Odciążanie z wyrzucania. „Misyjny” start-up Polek idzie jak burza

Czy w czasach dominacji fast fashion można zrobić biznes, działając na rzecz zrównoważonej produkcji odzieży i w duchu uwielbienia dla produktów vintage? Veronika Czarnocka, Marta Lipka-Krawczyk i Zofia Piwowarek udowadniają, że tak. Uruchomiony przez nie latem 2024 start-up INTU Circularity radzi sobie tak, że mogą być dumne. Opowiedziały nam o nim.

Publikacja: 16.04.2025 10:21

Założycielki marki INTU Circularity: miałyśmy szczęście, że się spotkałyśmy w konkretnym miejscu i c

Założycielki marki INTU Circularity: miałyśmy szczęście, że się spotkałyśmy w konkretnym miejscu i czasie.

Foto: Maciej Niemojewski

Jesteście bardzo młodą marką, a już współpracujecie z gigantami swojej branży. Skąd wziął się pomysł na to, żeby zająć się „czyszczeniem mody”? Znacie się całe życie i niespełna rok temu uruchomiłyście projekt, który od zawsze był w waszych głowach, czy to jakaś inna historia?

Veronika: Zupełnie inna. Wszystko zaczęło się ode mnie. Jestem z wykształcenia projektantką mody. Studiowałam na kierunku Fashion Design na UAL w Londynie. Zawsze chciałam działać w tej branży, ale na studiach szybko zorientowałam się, że uczą nas przede wszystkim czegoś, co nie jest w zgodzie ze mną: tworzenia odzieży fast fashion, takiej, która ma szybko powstawać, szybko się sprzedawać i szybko lądować w śmieciach. Ja chciałam robić coś bardziej wartościowego. Uruchomiłam jednoosobową działalność, markę – INTU. Zajmowałam się upcyklingiem odzieży w mikroskali. Ciągle chodziło mi jednak po głowie, żeby robić jeszcze coś więcej. Napisałam o tym na Instagramie – że mam pomysł na biznes i że szukam ludzi do zespołu. Odezwało się kilku ludzi – w tym Marta.

Marta: To prawda. Choć nie byłam związana zawodowo z modą, to był bliski mi temat. 15 lat pracowałam w korporacji, zarządzając zespołami sprzedażowymi oraz rozwojem produktów. Współtworzyłam i rozwijałam startup technologiczny. Byłam business developerem w polskim startupie zero waste. W tamtym czasie szukałam dla siebie czegoś nowego, bo chciałam pracować poza korporacją. Pod wpływem impulsu odezwałam się do Veroniki. Zależało mi na tym, żeby w tym, w co się zaangażuję, przyświecała misja. I tak się stało. W INTU Circularity – tak się nazywa nasza firma – chcemy nie tylko zarabiać, ale zmieniać myślenie ludzi, uwrażliwiać ich na ważne tematy związane z branżą odzieżową, wdrażać rozwiązania, które pomogą gigantom tego sektora realizować politykę zrównoważonej produkcji.

Zofia: Można powiedzieć, że miałyśmy szczęście, że się spotkałyśmy w tym konkretnym, miejscu i czasie. Zupełnie się nie znałyśmy, a okazało się, że tak wiele nas łączy – i to w momencie, gdy regulacje Unii Europejskiej zaczynają nakładać na producentów odzieży ściśle określone wymagania dotyczące gospodarki w obiegu zamkniętym, selektywnej zbiórki produktów, a także działania na rzecz zrównoważonej produkcji tekstyliów. Ja już dłuższy czas jestem aktywna w tym obszarze – m.in. jako Dyrektorka ds. polityki klimatycznej i zrównoważonej mody z ramienia United Nations Global Compact – inicjatywy Sekretarza Generalnego ONZ, która zajmuje się wspieraniem zrównoważonego biznesu. Współtworzyłam Okrągły Stół dla Zrównoważonej Mody. Wykładam na Uniwersytecie Łazarskiego na kierunku Biznes i Prawo Mody i w ramach Instytut Zrównoważonego Rozwoju i Środowiska pracuję z przedstawicielami branży mody nad rozwiązaniami w zakresie Cyfrowego Paszportu Produktu. Krótko mówiąc: wszystkie trzy chcemy wydłużać życie ubrań, wspierać przejście produkcji odzieży z modelu linearnego do obiegu zamkniętego, pomagać firmom radzić sobie w rzeczywistości warunkowanej nowymi przepisami unijnymi.

Czy to znaczy, że sobie z tym nie radzą?

