Polka na obczyźnie: Natalia Klaro - specjalistka od polsko-greckiego PR-u

Prowadzi swoją agencję PR-ową, bazując na wieloletnim doświadczeniu w komunikacji i promocji marek kosmetycznych. Robi to w większości zdalnie - z Grecji. Tam mieszka z mężem i córką. Natalia Klaro lubi pracować w beach barze nad morzem i uczy się od Greków bardziej elastycznego podejścia do czasu. Zachwala im Polskę z takim samym zapałem, jak Polakom jej nowy kraj.

Publikacja: 14.10.2023 08:00

Natalia Klaro: "Bardzo ważna jest dla mnie elastyczność, filtrowanie pewnych możliwości i zasad".

Natalia Klaro: "Bardzo ważna jest dla mnie elastyczność, filtrowanie pewnych możliwości i zasad".

Foto: Archiwum prywatne

Kalimera, Natalio!

Natalia Klaro: Kalimera, Agnieszko!

Wiem, że wyjechałaś kiedyś na wakacje i zakochałaś się, ale nie tylko w tym pięknym kraju...

Tak jest, chociaż wszyscy myślą, że ja tu przyjechałam za miłością. Ale prostuję: najpierw zakochałam się w Grecji, do której przyjechałam, zanim poznałam swojego męża, a potem go spotkałam, na zupełnie innym wyjeździe. Za pierwszym razem poleciałam na Kretę do przyjaciółki, która wtedy mieszkała ze swoim narzeczonym Grekiem i weszłam w tamtejsze środowisko. Jak tylko postawiłam stopę na ziemi greckiej, kreteńskiej w zasadzie, wiedziałam, że jestem w domu. Że to jest moje miejsce. Kilka lat później poleciałam na Rodos. Z inną koleżanką i w innych okolicznościach. Podczas tego wyjazdu poznałam Illiasa, swojego przyszłego męża. Ale zdecydowanie najpierw zakochałam się w kraju. Pamiętam dokładnie sensoryczny aspekt pierwszego kontaktu z Grecją: ciepło, ciepły wiatr, bardzo określone zapachy ziół – tymianku, dzikiego lauru, który jest tutaj nazywany gorzkim. Podejście Greków do ludzi, ich otwartości i bezpośredniości, która do tej pory mnie zadziwia. Fascynuje mnie u nich to, że zdejmą z siebie ostatnią koszulę, żeby ci pomóc. A nawet jak nie potrzebujesz, to i tak ci pomogą. 16 lat później mieszkam 40 kilometrów od Aten, niedaleko Maratonu, prawie z okna mogę pozdrawiać maratończyków. Pracuję zdalnie, głównie dla polskiego rynku. Ostatnio szłam nad morze popracować z komputerem, który włożyłam do torby plażowej. Godzina 9:00 rano. Idę poboczem drogi, a nagle zatrzymuje się przy mnie zakurzony samochód z otwartym oknem, w nim taka "rocket babcia" z dużym dekoltem i wielkim krzyżem za szyi i pyta: "Idziesz nad morze? Podwieźć cię?". To ich ludzkie podejście, człowieczeństwo ciągle mnie urzeka. Oczywiście jest tutaj dużo rzeczy, które mnie denerwują, jak i w Polsce, ale po prostu pewne aspekty traktowania ludzi jako ludzi są dla mnie po prostu wybitne.

Zostawiasz laptop na stoliku, kiedy w przerwie pracy wchodzisz do morza?

Tak. Beach bar, do którego wtedy szłam, jest jednym z wielu miejsc, w których pracuję. Nie mam oporów, żeby zostawiać tam swoje rzeczy, bo wiem, że zawsze ktoś będzie na nie zwracał uwagę. Nawet nie muszę nic mówić. W ogóle nie mam poczucia, że ktoś mi może coś tutaj ukraść. Ukradli mi telefon, ale to było w Atenach. Musiałam się podłączyć do Internetu, a wtedy podeszli do mnie, jakby to określić...

Wyspecjalizowani wyłudzacze telefonów? Znam ich z Paryża.

Dokładnie tak. Nie byli to Grecy sensu stricto. To był jeden jedyny raz, kiedy zostałam oszukana i to w nieprzyjemnej sytuacji.

Wspomniałaś, że coś cię w Grekach wkurza.

