W Coty Polska była pani prezesem i członkiem zarządu, w beBio jest pani współwłaścicielką – gdzie trudniej podejmować decyzje?
W obu przypadkach jest porównywalnie trudno. W korporacji to nie były moje prywatne pieniądze, ale musiałam działać w ramach określonych struktur. W beBio dysponuję własnymi środkami, więc jeszcze bardziej zastanawiam się nad każdą wydaną złotówką. Odpowiedzialność jest jednak podobna – zarządzając firmą, trzeba to robić rozsądnie i dbać, by każda inwestycja przynosiła zwrot. Mój wspólnik również wywodzi się z dużej korporacji, więc mamy racjonalne podejście do inwestycji – analizujemy, w co i jak inwestujemy. Główna różnica polega na dostępnych funduszach. W beBio mamy ich oczywiście mniej. W Coty można było walczyć o większy budżet – w korporacji jest więcej możliwości inwestycyjnych, a w prywatnej firmie to właściciele decydują, czy chcą zainwestować i czy są gotowi podjąć ryzyko. Dodatkowo, beBio mimo swojej niewielkiej skali, jest firmą o dużej kompleksowości – niewiele mniejszej niż w korporacji, ale przy znacznie mniejszym zespole. Każdy dodatkowy pracownik to koszt, a budżet jest ograniczony – jesteśmy lokalną firmą, a nie międzynarodowym koncernem.