Marta: Nie wszystko idzie tak, jak powinno. Z jednej strony zalegające w magazynach nadwyżki towaru, z drugiej – wysypiska pełne odzieży już używanej. Do tego dochodzi bardzo negatywny skutek rosnącej od czasu pandemii sprzedaży online – produkty zwracane, które nie nadają się do powtórnego wprowadzenia na rynek lub braki firm w zakresie pozwalających na to rozwiązań. Z danych wynika, że w ciągu ostatnich pięciu lat sprzedaż odzieży na odległość bardzo wzrosła i obecnie stanowi 20 proc. wszystkich transakcji na rynku. Pomijając fakt, że ma to nie najlepszy wpływ na klimat, okazuje się, że od 30 do 50 proc. ubrań kupionych w sieci jest zwracanych, a ogromna część z tego jest zniszczona tak, że nie nadaje się do ponownej sprzedaży. Markom brakuje też różnorodnych zasobów umożliwiających działania na tym polu. Chcemy ich dostarczać – dzięki temu firmy będą działać bardziej ekologicznie, a jednocześnie zwiększą dochody. Można powiedzieć, że to, co oferujemy markom, to „odciążanie z wyrzucania”.

Czytaj więcej

Start-upy nie mają płci, ale bardzo potrzeba im kobiet

Jak do tego, o czym mówicie, ma się wspomniany przez Zosię Cyfrowy Paszport Produktu?

Zofia: To kolejna regulacja Komisji Europejskiej dotycząca branży mody. Zgodnie z komunikatami KE, Cyfrowy Paszport Produktu dla sektora mody ma wejść w 2027 roku. Idea jest taka, żeby ubrania miały takie oznakowania, na wzór kodów QR oraz dedykowanemu linkowi na platformę konsumenci będą mogli sprawdzić gdzie ubranie zostało uszyte, z jakich materiałów, źródło pochodzenia tkanin. Chodzi o to, aby klient wiedział jak najwięcej o przedmiocie, który kupuje – z czego dokładnie się składa i jakiej jakości są to komponenty, aby zapewnić klientom wgląd do informacji o podróży odzieży od tkaniny, przez fabrykę po sklep. Dziś praktycznie nie istnieje możliwość sprawdzenia tych wszystkich szczegółów, a konsument powinien mieć taką świadomość. Myślę, że kiedy już Paszport zacznie funkcjonować i będzie można się z nim zapoznawać, może to korzystnie wpłynąć na decyzje zakupowe wielu osób i wesprzeć ich świadome decyzje zakupowe.

Mówicie, że reużywalność ubrań jest dla was bardzo ważna. Ile z elementów garderoby, które teraz na sobie macie, pochodzi z drugiego obiegu?

Veronika, Marta, Zofia: Hahaha, praktycznie wszystkie! My jesteśmy żywą reklamą swojej marki i najpopularniejszej aplikacji obsługującej prywatną sprzedaż odzieży używanej.

To pytanie musi paść: ile trzeba było zainwestować w ten biznes?

Veronika: Pierwszą i chyba największą inwestycję wykonałam ja. Po tym, jak przez pewien czas prowadziłam jednoosobowo markę INTU, sprzedałam swój kamper. Dostałam za niego 30 tysięcy złotych – włożyłam je w biznes, o którym teraz rozmawiamy. Pewne środki pozyskałyśmy też z akceleratorów biznesu. Brałyśmy udział w dwóch tego rodzaju konkursach. Za zajęcie II miejsca w Impactful Leaders dostałyśmy 10 tysięcy złotych. Podobna kwota zasiliła nasz budżet z racji tego, że zajęłyśmy I miejsce w Start in Park – Płocki Park Przemysłowo-Technologiczny.

Działacie we trzy czy zatrudniacie ludzi?

Marta: Tworzymy sieć rękodzielników – na razie liczy ona 10 osób – które wykonują zlecenia zgodne z aktualnymi potrzebami. Nasi ludzie to absolutni mistrzowie swoich fachów. A my jesteśmy absolutnymi fankami kunsztu ludzkiego! Artystyczne cerowanie, haftowanie, robienie na drutach i krawiectwo – w tym specjalizują się ludzie, z którymi współpracujemy. Jednym z naszych celów jest rozwijanie tej sieci i aktywizacja zawodowa osób, które mają któryś z tych fachów w ręku, a z jakichś powodów są wykluczone społecznie. Uczymy na przykład nowych technik haftowania, używania maszyny w taki sposób, który sprawi, że szycie będzie bardziej nowoczesne. Plan jest taki, aby ludzie, o których teraz mówię, w dłuższej perspektywie zakładali swoje punkty usługowe.

Na czym w tej chwili najwięcej zarabiacie?

Marta: Między innymi na współpracy z marką Answear. Zajmujemy się ich uszkodzonymi towarami ze zwrotów. Usuwamy różne zniszczenia, wady, cerujemy.

Veronika: Naprawiamy też ubrania indywidualnego klienta.

Zofia: Ja ten nasz biznes przedstawiłabym jako twór stojący na trzech nogach. Pierwsza z nich to współpraca z dużymi firmami, które wdrażają w swoich strukturach zasady zrównoważonego rozwoju. Wkrótce podpisujemy kolejne umowy. To, co czeka nas w najbliższej przyszłości, to współdziałanie z Westfield Arkadia i Mokotów przy organizacji Good Festival 2025 – wydarzenia, które przybliża tematykę zrównoważonej mody. Osoby, które w dwa weekendy maja odwiedzą galerie handlowe, będą mogły wziąć udział w naszych warsztatach upcyklingu odzieży. Naprawimy też ubrania, które przyniosą i będziemy wykonywały usługi customizacji odzieży, czyli jej zdobienia w sposób zgodny z oczekiwaniami, pozwalający na indywidualne wyrażenie swojego gustu i upodobań. Nasz druga noga to szkolenia wewnątrz firm z branży. Na nich uczymy pracowników działań w zakresie produkcji i przedłużania życia ubrań oraz ich selekcji zgodnych z nowymi regulacjami prawnymi. I wreszcie noga numer trzy: naprawy dla przysłowiowego Kowalskiego.

W którym z tych obszarów upatrujecie najbardziej dynamicznego rozwoju?

Veronika: Każdy z nich na pewno będzie się rozwijał, a wszystkie są ze sobą powiązane. W tej chwili nawiązujemy współpracę z polskimi butikami oraz vintage shopami, które oferują swoim klientom usługi reperacji odzieży. Często jest to odzież luksusowa, co sprawia, że jeśli stanie się z nią coś nieprzewidzianego, właścicielowi zależy na naprawie i po prostu jest to dla niego opłacalne. Takie rzeczy trafiają w nasze ręce, a później do wspomnianych rękodzielników, którzy nadają im drugie życie. Kiedy już to się stanie, wracają do sklepu, a stamtąd znowu do właściciela. W tej chwili intensywnie pracujemy nad usprawnieniem i digitalizacją wszystkich elementów tych procesów – tak, żeby później oferować sprawdzone i skuteczne rozwiązania również dużym firmom.

Co konkretnie umiecie naprawić?

Veronika: Dzięki naszym mistrzom drugie życie zyskają swetry zjedzone przez mole – i nie tylko, jeansy, które rozdarły się na pupie – to najczęstsze uszkodzenie, sukienki, które zostały nadpalone papierosem lub stało się z nimi coś jeszcze innego. Podkreślam jednak: nasze usługi to nie to, co standardowe usługi krawieckie. Specjalizujemy się w ożywianiu ubrań, które wymagają szczególnego traktowania, takich, których nie chce się oddać do reperacji do przypadkowego miejsca.

Zofia: Ubrania, którymi się zajmujemy, zyskują nowy charakter. Naprawy są mniej widoczne niż takie wykonywane standardowo – mam na myśli np. spodnie. Ludzie dają nam pod opiekę to, co dla nich cenne – nie tylko w kontekście finansowym, ale także emocjonalnym. Zajmowałyśmy się nawet T-shirtami z sieciówki.

Czytaj więcej

Jak kobiety w biznesie nakręcają zieloną zmianę? "Reprezentują kulturę biofilną"

Jaką część waszych usług stanowią te świadczone klientowi indywidualnemu?

Marta: Myślę, że w tej chwili około 10 proc.

Ile kosztuje taka artystyczna reperacja rozdartych jeansów?

Veronika: Standardowo około 55 zł. To kwota porównywalna z ceną standardowej usługi w studiu krawieckim w dużym mieście. Jeśli to coś extra, może sięgnąć 160 zł. Jeśli spodnie kosztowały, dajmy na to, 500, lub więcej złotych, opłaca się, bo to sytuacja z gatunku „będę mieć spodnie za taką kwotę albo nie będę mieć wcale i trzeba będzie kupić nowe”.

Da się z tego żyć?

Marta: Raz jest lepiej, raz gorzej – wiadomo. Tak się działa w biznesie; szczególnie, że jesteśmy bardzo młodą firma. Zdarza się już jednak, że w miesiącu zostaje coś na inwestycje – to napawa optymizmem. No i to, że nie dokładamy do działalności, a perspektywy rozwoju naprawdę są. Dajemy sobie czas.

Jaki macie cel biznesowy?

Zofia: Zrobić z nas trzech i 10 rękodzielników firmę zaliczaną do kategorii „50 pracowników plus”. I żeby, to co w tej chwili jest niewątpliwym sukcesem – 4000 naprawionych rzeczy i 2000 upcykligowanych we współpracy z Answear – to były nasze statystyki miesięczne; oczywiście przy realizacji planowanych założeń dotyczących zatrudnienia.

W jakim czasie chcecie to osiągnąć?

