Reklama

"Świerszcz zamilkł za kominem." Wspomnienie o Magdzie Umer

Ja jestem człowiekiem ciszy. Najbardziej lubię nie rozmawiać. Najbardziej lubię czytać, obserwować i milczeć. Świat jest tak potwornie zaśmiecony słowami, że one przestają cokolwiek znaczyć – mówiła Magda Umer.

Publikacja: 12.12.2025 23:53

Magda Umer żartowała, że jej ulubiona pora nadawania wiadomości to kiedy indziej.

Magda Umer żartowała, że jej ulubiona pora nadawania wiadomości to kiedy indziej.

Foto: PAP

W piątek 12 grudnia, w wieku 76 lat zmarła Magda Umer. Informację przekazali jej synowie na profilu artystki: „Dzisiaj po południu odeszła nasza ukochana Mama i Babcia. Uwielbiała tu zaglądać i pisać. Mateusz i Franek”. Jeszcze w czerwcu zaśpiewała w Opolu. Dwa miesiące później, pod koniec sierpnia, odwołano jej koncerty w Teatrze Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie. Teatr podał wprost, że powodem była nagła choroba. Wiele osób przeczuwało wtedy, że to nie jest „zwykłe przeziębienie”, tylko coś poważniejszego. Dziś te sierpniowe komunikaty wracają w pamięci jako ostatni znak jej scenicznego życia.

– Tak młode jak teraz, nigdy się już nie spotkamy – uświadomiłam sobie, gdy spotkałyśmy się kilka ładnych lat temu, przy okazji premiery płyty „Duety. Tak młodo jak teraz…”. Ten album był dla niej ważny; był spełnieniem jej marzeń. Zawsze chciała nagrać piosenki, które były jej bliskie, z ludźmi, których ceniła i z którymi naprawdę chciała się spotkać. Na płycie pojawili się więc artyści z absolutnej czołówki polskiej sceny: Krystyna Janda, Piotr Fronczewski, Janusz Gajos, Piotr Machalica, Maciej Stuhr, a także muzycy i wokaliści, jak Anna Maria Jopek, Stanisława Sojka, Wojciech Waglewski, Grzegorz Turnau, Artur Andrus czy Janusz Strobel. Wśród wykonawców byli też Jeremi Przybora, Wojciech Mann, Jacek Kleyff. Znalazły się też utwory nagrane m.in. z Ireną Santor, ze Zbigniewem Zamachowskim. Autorzy tekstów i muzyki to oczywiście Agnieszka Osiecka, Jeremi Przybora, Seweryn Krajewski, Andrzej Poniedzielski, Jan Wołek. Jej przyjaciele. I piosenki, które miały dla niej znaczenie.

Czytaj więcej

Nostalgiczna Magda Umer lubiła się uśmiechać

Magda Umer była artystką słowa szeptanego. Tak o niej napisał Tomasz Raczek: „Przeszeptała całe swoje życie. Intymnie, odważnie, niepodlegle”.

Magda Umer żyła w ciekawych czasach

Przyszła na świat 9 października 1949 r. – Miałam to wielkie szczęście, urodziłam się kilka lat po wojnie – opowiadała mi, wspominając, że skutki wojny jednak widziała, bo ta wojna skończyła się dopiero co, przed chwilą. Pamiętała brak ulic, pozrywane bruki, ruiny domów, ale w dzieciństwie nie miała w sobie lęku ani trwogi. Jako nastolatka przeżyła śmierć młodszego brata, który chorował na zanik mięśni. Dorastała w domu, w którym rodzice wyznawali filozofię Marksa i Engelsa; jej ojciec pracował w służbach bezpieczeństwa, wuj był stalinowskim dygnitarzem. Nie ukrywała tego. Odcięła się od poglądów rodziców.

