Kiedy umawiałyśmy się na rozmowę, zażartowałaś, że czujesz się, jakbyś przeżyła już kilka żyć. Grałaś w serialu „Dom”, byłaś copywriterką w agencji reklamowej, graficzką, a teraz trenujesz kulturystykę – opowiedz, proszę, o swoich doświadczeniach.
Najprościej moje życie można podzielić na dwa etapy: w Polsce i we Francji, gdzie teraz mieszkam. W Polsce o moich działaniach często decydowały zbiegi okoliczności. Tak było z serialem, ale i ze studiami polonistycznymi, których ostatecznie nie ukończyłam, bo mnie rozczarowały. Uczono nas na nich, jak być nauczycielem języka polskiego, a ja wtedy chciałam pisać książki. Wiele lat później wydałam jednak e-book z opowiadaniami. Pracowałam też w agencjach reklamowych jako copywriter. Zatrudniono mnie w uznanej warszawskiej agencji Publicis w latach dwutysięcznych. Moim największym sukcesem, a przynajmniej sukcesem osobistym, było stworzenie hasła dla znanej marki chipsów. Ten slogan stał się później kultowy i do dzisiaj krąży w mediach. Ale… Była to pierwsza agencja, do której trafiłam i jako, że działałam w niej jako junior, nagrodę dostał przełożony i to on ją odebrał w formie statuetki, na jednej z marketingowych imprez roku. Czytałam o tym, będąc już tutaj, we Francji.
Jako nastolatka grałaś w serialu "Dom", po którym wróżono ci wielką karierę.
Nigdy nie pchałam się na ekrany, nie interesowałam się kółkami teatralnymi. W liceum miałam chłopaka, którego rodzina była związana ze światem filmu i często u nich odbywały się imprezy w artystycznym gronie. Któregoś dnia, po szkole, trafiłam na jedną z nich. Obecny na niej Zbigniew Buczkowski zapytał: "A ty, Beatka, nie chciałabyś zagrać w serialu?". Zaproponował, żebym odegrała scenkę, że jestem jego córką i cieszę się z tego, że tata wrócił do domu. Spodobało się i zaproszono mnie na zdjęcia próbne. Miałam tydzień na nauczenie się tekstu. To była rola Beaty, ja mam tak na imię, więc byłam przekonana, że ta rola była stworzona specjalnie dla mnie. Poszłam do studia, zagrałam, pomyliłam się kilka razy, wyszłam stamtąd i o wszystkim zapomniałam. Wielkim zaskoczeniem było, że już następnego dnia zadzwoniono do mnie na telefon domowy z informacją, że wygrałam casting. Cała machina zaczęła się kręcić. Dzisiaj aktorzy mają swoje konta w mediach społecznościowych i tam się rozwija ich popularność, a ja w tamtym czasie pojawiałam się w gazetach i dzięki temu zdobywałam nowe kontakty. Może gdybym miała jakiegoś agenta, byłoby mi łatwiej i inaczej by się moje życie potoczyło... Na pewno granie w serialu było ciekawą przygodą. Spędziłam na planie pięć lat z przerwami, serial towarzyszył mi w dorastaniu. Grałam w nim określoną rolę, ale przemycałam dużo siebie. Byłam sobą z nutką aktorstwa. Kiedy serial się skończył, miałam 20 lat i wchodziłam w dorosłość.
Nie myślałaś o szkole teatralnej?