Nie, 24 godziny na dobę. (śmiech) Wynika to po prostu z moich chęci, to właśnie ta inspiracja, o której mówię.
A jak poradziłaś sobie z nauką języka?
Wspaniale! Uwielbiam ten czas, kiedy uczyłam się greckiego, było to dla mnie wielkie odkrycie. Kiedy się tutaj sprowadziłam, bardzo szybko poszłam na kursy, które pomogły mi wejść w temat operowania językiem. Było we mnie tyle chęci, żeby się go nauczyć, że przychodziło mi to z największą miłością i inspiracją. Było mi o tyle łatwiej, że mam męża Greka, który mi bardzo pomógł używać słów, które nie są spotykane na co dzień, dzięki czemu mówię trochę bardziej wyrafinowaną greką. Ukończyłam uniwersytet Kapodistriasa w Atenach uzyskując dyplom potwierdzający znajomość języka. Wielu Greków teraz pyta mnie: "Ale ty nie jesteś Greczynką, prawda?", muszą się upewnić. Sposób, w jaki mówię, słowa, których używam, struktura gramatyczna są efektem mojej pracy nad językiem, która jest dla mnie fascynująca. Nauka języka greckiego, który jest bardzo logiczny, wchodzący w istotę rzeczy, pozwoliła mi się również odnieść do pewnych słów z języka polskiego, które mają głębsze znaczenie, nad którym na co dzień się nie zastanawiałam, co jest szalenie wzbogacające. W tej chwili przeskakiwanie między tymi dwoma językami jest już dla mnie automatyczne, często myślę po grecku, potem po polsku, a potem znów po grecku.
Opowiedz o waszym ślubie.
Wymarzyliśmy sobie, że wesele odbędzie się nad morzem. Wybraliśmy romantyczną miejscowość Lawrio, jest w niej port i żaglówki. Wzięliśmy ślub cywilny w ratuszu, a wesele odbyło się w tawernie nad morzem. Było bardzo dużo gości i z Grecji, i moi przyjaciele i rodzina z Polski. Było dużo zamieszania, bo byli też przyjaciele mojego męża z Rzymu i wspomniana ciotka z Ameryki. Zebranie ich wszystkich było dość karkołomne, ale się udało.
Czy na greckim weselu tańczy się "Greka Zorbę"?
Nie w naszym przypadku. (śmiech) Natomiast moja rodzina zadbała o polskie akcenty w postaci wódki dla wszystkich oraz hołubców i wygibasów w tańcu również.
Zgaduję, że zamiast "Greka Zorby" były "Sokoły".
Ależ oczywiście!
Jak wychowuje się dziecko w Grecji?
Panuje tu pewna nadopiekuńczość, co postrzegam jako mankament. Staram się od tego odchodzić, stawiać granice bez jojczenia i kwoczenia nad dzieckiem. Jakiś czas temu była reklama soku, która idealnie obrazuje, czym jest macierzyństwo w pojmowaniu greckim. Młody chłopak budzi się rano, obok śpi dziewczyna. On idzie do łazienki, później do kuchni. Otwiera lodówkę, a w niej siedzi mama, która podaje mu świeżo wyciskany soczek z pomarańczy i mówi: "No, napij się kochanie". Wychowujemy naszą córkę Polinoi tak, żeby była samodzielna, miała poczucie własnej wartości, ale też z poszanowaniem otoczenia. To jest nasza idea. Oczywiście jak wszyscy rodzice popełniamy różne błędy, staramy się je korygować i uczyć się na nich. Dla mnie istotne jest, żeby Polinoi mówiła po polsku. I tak się dzieje, przeskakuje z jednego języka na drugi. Kiedy zaczynała mówić, intuicyjnie wiedziała z kim rozmawiać w jakim języku. Do mojej mamy i siostry zawsze zwracała się po polsku, a do rodziny greckiej zawsze po grecku. Ze mną ma większy problem, bo wie, że mówię w obu, więc raz mówi tak, a raz tak.
Chciałabyś z Polski coś przenieść do siebie?
