Jak wiele skrzydeł musiała pani posklejać?
Wiele. Jestem po to by pomagać, to moja droga. Kiedyś podeszła do mnie na ulicy pewna kobieta: ,,Pani mnie nie pamięta – powiedziała – ale 30 lat temu dała mi pani 100 złotych. To uratowało mi życie. To było wtedy wszystko co miałam. Dziękuję.” Nie pamiętałam tej pani. Ale dziś wiem jak bardzo drobne gesty potrafią odwrócić los. Nasza Fundacja powstała osiem lat temu. Do tej pory wypuściliśmy z fundacyjnego domu ponad 50 dzieci – naszych absolwentów. Wraz z moimi współpracownikami, zwłaszcza z nieocenioną Magdą Kryńską, często mówimy, że tworzymy rodzinę, w której są dwie mamy.
Kim są dzieci Opiekuńczych Skrzydeł?
Nasze dzieci pochodzą z Warszawy i Kamionki w województwie lubelskim; każde z nich ma swój dom. Wywodzą się z rodzin potrzebujących pomocy i wsparcia, a my z ich rodzinami codziennie współpracujemy. W tej chwili dzieci jest pięćdziesięcioro czworo, w wieku od sześciu do siedemnastu lat. Przychodzą do nas, bo coś po drodze “wydarzyło się z ich skrzydłami”. Tutaj mogą je rozprostować, unieść do góry i w swoim czasie – odlecieć.
Podczas swojej historii pomagania miała pani okazję obserwować ponad ćwierć wieku ludzką samotność. Czy jej charakter i natężenie zmienił się przez ten czas?