Wyrastałam w atmosferze wielokulturowości. Jestem chrześcijanką, ale uczęszczałam do żydowskiej szkoły, a podczas studiów zgłębiałam islam. Te doświadczenia sprawiły, że silnie ukształtowała się we mnie postawa tolerancji oaz głębokie przekonanie, że większość uprzedzeń wynika z niewiedzy. Z całym przekonaniem mogę powtórzyć za Ireną Sendlerową: ludzi należy dzielić tylko i wyłącznie na dobrych i złych. Znam naprawdę wiele kobiet, które są żonami Irańczyków albo Turków (aby nauczyć się języka tureckiego, przez dwa lata studiowałam także na turkologii). Mieszkają one ze swoimi mężami w ich ojczystych krajach i są bardzo zadowolone z życia, które sobie wybrały. Z Irańczykami zresztą łączą nas także więzy wspólnej historii. Iran jako jedno z nielicznych państw nigdy nie zaakceptował rozbiorów Polski, a podczas II wojny światowej ponosząc niewyobrażalne koszty na wielu płaszczyznach udzielił gościny tysiącom polskich zesłańców, którzy przywędrowali do niego z Syberii. Moje koleżanki ze studiów, które wybrały się w podróż do Iranu zachwalały niezwykłą życzliwość i gościnność Irańczyków. Gościnność oraz zamiłowanie do poezji to kolejne cechy, które łączą nas z Irańczykami.
Joanna Chmielewska - wychowała trzy generacje silnych Polek
Czytając jej komedie kryminalne zaśmiewa się już trzecie pokolenie Polaków, a trzecia generacja Polek wierzy, że w życiu można poradzić sobie ze wszystkim. Irena Kuhn od dziecka zakochana była w książkach, ale dopiero zostanie Joanną Chmielewską pozwoliło jej na rozwinięcie literackich skrzydeł. – Zabiję cię w następnej książce – groziła żartobliwie swoim bliskim. Zmarła 10 lat temu, 7 października 2013 roku.
Chociaż podczas studiów „wędrowała” pani niemal po całym bliskowschodnim świecie, to jednak w swojej twórczości literackiej najczęściej – choć nie tylko – trzyma się pani Polski. Dlaczego historia Polski na tyle panią zafascynowała, że postanowiła pani zacząć o niej pisać?
Przez cały okres edukacji miałam ogromne szczęście do nauczycieli historii. Dzięki ich pracy i zaangażowaniu widziałam w tym szkolnym przedmiocie bajkę, która wydarzyła się naprawdę. I przepadłam. Historia stała się moją wielką życiową pasją. Inne zainteresowania przychodzą i odchodzą, po jakimś czasie mnie nużą, ale historia- nigdy. W wolnym czasie czytam powieści historyczne, opracowania naukowe i popularnonaukowe, oglądam seriale i filmy historyczne, a im więcej wiem, tym większy jest we mnie głód, by wiedzieć jeszcze więcej. Podobno ludzie zwykle piszą takie powieści , jakie sami najbardziej lubią czytać. W moim przypadku ta zasada sprawdza się doskonale. A czemu historia Polski? Prawdę mówiąc, nie do końca panuję nad doborem tematów, o których piszę. To one wybierają mnie. To historie, na które trafiam zapadają we mnie i domagają się opowiedzenia.
Pani dorobek powieści historycznych jest imponujący również i pod tym względem, że wcale nie unika pani poruszania bolesnych, trudnych, kontrowersyjnych tematów. W powieści „Listy do Gestapo” znakomicie zobrazowała pani haniebne zjawisko, jakie miało miejsce w trakcie okupacji: mianowicie donosicielstwo. Czy równie niepokojących spraw dotyka pani w swojej najnowszej powieści, noszącej sugestywny tytuł „Kochanka nazistów”?
Owszem, nie uciekam przed tymi trudnymi, zagmatwanymi zagadnieniami, które nie wpisują się w schemat narracji o bohaterskim i zawsze nieskazitelnym narodzie polskim. Nie wierzę w jakąkolwiek generalizację. Możemy patrzeć tylko na jednostki. Nie istnieją żadne homogeniczne społeczeństwa ludzi wyłącznie idealnych. Historia donosicielstwa, którą przybliżyłam w książce „Listy do Gestapo” po raz kolejny jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że ludzi należy dzielić tylko na dobrych i złych – a nigdy według pochodzenia. Natomiast książka „Kochanka nazistów” narodziła się z szoku, który pojawił się u mnie, gdy poznałam nieznane mi dotychczas kulisy wykorzystywania niektórych kobiet-wywiadowczyń. Oczywiście dzieje kobiet-szpiegów nie były mi obce, ale zawsze przedstawiane były w nich bardzo tendencyjnie – jako posągowe heroiny, prawdziwe „wonderwomen”. A tymczasem dowiedziałam się, że dowódcy nie wahali się również wysyłać kobiety na misje rozpracowania wroga w sposób, który nie był moralnie obojętny. Oczy otworzyła mi fenomenalna książka ze wspomnieniami Ludwiki Zachariasiewicz pt. „Randka z wrogiem”, wydana przez PWN. Ludwika była członkinią Armii Krajowej, której przyszło wyciągać z wroga wiadomości w taki właśnie moralnie ambiwalentny, nie do końca czysty sposób. Dziewczyna najpierw działała w kasynie, gdzie poznawała polskich konfidentów (bo tylko tacy mieli wstęp do niemieckich kasyn), a następnie wskazywała ich egzekutorom z AK. Potem Ludwika została wysłana na wschód kraju, gdzie z kolei musiała zmierzyć się z koniecznością wniknięcia w struktury NKWD. Agentka nawiązywała kontakty z funkcjonariuszami UB oraz milicji, flirtowała z nimi, a gdy udało jej się zdobyć ich zaufanie – wyciągała od nich potrzebne informacje, m.in. nazwiska członków podziemia, którymi nowy system zamierzał się „zaopiekować”. Te dane wielu ludziom uratowały życie. Działalność dziewczyny nie uszła oczywiście uwadze jej otoczenia. Naturalnie wszyscy uważali ją za kolaborantkę. Ludwika wspominała, że czuła się, „jakby cały Grudziądz chciał jej splunąć w twarz”. Z kolei babcia Zachariasiewicz przestrzegała ją: „Gdyby Ci tylko ogolili głowę, to ja bym się cieszyła, ale oni mogą Cię zastrzelić”. Bardzo poruszył mnie obraz kobiety, która w nagrodę za swoją patriotyczną misję, w której codziennie narażała życie, otrzymała jedynie pogardę i nienawiść, także od najbliższych. Ludwika nie była niestety wyjątkiem. Społeczny ostracyzm spotykał wszystkie kobiety, które podejrzewano o zbyt bliskie kontakty z nieprzyjacielem, choć nierzadko zostały do tych kontaktów namówione, miały je nawiązywać w imię większego dobra, dla sprawy. Zapragnęłam o tym opowiedzieć i zaczęłam szukać kolejnych takich historii. Tytuł mojej książki – „Kochanka nazistów” – to złagodzona wersja określeń, jakimi je określano. W rzeczywistości te kobiety nazywano „niemieckimi dziwkami”, „polskimi świniami”.