Oj, tak! Moich przyjaciół, do których zaliczam w dużej części osoby z kręgu zawodowego. Między innymi moją pierwszą szefową, guru PR-u Agatę Foerster, która przekazała mi olbrzymią wiedzę na temat naszego zawodu jako takiego. Stanowi dla mnie ogromne wsparcie pod każdym względem, zarówno zawodowym, jak i bardzo ludzkim. Joannę Lorynowicz, dziennikarkę, która pracowała w Marie Claire, Claire, Twoim Stylu, Vogue, ELLE – wspaniałego człowieka z ogromną wiedzą i cudownym sercem. Natalię Warankę, z którą, jak się okazało po długich latach, mamy wiele wspólnego, jak choćby to, że obie pracowałyśmy z Agatą, mamy tak samo na imię, ale też obchodzimy urodziny tego samego dnia. No i osoby, bez których nie byłabym tu gdzie jestem – moją mamę i siostrę, Zuzanna, z która jestem bardzo blisko. Są to ludzie , których uwielbiam, brakuje mi słów, żeby o nich opowiadać. Mam wiele osób, z których każda wnosi coś do mojego życia, z którymi każde spotkanie jest wyjątkowe i inspirujące.
Nie wiem, jak to się stało, że tyle już rozmawiamy, a ja cię jeszcze nie zapytałam, co w Grecji jest najpyszniejsze.
Kuchnia grecka jest bardzo różnorodna. Kiedy tu przyjechałam, nie jadłam mięsa. Część rodziny mojego męża jest związana z przemysłem mięsnym, ciotka na święta potrafi nam przesłać mięso taksówką. Kiedyś spotkała się z moim mężem na kawie w Atenach, ja wtedy byłam w Polsce. Zapowiedziała mu, że prześle nam mięso na Wielkanoc. Illias poprosił, żeby nie wysyłała za dużo, bo ja jestem wegetarianką. "Jak to wegetarianką? Co to znaczy, że jest wegetarianką?" – zapytała ciotka. "Nie je mięsa". "No to niech zje kurczaka!". W ich mniemaniu kurczak nie jest mięsem i tak to tutaj funkcjonuje. Ponadto w kuchni greckiej od zawsze istniały warzywa strączkowe: soczewica, ciecierzyca, zielona fasolka, groszek – wszystko to jedzą w ciągu tygodnia. Ryby i owoce morza też są podstawą wielu dań. Nie wyobrażam sobie też greckiej kuchni bez sera: tu feta, tam graviera, manouri – jest ich ogromny wybór. I słodyczy inspirowanych orientem, tych wszystkich "ulepków" jak baklavy, kataifi, galaktoboureko – ciasto filo nadziewane kremem z mleka i kaszy manny, z dodatkiem miodu, podawane na ciepło, po prostu przepyszne. Do tego kawa grecka ellinikos, chyba tak naprawdę po turecku. Tutaj te wszystkie wpływy się mieszają.
Gotujesz po polsku, grecku, czy mieszasz?
Mieszam. Jedynie Wigilia jest dla mnie całkowicie po polsku, na wypasie. Robię wszystko, co trzeba. Oprócz pierogów, które kupuję. Ale gotuję zupę grzybową z grzybów zbieranych przez mamę. Piekę ciasta z polskich przepisów, które świetnie mi się sprawdzają. Makowiec, sernik i piernik to standard na święta. Śledzie też robię, rybę po grecku też, choć to akurat dość śmieszne.
Grecy znają taki przepis w ogóle?
To ulubiona polska potrawa wigilijna Greków! Do innych podchodzą raczej z dystansem, natomiast ryba po grecku święci nieustanne triumfy. Oczywiście nie znają takiego dania. Znalazłam kiedyś w greckiej książce kucharskiej podobną rybę pod pomidorami, zapiekaną z grillowaną papryką, ale moja grecka rodzina jej nie znała. To ja ich nauczyłam ją jeść.
Przejęłaś jakieś greckie zwyczaje?
Nawet jeśli, to nie potrafię ich już wyróżnić z mojego codziennego życia. Na pewno picie kawy po grecku, wraz z całym rytuałem – określaniem, jak bardzo ma być słodka. Myślę, że moja mama i siostra potwierdzą, że nabrałam większej ekspresyjności w wypowiedzi i gestykulacji. A – i jem chleb do każdego posiłku, nawet do obiadu. I czasem mam elastyczne podejście do czasu. (śmiech)