Reklama
Reklama

Strach i niepokój przyszły do niej, jak była już dojrzałą kobietą. – Teraz się boję. O dzieci, o wnuki, o to, jaki świat szykuje się dla nich. Żyłam w bardzo ciekawych czasach i miałam możliwość poznania tak niesamowitych ludzi, przyjaźnić się z niektórymi z nich i przeczytać takie piękne i mądre książki, wiersze, obejrzeć filmy, zobaczyć kawałek pięknego świata. W tym sensie jestem dzieckiem szczęścia, na pewno – mówiła.

Nigdy wcześniej nie przypuszczała, że będzie śpiewać, nagrywać płyty. W latach 60. studiowała polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim i, jak mówiła, bawiła się w studencki kabaret. Kabaret miał być na chwileczkę, bo przecież zaraz miała pójść pracować do szkoły, uczyć języka polskiego. A przede wszystkim marzyła, że będzie pisać, że zostanie człowiekiem literatury.  – O, to na pewno – mówiła. Tymczasem przyszły festiwale, nagrody i piosenki, które dziś zanuci niemal każdy, jak „Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie”.

Czytaj więcej

Agnieszka Maciąg inspirowała kobiety do życia na własnych, zdrowych zasadach

– Co prawda mam dobry słuch i jestem osobą muzykalną, ale wielkiego głosu nie mam. Do głowy mi nie przyszło, że tym niewielkim głosem, przez prawie półwieku będę śpiewać wielkie piosenki. I będę im służyć. Bo to one są najważniejsze – nie ja – mówiła mi kilka lat temu.

Zamiast w szkole uczyć języka polskiego, coraz mocniej przesuwała się w stronę reżyserii i scenariuszy koncertów. Jednym z jej znaków firmowych stała się umiejętność budowania koncertu jak opowieści; w 1997 r. wyreżyserowała w Opolu pamiętny, legendarny już dziś koncert „Zielono mi”, który był jej wielkim hołdem dla Agnieszki Osieckiej.

W teatrze również zostawiła po sobie spektakle–legendy, jak „Zimy żal” w Teatrze Rampa, z piosenkami Kabaretu Starszych Panów. Blisko współpracowała z Krystyną Jandą, jako reżyserka jej najważniejszych monodramów: od „Kobiety zawiedzionej”, przez „Białą bluzkę”, po „Zapiski z wygnania”.

Reklama
Reklama

Człowiek ciszy i metafizyka

W rozmowie ze mną przyznała, że w gruncie rzeczy, nie lubi rozmawiać. – Ja jestem człowiekiem ciszy. Najbardziej lubię nie rozmawiać. Najbardziej lubię czytać, obserwować i milczeć. Świat jest tak potwornie zaśmiecony słowami, że one przestają cokolwiek znaczyć – mówiła. A już strasznie nie lubiła tracić czasu na rozmowy z kimś, kto nie wie, nie czuje, nie nadaje na tych samych falach. – To strata życia – mówiła. No, bo jeśli już rozmawiać, to najlepiej z Jeremim Przyborą. Często go wspominała, podobnie jak Agnieszkę Osiecką, jak Jonasza Koftę, jak Wojciecha Młynarskiego. Udzielając wywiadu Michałowi Nogasiowi powiedziała raz: „Złapałam się ostatnio na tym, że wciąż żyję z ludźmi, których już nie ma. Nie ma już połowy mojego świata”.

Wierzyła w przeznaczenie, mówiąc, że to, co wykonuje z jej życiem, jest 600-proc. dowodem na istnienie metafizyki. – Doświadczałam tego miliony razy. Z jednej strony potwierdza się to, że jesteśmy zabawkami Pana Boga. Oczywiście, naszym zadaniem jest zdążyć wsiąść do tego właściwego autobusu i nie wyskoczyć dwa przystanki wcześniej, ani też nie wysiąść za późno. Ale czasem tak się zdarza. I też coś to znaczy. Znaczy, że to było po coś. Wszystkie straszne rzeczy, z których się jakoś wykaraskaliśmy, widocznie były po coś. Doznałam w życiu wielkiego szczęścia i wielkich tragedii, i mogłabym zastanawiać się, dlaczego mnie to akurat spotkało. Z jakiegoś powodu, tak musiało być. Jestem pełna pokory – mówiła.

