– Jesteśmy w wieku, w którym wiele rzeczy uznawanych kiedyś za istotne nie ma już znaczenia – deklaruje Cheryl Huff, jedna z mieszkanek kompleksu niewielkich domków na kółkach, którego lokatorki wyznają niepisaną zasadę „żadnych dramatów” („no drama”). Co takie motto oznacza w praktyce? Brak tak zwanych cichych dni, obrażania się na siebie nawzajem i podjudzania pozostałych do uczestnictwa w sporach. – Gdy pojawia się problem, dyskutujemy o nim i wspólnie zastanawiamy się, jak daną sytuację rozwiązać, by nikt nie czuł się pokrzywdzony – wyjaśnia Huff. Zagadnień, które mogłyby stać się kością niezgody w grupie liczącej kilkanaście dojrzałych kobiet, nie brakuje. Różnią je poglądy polityczne, wyznawana religia, sposoby spędzania wolnego czasu, a nawet poziom tolerancji wobec mniejszości seksualnych. Łączy chęć uniknięcia mieszkania w domach opieki oraz przekonanie, że na pewnym etapie życia kobiety są dla siebie nawzajem lepszym wsparciem niż mężczyźni. Nie wahają się uargumentować tego poglądu.