Sprawiała wrażenie subtelnej. Bywała ironiczna, czasem przekorna, a zarazem bardzo świadoma siebie i ludzi. Ewa Dałkowska nie potrzebowała nadmiaru słów, by powiedzieć rzeczy ważne.
O sobie mówiła: „Panienka z dobrego domu”. Ojciec był adwokatem, matka szlachcianką. Życie w PRL-u było trudne, ale rodzice nie chcieli dać się komunie. – Mając dość marne pieniądze, co tydzień zabierali mnie do kawiarni, żebym wiedziała, co to znaczy być w kawiarni. Każdego roku byliśmy w górach i nad morzem. Tatuś kupił Syrenkę na raty, żeby nas tam wozić – wspominała kilka lat temu.