Reklama

Zuzanna Sejbuk w Konkursie Chopinowskim 2026: To, że jestem kobietą, to zaszczyt i atut

W muzyce nie chodzi o medale czy pieniądze, ale o emocje odbiorców – mówi Zuzanna Sejbuk, jedyna kobieta w 13-osobowej reprezentacji Polski w Konkursie Chopinowskim 2026. Wydarzenie rusza jutro w Warszawie.

Publikacja: 01.10.2025 08:00

Zuzanna Sejbuk: Kiedy jest się pianistycznym dzieckiem – szczególnie w Polsce – od najmłodszych lat

Zuzanna Sejbuk: Kiedy jest się pianistycznym dzieckiem – szczególnie w Polsce – od najmłodszych lat słyszy się pytanie – stawiane wcale nie przez profesjonalistów, tylko przez każdego – „No, to kiedy Konkurs Chopinowski?”.

Foto: Mateusz Żaboklicki

O muzykach tej klasy co pani – nie tylko pianistach – mówi się, że nieustannie grają w nich różnorodne melodie i że wszędzie dookoła siebie słyszą dźwięki układające się w artystyczną całość. Co pani teraz słyszy?

Coś w tym jest. W tym momencie życia, w którym jestem, nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że nieustannie towarzyszy mi Chopin. Jadąc na nasze spotkanie, powtarzałam w myślach utwory, które przygotowuję. Tak, muzyka gra we mnie.

Od kiedy?

Rodzice mówią, że od około drugiego roku życia. Wtedy zauważyli, że zaczęłam się interesować pianinem stojącym w domu babci. Co ciekawe, w mojej rodzinie nie było wcześniej muzyków. Tata miał pewną łatwość w uczeniu się gry na różnych instrumentach, ale to nie było nic poważnego. Mama jest księgową. Jestem wdzięczna rodzicom za to, że dostrzegli tę moją muzyczną fascynację i umożliwili mi rozwój w tym kierunku. Ogólnorozwojowe zajęcia muzyczne rozpoczęłam jako czterolatka, a do szkoły muzycznej poszłam w wieku 6 lat. Od tamtej pory już zawsze gram. Kiedy ktoś pyta, ile to dokładnie lat, odpowiadam, że 15, ale gdyby bardzo precyzyjnie zliczyć, byłoby chyba nawet odrobinę więcej, bo w tym roku skończyłam 20.

Chopin zawsze był szczególnie bliski pani sercu?

W szkole podstawowej grałam Chopina zdecydowanie mniej i teraz czasami tego żałuję. To, jak długo ćwiczy się utwory, ma ogromny wpływ na ich wykonanie. Jeśli coś znam na wskroś – każdą nutę, oznaczenie – mogę więcej z siebie dać, jeśli chodzi o interpretację. Zresztą: chyba każdy pianista zawsze myśli, że mógłby grać więcej…

Ile dziennie pani gra?

Wystarczająco.

A kiedy pani zaczynała, jako dziecko, ile czasu trwały lekcje – domyślam się, że również codzienne?

W pierwszej i drugiej klasie podstawówki to były 2 godziny. Od tego zaczynałam. Dziecko nie jest w stanie dłużej utrzymać koncentracji. Jeśli rodzice oczekiwaliby, że 7-latek spędzi przy fortepianie pół dnia – nawet jeśli ma talent i muzyczną pasję – popełniają błąd. Tego nie da się zrobić.

Reklama
Reklama

Panią trzeba było kiedyś zaganiać do ćwiczeń?

Czasami mama przypominała mi o codziennym ćwiczeniu, ale ja naprawdę zawsze chciałam grać sama z siebie. To sprawiało mi i nadal sprawia ogromną radość. Uważam, że jeśli jest inaczej – człowiek nie cieszy się z gry i zmusza się go do niej – to nic z tego nie będzie. Wejście młodej osoby do świata muzyki nie może być spełnieniem ambicji rodziców czy kogokolwiek innego. Muzyka powinna przychodzić naturalnie.

Miała pani kiedyś kryzys w miłości do gry, chciała to rzucić albo chociaż ograniczyć?

No, właśnie nie! Niektórym ludziom wydaje się to niemożliwe, ale to prawda. Muzyka jest częścią mnie. Gdyby zniknęła, powstałaby pustka nie do wypełnienia. Oczywiście: miewałam trudniejsze chwile. Niektóre utwory przychodziły mi łatwiej, inne – trudniej. Jak coś nie wychodziło, to po prostu grałam dłużej i osiągałam zamierzony efekt. W tej branży bez cierpliwości i wytrwałości daleko się nie zajdzie.

A zdarzają się pani dni, w których nie siada pani do fortepianu?

