"Kochanka nazistów". Maria Paszyńska o przywracaniu głosu kobietom źle potraktowanym przez historię

- Chciałabym wpłynąć na postrzeganie kobiet, nie jako biernych milczących świadków wydarzeń, a jako jednostek sprawczych. Na szczęście proces przywracania pamięci o kobiecym udziale w historii wyraźnie posuwa się do przodu - mówi Maria Paszyńska, pisarka, autorka książki "Listy do Gestapo".

Publikacja: 04.02.2024 15:41

Maria Paszyńska: Jestem chrześcijanką, ale uczęszczałam do żydowskiej szkoły, a podczas studiów zgłę

Maria Paszyńska: Jestem chrześcijanką, ale uczęszczałam do żydowskiej szkoły, a podczas studiów zgłębiałam islam.

Foto: Archiwum Prywatne

Ma pani bardzo szerokie zainteresowania: jest pani prawniczką, orientalistką, przewodniczką po Warszawie, a przede wszystkim – pisarką. Czy łączenie tak wielu pasji stanowi duże wyzwanie w pani życiu?

Niby szerokie, a jednak wszystkie te dziedziny oscylują wokół mojej największej miłości, czyli historii. Uwielbiam się uczyć, poznawać nowe dziedziny wiedzy. Gdyby studiowanie było dochodowym zajęciem, to pewnie zostałabym zawodową studentką. Np. ostatnio „złapałam zajawkę” na neurobiologię. Na szczęście nie muszę pracować w tych wszystkich zawodach naraz. Obecnie moją jedyną, „etatową” pracą jest pisanie książek . Nie zawsze tak było. Po ukończeniu prawa dostałam się na aplikację adwokacką i przez pewien czas praktykowałam ten zawód. Gdy zorientowałam się, że to nie jest to co chcę w życiu robić, postanowiłam zrezygnować. Namawiano mnie bym przemyślała jeszcze tę decyzję, a samą aplikację zawiesiła. Ja jednak nie potrafię tak żyć. Gdy podejmuję decyzję, muszę w stu procentach zaangażować się w jej realizację- bez półśrodków, bez drogi ewakuacyjnej. Dlatego z pełną świadomością zeszłam z prawniczej ścieżki.

A jak godzi pani ze sobą wszystkie ważne w życiu sprawy?

Z mojego doświadczenia wynika, że im bardziej jestem zajęta, tym lepiej sobie ze wszystkim radzę. Wiem, że to pewnie indywidualna kwestia i nie każdy człowiek może tak funkcjonować, ale u mnie ta zasada sprawdza się znakomicie. Nigdy też nie żałuję podjętych decyzji. Choć nie pracuję w żadnym z wyuczonych zawodów, nie uważam czasu studiów za stracony. Każdy etap czemuś służył, a każde doświadczenie może nieoczekiwanie okazać się przydatne, o czym nieraz się przekonałam.

Oprócz tego, że skończyła pani prawo, kształciła się również w dziedzinie iranistyki na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Wokół Iranu oraz wielu krajów muzułmańskich krążą liczne stereotypy dotyczące m.in. diametralnie innego niż w naszej kulturze podejścia do kobiet oraz ich traktowania. Te przekonania sprawiają, że często musimy mierzyć się z uprzedzeniami wobec osób wywodzących się z kręgów muzułmańskich. Czy z perspektywy pani doświadczeń zdobytych podczas studiów, rzeczywiście są one uzasadnione?

Wyrastałam w atmosferze wielokulturowości. Jestem chrześcijanką, ale uczęszczałam do żydowskiej szkoły, a podczas studiów zgłębiałam islam. Te doświadczenia sprawiły, że silnie ukształtowała się we mnie postawa tolerancji oaz głębokie przekonanie, że większość uprzedzeń wynika z niewiedzy. Z całym przekonaniem mogę powtórzyć za Ireną Sendlerową: ludzi należy dzielić tylko i wyłącznie na dobrych i złych. Znam naprawdę wiele kobiet, które są żonami Irańczyków albo Turków (aby nauczyć się języka tureckiego, przez dwa lata studiowałam także na turkologii). Mieszkają one ze swoimi mężami w ich ojczystych krajach i są bardzo zadowolone z życia, które sobie wybrały. Z Irańczykami zresztą łączą nas także więzy wspólnej historii. Iran jako jedno z nielicznych państw nigdy nie zaakceptował rozbiorów Polski, a podczas II wojny światowej ponosząc niewyobrażalne koszty na wielu płaszczyznach udzielił gościny tysiącom polskich zesłańców, którzy przywędrowali do niego z Syberii. Moje koleżanki ze studiów, które wybrały się w podróż do Iranu zachwalały niezwykłą życzliwość i gościnność Irańczyków. Gościnność oraz zamiłowanie do poezji to kolejne cechy, które łączą nas z Irańczykami.

Czytaj więcej

Joanna Chmielewska - wychowała trzy generacje silnych Polek

Chociaż podczas studiów „wędrowała” pani niemal po całym bliskowschodnim świecie, to jednak w swojej twórczości literackiej najczęściej – choć nie tylko  trzyma się pani Polski. Dlaczego historia Polski na tyle panią zafascynowała, że postanowiła pani zacząć o niej pisać?

Przez cały okres edukacji miałam ogromne szczęście do nauczycieli historii. Dzięki ich pracy i zaangażowaniu widziałam w tym szkolnym przedmiocie bajkę, która wydarzyła się naprawdę. I przepadłam. Historia stała się moją wielką życiową pasją. Inne zainteresowania przychodzą i odchodzą, po jakimś czasie mnie nużą, ale historia- nigdy. W wolnym czasie czytam powieści historyczne, opracowania naukowe i popularnonaukowe, oglądam seriale i filmy historyczne, a im więcej wiem, tym większy jest we mnie głód, by wiedzieć jeszcze więcej. Podobno ludzie zwykle piszą takie powieści , jakie sami najbardziej lubią czytać. W moim przypadku ta zasada sprawdza się doskonale. A czemu historia Polski? Prawdę mówiąc, nie do końca panuję nad doborem tematów, o których piszę. To one wybierają mnie. To historie, na które trafiam zapadają we mnie i domagają się opowiedzenia.

Pani dorobek powieści historycznych jest imponujący również i pod tym względem, że wcale nie unika pani poruszania bolesnych, trudnych, kontrowersyjnych tematów. W powieści „Listy do Gestapo” znakomicie zobrazowała pani haniebne zjawisko, jakie miało miejsce w trakcie okupacji: mianowicie donosicielstwo. Czy równie niepokojących spraw dotyka pani w swojej najnowszej powieści, noszącej sugestywny tytuł „Kochanka nazistów”?

Owszem, nie uciekam przed tymi trudnymi, zagmatwanymi zagadnieniami, które nie wpisują się w schemat narracji o bohaterskim i zawsze nieskazitelnym narodzie polskim. Nie wierzę w jakąkolwiek generalizację. Możemy patrzeć tylko na jednostki. Nie istnieją żadne homogeniczne społeczeństwa ludzi wyłącznie idealnych. Historia donosicielstwa, którą przybliżyłam w książce „Listy do Gestapo” po raz kolejny jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że ludzi należy dzielić tylko na dobrych i złych – a nigdy według pochodzenia. Natomiast książka „Kochanka nazistów” narodziła się z szoku, który pojawił się u mnie, gdy poznałam nieznane mi dotychczas kulisy wykorzystywania niektórych kobiet-wywiadowczyń. Oczywiście dzieje kobiet-szpiegów nie były mi obce, ale zawsze przedstawiane były w nich bardzo tendencyjnie – jako posągowe heroiny, prawdziwe „wonderwomen”. A tymczasem dowiedziałam się, że dowódcy nie wahali się również wysyłać kobiety na misje rozpracowania wroga w sposób, który nie był moralnie obojętny. Oczy otworzyła mi fenomenalna książka ze wspomnieniami Ludwiki Zachariasiewicz pt. „Randka z wrogiem”, wydana przez PWN. Ludwika była członkinią Armii Krajowej, której przyszło wyciągać z wroga wiadomości w taki właśnie moralnie ambiwalentny, nie do końca czysty sposób. Dziewczyna najpierw działała w kasynie, gdzie poznawała polskich konfidentów (bo tylko tacy mieli wstęp do niemieckich kasyn), a następnie wskazywała ich egzekutorom z AK. Potem Ludwika została wysłana na wschód kraju, gdzie z kolei musiała zmierzyć się z koniecznością wniknięcia w struktury NKWD. Agentka nawiązywała kontakty z funkcjonariuszami UB oraz milicji, flirtowała z nimi, a gdy udało jej się zdobyć ich zaufanie – wyciągała od nich potrzebne informacje, m.in. nazwiska członków podziemia, którymi nowy system zamierzał się „zaopiekować”. Te dane wielu ludziom uratowały życie. Działalność dziewczyny nie uszła oczywiście uwadze jej otoczenia. Naturalnie wszyscy uważali ją za kolaborantkę. Ludwika wspominała, że czuła się, „jakby cały Grudziądz chciał jej splunąć w twarz”. Z kolei babcia Zachariasiewicz przestrzegała ją: „Gdyby Ci tylko ogolili głowę, to ja bym się cieszyła, ale oni mogą Cię zastrzelić”. Bardzo poruszył mnie obraz kobiety, która w nagrodę za swoją patriotyczną misję, w której codziennie narażała życie, otrzymała jedynie pogardę i nienawiść, także od najbliższych. Ludwika nie była niestety wyjątkiem. Społeczny ostracyzm spotykał wszystkie kobiety, które podejrzewano o zbyt bliskie kontakty z nieprzyjacielem, choć nierzadko zostały do tych kontaktów namówione, miały je nawiązywać w imię większego dobra, dla sprawy. Zapragnęłam o tym opowiedzieć i zaczęłam szukać kolejnych takich historii. Tytuł mojej książki – „Kochanka nazistów” – to złagodzona wersja określeń, jakimi je określano. W rzeczywistości te kobiety nazywano „niemieckimi dziwkami”, „polskimi świniami”.

