Szefowa Too Good To Go: Marzy mi się świat, w którym nie marnuje się jedzenia

Staramy się podpowiadać, jak marnować mniej żywności, co można zrobić z produktami, które wydają się bliskie terminu ważności, oraz dzielimy się przepisami na wykorzystanie resztek - mówi Anna Podkowińska-Tretyn, szefowa Too Good To Go na Polskę i Czechy.

Publikacja: 19.02.2025 10:38

Anna Podkowińska-Tretyn: Moim marzeniem jest, aby świadomość marnowania żywności zmieniała nasze cod

Anna Podkowińska-Tretyn: Moim marzeniem jest, aby świadomość marnowania żywności zmieniała nasze codzienne nawyki.

Foto: Tomasz Baranowski

Jakie były pierwsze pani wrażenia, kiedy dołączyła pani do Too Good To Go?

Powodem mojego dołączenia do Too Good To Go była misja firmy i to, co konkretnie robi. I chociaż to może brzmieć jak banał – bo właściwie niewiele osób mówi o swoich miejscach pracy w ten sposób – to ja mam za sobą wiele różnych doświadczeń zawodowych i mogę powiedzieć, że ta organizacja wyróżnia się na tle innych silnym aspektem społecznym. Jej misja, czyli stworzenie świata bez marnowanego jedzenia, rezonuje z wieloma osobami. Przyciągamy niezwykle ciekawe osoby. Wiele z nich zmienia branże i ścieżki zawodowe, by do nas dołączyć, bo wartości firmy są dla nich ważne. Mnie zaskoczyło, jak bardzo ta misja jest rzeczywiście wszyta w DNA firmy i jak ogromne znaczenie ma dla wszystkich pracowników.

Przez wiele lat pracowała pani w branży e-commerce i nowych technologii. Doświadczenia z poprzednich stanowisk pomagają w tej pracy?

Myślę, że każde doświadczenie do czegoś prowadzi i czegoś uczy – nawet jeśli jest negatywne, to również rozwija. Natomiast w przypadku branży technologicznej, e-commerce, startupów czy scaleupów (firmy, które w ciągu ostatnich trzech lat obrotowych rozwijały się w tempie rocznym powyżej 20 procent - przyp.red.) te doświadczenia są niezwykle przydatne. Too Good To Go jest scaleupem, czyli firmą, która osiągnęła już stabilny poziom rozwoju i nadal bardzo szybko rośnie. Obecnie działamy na 19 rynkach, a moje wcześniejsze doświadczenie w pracy w takich środowiskach bardzo pomogło mi się szybko wdrożyć i jednocześnie wspierać firmę w dalszym rozwoju. Te umiejętności są tutaj bardzo cenne.

Too Good To Go to firma globalna. Gratuluję awansu – jest już pani dyrektorką nie tylko na Polskę, ale i Czechy. Jaki jest zakres pani decyzyjności? Wszystko ustalane jest w centrali, czy ma pani swobodę działania?

Too Good To Go, jako scaleup, jest zorganizowane w sposób podobny do innych firm tego typu. Część obszarów – na przykład produkt, rozwój aplikacji czy technologia – jest scentralizowana. Aplikacja rozwijana jest na jednym rynku, a potem kopiowana na kolejne. To pozwala firmie bardzo szybko się rozwijać. Natomiast strategia lokalna, działania marketingowe i biznesowe są w rękach lokalnych zespołów - za co odpowiadam zarówno w Polsce, jak i w Czechach. To, z kim współpracujemy, jakie działania podejmujemy, jak kształtujemy warunki – to wszystko jest w naszych rękach. Powiedziałabym, że Too Good To Go łączy w sobie to, co najlepsze w świecie korporacji i małych firm. Z jednej strony mamy przyspieszenie rozwoju charakterystyczne dla dużych organizacji, z drugiej – elastyczność i sprawczość, które oferują mniejsze zespoły. Dzięki temu lokalne oddziały mogą podejmować wiele istotnych decyzji samodzielnie.

Firma działa na styku biznesu i etyki. Jak w praktyce pogodzić presję wyników z misją społeczną? Zdarzają się momenty, gdy te dwie kwestie się wykluczają? Co wtedy wygrywa?

