Teolożka o decyzji Trzaskowskiego ws. krzyży: Potrzebna jest reakcja osób wierzących

- Wiara jest sprawą osobistą, a nie prywatną. Katolik ma nie tylko iść do kościoła w niedzielę i święta, ale swoją wiarę ma wyznawać życiem - mówi dr hab. Aneta Rayzacher-Majewska.

Publikacja: 20.05.2024 10:29

Dr hab. Aneta Rayzacher-Majewska:  Czy przy wejściu do urzędu będą prowadzone rewizje osobiste, bo i

Dr hab. Aneta Rayzacher-Majewska: Czy przy wejściu do urzędu będą prowadzone rewizje osobiste, bo i medaliki czy krzyże na szyi zaczną przeszkadzać?

Foto: Archiwum prywatne

Decyzja o usuwaniu krzyży z miejskich urzędów jest już faktem. Jaka była pani pierwsza myśl po tym, kiedy ta informacja trafiła do mediów?

Dr hab. Aneta Rayzacher-Majewska: Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tę informację, pomyślałam, że sensacyjny nagłówek ma przyciągnąć uwagę, a w istocie chodzi o coś innego. Szybko jednak przekonałam się, że faktycznie taka decyzja została wydana. Jest ona dla mnie kompletnie niezrozumiała i bolesna. Niezrozumiała, ponieważ krzyż poza tym, że jest znakiem religijnym, stanowi znak kultury i tożsamości narodowej. W warunkach polskich dodatkowo kojarzy się z reakcją na wywalczoną wolność. Decyzja jest też bolesna, ponieważ jako osoba wierząca nie wiem, jak daleko mogą jeszcze pójść zarządzenia uderzające w znaczną grupę społeczeństwa. Z niepokojem obserwuję rozbieżność pomiędzy deklaracjami i czynami osób decyzyjnych. I to nawet nie chodzi o świadectwo rzekomego katolicyzmu, ale tolerancji i szacunku wobec wszystkich. Usuwanie krzyża z przestrzeni publicznej w naszym kraju przywodzi na myśl czasy, do których chyba nie chcielibyśmy wracać, a na pewno oddala od standardów europejskich.

Jak pani ocenia argumenty, że to działanie to realizacja konstytucyjnego zapisu o świeckości państwa i zapobieganie dyskryminacji ze względu na wyznanie?

Warto dopytać – jakiego zapisu? Który to konkretnie artykuł, ponieważ mam wrażenie, że w Konstytucji znajdziemy znacznie więcej zapisów będących argumentem „za” krzyżem w urzędach publicznych niż „przeciw”. Nie ma takiego artykułu, więc manipulacją jest uzasadnianie Konstytucją własnych przekonań i działań laicyzacyjnych, które naruszają bezstronność władz. Mówienie o zakazie dyskryminacji skłania też do zadania pytania: jak konkretnie krzyż w urzędzie dyskryminuje? Petentami są zwykle osoby dorosłe, zakłada się przy tym, że i dojrzałe. Jeśli ktoś z powodu dostrzeżonego krzyża nie będzie w stanie sfinalizować spraw urzędowych, to bardziej niż krzyża powinniśmy obawiać się takiego społeczeństwa. Rozumiem, że osoba ta nie chodzi na cmentarze lub ma problem z przejazdem przez tory, przed którymi stoi krzyż świętego (!) Andrzeja…

W rozporządzeniu, o którym mowa, pojawia się też zapis, zgodnie z którym urzędnicy nie będą również mogli eksponować symboli religijnych na biurkach. Myśli pani, że to może kogoś dotykać i krzywdzić?

Czytaj więcej

Szeptuchy z Podlasia. Kim są i jak działają kobiety, które zastępują lekarzy wielu Polakom?

To już jest poważna ingerencja w czyjąś wolność, na straży której Konstytucja stoi bardzo wyraźnie, ale rozumiem, że przy lekturze aktu prawnego pomijamy niewygodne zapisy… Konstytucja gwarantuje każdemu wolność sumienia i religii, w tym wolność manifestowania swojej religii, ale nie gwarantuje prawa do niestykania się z symbolami religijnymi. Jeśli ktoś z odwiedzających stwierdzi, że takie symbole w jakikolwiek sposób naruszają jego prawo, niech konkretnie wskaże, które prawo i w jaki sposób? Mamy do czynienia z działaniem uprzedzającym, w ramach którego w trosce o pewne osoby i ich hipotetyczne oczekiwania narusza się wolność innych. Nasuwa się też pytanie: jak daleko pójdą – nie bójmy się powiedzieć – współczesne prześladowania chrześcijan? Czy przy wejściu do urzędu będą prowadzone rewizje osobiste, bo i medaliki czy krzyże na szyi zaczną przeszkadzać? A może ze strony władz jest oczekiwanie, że wierzący pracownicy nie godząc się na takie traktowanie, odejdą, a ich następcy będą posłusznie wykonywać wszelkie nawet najbardziej absurdalne polecenia.

