Orina Krajewska o Małgorzacie Braunek: Wiele dowiedziałam się o mamie z książki

Mówi się o byciu tu i teraz. Według mnie najważniejszy jest balans: zachowanie z naszych korzeni tego, co wzmacniające, ale wypuszczanie gałęzi w górę, w przyszłość - mówi Orina Krajewska.

Publikacja: 17.12.2024 15:30

Orina Krajewska: Trudno jest puścić coś, co się kończy, co kochaliśmy. Ale bez tego nie pójdziemy da

Orina Krajewska: Trudno jest puścić coś, co się kończy, co kochaliśmy. Ale bez tego nie pójdziemy dalej.

Foto: PAP

Jest pani aktorką, ale i propagatorką holistycznego, integralnego podejścia do zdrowia. W pani książce: „Siła umysłu. Siła emocji. Duchowe ścieżki zdrowia” zatrzymałam się na oddechu. Czy musimy na nowo nauczyć się oddychać?

Swoje życie zaczynamy od oddechu. Nim też to życie kończymy. James Nestor, autor książki „Oddech”, z którym miałam przyjemność rozmawiać podkreśla, że prawidłowy oddech jest fundamentalnym elementem utrzymania się w zdrowiu, a najbardziej go zaniedbujemy. W swojej podróży w głąb medycyny integralnej odkryłam, że faktycznie tak jest. Z jakiegoś powodu oduczyliśmy się prawidłowo oddychać, tak jak zapomnieliśmy o tym, jak wielki wpływ mają na nas najbardziej elementarne składowe życia – odpowiednia dieta, regularny ruch, regenerujący sen, przebywanie w naturze. Ale pocieszające jest, że jeśli czujemy, że je zaniedbaliśmy – możemy wszystko zmienić,  a cały organizm odczuje to prawie natychmiast. Zdrowe, odżywcze, spokojne oddychanie to nasza baza. Powtarzając za Jamesem Nestorem i lek.med. Elżbietą Dudzińską, z którą od lat współpracujemy w naszej fundacji – oddech powinien być spokojny i zawsze przez nos. Tymczasem oddychamy szybko, często przez usta. Zapominamy, że zmiana nawyków w tak podstawowej czynności jak oddech może mieć na nas transformujący wpływ.

O czym jeszcze zapominamy?

Myślę, że w zgiełku codziennego życia i pędzie łatwo nam przyzwyczaić się do niezdrowych rzeczy. Przede wszystkim zapominamy o sobie. Zapominamy zapytać się siebie, co nam najbardziej służy, co mówi nasze ciało, za czym tęsknimy. Oddech jest tylko jednym z filarów, ale kiedy go zaniedbamy, powikłania pojawiają się kalejdoskopowo. Powtórzę więc znów za Jamesem Nestorem: kiedyś potrafiliśmy bardziej słuchać tego, co mówi do nas nasz organizm. Można powiedzieć więc, że zapomnieliśmy, jak to jest żyć organicznie. Kiedyś odżywialiśmy się zgodnie z porami roku, z tym, co daje w danym sezonie ziemia.

Zapominamy, że warto ze sobą rozmawiać, ale też czasami słuchać ciszy. Odłożyć telefon. Czy boimy się tego, co za ta ciszą stoi? To pytanie, które może postawić sobie każdy z nas. Od 10 lat staram się podróżować ze swoimi pytaniami. Szukanie odpowiedzi to przygoda na całe życie. Bo jedno wynika z drugiego; i wciąż rodzą się nowe. Podróż po zdrowie, równowagę wewnętrzną i rozwój jest w moim przekonaniu fascynująca. Pozwala mi budować wiarę w to, że naprawdę mamy wpływ na swój dobrostan.

Fundacja „Bądź”, którą stworzyła pani w 2015 roku, uczy holistycznego podejścia do życia. Nie wydaje się pani, że zarówno „holistycznie” jak i wspomniany „dobrostan” to pojęcia ostatnio nadużywane?

Nie widzę niczego złego w spopularyzowaniu tych słów. Kiedy zaczynaliśmy, holistycznie oznaczało magicznie. Cieszy mnie że dzisiaj „holizm” rozumie się według właściwego znaczenia. To nic innego jak podejście, które mówi o tym, że aspekty naszego funkcjonowania wpływają na siebie wzajemnie. Ciało i umysł nie są oddzielone. To, o czym myślimy i to, co czujemy, wpływa na naszą fizyczność – i odwrotnie. Dzisiaj mamy na to mnóstwo badań naukowych. Świat nauki traktuje „całościowe podejście” coraz bardziej poważnie – zarówno w leczeniu chorób przewlekłych jak i w profilaktyce. Nareszcie. Popularyzowanie holistycznego podejścia do życia jest misją naszej fundacji. Nagły skok w rozpoznawalności tych słów ma więc dla mnie wymiar pozytywny. To, czym się martwię, to pewien skutek uboczny, czyli spłaszczanie głębokich pojęć. Holistyczne dzisiaj jest prawie wszystko. Stało się marketingowym hasłem. Warto przyglądać się temu, co stoi za filozofią marki, która się nim posługuje. Tylko od nas samych zależy, kogo zdecydujemy się wspierać, po jakie suplementy sięgać, jakich kosmetyków używać.

My jako jednostki nie jesteśmy oderwani od siebie. Ciągle wpływamy na siebie wzajemnie. Każdy z nas nosi w sobie całe wieki doświadczeń naszych przodków. Kim byłabym dziś, gdyby nie zdarzyło się wszystko to, co sprawiło, że się urodziłam z takimi a nie innymi uwarunkowaniami? Zara Waldeback, z którą rozmawiałam na potrzeby mojej książki powiedziała: „To, z czym spotykasz się dzisiaj, w jakim świecie żyjesz, nie jest twoją winą, ale może być twoją odpowiedzialnością.” Praca nad sobą jest moją odpowiedzialnością, tak samo jak przykładanie się do tego, żeby nasza wspólna przestrzeń i świat był choć trochę bardziej uporządkowany i przyjazny.

Czytaj więcej

Joanna Radziwiłł, współzałożycielka Fundacji Opiekuńcze Skrzydła: Drobne gesty potrafią odwrócić los

Ma pani silne korzenie. Mama – Małgorzata Braunek w najnowszej książce Joanny Podsadeckiej jawi się jako mocna i wielowymiarowa postać. Prowadząca otwarty żywy dom ,„miejsce mocy”...

Czytając tę książkę, sama sporo dowiedziałam się o mamie. Wiele z tego w kontekście emocji chcę zostawić dla siebie, bo odbieram książkę pewnie zupełnie inaczej niż inni. Jestem bardzo wdzięczna Joasi za obiektywizm. Bardzo mnie ta książka wzruszyła. Mama ukazana jest w niej taka, jaka była. Złożona. Wspomnienia, anegdoty, kolory przywołane w tej podróży, pokazują ją nie tylko jako buddystkę lub aktorkę, ale też bardzo intrygującego człowieka. Była ciekawa życia i ludzi, szanowała ich. Mądra, pełna energii. Na pewno mama przekazała mi otwartość, zaufanie, autentyczność w relacjach z drugim człowiekiem. Nasz dom był otwarty, mama zawsze przyciągała ludzi. Do niedawna nie zamykałam nawet drzwi do domu (śmiech).

Pani mama miała swoje słowa - klucze: jedność, zrozumienie, przestrzeń. A pani?

Hmm.. te słowa pewnie zmieniają się w zależności od momentu w życiu. Dzisiaj powiedziałabym, że tym słowem jest świadomość. To ona daje mi wolność wyboru. Ale też integracja, niezależność, ciekawość życia, poszukiwanie. Lubię określać siebie jako poszukiwaczkę.