To było jedno z moich pierwszych pytań i wątpliwości w procesie rekrutacji – zastanawiałam się, na ile te dwie rzeczy można faktycznie połączyć, a na ile jest to tylko etykietowanie biznesu jako odpowiedzialnego społecznie. Po roku pracy mogę powiedzieć, że nie dostrzegam żadnego konfliktu interesów. Oczywiście, gdyby nasz model biznesowy był zupełnie inny i musielibyśmy wybierać między ratowaniem żywności a np. klientem czy użytkownikiem, to wtedy rzeczywiście mogłaby pojawić się sprzeczność. Natomiast do tej pory nie mieliśmy takiej sytuacji, w której trzeba by było wybierać jedno kosztem drugiego. Nie wiem, jak byśmy postąpili w takiej sytuacji – nie chcę mówić, że zawsze wybierzemy najważniejsze wartości, ale wszystkie etyczne rozwiązania są dla nas priorytetem. W przypadku konfliktu kierowalibyśmy się naszymi wartościami i misją Too Good To Go, traktując je jako drogowskaz – naszą „gwiazdę polarną”, jak to się dziś często określa w organizacjach.

Współpracujecie z wieloma sieciami handlowymi w Polsce. W jakim kierunku firma chce się rozwijać?

Czytaj więcej

Joanna Trepka, twórczyni marki L37: Koszty biznesowych błędów wzięli na siebie moi rodzice

Pracujemy już z wieloma partnerami, ale wciąż są takie sieci, które jeszcze z nami nie współpracują. Chcielibyśmy, aby dołączyły do nas i razem z nami ratowały żywność przed zmarnowaniem – to na pewno jedna z przestrzeni do rozwoju. Po drugie, mamy już ponad cztery miliony pobrań aplikacji w Polsce, ale to nadal nie jest nawet 50 procent Polaków, więc wciąż jest potencjał na zwiększenie świadomości. Po trzecie, patrzymy na siebie nie tylko przez pryzmat współpracy z największymi markami, ale również przez zacieśnianie relacji i oferowanie rozwiązań, które pomagają zarówno dużym, jak i mniejszym firmom w ratowaniu żywności. Nasza aplikacja jest platformą, dzięki której użytkownicy mogą zarezerwować Paczkę Niespodziankę od partnera, ale mamy również bardziej zaawansowane rozwiązania technologiczne, które wspierają duże sieci handlowe w zarządzaniu produktami. Wykorzystujemy moduły AI do lepszego zarządzania terminami przydatności produktów w sklepach. Wprowadzamy nowe rozwiązania oraz produkty, które w tym roku pojawią się w Polsce. Dodatkowo, niezwykle istotny dla nas jest aspekt edukacyjny. Prowadzimy m.in. kampanię „Często Dobre Dłużej: popatrz, powąchaj, posmakuj” we współpracy z 32 markami z branży FMCG. Razem umieszczamy na opakowaniach etykiety, które zachęcają konsumentów do użycia swoich zmysłów, by ocenić produkt po dacie, zamiast bez zastanowienia go wyrzucać – bo np. mąka czy makaron po terminie wciąż mogą być w pełni bezpieczne do spożycia. Wciąż mamy w tym obszarze bardzo dużo do zrobienia, więc cały czas staramy się rozwijać nasze działania edukacyjne.

Jak wygląda sytuacja w Polsce, jeśli chodzi o marnowanie żywności? Jak wypadamy na tle innych krajów?