A gdyby spojrzeć na sprawę szerzej: czy nie mają choćby trochę racji ci, którzy mówią, że jeśli mamy mówić o prawdziwej równości, to obok krzyży należałoby eksponować symbole wszystkich innych wyznań?

Korzystając z bliskiego Dnia Mamy powiem tak: z okazji tego święta z szacunkiem mogę pomyśleć o wszystkich mamach świata, jednak w wyjątkowy sposób potraktuję tę, która mnie ukształtowała, wychowała, miała wpływ na moją tożsamość. Analogia jest dla mnie wyraźna – państwo nie broni nikomu eksponowania, manifestowania jego przekonań religijnych i to jest słuszne. Jednocześnie samo ma prawo, a wręcz obowiązek strzec swoich korzeni i tożsamości, a te ściśle wiąże się z chrześcijaństwem. Nie zmienimy historii nawet, jeśli wykreślimy pewne fakty z podstaw programowych. Nie jest zadaniem państwa i urzędów eksponowanie symboli wszystkich wyznań, przy oczywistym zachowaniu szacunku do ich wyznawców. Zadaniem jest zaś wdzięczność „naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach”. Tak, taki zapis znajdziemy w Konstytucji. Wiadomo, co się dzieje z rośliną, kiedy odetnie się jej korzenie. Nie fundujmy tego społeczeństwu. Tolerancja sprawdzi się tylko tam, gdzie każdy zachowuje swoją tożsamość, ale i rozumie i szanuje innych.

Czy obiektywnie rzecz biorąc, katolikowi potrzebny jest do czegoś symbol religijny w każdym miejscu, w którym przebywa?

Owszem, ponieważ wiara jest sprawą osobistą, a nie prywatną. Katolik ma nie tylko iść do kościoła w niedzielę i święta, ale swoją wiarę ma wyznawać życiem. Już św. Jakub w swoim liście pyta: Jaki z tego pożytek skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? I dodaje: wiara bez uczynków jest martwa. Jeśli więc ktoś deklaruje się jako katolik, to w świetle wiary od naszego życia ziemskiego zależy przyszłość w wieczności. Jeżeli ktoś mi tego zabrania, to w istocie narusza moją wolność religijną. Symbole religijne wyrażają tożsamość, a te na biurku są swoistą wizytówką. Skoro manifestujemy przywiązanie do takiej czy innej firmy produkującej komputery, marki odzieżowej czy mamy preferencje odnośnie do kawy lub czekolady, o ile ważniejsze jest podążanie za deklaracją tak kształtującą człowieka jak jego wiara.

Czytaj więcej

Marta Jarosz: Lokale wolne od dzieci to najlepsze, co można zrobić

Co dobrego pani zdaniem płynie z obecności krzyża w przestrzeni publicznej?

Pierwsze dobro to dokładnie to, co wyrażono w Konstytucji – dziedzictwo Narodu, kultura zakorzeniona w chrześcijaństwie, ale także wyliczone w preambule ogólnoludzkie, uniwersalne wartości. Jeśli widzę na ścianie urzędu krzyż, to mam prawo domagać się zarówno od pracowników, jak i petentów, poszanowania tych wartości. Mogę oczekiwać potraktowania mnie z szacunkiem, rzetelnego wypełnienia obowiązków, uczciwości. Z kolei w aspekcie religijnym krzyż poza tym, że jest znakiem wiary, jest też znakiem miłości. Każdy, kto ma choć minimalną wiedzę religijną i wie, czego Jezus dokonał na krzyżu, nie uzna tego za jakiekolwiek zagrożenie. Przeciwnie – może być spokojny i liczyć na to, że w tym miejscu drugi człowiek jest wartością – nie będzie fałszywie oskarżany, obrażany… Może to jest właśnie problem dla niektórych urzędników…

Warszawa jest pierwszym miastem, w którym podjęto tę emocjonującą decyzję. Myśli pani, że inne miasta pójdą w ślady stolicy?

Mam nadzieję, że nie, choć obawiam się, że decyzja podjęta w Warszawie może ośmielić włodarzy innych miast. Jeśli tak się stanie, to podobnie jak w stolicy będą to bardzo złe decyzje świadczące o nieliczeniu się z samymi mieszkańcami, do tego pogłębiające podziały w społeczeństwie. Piłat usłyszał od Jezusa, że nie miałby żadnej władzy, gdyby mu nie dano jej z góry. Władze miast powinny zaś pamiętać, że władza dana im „z dołu” głosami wyborców jest tymczasowa i nie oznacza zgody na niszczenie wielowiekowych tradycji.