Dom to także nauka relacji, a nasze czasy stają się coraz bardziej zrobotyzowane. Wojciech Eichelberger w rozmowie z panią o współczesnej samotności powiedział, że ekran komputera „zastępuje” nam więzi, ale nie pachnie, jest zimny. A my chyba nie zdajemy sobie nawet sprawy jak bardzo brakuje nam prawdziwych ludzkich emocji.

Realizujemy projekt razem z Vladem Grynem, Tarasem Gembikiem i Krzysztofem Nowińskim z naszej fundacji: organizujemy warsztaty kulinarne prowadzone przez zaproszonych gości, których łączy wspólne doświadczenie przymusowej migracji. Spotykamy się przy jednym stole, często nie mówiąc w jednym języku, ale towarzyszy nam język emocji i czynności, którą każdy z nas zna – gotowania. Dzięki warsztatom budujemy solidarność. Wymieniamy doświadczenia kulinarne. Na tym przykładzie wielu z nas uświadamia sobie najprostsze prawdy, bez których nie istniejemy – jak bez oddechu z początku tej rozmowy. Każdy musi jeść, ruszać się, rozmawiać – czuć bliskość. Wspomniane już podejście holistyczne ma zastosowanie i tutaj. Widzę, jak działa budowanie relacji, przełamywanie lęku przed bliskością. W kontekście geopolitycznym pojawia się pytanie, gdzie jesteśmy teraz? Wojna w Ukrainie, niewyobrażalna tragedia w Gazie i Palestynie, kryzys na granicy polsko-białoruskiej – grożą nam kolejne podziały, jeszcze większa izolacja. Pojawia się strach przed nieznanym, obawa, że utracimy swoje bezpieczeństwo. Szukam więc tego, co da mi bazę, do której zawsze będę mogła wrócić. Dla mnie jest nią wspólnota. Ludzie których kocham i z którymi czuję się dobrze. To także jest dla mnie holizm: zamiast dyskutować o tym, co nas dzieli, szukam wspólnych połączeń. Cytując dr Julię Wahl, która mówi o współczuciu: „Nie musimy od razu się lubić, ale możemy współpracować." Chodzi o to, żeby zrezygnować z negatywnych projekcji.

Na potrzeby swojej działalności rozmawia pani z wieloma specjalistami. Poczucia bezpieczeństwa można się nauczyć?

Myślę, że można. Sama jestem na tej ścieżce. Ważne by budować je w granicach naszych możliwości i potrzeb. Bez nakazów i zakazów. Dla mnie istnieją dwa filary poczucia bezpieczeństwa: wewnętrzne zasoby, czyli zaufanie do siebie, poczucie własnej wartości oraz zewnętrzne – wspierające relacje i wymiana doświadczeń. 
Powołam się na słowa profesora Dobroczyńskiego, z którym rozmawiałam w moim podcaście. Powiedział, że największe kryzysy i neurozy biorą się z tego, że nie pozwalamy sobie puścić naszej tożsamości, która już od dawna nie jest aktualna, a uparcie się jej trzymamy. Trudno jest puścić coś, co się kończy, co kochaliśmy. Ale bez tego nie pójdziemy dalej. W tej podróży przecierania ścieżki do siebie samej, towarzyszy mi terapia. Uczę się w niej pytać i nie zawsze od razu znajdować odpowiedzi. Całe życie kogoś żegnamy, ale i witamy. Również nasze przekonania. Czyż nie jest często tak, że patrzymy na siebie swoimi dawnymi oczami i mamy żal, że czegoś nie potrafimy, tymczasem umiemy to już od dawna? Wyrastamy ze starych uwarunkowań, a wciąż mamy tendencję do trzymania się starych schematów. Potrzebna jest uważność i wrażliwość.

Czytaj więcej

Gabriela Muskała: Hartowanie poprzez krytykę nie ma dla mnie racji bytu

Wrażliwość dziś musi uczyć się być taka jak my: wielozadaniowa. Wielozadaniowość kontra wysoka wrażliwość – czy to połączenie jest możliwe?

