Na egzaminie wstępnym do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie komisja wystawiła jej następujące oceny: warunki zewnętrzne – dostateczny, dykcja – dostateczny minus, głos – dobry, wyrazistość – dostrzegalna. Dostała się i szkołę skończyła. Gdy w 1961 r. zdawała do PWST, była już w Krakowie znana, występowała w kabarecie Cyrulik. Tam zobaczyli ją Piotr Skrzynecki i Zygmunt Konieczny i zaangażowali do Piwnicy pod Baranami. Była pierwszą polską artystką, która śpiewała poezję. Marek Grechuta i Czesław Niemen przyznali, że to ona zainspirowała ich do włączenia do repertuaru wierszy.
Ewa Demarczyk: czarny anioł
Na pierwszy festiwal polskiej piosenki w Opolu w 1963 r. przygotowała trzy utwory z muzyką Zygmunta Koniecznego, m.in. „Czarne anioły” Wiesława Dymnego i „Karuzelę z Madonnami” Mirona Białoszewskiego. Ten drugi nie chciał się na to zgodzić. – Okropnie się zdenerwował, że jego wiersz jest teraz piosenką. Awanturował się, że nas do sądu poda. A kiedy usłyszał utwór, powiedział: „wszystkie moje wiersze są państwa” – wspominała artystka w rozmowie z Niną Terentiew.
Demarczyk miała wielka tremę przed występem w Opolu, marzyła o nagrodzie. Konieczny też był w stresie, ale z innego powodu. Do „Czarnych aniołów” skonstruował dzwony, zbudowane z felg samochodowych i rur wodociągowych. Według niego brzmiały lepiej niż dzwony rurowe. Elementy znalazł na złomowisku, po którym chodził z kamertonem. W drodze do Opola zostawił dzwony w pociągu, pojechały do Wrocławia. Pracownik kolei, poproszony o ich odnalezienie, oznajmił: „Nie ma instrumentów, jest tylko jakieś żelastwo”. Dzwony dostarczono do Opola na czas, Demarczyk okazała się objawieniem festiwalu i go wygrała. Lucjan Kydryński, który prowadził konferansjerkę, nazwał ją czarnym aniołem polskiej piosenki.
Na scenie stała nieruchoma, prawie nie mrugała, ale każda jej interpretacja to był przejmujący spektakl. Tadeusz Kwinta, krakowski aktor, stwierdził, że hipnotyzowała publiczność jak wąż. Jej znakiem rozpoznawczym była czerń. Zawsze występowała w sukni w tym kolorze, oczy podkreślała w stylu makijażu Elizabeth Taylor w filmie „Kleopatra”. Scena musiała być czarna, na zagraniczne tournée, nawet na Kubę, woziła ze sobą bele takiego materiału, żeby zasłonić podłogę.
- Dzięki wyjazdom zagranicznym Ewa spełniła swoje marzenie. Jakoś w latach 70. zaprosiła mnie na otwarcie łazienki. Bardzo była z niej dumna. Czarne kafelki z połyskiem. Czarna posadzka. Mało tego! Miała czarną wannę! Jakiś czas potem nie była już taka szczęśliwa, powiedziała: „Ku..., co mnie podkusiło?! Pięknie to wygląda, ale każda kropla zostawia biały ślad. To jak plamy grzechów na moim sumieniu!” – opowiedział Miki Obłoński, artysta Piwnicy pod Baranami, Angelice Kuźniak i Ewelinie Karpacz-Oboładze, autorkom książki o Ewie Demarczyk.