Jest jedno zestawienie Eurostatu, które pokazuje, jak wygląda marnowanie żywności w poszczególnych krajach. Jako Polacy nie wypadamy najgorzej, jesteśmy powyżej średniej – plasujemy się w tej lepszej połowie krajów pod względem marnowania żywności. W ostatnich latach świadomość tego problemu bardzo wzrosła. Marnowanie jedzenia przestało być niszowym tematem, kojarzonym jedynie z entuzjastami ekologii, a stało się częścią mainstreamowej debaty. Świadczy o tym chociażby nasza rozmowa. To jednak dopiero pierwszy krok – droga od wiedzy do realnych działań jest nadal długa. Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia przeprowadziliśmy badania wśród 500 gospodarstw domowych. Poprosiliśmy badanych, by przez tydzień dokładnie ważyli ilość wyrzucanego jedzenia w podziale na kategorie i powód. Wyniki zaskoczyły nawet nas. W okresie świątecznym wyrzucamy ponad 61 tys. ton jedzenia, czyli 1,6 kg na osobę. To pierwsze tak kompleksowe badanie w Polsce dotyczące marnowania żywności w okresie świątecznym. Mamy nadzieję, że dzięki tym danym skutecznie wpłyniemy na zmianę naszych zachowań nie tylko od święta. Jeśli chodzi o Czechy – mam wrażenie, że temat marnowania żywności jest tam mniej obecny niż w Polsce, więc ten edukacyjny element będzie niezwykle istotny.

Wspomniała pani, że 4 miliony Polaków pobrało aplikację. Jak chcecie zwiększyć jej zasięg w Polsce?

Działamy na wielu frontach jednocześnie. Po pierwsze, pracujemy z coraz większą liczbą partnerów, zarówno dużymi sieciami jak i małymi, lokalnymi biznesami. Naszymi partnerami są m.in. Biedronka, Carrefour, Auchan, Green Caffè Nero, Costa Coffee, Starbucks, Gorąco Polecam, Cukiernia Olsza, North Food , ale także jak np. Mod Donuts czy SAM. Te lokalne punkty bardzo często same chwalą się współpracą z Too Good To Go, a to przyciąga nowych użytkowników do aplikacji. Dodatkowo, jeśli widzimy, że nasze ulubione miejsca dołączyły do aplikacji i możemy w nich uratować paczkę to naturalnie częściej z niej korzystamy. Po drugie, prowadzimy działania reklamowe i kampanie marketingowe, aktywnie działamy w mediach społecznościowych. To dla nas bardzo ważny kanał do promocji, ale też edukacji. Staramy się podpowiadać, jak marnować mniej żywności, co można zrobić z produktami, które wydają się bliskie terminu ważności, oraz dzielimy się przepisami na wykorzystanie resztek,. Szczególnie istotny jest dl mnie rozwój poza dużymi miastami. Chcemy być obecni w całej Polsce, a nie tylko w największych aglomeracjach. W naszym modelu biznesowym nie ma logistyki – to znaczy, że nie musimy organizować dostaw, bo nasi użytkownicy sami odbierają paczki ze sklepów. Dzięki temu nie mamy bariery wejścia, jaką mają firmy dostawcze, które potrzebują kurierów i kierowców. A to oznacza, że jeśli w miejscowości liczącej 10-15 tysięcy mieszkańców mamy lokalnych partnerów, to jesteśmy w stanie znaleźć użytkowników, którzy będą ratować paczki. Rozwój w mniejszych miejscowościach jest więc dla nas relatywnie łatwy i bardzo istotny – nie tylko z biznesowego punktu widzenia, ale także jeśli chodzi o edukację.

Jak obecna sytuacja ekonomiczna wpływa na działalność firmy i zainteresowanie aplikacją? Kryzys sprzyja wzrostowi świadomości w zakresie niemarnowania żywności?

Absolutnie tak. Ostatnie dwa-trzy lata, kiedy inflacja wpłynęła na ceny żywności, spowodowały, że coraz więcej osób zaczęło się zastanawiać, jak lepiej zarządzać swoimi zakupami i planować posiłki tak, aby marnować mniej jedzenia. To zjawisko, choć negatywne, sprzyja edukacji i większej świadomości dotyczącej marnowania żywności. Coraz więcej osób zwraca uwagę na to, jak efektywnie zarządzać budżetem domowym, aby jedzenie wystarczało na dłużej i nie trafiało do kosza. Niezależnie od tego, czy mamy kryzys, czy nie, fakt, że nasze Paczki Niespodzianki można odbierać nawet za ¼  ich wartości, zawsze stanowi dobrą zachętę. W wymagających czasach ta korzyść staje się jeszcze ważniejsza. Możemy rezygnować z wielu rzeczy, ale jeść musimy zawsze – a dzięki Too Good To Go użytkownicy mogą oszczędzać, a jednocześnie cieszyć się dobrym jedzeniem za mniej.

