Odkrywczyni leczniczej mocy historii. Niezwykłe dokonania Tu Youyou

Często słyszy się, że historia jest nauczycielką życia, ale nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że potrafi być ona również lekarką. Prawdę tę poznała Tu Youyou – chińska naukowczyni i specjalistka w zakresie chemii farmaceutycznej.

Publikacja: 01.10.2023 08:00

W poszukiwanie remedium na malarię zaangażowanych było wielu naukowców oraz uczelni.

W poszukiwanie remedium na malarię zaangażowanych było wielu naukowców oraz uczelni.

Foto: Adobe Stock

Aby odkryć lekarstwo na gnębiącą ludzkość malarię, Tu Youyou przebadała blisko 2 tysiące starożytnych przepisów. Wręczona farmaceutce Nagroda Nobla w dziedzinie medycyny potwierdza, że jej żmudne poszukiwania nie były daremne.

Z Ningbo do Pekinu

Tu Youyou przyszła na świat 30 grudnia 1930 roku w portowym mieście Ningbo. W latach 50. przeniosła się do Pekinu, aby w stolicy kraju podjąć studia na Wydziale Farmaceutycznym Akademii Medycznej. Program studiów przewidywał nauczanie m.in. tradycyjnej medycyny chińskiej, którą Tu Youyou skrupulatnie poznawała przez blisko 2,5 roku. Lata 60. przyniosły światu straszliwą i krwawą wojnę wietnamską. Świeżo upieczona adeptka sztuki farmaceutycznej nie mogła pozostać obojętna na rozgrywający się dramat i przystąpiła do tajnego Projektu 523, którego celem było zmniejszenie śmiertelności wśród pacjentów zarażonych malarią. Warunki wojenne jeszcze bardziej sprzyjały rozprzestrzenianiu się tej choroby, chociaż w tamtym okresie malaria dziesiątkowała także ludność Afryki oraz znacznych rejonów Chin. Dlatego w poszukiwanie skutecznego remedium na tę chorobę zaangażowanych było wielu naukowców oraz uczelni na całym świecie, a środowisko naukowe z zapartym tchem obserwowało rozwój sytuacji. Przebadano ponad 240 tysięcy substancji, jednak żadna z nich nie okazała się potrzebnym rozwiązaniem. Chorych próbowano zatem ratować dotychczas stosowaną chloroniną (pochodną chininy), jednak ten tradycyjny lek przeciwzapalny oraz pierwotniakobójczy wykazywał się coraz niższą skutecznością. O dziwo, zgodę na poszukiwanie nowego leku wydał sam Mao Zedong. Dyktator nawet żywo interesował się rezultatami przedsięwzięcia.

Czytaj więcej

Polska góralka na światowych szczytach nauki. Niezwykła historia dr Anny Wolskiej

Na przekór niepowodzeniom

Niestety, pomyślne wieści nie nadchodziły. Tu Youyou, kierująca zespołem w rodzimym Institute of Materia Medica, nie zrażała się jednak niepowodzeniami. Podczas pobytu na chińskiej wyspie Hajnan, gdzie wypełniała swój obowiązek obserwowania przebiegu choroby u zakażonych, dostrzegła pewne światło w tunelu. Nabrała przekonania, że kluczem do uporania się z ogólnoświatowym koszmarem malarii mogą być dokonane już odkrycia dotychczasowych znawców medycyny. Była przeświadczona, że w istniejących w przyrodzie ziołach oraz roślinach kryją się recepty na wszystkie ludzkie dolegliwości fizyczne – trzeba je tylko odnaleźć, a następnie wcielić w życie.

Nie zwracając więc uwagi na jawny sceptycyzm pozostałych członków swojego zespołu, kobieta zasiadła nad przepisami starożytnej medycyny chińskiej, z wielkim trudem wyszperanymi w bibliotekach. Tu Youyou wiedziała przecież, że ludzkość musiała stawiać czoła chorobom od zarania dziejów, i że przez wieki ludzki umysł wypracował wiele sposobów skutecznego ich zwalczania albo przynajmniej łagodzenia objawów lub cierpień chorego. Farmaceutka zamierzała więc przewertować blisko 2 tysiące przepisów, a zapałem do tej mrówczej pracy z pewnością nie napełniały ją rozgrywające się wokół wydarzenia. Lata 60. przyniosły bowiem nie tylko wojnę wietnamską, ale również rewolucję kulturalną, obyczajową i seksualną. Chociaż kobiety na całym świecie solidarnie szły po swoje, robiły kariery i czyniły wszystko, aby wyrwać się z opresyjnych ram patriarchatu, to w znajdujących się pod ciężkim reżimem komunistycznym Chinach nadal tępiono wszelkie przejawy indywidualizmu. Wzorem obywatela pozostawał konsekwentnie robotnik fizyczny. Naukowców zaś postrzegano jako część burżuazyjnej inteligencji, a więc z zasady uważano ich za przedstawicieli niższej klasy społecznej. Swoiste rozdwojenie jaźni ówczesnych władz chińskich podkreśla fakt, że pomimo jawnej pogardy wobec naukowców nie wahano się zaprzęgać ich do poszukiwań tak rozpaczliwie potrzebnego leku na malarię oraz korzystać z efektów tej pracy.