Pewne rzeczy tutaj nie dzieją się tak, jak trzeba. Razi brak infrastruktury – chodnik raz jest, a zaraz go nie ma. Każdy robi, co chce. Często jest zaśmiecone, ale to chyba domena krajów śródziemnomorskich, Włoszech na przykład. Zresztą Grecja i Włochy są ze sobą bardzo związane. Grecy mają także nonszalanckie podejście do czasu. Mój mąż nigdy nie wie, jaki jest dzień, która jest godzina. Jakby żył na innej planecie.

Dużo się spóźnia?

Albo dużo, albo wcale. Ta czasowa nonszalancja pokazuje się choćby w ich języku. Echthés znaczy wczoraj, a prochthés – przedwczoraj. Ale obu tych słów możesz użyć również do określenia tego, co było tydzień temu czy kiedyś tam. Ich podejście do czasu w naszym rozumieniu może być denerwujące. Co poza tym? Pewne aspekty, które w zależności od sytuacji mogą być super, albo bardzo irytujące. Kiedy coś się dzieje, zbiera się cała rodzina. Zaczyna się ciąg telefonów: ciotka do wujka, wujek do siostry, siostra do kolejnej osoby. Jak w "Rzepce" Tuwima. Ale w tym jest też siła, rodzina bardzo pomaga. Zostałam przez nich przyjęta bardzo ciepło, czule i z największą miłością. Przenigdy nie miałam problemów rodzinnych.

Czytaj więcej

"Ludzie są oburzeni nieporadnością wywiadu". Polka mieszkająca w Izraelu o sytuacji w strefie wojny

Dużą masz tę nową rodzinę?

Tak, natomiast jest ona bardzo rozproszona. Część mieszka w Atenach, część w północno-zachodniej Grecji, a część na wyspie Limnos, a ciotka Iliasa, z którą jest bardzo związany – w Ameryce, w Kalifornii. Obie siostry mojego męża – Niki i Dora, w których mamy duże wsparcie, mieszkają w Atenach, więc mamy dosyć częsty kontakt.

Jak szybko po poznaniu swojego męża przeprowadziłaś się do niego?

Wcale nie tak szybko. Poznaliśmy się w 2004 roku, a ja w styczniu 2008 złożyłam wypowiedzenie w ówczesnej pracy, polskim oddziale L'Oréal, i przeprowadziłam się do Grecji. Więc trochę nam to zajęło. A że nie były to czasy takiej łatwości komunikacji jak w tej chwili, ani też tanich linii lotniczych, było to zarówno wymagające, ale też bardzo budujące.

Jak twoja rodzina zareagowała na informację o przeprowadzce?

Pozytywnie. W sensie wspierająco, bez fanfar, ale i z ogromnym zrozumieniem, że to jest moja droga. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że nigdy nie stawiali mi przeszkód, żebym mogła realizować się sposób, jaki czuję, słuchając, co mi mówią serce i intuicja.

I od 10 lat pracujesz zdalnie, znów jako PR-owiec firm kosmetycznych.

Po przyjeździe do Grecji zrobiłam sobie chwilę przerwy. Podejmowałam się tutaj różnych prac, między innymi w agencji eventowej, ale nie byłam w stanie się odnaleźć w specyfice tamtego przedsiębiorstwa. Po kilku latach przyszła do mnie propozycja z Polski, od mojej byłej szefowej, która jak na tamte czasy (mówimy o roku 2013) miała na tyle otwartą głowę, że zdecydowała się na współpracę zdalną. Oczywiście musiałam regularnie przylatywać do Polski. W ten sposób pracowałyśmy przez dokładnie 10 lat. Zanim powstał koncept powszechnie dostępnej pracy zdalnej, w wyniku pandemii, przepracowałyśmy z Emilią ten temat mocno razem. To się sprawdziło w naszym przypadku. Szybko przyniosło korzyści obu stronom. Wymagało otwartości, zaufania, a z mojej strony pilnowania tego, żeby miała poczucie, że jestem, pracuję, nie oszukuję czy kłamię. Nie zostawiłam przestrzeni na to, żeby zbudować jakąkolwiek wątpliwość.

Podejmowałaś też próby stworzenia własnych biznesów, między innymi zakładając wraz z mężem i siostrą markę Ippomare, pod której szyldem oferowaliście sandały wytwarzane przez greckich rzemieślników.