Rzadko. W czasie bezpośrednio poprzedzającym udział w Konkursie – wcale. W minione wakacje poczułam jednak, że potrzebuję przerwy i wyjechałam do Grecji. Tydzień, który tam spędziłam, był najdłuższym czasem bez grania, odkąd pamiętam. Trochę się obawiałam, że powrót do formy będzie wyzwaniem, ale spotkało mnie miłe zaskoczenie. Wystarczył dosłownie jeden dzień, żeby grać tak, jak przed wyjazdem. Wróciłam do grania z przyjemnością i nową energią.

Dosłownie za chwilę usłyszymy pani występy w Konkursie Chopinowskim. W tym roku jest pani jedyną kobietą w 13-osobowej reprezentacji naszego kraju. Przeczuwała pani, że zakwalifikuje się do tej rywalizacji?

W takich sprawach nie można nic zakładać, ani „przeczuwać”. Zdecydowanie lepiej myśleć o konkursie, jako o okazji do zaprezentowania się licznej publiczności.

Czytaj więcej

Zwycięzcy zagrają na czterech fortepianach

A marzyła pani o tym, żeby kiedyś się udało?

Oczywiście! Kiedy jest się pianistycznym dzieckiem – szczególnie w Polsce – od najmłodszych lat słyszy się pytanie – stawiane wcale nie przez profesjonalistów, tylko przez każdego – „No, to kiedy Konkurs Chopinowski?”. Siłą rzeczy myśli się o tym. Ja też myślałam, ale wcześniej nie miałam w sobie gotowości. Ona przyszła po tym, jak rok temu przeniosłam się do Warszawy, rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina i trafiłam pod skrzydła pani profesor Joanny Ławrynowicz-Just.

Reklama
Reklama

To ona zaproponowała pani udział w eliminacjach do konkursu?

Myślenie o tym pojawiło się we mnie i nieśmiało wyszłam z tą propozycją. Pomyślałam, że skoro mam już przerobioną większość wymaganego materiału, nie zaszkodzi spróbować. Pani profesor nie tylko mnie poparła, ale i wyjątkowo wsparła w uruchomieniu pokładów kreatywności. Wcześniej nie wiedziałam, że można w tak niezwykły sposób inspirować człowieka do rozwoju.

Jeśli już mowa o inspiracji, kto jest pani muzycznym idolem? Kogo pani podpatruje, komu chce dorównać?

Jako artystka bliska mojemu sercu jest Marta Argerich, ale nie mogę powiedzieć, że się nią inspiruję. W muzyce nie chodzi o to, aby być do kogoś podobnym. Dużo ważniejsze jest bycie sobą, szukanie nowych interpretacji, środków wyrazu, wkładanie do prezentowanych wykonań własnej niepowtarzalnej wrażliwości. Na tym mi zależy i do tego dążę.

Widzi pani siebie jako osobę szczególnie wrażliwą?

Tak. Wrażliwość jest niezbędna, kiedy się gra. Równocześnie jestem silna, co jest niezbędne w realizacji celów.

Świat muzyki, w którym pani się obraca, jest wyraźnie zdominowany przez mężczyzn. Jak pani się w nim odnajduje? Kobiecość jest pani siłą, czy wręcz przeciwnie?

Zdecydowanie jest siłą. Kobiecość jest niezwykle inspirująca, piękna i budująca. To, że jestem kobietą, to zaszczyt i atut. Indywidualność, którą z tego czerpię, mogę przekuć w sukces. Łatwo przychodzi mi porozumiewanie się z kolegami, są niekonfliktowi. W środowisku bardziej się wspieramy, niż konkurujemy. A propos proporcji liczebnej kobiet i mężczyzn w Konkursie i wśród pianistów, ciekawe jest to, że aby dobrze grać, wcale nie potrzeba siły fizycznej kojarzonej z męskością. Jeśli wie się, jak umiejętnie wydobyć pożądany dźwięk, można to zrobić, będąc drobną kobietą.

W jakim stopniu to, jak pani gra, jest wynikiem osobistej interpretacji, a w jakim efektem sugestii dawanych przez nauczycieli?

Teraz jestem już na etapie, w którym gra to 100 proc. mnie. Pani profesor oczywiście daje wiele cennych wskazówek, ale w końcowych interpretacjach wyrażam swoją wrażliwość.

Reklama
Reklama

Dużo pani koncertuje?

Tak, w ostatnim roku liczba koncertów bardzo się zwiększyła. Szczególnie od momentu, kiedy ogłoszono listę uczestników Konkursu. Jesteśmy teraz pewnego rodzaju ekipą i tak też koncertujemy.

Znają się państwo wszyscy w tej 13-osobowej grupie Polaków?

Tak, choć raczej nie spotykaliśmy się wcześniej w jednej grupie wiekowej na konkursach czy w szkołach. Średnia wieku uczestników jest jednak trochę wyższa – wynosi około 25 lat, dlatego nie mieliśmy takiej okazji.

