Teraz nie wolno nam zamknąć się w prywatności. Agnieszka Holland o tym, co ważne w życiu i sztuce

Reżyserka mówi o tym, co przeżywa w związku z premierą "Zielonej granicy" i o swoich nadziejach na zmianę.

Publikacja: 20.09.2023 14:03

Agnieszka Holland: "Dzisiaj sprawdzają się najbardziej ponure dystopie i w opisie świata trzeba pójś

Agnieszka Holland: "Dzisiaj sprawdzają się najbardziej ponure dystopie i w opisie świata trzeba pójść dalej.".

Foto: East News

Boi się pani?

Strach to może złe słowo. Ale jest czas przedwyborczych emocji i wiem, że trzeba zachować ostrożność.

Po hejcie, jaki po weneckiej premierze spadł na panią w kraju, skróciła pani swój pobyt w Polsce. Przez cały tydzień ma pani ochronę. Bo wiemy już, do czego może doprowadzić rozhuśtana nienawiść?

W Internecie rzeczywiście pojawiają się pogróżki, z którymi muszę się liczyć. Nigdy nie wiadomo, czy nie znajdzie się jakiś oszołom albo półoszołom, który słowa przełoży na realną przemoc.

Smutne. Powinna pani być witana z honorami. Nagroda Specjalna Jury w Wenecji dla „Zielonej granicy”, pięć innych nagród pozaregulaminowych. 15-minutowe oklaski, jakie rozległy się po napisach końcowych, organizatorzy musieli wyciszyć przygaszeniem świateł, bo inaczej nie zdążyliby przygotować sali na następną projekcję. To był wielki, międzynarodowy sukces polskiego kina.

Kilka razy pokazywałam swoje filmy w Wenecji. Tamtejsza publiczność jest wyjątkowo wdzięczna i hojna. Ale tym razem rzeczywiście zdarzyło się coś niezwykłego. Czuło się ogromną siłę emocji. I jakąś niebywałą szczerość.

„Zielona granica” zebrała znakomite recenzje krytyków wielkich europejskich dzienników i najpoważniejszych pism filmowych. A potem podbiła festiwal w Toronto, otwierając filmowi drogę na rynki zaoceaniczne.

Tam też po seansie rozległy się owacje. Miałam wrażenie, że widzowie byli bardzo przejęci. Przyszło wielu Polaków, bo w Kanadzie żyje duża grupa polskiej inteligencji. Ale chyba i tam ważniejsze od braw było wzruszenie. Tak, przeżyłam w ostatnim czasie kilka pięknych chwil. PR-owiec, który organizował moje wywiady z ramienia włoskiego dystrybutora, zawsze pewny siebie zawodowiec, w czasie projekcji płakał. A potem, wchodząc na spotkanie z publicznością, wpadłam na ogromnie poruszonego Syryjczyka, który dziękował mi za film. Mam nadzieję, że ten obraz wypłukuje z ludzi złe emocje, wydobywa dobro.

Czytaj więcej

Festiwal Filmowy w Wenecji: Agnieszka Holland z Nagrodą Specjalną Jury

Co kilka dni w „Variety” i „Deadline” czytam, że „Zieloną granicę” kupili dystrybutorzy w kolejnych krajach.

Rzeczywiście spotykamy się z bardzo dobrym odbiorem biznesowym. Rynek filmów obcojęzycznych i arthousowych jest trudny. Poza platformami streamingowymi takie tytuły mają dość ograniczone możliwości dotarcia do widzów. Ale zdarzają się cuda, choćby takie jak ten, który stał się naszym udziałem po premierze „Obywatela Jonesa” we Francji czy Pawła Pawlikowskiego z „Idą” i „Zimną wojną”. To nie są miliardy zysków, ale te filmy były oglądane.

W konkursie weneckim pani film o traumie na granicy polsko-białoruskiej korespondował z „Io Capitano” Matteo Garrone – opowieścią o upokorzeniach dwóch młodych Senegalczyków usiłujących dostać się do Europy przez Libię i Morze Śródziemne.

We Włoszech politycy nie manipulują problemem uchodźczym tak bardzo jak u nas, ale jest to temat żywy. Tuż po festiwalu weneckim tunezyjski dyktator Kais Saied, którego Unia Europejska przekupiła, żeby zatrzymywał u siebie uchodźców z Afryki, uznał, że może zaszantażować polityków Starego Kontynentu i puścił śluzę. W ciągu kilku dni na Lampeduzie zameldowało się 8 tysięcy uchodźców. Ta mała wysepka o powierzchni 20 km kwadratowych jest zresztą świętym miejscem. Jej mieszkańcy wciąż zachowują swoją wrażliwość, choć od początku roku wylądowało tam 120 tys. osób. A ostatnie wydarzenia dowodzą, jak złudne jest myślenie, że przekupując dyktatorów, można rozwiązać problem. Stajemy się nagle wszyscy zakładnikami takich ludzi jak Saied, Putin, Łukaszenka, Erdogan. Trzeba się raczej wziąć do roboty, do myślenia i działania innego, niż fundują nam populistyczne rządy.

To zadanie także dla sztuki? Kiedyś powiedziała pani, że nie warto być artystą, jeśli się przemilcza to, co najważniejsze i nie bierze ze światem za łeb.

Są czasy, w których można zajmować się sobą i własnymi uczuciami albo uruchamiać wyobraźnię i wymyślać nowe, piękne światy. Ale teraz nie wolno nam zamknąć się w prywatności. Bo ona też zależy też od tego, co dzieje się wokół. Dzisiaj sprawdzają się najbardziej ponure dystopie i w opisie świata trzeba pójść dalej.

>>> Cały wywiad z Agnieszką Holland przeczytasz w weekendowym wydaniu "Rzeczpospolitej" - magazynie "Plus Minus" - które ukaże się w druku 22 września 2023 r.

Boi się pani?

Strach to może złe słowo. Ale jest czas przedwyborczych emocji i wiem, że trzeba zachować ostrożność.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Pierwsza w historii kobieta prezesem największej niemieckiej instytucji kulturalnej
Film
Nowa odsłona "Emmanuelle". Klasykę zmysłowego filmu realizują kobiety
Kultura
Najsłynniejsze kadry księżnej Diany w jednym miejscu. Wystawa w Londynie, którą warto odwiedzić
Kultura
Pierwsza w historii nagroda dla kobiecej literatury faktu. W tle pomyłka
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Kultura
Wyjątkowa wystawa zdjęć w Łodzi. Ich autorka Wiktoria Bosc: Intryguje mnie przemijanie