Joanna Radziwiłł, współzałożycielka Fundacji Opiekuńcze Skrzydła: Drobne gesty potrafią odwrócić los

Nie udaję miłej, tylko jestem miła. Nie ,,uprawiam" prawdy, tylko mówię prawdę. Nie staram się być, tylko jestem - wyjaśnia Joanna Radziwiłł, psycholog kliniczny, mama trójki dorosłych już dzieci, która od 34 lat działa na rzecz osób w trudnej sytuacji życiowej.

Publikacja: 30.10.2024 11:19

Joanna Radziwiłł: Czasem na słowa ze strony dzieci trzeba poczekać. Zdarza się, że na początku nic n

Joanna Radziwiłł: Czasem na słowa ze strony dzieci trzeba poczekać. Zdarza się, że na początku nic nie mówią, bo nie potrafią. A gdy to się zmienia, przychodzą marzenia. Znika emocjonalna pustynia.

Foto: Adobe Stock

Jak wiele skrzydeł musiała pani posklejać?

Wiele. Jestem po to by pomagać, to moja droga. Kiedyś podeszła do mnie na ulicy pewna kobieta: ,,Pani mnie nie pamięta – powiedziała – ale 30 lat temu dała mi pani 100 złotych. To uratowało mi życie. To było wtedy wszystko co miałam. Dziękuję.” Nie pamiętałam tej pani. Ale dziś wiem jak bardzo drobne gesty potrafią odwrócić los. Nasza Fundacja powstała osiem lat temu. Do tej pory wypuściliśmy z fundacyjnego domu ponad 50 dzieci – naszych absolwentów. Wraz z moimi współpracownikami, zwłaszcza z nieocenioną Magdą Kryńską, często mówimy, że tworzymy rodzinę, w której są dwie mamy.

Kim są dzieci Opiekuńczych Skrzydeł?

Nasze dzieci pochodzą z Warszawy i Kamionki w województwie lubelskim; każde z nich ma swój dom. Wywodzą się z rodzin potrzebujących pomocy i wsparcia, a my z ich rodzinami codziennie współpracujemy. W tej chwili dzieci jest pięćdziesięcioro czworo, w wieku od sześciu do siedemnastu lat. Przychodzą do nas, bo coś po drodze “wydarzyło się z ich skrzydłami”. Tutaj mogą je rozprostować, unieść do góry i w swoim czasie – odlecieć.

Podczas swojej historii pomagania miała pani okazję obserwować ponad ćwierć wieku ludzką samotność. Czy jej charakter i natężenie zmienił się przez ten czas?

Potrzeba bliskości nie ma daty ważności. Samotność zawsze jest samotnością. Nie ma wieku, nie ma płci. Większość z nas, małych czy dużych, potrzebuje bliskości. Słowo ,,pomoc" nadal kojarzy się z wartością materialną - a tak do końca nie jest. Widzi pani, każda rzecz w fundacyjnym domu jest darem serca. Stół, kanapa, lampy, zabawki, ciekawe książki. Nieocenione jest też słowo przychylnej osoby. Przytulenie. To daje ogromna moc.

Widzę na ścianach rysunki i napisy. Jest tu wiele kluczowych słów, w tym: szacunek. Jak trudno nauczyć dziecko z połamanymi skrzydłami szacunku dla siebie samego?

Trudno. Ale każdy ma swój rytm i czas. Bliskość jest odległością do pokonania. W tym wszystkim jestem też ja. Nie staram się być tylko jestem. Nie udaję miłej - jestem miła. Nie ,,uprawiam" prawdy - mówię prawdę. Dzieci nieraz nie wierzą, jak to, dorosły i nie kłamie? To gdzie jest haczyk? A tutaj go po prostu nie ma. Gdy dziecko widzi tę powtarzalność: szczerych, prawdziwych emocji, stopniowo stara się przenosić je do swojego świata. Zaczyna ufać.

Mamy absolwenta, któremu pomogłyśmy zorganizować pierwsze własne mieszkanie. Gdy po zakończeniu remontu, zaprosił mnie do swojej nowej przestrzeni, weszłam i popłakałam się. Zobaczyłam "jakby" fundację. Fundacja była jego domem przez wiele lat, a on ten dom ,,przeniósł” do swojego nowego życia. Takie modelowanie świata pokazuje, że nasza praca – misja ma sens. Potwierdza, że to miejsce rozgrzewa serce…

Czytaj więcej

Katarzyna Nicewicz, prezeska Fundacji Daj Herbatę: Kobiety w kryzysie bezdomności są nieuchwytne

Dorosły, który ma czas, obecny, uważny – w pani fundacji zawsze jest osoba, która czeka na wracające ze szkoły dzieci.

Nikogo nie oceniając, stwierdzając tylko fakt: w dzisiejszych czasach dorośli mają swoje pisane wielką literą Bardzo Ważne Sprawy. W fundacji nie ma syndromu odwróconych pleców w rozmowie. Stałym elementem, wręcz symbolem, jest u nas stół: to przy nim dzieci wspólnie szykują i jedzą posiłki, znajdują wsparcie podczas odrabiania lekcji, biorą udział w warsztatach.

Uczą się bycia razem przy zachowaniu swego indywidualizmu.

W Opiekuńczych Skrzydłach czekamy na dzieci jeszcze przed ich przyjściem, odprowadzamy do drzwi gdy wychodzą do swoich domów. Jest czas na wspólny obiad, spojrzenie, słowa. Na rozmowę. Czasem na słowa ze strony dzieci trzeba poczekać. Zdarza się, że na początku nic nie mówią, bo nie potrafią. A gdy to się zmienia, przychodzą marzenia. Znika emocjonalna pustynia.

W filmie ,,Avatar” zamiast słów ,,dzień dobry” mówiono : ,,widzę Cię”...

Dziękuję za te słowa. Mają moc. Są bardzo ważne. Współistnienie to także współodczuwanie; obecność innych. A ci “inni” to także różnorodność: odczuć, emocji, doświadczeń.

Dla dzieci z tak różnych środowisk, z różnymi ,,pęknięciami” na skrzydłach, z pewnością nie jest to proste. Często zapomina się, że dziecko jest takim samym człowiekiem jak dorosły. Pamiętajmy, że każde z nich ma prawa człowieka. Każdy z nas wzrasta, gdy czuje się zauważony. Dlatego tak ważne jest dla młodego człowieka, by usłyszał słowa ,,jesteś wyjątkowy".

Mając do czynienia z tak delikatną materią jaką jest dziecko po przejściach – jak udaje się pani uniknąć systemu ocen?

Nagradzając. Dobrym słowem, życzliwym gestem. Na zakończenie każdego dnia, dajemy dzieciom kolorowe kulki: szklane lub z modeliny. Otrzymują je za wszystko to, co dobrego zrobiły: dla siebie lub innych. Są nimi obdarowywane przez prowadzących grupy: Paulinę, Liudę, Kubę i Marka , ale mogą także podarować je innym dzieciom.

Prowadzimy też “kulkowy sklepik”, w którym każda z rzeczy wyceniana jest na kulki, również niespodzianki. W każdy piątek dzieci robią tam swoje zakupy.

Najpierw kupują dla siebie, ale już za chwilę - dla innych. Nabywają umiejętności dbania o siebie, ale i współistnienia w grupie oraz decyzyjności. Bardzo istotna jest tu powtarzalność tych czynności, ona buduje poczucie bezpieczeństwa. Uczą się też nazywać to, co dobre.

Tak jak większość mojego pokolenia byłam numerem w dzienniku: ,,numer 27 do tablicy”. Ale pewnego dnia przyszedł w zastępstwie nauczyciel – Amerykanin z pochodzenia. Zamiast ocen, dał nam cukierki – te ciut mniejsze oznaczały ,,chcę być lepsza i poprawić to, co jestem w stanie”. Inaczej - prawda?

Na początku września, nasza mała Zuzia miała sześć ,,jedynek” w szkole z nauki języka angielskiego. Jaką będzie miała motywację, aby o siebie zawalczyć? Wpadliśmy na pomysł: nagrody! Na efekt nie trzeba było czekać długo. Szkoła, a w niej samotność i niedocenienie oraz bycie numerem z dziennika potrafiły zostawić “tatuaż” na naszej godności na całe życie. Antyszkoła daje nam wszystkim lekcje, czego nie powinno się robić. Dlatego w fundacji z każdym dzieckiem rozmawiamy tak, jak z człowiekiem dorosłym. Szanujemy jego godność. Pomagamy mu zaistnieć. Inspirujemy i motywujemy. To przepięknie działa!