Zna już pani datę swojego występu w Konkursie?

Nie, losowanie odbędzie się 30 września i wtedy zostanie opracowany harmonogram Konkursu.

Czyli trzeba być w trybie gotowości…

Jestem w nim już od dłuższego czasu.

Im bliżej do Konkursu, tym emocje są trudniejsze?

Na pewno, ale bardzo staram się nad tym panować. Dbam o siebie. Nie bez powodu mówi się, że na pewnym etapie gra się głową. Nie wystarczy wyćwiczyć palców. Kiedy już to się uda, chodzi o to, by wznieść się na wyjątkowy poziom interpretacji, swoistej duchowości, może nawet filozofii. To jest niemożliwe, jeśli człowiek jest spięty na scenie. Bardzo dużo zależy od tego, ile hamulców jest się w stanie puścić.

Reklama
Reklama

Czyli stres musi zupełnie zniknąć, żeby dobrze zagrać?

Nie, tak też nie może być. Pewien poziom stresu motywującego, który wynika z radości grania, zawsze jest obecny. Każdy koncert to święto. Cieszę się nim, więc i ekscytuję, stresuję, przeżywam go. Gdybym wychodziła na scenę bez tych emocji, to powinna mi się zapalić czerwona lampka w głowie. Co innego, jeśli stres paraliżuje. Przydarzyło mi się coś takiego rok temu. Przed występem konkursowym ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Zagrałam poniżej swoich możliwości. To zdarzenie sprawiło, że zaczęłam pracować nad swoją psychiką.

Wie pani, dlaczego wtedy to się stało?

Myślę, że z powodu presji, którą niepotrzebnie na siebie nałożyłam.

Na czym polega to, że zaczęła pani o siebie dbać?

Z jednej strony uczę się natury emocji. Wiem na przykład, że jeśli odczuwam zbyt duże napięcie, to nie będzie trwało wiecznie. Emocje są jak fale. Mają fazę peak, a potem maleją. Tak ma być. Nie ma w tym nic złego. Wyrobiłam nawyki bardzo pomocne w zachowaniu harmonii. W 100 proc. skupiam się na sobie, swoim planie, i przygotowuję do jego realizacji. Każdy pianista jest trochę egoistą – musi taki być.

Ma pani zaplanowaną każdą sekundę konkursowych występów?

W jakimś sensie tak. Znam wszystkie utwory – mam w pamięci te miliony nut – i wiem, co chcę wyrazić, grając je. Zaplanować można wykonanie wskazówek pozostawionych przez kompozytora w nutach. Nie rozpisuje się jednak wykonania na papierze milimetrowym. Piękno koncertów na żywo tkwi w tym, że niczego nie da się powtórzyć dokładnie tak samo dwa razy. Można to porównać do live cooking. Dania, nie powstają za kulisami i nie wyjeżdżają na scenę. Rodzą się na oczach publiczności. Z muzyką jest podobnie.

Czytaj więcej

Przygotowania do Konkursu Chopinowskiego na ostatniej prostej
Reklama
Reklama

Powiedziała pani, że wszystkie utwory, które gra, zna na pamięć. Jak się zapamiętuje te miliony nut…?

Chyba nie ma na to uniwersalnego sposobu. Czasami widzę kształt utworu i melodii w sposób geometryczny.

Śni się to pani?

Zdarza się.

Czy w pani przypadku potwierdza się powszechna opinia – potwierdzana również badaniami – że pianiści mają zdolności matematyczne?

Chyba tak. Wprawdzie zawsze miałam preferencje humanistyczne, ale szkolna rzeczywistość pokazywała co innego. Matematyka przychodziła mi zupełnie naturalnie, a do matury z języka polskiego musiałam naprawdę porządnie się pouczyć, żeby przyzwoicie ją zdać.

Czy będąc kobietą, trzeba spełnić jakieś określone wymagania dotyczące stroju, w którym występuje się w Konkursie?

Na pewno musi to być suknia wieczorowa, ale taka, która nie będzie ograniczała swobody ruchów i powodowała jakiegokolwiek dyskomfortu. Moje kreacje raczej nie mają rękawów. Ważne są też buty. Muszę być dobrze uziemiona, czuć pedał pod stopą. Obcasy nie mogą być wysokie. No i jeszcze włosy – na pewno spięte. Kiedyś przydarzyło mi się, że zahaczyłam dłonią o kosmyk przy twarzy i ledwo zdążyłam na klawiaturę. Nie mogę sobie pozwolić na takie sytuacje.

Muzyka to niewątpliwie całe pani życie. Czy w związku z tym jest coś takiego, czego pani chciała pani doświadczyć, a nie zrobiła tego ze względu na „muzyczny reżim” i żałuje tego?