Obydwa pojęcia są mi bliskie. Jestem osobą wysoko wrażliwą, ale i wielozadaniową. Uczę się podróżować w stronę jakości, nie ilości. Bardzo długo udowadniałam sobie, ile rzeczy mogę domknąć w danym dniu, ile unieść. Gdy pod koniec dnia padałam wyczerpana, bez energii, miałam poczucie wypełnionej misji, ale równocześnie – nigdy nie pochwaliłam się za wykonanie tych zadań. Za to z łatwością obwiniałam się za to, czego nie zdążyłam „dowieźć” . Zdarzało mi się płakać na dźwięk kolejnego dzwonka telefonu. A równocześnie czułam satysfakcję, że jestem tak obłożona obowiązkami. Dopiero wtedy czułam się wartościowa. Dzisiaj jestem w podróży, która to weryfikuje. Staram się sprawdzać na bieżąco, w co jestem w stanie zainwestować swoją energię. Dziś już wiem, że każdy nosi w sobie potencjał, by umiejętnie się ze sobą samym kontaktować. Zadawać sobie najprostsze pytania. Najprostsze, nie znaczy – najłatwiejsze. Mnie na pewno ratuje bycie w drodze: to droga rozwoju. Chciałabym podążać tym nurtem całe życie. Swoją siłę czerpię z wiary, że zmiana jest możliwa. Kryzysów nie unikniemy, ale dzięki określonym zasobom, możemy lepiej i szybciej z nich wychodzić.

Greckie „krino”, od którego pochodzi słowo „kryzys” oznacza decydowanie, zmaganie się, ale i wybór. Można jednak rozumieć go także jako punkt zwrotny.

Jeden z projektów, które realizowaliśmy w fundacji miał nazwę: „Jestem i Będę”. Składał się ze świadectw osób, które przeszły przez kryzys zdrowotny i wspierały się na różne sposoby. Ogromną siłą i odwagą jest poszukać tego, co „dzięki” kryzysowi dostajemy. Wiem że jest to możliwe. Oczywiście nie wyklucza to przejścia przez miejsca bardzo trudne. Wróciłam niedawno z medytacji oświęcimskich organizowanych przez międzynarodową organizację Zen Peacemakers. To doświadczenie uświadomiło mi, że emocjonalnie warto spotykać się z tym, z czym człowiekowi nie zawsze jest po drodze: z rozpaczą, smutkiem, żalem. Strach przed emocjami to ślepa uliczka. Wszystkie emocje mają swoje miejsce i swoją rolę. Są jak latarnie morskie. Zwracają nam uwagę na to, co w danej chwili jest ważne.

A złość?

Ostatnio usłyszałam jej definicję, która do mnie przemawia. Złość mówi o przekroczonych granicach albo o złamanych pragnieniach. O tęsknocie.

Propaguje pani nowe metody terapii. Metoda: „To, gdzie patrzysz, wpływa na to, jak się czujesz” czyli odkryty przez dr Davida Grand'a w 2003 roku brainspotting przynosi ponoć spektakularne efekty.

Ta metoda mnie zafascynowała. Dr Grand odkrył, że aktywność mózgu w części podkorowej organizuje się wokół pozycji oka. Między oczami a tą częścią mózgu, która odpada za nasz instynkt, emocje i szybkie reakcje znajduje się bezpośrednie połączenie nerwowe. Koncentrując się na tym fragmencie, omijamy więc „racjonalną” część mózgu. Mówiąc bardzo prosto: dzięki temu, gdzie patrzymy, możemy mieć dostęp do tego, co jest w nas najgłębiej zakopane. Nawiązujemy kontakt z częścią podświadomą. Nasz umysł jest też na tyle mądry, że nie zaprowadzi nas do miejsc, które w danym momencie są dla nas traumatyzujące. Warto oddać swemu umysłowi prowadzenie, bo on spokojnie nas do nas samych doprowadzi. Brainspotting sprawdza się też w pracy kreatywnej. Wspaniały terapeuta Damian Dudkiewicz specjalizuje się w brainspottingu i jako coach prowadzi aktorów, przygotowuje do roli. Próbowałam tej metody również w ten sposób i jest spektakularna.

