Marzena Tabor-Olszewska: Święta to rytuał. Wydaje się, że powinniśmy być w rodzinach ze sobą blisko, w jakimś cieple, w zrozumieniu i serdeczności. Tymczasem setki, tysiące rodzin przeżywają w tym czasie stres. Zamiast ciepła, przy świątecznym stole mamy złośliwości i emocjonalne szantaże. Jak to możliwe, że dni, które powinny łączyć, tak bardzo nas dzielą?
Justyna Dworczyk: Coś tkwi w tym słowie, którego pani użyła: „rytuał”, ale ja myślałabym odwrotnie. Rytuałem przed świętami jest nasza codzienność, sprawy się toczą w jakiś określony sposób: praca, szkoła, ogarnianie lodówek i pralek, to nas stabilizuje. Święta wyrywają nas z tego i otwierają wszystko to, co niezałatwione, niewypowiedziane w naszych rodzinach. Nie możemy już liczyć, że da się czegoś uniknąć, że ujdzie nam na sucho. Mobilizujemy się nieświadomie do bycia gotowym na zadawanie nam tych samych, corocznych, dręczących pytań, wytoczenie tych samych roszczeń, tych samych pretensji, niemalże jak podczas przygotowań wojennych.