Nie, ale powody tego nie są wcale oczywiste. Otóż wszystko, czego chciałam spróbować, miało związek z muzyką – na przykład udział w konkursach, rozwój w tym zakresie. Jeśli o to chodzi, nie mam sobie nic do zarzucenia. Stawiam poprzeczkę wysoko i dzięki temu wciąż się rozwijam.

Reklama
Reklama

Jakie słowa, które kiedykolwiek pani usłyszała, uznaje pani za największy komplement?

Te, w których ludzie, publiczność z moich koncertów, różni słuchacze, wyrażali wdzięczność za wzbudzanie w nich emocji. To, co robię, właśnie temu ma służyć: zatrzymaniu człowieka w rozpędzonym czasie, sprawieniu, że będzie doświadczał czegoś wyjątkowego, że będzie CZUŁ. Jeśli to się udaje, to dla mnie największy komplement.

Wyobraża sobie pani, że pianista może osiągnąć większy sukces niż wygrana w konkursie, w którym za chwilę pani wystąpi?

Tak. W muzyce nie chodzi o medale czy pieniądze, ale o te emocje odbiorców, o których powiedziałam przed chwilą. Jeśli je rozbudzam i ludzie przychodzą, żeby słuchać mojej gry, to odnoszę największy sukces.

A gdyby nie muzyka, to czym wypełniłaby pani swoje życie? Co jest na drugim miejscu w obszarze pani zainteresowań?

To chyba nie zabrzmi dobrze, ale ja nigdy nie rozważałam takiego scenariusza życia, w którym nie byłoby muzyki… Może jeśli nie dałoby się żyć z koncertowania, to uczyłabym grać… Próbowałam już tego i nawet odniosłam sukces! Chłopiec, którego przygotowywałam do egzaminu do szkoły muzycznej, dostał się do niej z pierwszą lokatą. Bardzo mnie to ucieszyło! Mam też na pewno w planach rozwój naukowy. Na pewno będę robić doktorat. Ale gdyby jednak nie to wszystko, to może praca ze zwierzętami…? Tylko, żeby z tego dało się żyć, trzeba by chyba być weterynarzem…

Czuje się pani wyjątkowa?

Tak. W dużej mierze zawdzięczam to mamie, która od zawsze budowała we mnie poczucie własnej wartości. To się przydaje w mojej branży. Jeśli nie byłabym pewna tego, że interpretacja dzieł, którą proponuję publiczności, jest dobra, jak mogłabym do tego przekonać odbiorców?! Dlaczego mieliby kupować coś, co dla mnie samej nie byłoby w pełni wartościowe?

Jak chciałaby pani, żeby ludzie myśleli o Konkursie Chopinowskim?

Że to nie jest wyścig i że Chopin raczej nie byłby zadowolony z takiego postrzegania tego wyjątkowego święta muzyki. W tym wydarzeniu chodzi o doświadczenie czegoś wyjątkowego, przeżycie duchowe. Każdy z nas, kto będzie tam występował, ma do zaoferowania coś innego i tak naprawdę nie ma obiektywnej miary, która pozwalałaby jednoznacznie stwierdzić, kto jest lepszy, a kto gorszy. Najważniejsze zawsze są emocje wyzwolone dzięki pięknu muzyki.

O muzykach tej klasy co pani – nie tylko pianistach – mówi się, że nieustannie grają w nich różnorodne melodie i że wszędzie dookoła siebie słyszą dźwięki układające się w artystyczną całość. Co pani teraz słyszy?

Coś w tym jest. W tym momencie życia, w którym jestem, nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że nieustannie towarzyszy mi Chopin. Jadąc na nasze spotkanie, powtarzałam w myślach utwory, które przygotowuję. Tak, muzyka gra we mnie.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
POLKA NA OBCZYŹNIE
Polka w Nowej Zelandii: Na antypodach jesteśmy szanowani za uczciwość i pracowitość
PODCAST „POWIEDZ TO KOBIECIE”
Olga Bończyk o swoich niesłyszących rodzicach: Oni dokonali cudu
Wywiad
Które nowotwory bolą najbardziej? Specjalistka medycyny paliatywnej odpowiada
Wywiad
Zaczyna się nowa era w produkcji leków. „AI zmniejsza liczbę ślepych uliczek"
Wywiad
Katarzyna Zielińska o produkowaniu spektakli teatralnych: To moje uzależnienie
PODCAST „POWIEDZ TO KOBIECIE”
Bożena Batycka: Straciłam wiarę w sądy
Wywiad
Prof. Szuster-Ciesielska: Dezinformacja potrafi być groźna jak wirus i kosztować życie
Wywiad
„Najłatwiej manipuluje się spolaryzowanym społeczeństwem”. Tak działa dezinformacja
Reklama
Reklama