Dwa lata temu włożyła pani rękawice bokserskie. Co panią do tego skłoniło i z czym najczęściej się pani boksuje?
Od dziewięciu lat trenuję dwa, trzy razy w tygodniu, głównie siłowo pod opieką trenera. Najchętniej ćwiczę ze sztangą i wyciskam ciężary, co bardzo przydaje się w pracy w wydawnictwie. Rozpakowanie, przenoszenie paczek i pakowanie palet z książkami to zadania wymagające siły, ponieważ książki są ciężkie. Jako że nie znoszę wykonywać monotonnych czynności, takich jak cardio, mój trener zasugerował boksowanie jako alternatywę. Zaczęłam więc trenować boks. To było zaskoczeniem dla wielu, którzy widząc mnie w rękawicach bokserskich, nie spodziewali się, że wiem, co z nimi zrobić. Ale ostatnio jeden z czytelników zobaczył moje zdjęcie i powiedział, że ja tych rękawic nie włożyłam po to, żeby je sobie włożyć, ale że widać, że boksuję.
Odpowiadając metaforycznie na pani pytanie: najczęściej boksuję się z ludźmi, którzy boją się podejmować decyzje. Wielu paraliżuje obawa przed odpowiedzialnością. Współpraca z Kasią, która jest lekarką, oraz z moim mężem, także lekarzem, nauczyła mnie, że decyzje trzeba podejmować odważnie. Nawet jeśli popełnię błąd, nikt od tego nie umrze. Staram się zaszczepić tę odwagę moim współpracownikom. Współpraca z dystrybutorami, ilustratorami czy redaktorami wymaga podejmowania decyzji. Marazm i unikanie odpowiedzialności są charakterystyczne dla dużych firm. A dla mnie to jest właśnie coś, z czym muszę się boksować najczęściej.
Jaki był najbardziej zwariowany pomysł, który zrealizowała pani w wydawnictwie?
Najbardziej zwariowanym pomysłem było wydanie książki bez tradycyjnej okładki. Nasza pierwsza książka „Nagle trup” została wypuszczona w formie szczotek korektorsko-redaktorskich, czyli próbnego wydruku. Zrobiłam zdjęcie takiej książki telefonem i wysłałam je do projektantki z prośbą o stworzenie okładki. Usłyszałam, że chyba zwariowałam, jeśli myślę, że zdjęcie z telefonu może posłużyć za podstawę okładki. Okazało się, że była to jedna z naszych bardziej rozpoznawalnych książek. Pokazała pracę w wydawnictwie od podszewki i wprowadziła czytelników za kulisy procesu wydawniczego.
Co panią motywuje do działania każdego dnia?
Najbardziej motywuje mnie kontakt z czytelnikami, szczególnie podczas targów książki. Tam mamy możliwość bezpośredniego spotkania z naszymi odbiorcami. Obecność na stoisku i rozmowy z ludźmi, którzy dzielą się swoimi opiniami o naszych tytułach i mówią, że przeczytali je wszystkie, są wyjątkowe.
Druga rzecz to kontakt z młodymi czytelnikami, zwłaszcza podczas warsztatów. Prowadzę zajęcia na temat tworzenia książek zarówno w szkołach, jak i na targach. Spotkania z dziećmi, które samodzielnie czytają, oraz z młodymi ludźmi, którzy niedługo będą kupować książki za własne pieniądze, są dla mnie mocno motywujące. Dzieci i młodzież to przyszłość rynku książki.
Jaką jedną radę dałaby pani tym, którzy chcą otworzyć własne wydawnictwo?
Warto porozmawiać z kimś, kto już działa w tej branży, zanim podejmie się decyzję o otwarciu własnego biznesu. Trzeba przygotować się na długie boksowanie, ponieważ rynek wydawniczy ma wiele praktyk, które mogą być niezrozumiałe dla odbiorców. Czytelnicy często nie wiedzą, dlaczego książka w dużej sieci handlowej jest najtańsza w momencie premiery, a na stronie wydawcy droższa. Wyjaśnienie tych mechanizmów bywa trudne. Czytelnicy mają swoje przyzwyczajenia, które należy szanować. Dlatego warto pamiętać przy otwieraniu własnego wydawnictwa, że będzie to habilitacja z cierpliwości. Jeśli ktoś habilitował się z cierpliwości, to ma klucz do sukcesu w tej branży.