Co uznałaby pani za największy sukces Too Good To Go na polskim rynku do tej pory?

Nasz sukces mierzymy w liczbie uratowanych posiłków przed zmarnowaniem. W Polsce to aż 14 milionów – ta liczba ta dotyczy prawie 6 lat działalności firmy w Polsce.

Co to konkretnie znaczy - uratować posiłek? W jaki sposób się je ratuje?

Ratowanie jedzenia w aplikacji polega na kupowaniu niesprzedanych produktów spożywczych (nadwyżek lub jedzenia o krótkim terminie) z restauracji, kawiarni, piekarni, supermarketów i innych miejsc gastronomicznych po obniżonych cenach. Mechanizm jest następujący: punkty gastronomiczne wystawiają nadwyżki jedzenia, które w innym wypadku mogłyby trafić do kosza. Taką ofertę widzą użytkownicy apki, którzy kupują i odbierają taką paczkę. Właśnie takich posiłków uratowaliśmy już 14 mln. Pokazaliśmy naszym użytkownikom i partnerom, że niesprzedane produkty nie muszą bezsensownie trafiać do kosza i że każdy z nas ma olbrzymi wpływ na zmniejszenie skali marnowanego jedzenia. Posiłek po posiłku. Patrząc globalnie, firma ratuje cztery posiłki na sekundę, w tym samym czasie 80 tysięcy się marnuje. Gdybym miała spojrzeć w przyszłość, to największym sukcesem byłoby zmniejszenie tej liczby, czyli zwiększenie odsetka żywności, którą udaje nam się uratować. To jeden z naszych głównych celów.

Jak buduje się poczucie wspólnoty wokół marki? To jest aplikacja, ale też pewien ruch społeczny – podobnie jak kiedyś społeczność tych, którzy chodzili na skipy – czyli ratowali żywność ze śmietników supermarketów.

Too Good To Go powstało w 2015 roku w Kopenhadze; założone zostało przez grupę osób, dla których najważniejsza była misja, a nie samo stworzenie firmy jako klasycznego biznesu. Budowanie społeczności to proces krok po kroku. Najpierw dołączają osoby, dla których liczy się misja ratowania jedzenia – to właśnie one stają się naturalnymi ambasadorami projektu. Są najbardziej zaangażowane, najwięcej ratują i często dzielą się swoimi doświadczeniami – zarówno dotyczącymi aplikacji, jak i współpracy z partnerami. Pomagają ulepszać cały proces. Z czasem dołączają kolejni użytkownicy, już z różnymi motywacjami. Liczy się ekologia, ale równie ważny jest czynnik finansowy. Przykładem jest rok 2022, kiedy w aplikacji zauważyliśmy gwałtowny wzrost wyszukiwań w języku ukraińskim. W tamtym czasie wielu imigrantów szukało sposobów na oszczędność i Too Good To Go stało się dla nich praktycznym rozwiązaniem. Poza tym, w mediach społecznościowych współpracujemy z influencerami, którzy inspirują do niemarnowania jedzenia. Wspieramy też banki żywności. Łączy nas jeden cel: ratowanie żywności przed zmarnowaniem.

W Warszawie działają też lodówki społeczne, do których każdy może przynieść nadmiar jedzenia.

Czytaj więcej

Monika Rut, współwłaścicielka marki beBIO: Znane nazwisko niczego nie gwarantuje

Tak, i bardzo zachęcamy do korzystania z nich! W okresach świątecznych czy podczas sezonu komunijno-weselnego te lodówki przeżywają prawdziwe oblężenie, bo wtedy ludzie produkują i kupują znacznie więcej jedzenia.

Co należałoby zmienić w polskim systemie gospodarczym, aby ograniczyć marnowanie żywności? Widzi pani konkretne potrzeby i rozwiązania?