Czy myśli pani, że Kościół instytucjonalny będzie podejmował jakieś kroki, aby zapobiegać tego rodzaju działaniom, a może nawet odwrócić decyzję prezydenta Warszawy? Czy są jakieś przesłanki prawne do tego, aby tak się stało?

Nie tak dawno obchodziliśmy liturgiczne wspomnienie św. Stanisława, św. Andrzeja Boboli – te postaci i ich rola w historii wręcz zobowiązują do tego, by Kościół instytucjonalny zareagował. W Warszawie pojawiła się dość szybka reakcja w postaci oświadczenia rzecznika prasowego kurii warszawskiej. W innych miastach warto uprzedzić takie arbitralne decyzje władz przypomnieniem ze strony Kościoła jego roli w dziejach naszego narodu, odwołać się do historii konkretnych miast i regionów. Jeśli zaś chodzi o Warszawę, to decyzja została wprowadzona jako uporządkowanie sytuacji wynikające z wielu pytań o to, czy urzędy powinny być miejscem, w którym są eksponowane symbole religijne. I tutaj potrzebna jest reakcja nie tylko Kościoła instytucjonalnego, ale także osób wierzących. Nie możemy godzić się na zbywanie tak enigmatycznymi stwierdzeniami. Wiele pytań, czyli konkretnie ile? W jakiej formie i skąd dotarły? Czy jakiekolwiek analizy i konsultacje poprzedziły tę decyzję? Powszechnie znane orzecznictwo także na szczeblu europejskim dowodzi, iż krzyż nie narusza wolności. Ostateczny wyrok Trybunału w Strasburgu twierdził, iż obecność krzyża w szkole nie łamie praw rodziców oraz praw dzieci. Urzędy są miejscami, w których nasza obecność znacznie mniej wpływa na nas niż pobyt w szkole na dzieci. Zdecydowanie więc otwiera to możliwości dochodzenia prawa i w kwestii ostatniej decyzji prezydenta Warszawy i mocno liczę na to, że możliwości te zostaną wykorzystane.

Dr hab. Aneta Rayzacher-Majewska

Wykładowca katechetyki na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, nauczyciel religii w przedszkolach i szkołach, konsultor Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski i członek Zespołu Roboczego ds. Kontaktu z Rządem RP w sprawie lekcji religii; autorka i recenzent programów i podręczników do religii, autorka artykułów naukowych i materiałów katechetycznych oraz szkoleń dla katechetów.

Decyzja o usuwaniu krzyży z miejskich urzędów jest już faktem. Jaka była pani pierwsza myśl po tym, kiedy ta informacja trafiła do mediów?

Dr hab. Aneta Rayzacher-Majewska: Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tę informację, pomyślałam, że sensacyjny nagłówek ma przyciągnąć uwagę, a w istocie chodzi o coś innego. Szybko jednak przekonałam się, że faktycznie taka decyzja została wydana. Jest ona dla mnie kompletnie niezrozumiała i bolesna. Niezrozumiała, ponieważ krzyż poza tym, że jest znakiem religijnym, stanowi znak kultury i tożsamości narodowej. W warunkach polskich dodatkowo kojarzy się z reakcją na wywalczoną wolność. Decyzja jest też bolesna, ponieważ jako osoba wierząca nie wiem, jak daleko mogą jeszcze pójść zarządzenia uderzające w znaczną grupę społeczeństwa. Z niepokojem obserwuję rozbieżność pomiędzy deklaracjami i czynami osób decyzyjnych. I to nawet nie chodzi o świadectwo rzekomego katolicyzmu, ale tolerancji i szacunku wobec wszystkich. Usuwanie krzyża z przestrzeni publicznej w naszym kraju przywodzi na myśl czasy, do których chyba nie chcielibyśmy wracać, a na pewno oddala od standardów europejskich.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Reżyserka obsady Ewa Brodzka: Szukając bohaterów serialu, zwracam uwagę nie tylko na talent
Wywiad
Polka w Tajlandii: Tutaj można zmienić imię, jeśli ktoś uzna, że przynosiło mu pecha
Wywiad
Córka Beaty Tyszkiewicz o życiu w Szwajcarii: Bogaci czy biedni – wszyscy mamy takie same widoki
Wywiad
Profesor Katarzyna Pisarska o roli kobiet w dyplomacji. "Dorównują mężczyznom"
Wywiad
Polka w Wenezueli: Alimentów nikt tutaj nie płaci. Kobieta zostaje z kilkorgiem dzieci z różnych związków