W Coty Polska była pani prezesem i członkiem zarządu, w beBio jest pani współwłaścicielką – gdzie trudniej podejmować decyzje?
W obu przypadkach jest porównywalnie trudno. W korporacji to nie były moje prywatne pieniądze, ale musiałam działać w ramach określonych struktur. W beBio dysponuję własnymi środkami, więc jeszcze bardziej zastanawiam się nad każdą wydaną złotówką. Odpowiedzialność jest jednak podobna – zarządzając firmą, trzeba to robić rozsądnie i dbać, by każda inwestycja przynosiła zwrot. Mój wspólnik również wywodzi się z dużej korporacji, więc mamy racjonalne podejście do inwestycji – analizujemy, w co i jak inwestujemy. Główna różnica polega na dostępnych funduszach. W beBio mamy ich oczywiście mniej. W Coty można było walczyć o większy budżet – w korporacji jest więcej możliwości inwestycyjnych, a w prywatnej firmie to właściciele decydują, czy chcą zainwestować i czy są gotowi podjąć ryzyko. Dodatkowo, beBio mimo swojej niewielkiej skali, jest firmą o dużej kompleksowości – niewiele mniejszej niż w korporacji, ale przy znacznie mniejszym zespole. Każdy dodatkowy pracownik to koszt, a budżet jest ograniczony – jesteśmy lokalną firmą, a nie międzynarodowym koncernem.
Międzynarodowy koncern daje prestiż i stabilność, ale własna firma – wolność. Czy też tak to pani widzi?
Powiedziałabym: i tak, i nie. Każda sytuacja ma swoje plusy i minusy. Korporacja daje stabilność – do pewnego momentu. Bo jeśli nie ma wyników, to stabilność szybko znika. W dużych firmach wiąże się to z ogromnym stresem, a czasem nawet depresją u pracowników. Do tego dochodzi duża odpowiedzialność finansowa – jako prezes i członek zarządu ponosiłam również odpowiedzialność finansową za firmę. W czasach, kiedy zarządzałam korporacją, nie było rozwiniętych systemów umożliwiających pracę zdalną. Trzeba było być w firmie codziennie, żeby wszystkiego dopilnować. To była praca pod ogromną presją. W prywatnej firmie stres oczywiście też jest, bo walczymy o wynik, klientów i każdą złotówkę. Ale jest ogromna różnica: tutaj pracujesz dla siebie. Możesz organizować dzień według własnych potrzeb. Jeśli chcesz rano iść na trening, zaczynasz pracę później i pracujesz wieczorem lub w weekend. Nie ma szefów, którzy narzucają zadania, z którymi się nie zgadzasz, albo które są wykonywane tylko po to, by coś robić. Tutaj każde działanie ma realny sens i cel. Nie mam problemu z pracą późnym wieczorem czy w święta, jeśli wiem, że to dla mojego dobra. Ale mogę też w ciągu dnia poświęcić czas na coś innego. W korporacji nie było takiej opcji. Oczywiście często pracowałam do późnej nocy i w weekendy, ale nie było tam zasady „coś za coś”. Trzeba było codziennie być w biurze, choćby po to, by dawać przykład pracownikom.
Jak wyglądało pani rozstanie z Coty Polska?