Podjęliśmy taką próbę, ale zawiesiłam tę działalność. Mieliśmy w ofercie sandały greckie, ręcznie robione, skórzane, klasyczne, które mają bardzo wierne grono fanów. Natomiast w pewnym momencie musiałam zacząć wybierać, czym się mogę zajmować. A kiedy zaszłam w ciążę i urodziłam dziecko, nie miałam już przestrzeni, by angażować się w wiele projektów.

Teraz też zaczynasz nowy projekt, ale już trochę z innym nastawieniem.

Działam już jako agencja, Orama PR&Communication. Orama to z greckiego "wizja", a dla mnie ta wizja jest inspiracją. Chciałabym inspirować ludzi. Język grecki nauczył mnie pewnej wrażliwości na słowa, ich znaczenie, etymologię, to co się za nimi kryje. Uważam, że ludzi można albo przekonywać, albo inspirować. A ja chciałabym właśnie inspirować. Możemy to uzyskać, będąc partnerami, prowadząc dialog, mając fajną wymianę energii. Zaczynam współpracę z nowym partnerem, Torf Corporation, właścicielem marki kosmetycznej Tołpa. Bardzo kibicuję polskim firmom, lubię patrzeć, jak się rozwijają, plasują nie tylko na rodzimym rynku, ale i światowym. Jestem pełna zaangażowania i przeszczęśliwa!

Ale podkreślasz, że będziesz bardziej zwracać uwagę na to, ile poświęcasz czasu na pracę.

Bardzo ważna jest dla mnie elastyczność, filtrowanie pewnych możliwości czy zasad. Jestem i będę dla swoich klientów dostępna, ale w określonych godzinach. Nie chcę być już "przyssana" do komputera przez cały czas. Ta elastyczność powoli już wchodzi w życie, zaczyna być akceptowana i uświadamiana przez coraz większą liczbę osób. Ona też świadczy o jakości pracy. Dobrze by było dla pracodawców, by mieli chęć i otwartość zaufania ludziom, że dobrze wykonają swoją pracę niezależnie od czasu i miejsca, w którym ją wykonują. Trzeba ich też zainspirować, dać możliwości działania tak jak chcą, a oni przyniosą dobry efekt.

Nie wszystkie polskie organizacje są na to gotowe.

I nie tylko polskie. Ciągle wiele z nich chce, żeby pracownicy "odbijali kartę". Wydaje mi się jednak, że zwłaszcza mniejsze firmy mogłyby sobie pozwolić na taki eksperyment. Są przecież narzędzia, dzięki którym pracowników można szybko i łatwo sprawdzić – albo ich praca przyniesie efekt, albo nie.

Jak Polacy są postrzegani w Grecji?

Bardzo dobrze, Polacy mają tutaj świetny wizerunek, zwłaszcza ci, którzy tu mieszkają. O dziwo mieszkając w Atenach nie miałam zbytniego kontaktu z polonią grecką, a przeprowadzając się do Nea Makri, gdzie teraz mieszkam, mam do czynienia z całkiem sporą grupą Polaków. Między innymi z moimi koleżankami, które podjęły się sprowadzenia tutaj marki Yokaba, kosmetyków wegańskich do profesjonalnego manicure i pedicure, ale także pielęgnacji domowej. Wszyscy są cenieni za pracowitość, uprzejmość. Wiele osób, które miało do czynienia z naszymi rodakami pod względem zawodowym, kontynuuje te relacje czysto towarzysko. Coraz więcej Greków lata do Polski poznając nasz kraj pod względem turystycznym i są absolutnie zachwyceni. Mają bardzo pozytywne skojarzenia z Polską, z czego jestem niezmiernie dumna. Wychodzi na to, że w Polsce zajmuję się PR-em Grecji, a w Grecji PR-em Polski. (śmiech)

I to zupełnie po godzinach.

Nie, 24 godziny na dobę. (śmiech) Wynika to po prostu z moich chęci, to właśnie ta inspiracja, o której mówię.

A jak poradziłaś sobie z nauką języka?

Wspaniale! Uwielbiam ten czas, kiedy uczyłam się greckiego, było to dla mnie wielkie odkrycie. Kiedy się tutaj sprowadziłam, bardzo szybko poszłam na kursy, które pomogły mi wejść w temat operowania językiem. Było we mnie tyle chęci, żeby się go nauczyć, że przychodziło mi to z największą miłością i inspiracją. Było mi o tyle łatwiej, że mam męża Greka, który mi bardzo pomógł używać słów, które nie są spotykane na co dzień, dzięki czemu mówię trochę bardziej wyrafinowaną greką. Ukończyłam uniwersytet Kapodistriasa w Atenach uzyskując dyplom potwierdzający znajomość języka. Wielu Greków teraz pyta mnie: "Ale ty nie jesteś Greczynką, prawda?", muszą się upewnić. Sposób, w jaki mówię, słowa, których używam, struktura gramatyczna są efektem mojej pracy nad językiem, która jest dla mnie fascynująca. Nauka języka greckiego, który jest bardzo logiczny, wchodzący w istotę rzeczy, pozwoliła mi się również odnieść do pewnych słów z języka polskiego, które mają głębsze znaczenie, nad którym na co dzień się nie zastanawiałam, co jest szalenie wzbogacające. W tej chwili przeskakiwanie między tymi dwoma językami jest już dla mnie automatyczne, często myślę po grecku, potem po polsku, a potem znów po grecku.

Opowiedz o waszym ślubie.

Wymarzyliśmy sobie, że wesele odbędzie się nad morzem. Wybraliśmy romantyczną miejscowość Lawrio, jest w niej port i żaglówki. Wzięliśmy ślub cywilny w ratuszu, a wesele odbyło się w tawernie nad morzem. Było bardzo dużo gości i z Grecji, i moi przyjaciele i rodzina z Polski. Było dużo zamieszania, bo byli też przyjaciele mojego męża z Rzymu i wspomniana ciotka z Ameryki. Zebranie ich wszystkich było dość karkołomne, ale się udało.

Czy na greckim weselu tańczy się "Greka Zorbę"?

Nie w naszym przypadku. (śmiech) Natomiast moja rodzina zadbała o polskie akcenty w postaci wódki dla wszystkich oraz hołubców i wygibasów w tańcu również.

Zgaduję, że zamiast "Greka Zorby" były "Sokoły".

Ależ oczywiście!

Jak wychowuje się dziecko w Grecji?

Panuje tu pewna nadopiekuńczość, co postrzegam jako mankament. Staram się od tego odchodzić, stawiać granice bez jojczenia i kwoczenia nad dzieckiem. Jakiś czas temu była reklama soku, która idealnie obrazuje, czym jest macierzyństwo w pojmowaniu greckim. Młody chłopak budzi się rano, obok śpi dziewczyna. On idzie do łazienki, później do kuchni. Otwiera lodówkę, a w niej siedzi mama, która podaje mu świeżo wyciskany soczek z pomarańczy i mówi: "No, napij się kochanie". Wychowujemy naszą córkę Polinoi tak, żeby była samodzielna, miała poczucie własnej wartości, ale też z poszanowaniem otoczenia. To jest nasza idea. Oczywiście jak wszyscy rodzice popełniamy różne błędy, staramy się je korygować i uczyć się na nich. Dla mnie istotne jest, żeby Polinoi mówiła po polsku. I tak się dzieje, przeskakuje z jednego języka na drugi. Kiedy zaczynała mówić, intuicyjnie wiedziała z kim rozmawiać w jakim języku. Do mojej mamy i siostry zawsze zwracała się po polsku, a do rodziny greckiej zawsze po grecku. Ze mną ma większy problem, bo wie, że mówię w obu, więc raz mówi tak, a raz tak.

Chciałabyś z Polski coś przenieść do siebie?

Oj, tak! Moich przyjaciół, do których zaliczam w dużej części osoby z kręgu zawodowego. Między innymi moją pierwszą szefową, guru PR-u Agatę Foerster, która przekazała mi olbrzymią wiedzę na temat naszego zawodu jako takiego. Stanowi dla mnie ogromne wsparcie pod każdym względem, zarówno zawodowym, jak i bardzo ludzkim. Joannę Lorynowicz, dziennikarkę, która pracowała w Marie Claire, Claire, Twoim Stylu, Vogue, ELLE – wspaniałego człowieka z ogromną wiedzą i cudownym sercem. Natalię Warankę, z którą, jak się okazało po długich latach, mamy wiele wspólnego, jak choćby to, że obie pracowałyśmy z Agatą, mamy tak samo na imię, ale też obchodzimy urodziny tego samego dnia. No i osoby, bez których nie byłabym tu gdzie jestem – moją mamę i siostrę, Zuzanna, z która jestem bardzo blisko. Są to ludzie , których uwielbiam, brakuje mi słów, żeby o nich opowiadać. Mam wiele osób, z których każda wnosi coś do mojego życia, z którymi każde spotkanie jest wyjątkowe i inspirujące.

Czytaj więcej

Polka mieszkająca w Maroku o sytuacji po trzęsieniu ziemi: Ludzie czerpią siłę z bycia razem

Nie wiem, jak to się stało, że tyle już rozmawiamy, a ja cię jeszcze nie zapytałam, co w Grecji jest najpyszniejsze.

Kuchnia grecka jest bardzo różnorodna. Kiedy tu przyjechałam, nie jadłam mięsa. Część rodziny mojego męża jest związana z przemysłem mięsnym, ciotka na święta potrafi nam przesłać mięso taksówką. Kiedyś spotkała się z moim mężem na kawie w Atenach, ja wtedy byłam w Polsce. Zapowiedziała mu, że prześle nam mięso na Wielkanoc. Illias poprosił, żeby nie wysyłała za dużo, bo ja jestem wegetarianką. "Jak to wegetarianką? Co to znaczy, że jest wegetarianką?" – zapytała ciotka. "Nie je mięsa". "No to niech zje kurczaka!". W ich mniemaniu kurczak nie jest mięsem i tak to tutaj funkcjonuje. Ponadto w kuchni greckiej od zawsze istniały warzywa strączkowe: soczewica, ciecierzyca, zielona fasolka, groszek – wszystko to jedzą w ciągu tygodnia. Ryby i owoce morza też są podstawą wielu dań. Nie wyobrażam sobie też greckiej kuchni bez sera: tu feta, tam graviera, manouri – jest ich ogromny wybór. I słodyczy inspirowanych orientem, tych wszystkich "ulepków" jak baklavy, kataifi, galaktoboureko – ciasto filo nadziewane kremem z mleka i kaszy manny, z dodatkiem miodu, podawane na ciepło, po prostu przepyszne. Do tego kawa grecka ellinikos, chyba tak naprawdę po turecku. Tutaj te wszystkie wpływy się mieszają.

Gotujesz po polsku, grecku, czy mieszasz?

Mieszam. Jedynie Wigilia jest dla mnie całkowicie po polsku, na wypasie. Robię wszystko, co trzeba. Oprócz pierogów, które kupuję. Ale gotuję zupę grzybową z grzybów zbieranych przez mamę. Piekę ciasta z polskich przepisów, które świetnie mi się sprawdzają. Makowiec, sernik i piernik to standard na święta. Śledzie też robię, rybę po grecku też, choć to akurat dość śmieszne.

Grecy znają taki przepis w ogóle?

To ulubiona polska potrawa wigilijna Greków! Do innych podchodzą raczej z dystansem, natomiast ryba po grecku święci nieustanne triumfy. Oczywiście nie znają takiego dania. Znalazłam kiedyś w greckiej książce kucharskiej podobną rybę pod pomidorami, zapiekaną z grillowaną papryką, ale moja grecka rodzina jej nie znała. To ja ich nauczyłam ją jeść.

Przejęłaś jakieś greckie zwyczaje?

Nawet jeśli, to nie potrafię ich już wyróżnić z mojego codziennego życia. Na pewno picie kawy po grecku, wraz z całym rytuałem – określaniem, jak bardzo ma być słodka. Myślę, że moja mama i siostra potwierdzą, że nabrałam większej ekspresyjności w wypowiedzi i gestykulacji. A – i jem chleb do każdego posiłku, nawet do obiadu. I czasem mam elastyczne podejście do czasu. (śmiech)

Kalimera, Natalio!

Natalia Klaro: Kalimera, Agnieszko!

Pozostało 100% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Jej historia
Jak Maria Teresa Wielka Księżna Luksemburga pomaga wojennym ofiarom przemocy seksualnej?
Jej historia
Cindy Crawford o sobie: Nie lubię określenia „byłam modelką”
Jej historia
Eva Herzigová przekonuje: Z wiekiem stajesz się potężniejsza
Jej historia
Urodzona w więzieniu przyszła pani mecenas: kto jej pomógł w drodze na Harvard?
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Jej historia
Życie Księżniczki Stefanii z Monako to gotowy materiał na film: melodramat z happy endem?