Siła zaklęta w ziołach

Chociaż więc chińska rewolucja kulturalna - której apogeum przypadało na rok 1969 - z pewnością nie sprzyjało działaniom kobiety i do tego naukowczyni, to do roku 1971 Tu Youyou sporządziła wraz ze swoim zespołem 380 ekstraktów ziół z ponad 200 roślin. Każdy z nich był zainspirowany chińskimi przepisami z przeszłości, a jego skuteczność oraz bezpieczeństwo stosowania testowano na myszach. Lwia część z nich okazywała się jednak zupełnie bezużyteczna i Tu Youyou zaczęła powoli tracić nadzieję. Dopiero odkrycie zioła o nazwie Artemisia Anna (bylica roczna) doprowadziło do nastąpienia tak długo oczekiwanego przełomu. Wykorzystywane przez tysiące lat jako lekarstwo na zbijanie gorączki zioło miało teraz posłużyć cierpiącym na malarię. Sposób właściwego przyrządzania go farmaceutka odkryła w tekście liczącym niemal 1600 lat. I chociaż początkowo mikstura przynosiła dość umiarkowane efekty, to i tak jako jedyna spośród tak wielu testowanych odniosła jakiekolwiek. Tu Youyou nabrała przekonania, że czas poświęcony studiowaniu starych recept nie był całkowicie stracony.

Czytaj więcej

Pogromczyni glejaka. Profesor Bożena Kamińska-Kaczmarek o swojej pracy i życiu prywatnym

Jak jednak wzmocnić działanie „starożytnej” mikstury? Badaczka głowiła się nad tym zagadnieniem przez wiele miesięcy. W rezultacie tych rozmyślań doszła do wniosku, iż błędem zawartym z starej recepturze jest polecenie przygotowania preparatu we wrzącej wodzie, ponieważ wysoka temperatura niszczy zdrowotne właściwości bylicy. Zgodnie z jej decyzją przestano zatem parzyć miksturę. Ukrop zastąpiono zwykłą, ciepłą wodzie. Ten manewr okazał się strzałem w dziesiątkę. W 1972 roku preparat odnosił już bardzo zadowalające efekty podczas eksperymentów nie tylko na myszach, ale i na małpach. W 1973 roku Tu Youyou zsyntetyzowała lek, otrzymując dihydroartemizynę.

Poświęcenie godne podziwu

Zanim jednak środek podano ludziom w ramach pierwszych badań klinicznych, Chinka odważnie wypróbowała go najpierw na sobie. Dopiero kiedy na własnej skórze przekonała się, że jest on bezpieczny, zezwoliła na podanie go pierwszym ochotnikom. Nie pragnęła jednak sławy ani rozgłosu. W 1977 roku opublikowała poświęconą swoim badaniom pracę naukową. Uczyniła to jednak anonimowo, a nowy lek otrzymał nazwę od nazwy rośliny, z której go uzyskano – artemizyna.

Wobec powyższych okoliczności nie dziwi fakt, że przez całe dekady nie tylko światu, ale i samym Chinom nieznane były osiągnięcia wybitnej farmaceutki z Ningbo. Kobieta żyła w skromnych warunkach wraz z mężem oraz dwiema córkami w Pekinie. Pracowała w charakterze głównego naukowca na Akademii Medycyny Chińskiej.

Moment pierwszej chwały przeżyła w 2011 roku, kiedy otrzymała prestiżową Nagrodę Laskera. To amerykańskie wyróżnienie często uważane jest za „zapowiedź” Nobla, gdyż wielu jego laureatów doczekało się w późniejszych latach uhonorowaniem również tą nagrodą. Tu Youyou nie była wyjątkiem od reguły. Chociaż odbierając Nagrodę Lasera, deklarowała, iż największą nagrodą jest dla niej świadomość ocalenia życia wielu ludziom, to już 4 lata później przyszło jej się „zmierzyć” z kolejnym wyróżnieniem – tym razem najsłynniejszym na świecie, a więc z Nagrodą Nobla. W 2015 roku została nominowana, a następnie otrzymała Nagrodę Nobla z dziedziny medycyny. Oprócz niej zaszczytu tego dostąpili Satoshi Omura oraz William Campbell za odkrycia dotyczące nowej metody leczenia zakażeń wywołanych przez pasożytnicze nicienie.

Czas na odpoczynek

Obecnie Tu Youyou cieszy się już zasłużoną emeryturą w ukochanym Pekinie. Teraz w ślady zdolnej mamy raźno podążają jej córki, Li Jun oraz Li Min, które pracują na Uniwersytecie w Cambridge. Podsumowując życiorys tej nietuzinkowej kobiety, trudno jednak uciec od pytania, dlaczego tak długo milczała ona w kwestii swoich własnych, imponujących osiągnięć. Czy wynikało to z indywidualnych predyspozycji jej psychiki i usposobienia, któremu być może nie miły jest rozgłos? Czy może nieświadomie powtórzyła schemat, w którym ją wychowano jako urodzoną w latach 30. kobietę, w dodatku w silnie patriarchalnym, azjatyckim społeczeństwie? Przecież ta genialna naukowczyni w pełni zasłużyła na to, aby świat poznał prawdę o jej dokonaniach oraz należycie je docenił. To dzięki jej wysiłkom życie niezliczonej liczby ludzi może zostać uratowane. Oczywiście to bardzo dobrze, że w jesieni życia odebrała wreszcie zasłużone laury, ale jednak szkoda, iż nie stało się to znacznie wcześniej.

Nauka
Dr Kornelia Mikuła z prestiżowym stypendium LifeArc. "Tworzę coś naprawdę potrzebnego"
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Nauka
Polscy naukowcy sprawdzają, czy AI zastąpi lekarza. Kobiety odgrywają ważną rolę w projekcie
Nauka
Krok milowy w leczeniu niepłodności. Przełomowe odkrycie 17-letniej Polki i jej kolegi
Nauka
Polki rozgromiły konkurencję na IV Europejskiej Olimpiadzie Informatycznej Dziewcząt
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Nauka
Krzycząca kobieta z Kairu umierała w cierpieniach? Naukowcy ponownie zbadali tajemniczą mumię