Aby mieć fundusze na działanie, w tym regularne posiłki dla dzieci Fundacja prowadzi program dożywiania WielkiTalerz.pl. Jak udaje się utrzymywać fundacyjną rodzinę?

Jesteśmy małą Fundacją, a zarazem dużą, ponad 60 osobową rodziną. A gdy jest duża rodzina, to pojawia się dużo potrzeb. Utrzymanie, wychowanie, edukacja, indywidualny rozwój dzieci, terapie, organizacja świąt oraz wakacji letnich i zimowych – każdy wie, że to dużo kosztuje. Poza programem Wielki Talerz, stworzyliśmy dla osób indywidualnych i firm program Opiekuńcze Skrzydła, który umożliwia ,,zdalną” adopcję poprzez comiesięczne dofinansowanie wybranego dziecka. Trzy razy do roku przygotowujemy też listę najpilniejszych potrzeb. Największe problemy dotyczą spraw podstawowych: prądu, wody, ogrzewania. Ubrania, książki, wyjazdy edukacyjne - średnio potrzebujemy około 3.5 tysiąca złotych miesięcznie na jednego podopiecznego. Nasza Fundacja jest Organizacją Pożytku Publicznego oraz podlega pod Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, więc dużo osób ma do nas zaufanie. Mamy też swoich 15 Ambasadorów dzieci, współpracujących z nami na co dzień; w tym panią llonę Łepkowską.

Na co otwierają Opiekuńcze Skrzydła?

Na dobro. A właściwie na sam fakt, że ono istnieje. Na prawdę i sprawczość w działaniu. Na wyjątkowość dziecka. Na świat. A także na to, by mając otwarte oczy, jasne serce i czyste ręce, znaleźć w nim swoje bezpieczeństwo. By bez lęku wyjść ,,spod stołu" i zobaczyć to, co czeka na nas pod niebem. Na marzenia.

Mówi pani, że nie przywiązuje uwagi do nagród. A trochę ich było; Odznaczenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Fundacji im. Św. Brata Alberta, Polskiego Komitetu Narodowego UNICEF, Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę; tytuł Kobieta Sukcesu Mazowsza. Co dla pani jest najważniejszą nagrodą?

Bezpieczne, uśmiechnięte dziecko, które wie, gdzie jest jego ,,źródło siły”. O, taka sytuacja: podbiega do mnie nasza najmłodsza podopieczna Andżelika. Niesamowicie mocno się przytula. Mija pięć sekund. Patrzy w górę, na moją twarz i mówi: “już". Po czym, odbiega dalej, do swoich spraw. To jest moja najpiękniejsza nagroda. No i Order Uśmiechu, który otrzymałam od dzieci.

Jak wiele skrzydeł musiała pani posklejać?

Wiele. Jestem po to by pomagać, to moja droga. Kiedyś podeszła do mnie na ulicy pewna kobieta: ,,Pani mnie nie pamięta – powiedziała – ale 30 lat temu dała mi pani 100 złotych. To uratowało mi życie. To było wtedy wszystko co miałam. Dziękuję.” Nie pamiętałam tej pani. Ale dziś wiem jak bardzo drobne gesty potrafią odwrócić los. Nasza Fundacja powstała osiem lat temu. Do tej pory wypuściliśmy z fundacyjnego domu ponad 50 dzieci – naszych absolwentów. Wraz z moimi współpracownikami, zwłaszcza z nieocenioną Magdą Kryńską, często mówimy, że tworzymy rodzinę, w której są dwie mamy.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wizerunek w biznesie
Ekspertka ds. wizerunku: Biała koszula i granatowa spódnica to zły strój na rozmowę o pracę
Materiał Promocyjny
Firmy same narażają się na cyberataki
Wywiad
Katarzyna Błażejewska-Stuhr: Jedzenie nie może być sposobem na smutek, samotność i nadmierny stres
Wywiad
Syryjka w Polsce: Sześć lat mieszkałam w Białymstoku, to nie jest miasto dla młodych ludzi
Wywiad
Polka w Meksyku: Tutaj marzeniem każdej kobiety jest mąż lekarz
Materiał Promocyjny
Grupa Volkswagen nie zwalnia. 30 nowości to dopiero początek.
Wywiad
"Wymiary były, są i będą ważne". Właściciel agencji modelek o dojrzałych kobietach w świecie mody