Po pierwsze, Unia Europejska pracuje nad nowymi oznaczeniami terminów przydatności do spożycia – i to świetny kierunek. Planowane jest wprowadzenie systemu kolorystycznego: zielonego, żółtego i czerwonego, który określałby, które produkty można spożywać po upływie daty ważności, które wymagają ostrożności, a które są już niebezpieczne. Ta zmiana nie została jeszcze wdrożona, ale mam nadzieję, że obejmie wszystkie kraje UE, w tym Polskę. Po drugie, brakuje większego wsparcia podatkowego dla dużych przedsiębiorstw, które oddają niesprzedaną żywność. Można byłoby wprowadzić większe ulgi lub – z drugiej strony – obowiązek raportowania ilości marnowanego jedzenia. W Austrii w zeszłym roku wprowadzono obowiązek raportowania ilości wyrzucanej żywności dla wszystkich sieci spożywczych. Początkowo reakcje były negatywne, ale później te raporty pokazały rzeczywistą skalę problemu. Myślę, że liczby przemawiają do nas bardziej niż abstrakcyjne pojęcia – kiedy mówimy, że marnujemy dużo, to niewiele to zmienia. Ale jeśli powiemy, że przeciętny Polak wyrzuca 1,6 kg jedzenia w okresie świątecznym, to nagle skala problemu staje się bardziej namacalna. To są też ogromne koszty dla gospodarki i środowiska. Mam nadzieję, że w najbliższych latach zmienimy podejście do tego problemu – zarówno jako społeczeństwo, jak i na poziomie polityki.

Czy to, czym zajmuje się pani zawodowo, przenika do pani życia prywatnego? Ma pani swoje ulubione sposoby na niemarnowanie żywności?

Tak, oczywiście! Mam w domu dwoje nastolatków i męża, który zawsze miał rygorystyczne podejście do dat przydatności – jeśli produkt zbliżał się do końca terminu, od razu go wyrzucał. To, co udało mi się wprowadzić w naszym domu, to podejście zgodne z filozofią Too Good To Go – czyli „Często Dobre Dłużej”. Teraz najpierw używamy zmysłów: wąchamy, próbujemy i dopiero wtedy decydujemy, czy produkt po dacie oznaczony “najlepiej spożyć przed” nadaje się do spożycia. Na tym polega ta zmiana; przestaliśmy prowadzić niekończące się dyskusje o tym, że np. kupiłam jogurt, który za dwa dni straci ważność. Dziś podchodzimy do tego zupełnie inaczej i zdecydowanie wyrzucamy mniej jedzenia. Mam wrażenie, że zawsze żyliśmy w duchu ekologicznym, ale przez ostatni rok nauczyliśmy się jeszcze lepiej wykorzystywać produkty. Częściej pojawiają się jednogarnkowe dania – świetnie nadają się do przetwarzania różnych składników, np. warzyw czy owoców, które nie wyglądają już idealnie. Na stałe do naszego menu weszły też różnego rodzaju placki – bardzo proste do przygotowania i pozwalające wykorzystać produkty, które mogłyby się zmarnować. Ujednoliciliśmy też nasze menu – wiadomo, że dzieci mają swoje “lubię – nie lubię”, ale ten rok sprawił, że wszyscy jemy podobnie. To ułatwia planowanie posiłków, a dzięki temu też mniej produktów trafia do kosza. Pilnujemy, by podczas świąt i spotkań towarzyskich każdy miał przy sobie pojemniki na jedzenie – goście zabierają potrawy do domu, a my, jako gospodarze, nie zostajemy z nadmiarem jedzenia i nie musimy później wyrzucać tego, czego nie jesteśmy w stanie zjeść. To niby proste rozwiązanie, ale wdrożone na co dzień naprawdę robi różnicę.

Co pomaga pani oderwać się od obowiązków? Co daje pani największą radość w wolnym czasie?

Są trzy rzeczy, które dają mi prawdziwe poczucie szczęścia i satysfakcji – nic wyjątkowego, ale dla mnie są niezwykle ważne. Pierwsza to podróże. Mam wrażenie, że pracujemy głównie po to, by móc podróżować. Uwielbiam zarówno te bliskie, spontaniczne wypady, jak i dalekie, długo planowane wyprawy. Samo ich przygotowywanie to dla mnie codzienna przyjemność – czytanie książek, zbieranie informacji, poznawanie kultury danego miejsca. To zajmuje mnóstwo czasu, ale też daje mi reset i perspektywę – zwłaszcza w takie szare, zimowe dni, jak dziś. Druga rzecz to czas spędzany z rodziną i przyjaciółmi. Cenię różnorodność w relacjach – różne pokolenia, różne doświadczenia, różne punkty widzenia. To mnie wzbogaca. Trzecia pasja to czytanie. Szukam każdej wolnej chwili, żeby sięgnąć po książkę. Czytam dużo – zarówno literaturę biznesową, rozwojową, jak i książki dla czystej przyjemności.