Marta: Maksymalnie 2 lata. Sytuacja – to, że producenci muszą zwiększać swoją świadomość w zakresie zrównoważonej produkcji odzieży i tekstyliów ogólnie, i realizować jej założenia – sprzyja nam, więc trzeba to wykorzystać.

Veronika: Na naszą korzyść działa też na pewno trend na wyrażanie siebie poprzez ubrania i indywidualny styl, na bycie oryginalnym. Mieć coś naprawionego i oryginalnego – to jest to.

Marta: Dzieje się dużo rzeczy, które każą nam optymistycznie patrzeć w przyszłość. Aktualnie jesteśmy w trakcie rozmów z jedną z największych polskich marek odzieżowych, która zaprasza nas do współpracy przy stworzeniu dużej upcyklingowej kolekcji. Wszystk, co miałoby się w niej znaleźć, pochodziłoby z nadwyżek produkcyjnych, zwrotów i reklamacji.

Ile chcecie na tym wszystkim zarobić w przyszłości?

Marta: Pieniądze nie są celem samym w sobie. Na tym etapie cele biznesowe dynamicznie się zmieniają. Na pierwszym planie są operacjonalizacja marzeń i wspomniana już misja. Zależy nam na określonych współpracach, zasięgu działań, rozwijaniu sieci zaktywizowanych i zaangażowanych rękodzielników.

Veronika: Plan biznesowy mamy rozpisany do 2030 roku, a obszar działania definiujemy na cały rynek polski i Europę Środkowo-Wschodnią. Jest co robić.

Na jakiej zmianie ideologicznej w branży mody najbardziej wam zależy?

Zofia: Żeby Polacy – a najlepiej ludzie na całym świecie – zwracali uwagę na to, jakie ubrania kupują. Żeby myśleli, że elementy garderoby są na długo, a nie na chwilę. Żeby dbali o ubrania – właściwie je prali i układali w szafach, ani wpychali je do nich – bo to przedłuża ich życie. I żeby jak najdłużej trwał trend na unikatowość i wyrażanie siebie poprzez garderobę.

Veronika: A mnie się marzy zmiana podejścia do ceny. Byłoby wspaniale, gdyby przyszedł koniec kupowania wielu tanich niskiej jakości rzeczy – tylko po to, żeby mieć ich dużo. Jeśli ktoś definiuje się przez modę, to nie podąża ślepo za trendami. Niech trendy będą, ale niech trwają dłużej. Kapsułowe szafy, naturalne tkaniny – na to warto stawiać. I każdemu polecam, żeby spróbował uszyć jakiekolwiek ubranie – wtedy można się przekonać, że żadne nie powinno kosztować 40 zł.

Kto jest waszą największą konkurencją?

Zofia: Na świecie jest tyle ubrań, że bez względu na to, ile firm będzie działało w tej branży, nie da się tego przerobić – dosłownie i w przenośni. Ktokolwiek i cokolwiek robi w tym obszarze, nie postrzegamy go jako konkurencji. Szukamy punktów styku i cieszymy się, że upcykling jest normalizowany.

Jesteście bardzo młodą marką, a już współpracujecie z gigantami swojej branży. Skąd wziął się pomysł na to, żeby zająć się „czyszczeniem mody”? Znacie się całe życie i niespełna rok temu uruchomiłyście projekt, który od zawsze był w waszych głowach, czy to jakaś inna historia?

Veronika: Zupełnie inna. Wszystko zaczęło się ode mnie. Jestem z wykształcenia projektantką mody. Studiowałam na kierunku Fashion Design na UAL w Londynie. Zawsze chciałam działać w tej branży, ale na studiach szybko zorientowałam się, że uczą nas przede wszystkim czegoś, co nie jest w zgodzie ze mną: tworzenia odzieży fast fashion, takiej, która ma szybko powstawać, szybko się sprzedawać i szybko lądować w śmieciach. Ja chciałam robić coś bardziej wartościowego. Uruchomiłam jednoosobową działalność, markę – INTU. Zajmowałam się upcyklingiem odzieży w mikroskali. Ciągle chodziło mi jednak po głowie, żeby robić jeszcze coś więcej. Napisałam o tym na Instagramie – że mam pomysł na biznes i że szukam ludzi do zespołu. Odezwało się kilku ludzi – w tym Marta.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
PODCAST "POWIEDZ TO KOBIECIE"
Feminizm się opłaca biznesowi – liczby, które mówią prawdę
Biznes
Twórczyni festiwalu SeeBloggers o sukcesie własnej marki odzieżowej
Biznes
Prezes Green Caffè Nero o kobietach w biznesie i o tym, dlaczego kubek kawy w Polsce kosztuje 25 zł
Biznes
Luka płacowa wciąż się pogłębia: pracowanie ciężej nie pomoże
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Biznes
Firma założona przez dwie studentki w akademiku: Sukces w zawrotnym tempie