W chińskiej kulturze nie wypada kogoś otwarcie krytykować. Chińczyk nie powie: „Źle mnie pani oceniła”, tylko zwróci uwagę naokoło, w bardziej zawoalowany sposób. Na pewno będzie unikać konfrontacji.
Ale czy Polacy są aż tak bezpośredni jak Amerykanie? Nie sądzę. Polacy wbrew pozorom są podobni do Chińczyków. Wcale nie są tacy wylewni, jak o sobie myślą.
A jak traktowana jest pani przez moich rodaków na co dzień?
Generalnie Polacy są mili. A gdy zacznę mówić do nich po polsku, natychmiast na twarzy pojawia się uśmiech: „O, pani mówi po polsku”. Wtedy traktują mnie jak swoją.
Pięknie mówi pani po polsku.
Jeszcze nie, bo ostatnio jestem bardzo zajęta. Nie miałam czasu, żeby poprawić swój polski. Ale mam taki zamiar, żeby mówić lepiej i płynniej. Muszę się wziąć do nauki.
Chce się pani ubiegać o polskie obywatelstwo i zdać egzamin państwowy z polskiego?
Nie. Jestem Chinką. Nie będę się ubiegać o polskie obywatelstwo. Mam kartę pobytu stałego, więc mogę tu mieszkać, korzystać z pełni praw, nie mogę tylko prezydenta wybierać, ale nie mam takiej potrzeby.
A dzieci?
Są dwujęzyczne i mają polskie obywatelstwo. W domu rozmawiają z tatą po polsku, a ze mną po chińsku, ale chodzą do zwykłej polskiej szkoły, a ja z ich tatą też rozmawiam po polsku, więc ich poziom chińskiego nie jest tak dobry, jak ich kuzynów mieszkających w Chinach.
Znam cudzoziemców, którzy po odchowaniu dzieci wrócili do swoich ojczyzn. Czy to też mógłby być pani plan na przyszłe lata?
Zaczynać od zera? Nie, nie wyobrażam sobie. Do Polski i Polaków jestem przyzwyczajona. Jestem dumna, że przez te wszystkie lata spod moich skrzydeł wyleciało kilka tysięcy Polaków mówiących po chińsku. Spaceruję sobie ulicami Warszawy i nagle słyszę: „Nihao”, a to mój były uczeń. Udzielam wywiadu w telewizji czy prasie, a potem dzwonią do mnie i się cieszą. „Pani He, widziałem panią w mediach”. Pamiętają mnie. Trzeba więc o tę moją szkołę dbać i wciąż ją rozwijać.
Poza tym moja córka jest bardzo zdolna, chodzi do szkoły muzycznej i gra na fortepianie. Żadnych zmian dotyczących miejsca zamieszkania nie planujemy. Polska to nasz dom.
Polka w Meksyku: Tutaj marzeniem każdej kobiety jest mąż lekarz
Ponad 55 proc. Meksykanek nie pracuje zawodowo i wciąż pokutuje przekonanie, że kobieta musi znaleźć sobie dobrego męża, który będzie ją utrzymywał – mówi Barbara Piotrowska, wiolonczelistka, która od siedmiu lat mieszka w Veracruz nad Zatoką Meksykańską.
Niedawno odwiedził nas brat z żoną, w przyszłe wakacje my polecimy do Chin, a na Boże Narodzenie może dziadkowie z polskiej strony przylecą do nas z Brukseli.
Obchodzicie i polskie i chińskie święta?
Tak, dzieci bardzo lubią atmosferę Bożego Narodzenia, stroimy wtedy choinkę, gotujemy tradycyjne polskie potrawy, po Wigilii przychodzi do nas prawdziwy Święty Mikołaj i wręcza dzieciakom prezenty. Zawsze też wspólnie oglądamy „Kevina samego w domu”. Jest rodzinnie i świątecznie, oprócz jednego. Nie idziemy ani na pasterkę, ani na mszę świętą do kościoła, bo nie jesteśmy religijni.
A chiński nowy rok?
Kiedy przypada chiński nowy rok dzieci zwykle muszą iść do szkoły, ale gdy tylko z niej wracają, zaczynamy świętowanie. Tego dnia przygotowujemy dania, które zgodnie z tradycją w nowym roku mają zapewnić nam dobrobyt i pomnażać sukcesy, jak np. ciasto z mąki ryżowej, nian gao. Czasem robię pierożki jiaozi z nadzieniem mięsno-kapuścianym, które symbolizują bogactwo. Ale to danie z północy mojego kraju. Niezależnie od regionu, na stołach nie może zabraknąć owoców: pomarańczy czy mandarynek, które po chińsku oznaczają szczęście i bogactwo.
Tego dnia dzwonimy do dziadków w Chinach i składamy sobie życzenia, a dzieci otrzymują od nas prezenty. Czekają na ten moment przez cały rok, bo zgodnie z tradycją są to pieniądze, które umieszczamy w czerwonej kopercie. Wkładam je pod poduszki, kiedy moje pociechy śpią i na drugi dzień, gdy tylko je znajdą, rozlegają się w mieszkaniu okrzyki: „Wow, ile mam pieniędzy”. „A Ty, ile masz?”. Bardzo lubię ten moment.
A polską kuchnię pani lubi?
Lubię. Ja gotuję chińskie potrawy, a mój mąż – polskie. I muszę podkreślić, że robi to świetnie. To, co przyrządzi, zawsze mi smakuje. Wczoraj mieliśmy na obiad karkówkę w sosie grzybowym. Sam robi pierogi. Bigos, gulasz, żurek i zupa ogórkowa, które serwuje są wyborne. Poza tym mój mąż piecze też wspaniałe ciasta. Uwielbiam szarlotkę z cynamonem. Pachnie nią później w całym domu. A sernik wychodzi mu przepyszny.
U nas w domu nigdy nie było problemu z tym kto i kiedy gotuje. Ja gotuję w tygodniu, a w weekend w kuchni rządzi mąż, który uwielbia tradycyjne polskie dania. W niedzielę zawsze jest rosół, a dania główne? Różne. Zawsze wspólnie planujemy, na co mamy ochotę - czy na żeberka pieczone, eskalopki a może placki ziemniaczane. A mój mąż może wtedy spełniać się kulinarnie.
Czy ma pani ulubione miejsce w Polsce, w którym spędza wakacje z rodziną?
Uwielbiamy Mazury. Jest tam cicho, spokojnie, błogo. Mogę się tam delektować ciszą i o niczym nie myśleć, bo w wakacje lubię odetchnąć od tłumów, a chodzenie po galeriach handlowych bardzo mnie męczy. Mazury są więc dla mnie idealnym miejscem. Tam udaje mi się zapomnieć o bożym świecie.