Czytaj więcej

"My, harowaczki". Osobiste refleksje po lekturze "Chłopek"

Nic dziwnego zatem, że po wojnie tak wiele z nich przemilczało swoją historię. A już zupełne kuriozum stanowi fakt, że nieraz z pogardą odnosili się do nich nawet zwierzchnicy – a więc dokładnie ci ludzie, którzy tym dziewczynom takie rozkazy wydawali!

W swojej powieści nie pierwszy raz przywraca pani głos kobietom, które historia potraktowała niezbyt łaskawie. Czy misja „odczarowywania” historii oraz przywracania głosu jej kobiecym świadkom to jedna z motywacji, która popycha panią do kontynuowania literackiej twórczości?

Tak, bardzo chciałabym wreszcie wpłynąć na postrzeganie kobiet, nie jako biernych milczących świadków wydarzeń, a jako jednostek sprawczych. Kobiety to połowa ludzkości, a jednocześnie trybiki, które nierzadko całą tę wojenną machinę napędzały. Pierwsze skojarzenie, jakie nasuwa nam myśl o wojnie jest często jakby żywcem wyjęte z filmu: oto dzielni panowie, z pieśnią na ustach biegną z karabinami na szańce wroga. A czy o tym, że gdyby panie w kuchni polowej wcześniej nie nagotowały zupy i nie nakarmiły tych bohaterów, to oni nie mieliby siły biegać z tą bronią, ktokolwiek pomyśli? Dużo rzadziej. Kobieca rola nie ograniczała się zresztą do funkcji aprowizacyjnych i zaopatrzeniowych. Kobiety to nie tylko sanitariuszki, łączniczki czy kucharki – chociaż te funkcje oczywiście też są niezwykle istotne i wręcz kluczowe dla możliwości prowadzenia wojny. Często walczyły ramię w ramię z mężczyznami. Jedną z moich ulubionych postaci jest Maria la Bailadora, która już w 1571 roku walczyła jako strzelec wyborowy podczas morskiej bitwy pod Lepanto. Ze źródeł pochodzących z epoki wiemy, iż w trakcie bitwy nie ustępowała mężczyznom w zabijaniu wrogów. A nasza Emilia Plater? Aleksandra Szczerbińska, po mężu Piłsudska? Przykłady można by mnożyć i mnożyć.

Na szczęście proces przywracania pamięci o kobiecym udziale w historii wyraźnie posuwa się do przodu. Przestaje być on marginalizowany. Powstają kolejne poświęcone ich dokonaniom książki, filmy, seriale. Rośnie świadomość społeczna w temacie roli kobiet w konfliktach zbrojnych. Odkrywamy prawdy o naszych wspaniałych, odważnych niekiedy do szaleństwa poprzedniczkach.

Wojna i historia nareszcie przestają być postrzegane jako stricte męskie domeny, którymi w rzeczywistości nigdy nie były.

Ma pani bardzo szerokie zainteresowania: jest pani prawniczką, orientalistką, przewodniczką po Warszawie, a przede wszystkim – pisarką. Czy łączenie tak wielu pasji stanowi duże wyzwanie w pani życiu?

Niby szerokie, a jednak wszystkie te dziedziny oscylują wokół mojej największej miłości, czyli historii. Uwielbiam się uczyć, poznawać nowe dziedziny wiedzy. Gdyby studiowanie było dochodowym zajęciem, to pewnie zostałabym zawodową studentką. Np. ostatnio „złapałam zajawkę” na neurobiologię. Na szczęście nie muszę pracować w tych wszystkich zawodach naraz. Obecnie moją jedyną, „etatową” pracą jest pisanie książek . Nie zawsze tak było. Po ukończeniu prawa dostałam się na aplikację adwokacką i przez pewien czas praktykowałam ten zawód. Gdy zorientowałam się, że to nie jest to co chcę w życiu robić, postanowiłam zrezygnować. Namawiano mnie bym przemyślała jeszcze tę decyzję, a samą aplikację zawiesiła. Ja jednak nie potrafię tak żyć. Gdy podejmuję decyzję, muszę w stu procentach zaangażować się w jej realizację- bez półśrodków, bez drogi ewakuacyjnej. Dlatego z pełną świadomością zeszłam z prawniczej ścieżki.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Dorota Chmielewska: Czesi nie rozumieją polskiej religijności, trochę się z niej naśmiewają
Wywiad
Aktorka Zofia Jastrzębska o pracy i życiu osobistym: Autentyczność jest wolnością
Wywiad
Luna: Nie czuję, że na Eurowizji poniosłam porażkę
Wywiad
Małgorzata Foremniak: Nie warto poświęcić siebie dla drugiego człowieka
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Wywiad
Pisarka Małgorzata Oliwia Sobczak stworzyła "Kolory zła: Czerwień". Mówi, że to terapia