Magda Umer była osobna

Dziś, gdy ludzie żegnają Magdę Umer, powtarza się jedna myśl: że była osobna. Krytyk filmowy i teatralny Łukasz Maciejewski napisał, że „zawsze się dziwiła”, a jej zdziwienie wprawiało innych w zachwyt. Tomasz Raczek pożegnał ją wspomnieniem: „Zawsze intensywnie była sobą. Nie dało się jej lekceważyć. Była twarda, ale wcale nie silna. Była delikatna, ale nigdy nie lękliwa. Gdy kiedyś zwierzyła mi się podczas wywiadu z myśli samobójczych, zadzwoniła potem w środku nocy błagając bym to wyciął z rozmowy, bo nie chciała sprawić bólu najbliższym. Spełniłem jej życzenie. Zawsze spełniałem jej prośby, gdy tylko je miała, a zdarzało się to nader rzadko. Była chodzącym wierszem, ale nie uciekała wzrokiem w niebyt – zawsze patrzyła prosto w oczy. A gdy w „Weselu” Wyspiańskiego na scenie Teatru Narodowego u Hanuszkiewicza zagrała Rachelę – to przesiedziała w kucki połowę swoich kwestii, odmawiając grania żydowskiej poetki, za to stając się nią bez wątpienia. Dziś, gdy zniknęła z naszego realu, czuję się, jakby grunt usunął się spod jednej nogi stołu, przy którym siedzimy. Stół co prawda nadal stoi, ale blat zrobił się krzywy”.

Dla Andrzeja Pągowskiego była światłem, delikatnością, radością i dowcipem. „Potrafiła sprawić, że widz słuchał…co mówi…co śpiewa… – Znaliśmy się od lat…a ona czuły obserwator i komentator co chwilę pojawiała się na mej drodze…pamiętam spotkania, rozmowy, koncerty i wspaniałe kilka dni podczas Festiwal Filmowy Wajda na Nowo w Suwałkach…teraz cisza zapadła…nie zagramy w zielone i za kominem świerszcz zamilkł…Magda Umer…odeszła na drugą stronę…bezgraniczny smutek” – napisał w swoich mediach społecznościowych artysta grafik Andrzej Pągowski.

Czytaj więcej

Nie żyje Agnieszka Maciąg. „Na wszystko jest odpowiedni czas. Zaufaj”

A ja wracam do tego, co sama mi powiedziała, kiedy spytałam ją o to, co jest w życiu ważne. Z prostotą odparła, że jej największa rzecz to, że wychowała dwóch fantastycznych mężczyzn. I że kiedy wraca ze sceny, to przychodzi do swoich wnuków i wtedy jest pogodną staruszką.– Ja z wnukami lubię być tylko babcią – deklarowała. Zaskoczyła mnie jej polityczno-społeczna przenikliwość. Magda Umer nie udawała, że świat jej nie dotyczy. Broniła się przed jego nadmiarem. Żartowała, że jej ulubiona pora nadawania wiadomości to kiedy indziej. Miała jeszcze jedno marzenie:: Chciałabym, aby ktoś odkrył nowy ustrój, który spowoduje, że na świecie nikt nie będzie głodował. Odeszła w dniu urodzin Jeremiego Przybory, swojego mistrza i przyjaciela.

Jej historia
Agnieszka Maciąg inspirowała kobiety do życia na własnych, zdrowych zasadach
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Jej historia
Rama Duwaji, przyszła pierwsza dama Nowego Jorku, o swoich planach: Nie będę milczeć
Jej historia
Warsztat samochodowy oferujący usługi fryzjerów i makijażystów. Będzie ich więcej?
Jej historia
Nie żyje aktorka Diane Keaton. „Stałam się mistrzynią w ukrywaniu się”
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Jej historia
Ojciec, Roman Polański, nie dał jej pieniędzy na film. Poradził, żeby nakręciła go iPhonem
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama