radzimy. Dochodzi do tego wojna za granicą – te czynniki sprzyjają nadmiernemu napięciu i problemom psychicznym, więc zaburzenia odżywiania występują częściej.
Media społecznościowe również mogą przyczyniać się do tych zaburzeń?
Mogą być jednym z kamyczków dokładanych do ogródka zaburzeń odżywiania. Nie chciałabym zanadto upraszczać, że to jest tylko wina social mediów, bo anoreksja – w formie ascezy, wyrzeczenia się jedzenia – występowała już w średniowieczu. Zatem nie social media je wywołały, ale rzeczywiście – badania Renee Engeln, która napisała mądrą książkę „Obsesja piękna” pokazują, że im częściej obcujemy z danym wizerunkiem ciała, tym bardziej mamy wrażenie, że to jest norma. Jeśli chcemy uchronić nasze dzieci przed negatywnym działaniem social mediów, to ważne, żebyśmy rozmawiali z nimi o tym, że te obrazy, które widzimy w internecie, nie są prawdziwe. Ważne, żeby zabierać dzieci na plażę, na basen, do sauny i pokazywać im – bez komentowania – że ludzie mają różne ciała, i że to jest normalne. Jedni są wyżsi, drudzy niżsi, jedni mają krąglejsze biodra, inni szczuplejsze. Jedni mają większy brzuch, inni mniejszy. Nie ma jednego rozmiaru ani uniwersalnej normy, wszyscy się od siebie różnimy. I to właśnie jest norma.
Czytaj więcej
Czy ciałopozytywność ma rację bytu w sytuacji, gdy leki na odchudzanie zyskują popularność wśród największych gwiazd światowego formatu? Prezeska Ogólnopolskiego Centrum Zaburzeń Odżywiania dzieli się spostrzeżeniami w tej kwestii.