Jest takie miejsce, o którym pani marzy, by je odwiedzić, albo do którego zawsze wraca?

Jednym z miejsc, o których marzyłam od dawna, był Spitsbergen – i w czerwcu w końcu tam jedziemy z mężem! W Europie uwielbiam Włochy – odwiedziłam większość regionów, ale wciąż wracam, szczególnie do Rzymu. Jedną z najlepszych podróży, jakie odbyliśmy do tej pory, była wyprawa do Nowej Zelandii. Spędziliśmy tam kilka tygodni z plecakami, tylko we dwoje, bez dzieci. Uwielbiamy też Mazury – to jedno z tych miejsc, do których zawsze wracamy.

Co chciałaby pani jeszcze osiągnąć – zawodowo, prywatnie? Jakie marzenia czekają na spełnienie?

Jeśli chodzi o życie zawodowe, to nie mam konkretnego planu na kolejny krok – od wielu lat już tak nie funkcjonuję. Zamiast tego staram się działać w wielu obszarach jednocześnie. Kiedyś przeczytałam książkę „Stuletnie życie”, która zmienia sposób myślenia o współczesnym życiu – odchodzimy od modelu „edukacja – praca – emerytura”, bo nasza kariera będzie coraz dłuższa, warto więc urozmaicać ją na różnych etapach. Dlatego sama inwestuję w startupy, działam w radach nadzorczych, jestem mentorką w różnych programach. Staram się w ten sposób oddać coś społeczeństwu – podzielić się doświadczeniem, które sama zdobyłam przez lata. Napędza mnie nauka. Nie chodzi o kolejne studia MBA – bo jedne już zrobiłam i nie potrzebuję drugich. Chodzi o rozwijanie nowych kompetencji. W zeszłym roku ukończyłam studia podyplomowe dotyczące rad nadzorczych. Ale widzę też wiele innych obszarów, które mogłabym eksplorować – nie tylko zawodowo. W życiu prywatnym na razie staram się przetrwać okres nastoletni moich dzieci – i  wyjść z tego bez szwanku. Mam jeszcze wiele podróży do zrealizowania, a także coraz większą świadomość, jak ważne jest dbanie o siebie w mądry sposób – tak, by jak najdłużej być w dobrej formie i móc w pełni korzystać z życia.

Jakie były pierwsze pani wrażenia, kiedy dołączyła pani do Too Good To Go?

Powodem mojego dołączenia do Too Good To Go była misja firmy i to, co konkretnie robi. I chociaż to może brzmieć jak banał – bo właściwie niewiele osób mówi o swoich miejscach pracy w ten sposób – to ja mam za sobą wiele różnych doświadczeń zawodowych i mogę powiedzieć, że ta organizacja wyróżnia się na tle innych silnym aspektem społecznym. Jej misja, czyli stworzenie świata bez marnowanego jedzenia, rezonuje z wieloma osobami. Przyciągamy niezwykle ciekawe osoby. Wiele z nich zmienia branże i ścieżki zawodowe, by do nas dołączyć, bo wartości firmy są dla nich ważne. Mnie zaskoczyło, jak bardzo ta misja jest rzeczywiście wszyta w DNA firmy i jak ogromne znaczenie ma dla wszystkich pracowników.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Czas na zmianę: Ważna decyzja biznesowa Meghan Markle
Biznes
Ile można zarobić będąc freelancerką? Branżowy raport podaje bardzo zachęcające kwoty
Biznes
Monika Rut, współwłaścicielka marki beBIO: Znane nazwisko niczego nie gwarantuje
Biznes
Kobiety są jedną z najpotężniejszych sił ekonomicznych. Wyniki raportu Bank of America
Biznes
Polka otrzymała w Davos prestiżową nagrodę. Kim jest Agnieszka Maciejowska?