Znając wiele form terapii, która miała na panią wyjątkowy wpływ?

Wierzę że nie ma jednej odpowiedzi. Każdy z nas musi znaleźć coś dla siebie. Jako aktorkę, ale i jako człowieka w trakcie rozwoju, interesuje mnie również terapia poprzez sztukę. Wspaniałym tematem jest filmoterapia. W Polsce specjalizuje się w niej Martyną Harland. Taniec także może być terapią. Dla przykładu: DMT (Dance Movement Therapy) pozwala uwolnić napięcia z ciała. Każda ze znanych mi z doświadczenia form terapii była mi potrzebna. Staram się z nich korzystać, czasami przystanąć w środku dnia i zapytać się swojego ciała, jak ono się czuje. Być ze sobą tu i teraz to wielkie wyzwanie.

„Tu i teraz” - także coraz częściej jest używane. A co z tym, co było i nie do końca odeszło, nawet jeśli się skończyło?

To prawda; wiele mówi się o byciu tu i teraz. Według mnie najważniejszy jest balans: zachowanie z naszych korzeni tego, co wzmacniające, ale wypuszczanie gałęzi w górę, w przyszłość.

Jest pani aktorką, ale i propagatorką holistycznego, integralnego podejścia do zdrowia. W pani książce: „Siła umysłu. Siła emocji. Duchowe ścieżki zdrowia” zatrzymałam się na oddechu. Czy musimy na nowo nauczyć się oddychać?

Swoje życie zaczynamy od oddechu. Nim też to życie kończymy. James Nestor, autor książki „Oddech”, z którym miałam przyjemność rozmawiać podkreśla, że prawidłowy oddech jest fundamentalnym elementem utrzymania się w zdrowiu, a najbardziej go zaniedbujemy. W swojej podróży w głąb medycyny integralnej odkryłam, że faktycznie tak jest. Z jakiegoś powodu oduczyliśmy się prawidłowo oddychać, tak jak zapomnieliśmy o tym, jak wielki wpływ mają na nas najbardziej elementarne składowe życia – odpowiednia dieta, regularny ruch, regenerujący sen, przebywanie w naturze. Ale pocieszające jest, że jeśli czujemy, że je zaniedbaliśmy – możemy wszystko zmienić,  a cały organizm odczuje to prawie natychmiast. Zdrowe, odżywcze, spokojne oddychanie to nasza baza. Powtarzając za Jamesem Nestorem i lek.med. Elżbietą Dudzińską, z którą od lat współpracujemy w naszej fundacji – oddech powinien być spokojny i zawsze przez nos. Tymczasem oddychamy szybko, często przez usta. Zapominamy, że zmiana nawyków w tak podstawowej czynności jak oddech może mieć na nas transformujący wpływ.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Wywiad
Superstudentka i wynalazczyni Martyna Łuszczek: Demonizujemy nasz system edukacji
Materiał Promocyjny
Jak wygląda nowoczesny leasing
POLKA NA OBCZYŹNIE
Polka w Kenii: Tutaj dzieci muszą znać swoje miejsce w szeregu
Wywiad
Magdalena Mielcarz zmieniła zawód: Czuję się jednorożcem, ale mam poczucie misji
POLKA NA OBCZYŹNIE
Polka w Omanie: Tutaj kobieta traktowana jest z dużym szacunkiem
Materiał Partnera
Kroki praktycznego wdrożenia i operowania projektem OZE w wymiarze lokalnym
PODCAST "POWIEDZ TO KOBIECIE"
Katarzyna Glinka o życiowym kryzysie: Długo grałam w tę grę
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście