W ostatnim czasie Polską wstrząsnęła informacja o tym, że we Wrocławiu zastrzelono dwóch policjantów. Ich narządy zostały przekazane do transplantacji. Czy takie sytuacje dzieją się częściej i można powiedzieć, że sytuacja w polskiej transplantologii poprawia się?
Na pewno jest lepiej, ale wciąż jest przestrzeń, żeby zrobić dużo więcej, np. w zakresie identyfikowania dawców w naszych szpitalach. Uznaje się, że ok. 3 proc. zgonów w szpitalach i 10 -15 proc. na oddziałach intensywnej terapii mogłoby mieć zdiagnozowaną śmierć mózgu. A często się tego nie robi.
W Polsce co roku wykonuje się około 1500 przeszczepień narządów pobranych od około 600 dawców zmarłych. Szpitali, w których identyfikuje się potencjalnych dawców, jest 388, z czego 371 to placówki dla dorosłych i 17 szpitali pediatrycznych. W tych placówkach są koordynatorzy transplantacyjni, którzy się o to troszczą i na bieżąco monitorują potencjał dawstwa. Natomiast wciąż jest wiele miejsc, w których takich działań w ogóle się nie wykonuje. Jest bardzo duża dysproporcja, jeśli chodzi o województwa, bo przykładowo w Zachodniopomorskiem takich pobrań jest 27 na milion mieszkańców, a na Podkarpaciu zaledwie 2 na milion mieszkańców.
Od czego zależy, czy można będzie pobrać narząd?
Podstawowym warunkiem jest stwierdzenie zgonu zgodnie z obowiązującymi przepisami. W naszym kraju narządy można pobrać od osoby z nieodwracalnym uszkodzeniem ośrodkowego układu nerwowego i po stwierdzeniu śmierci mózgu. Zdecydowanie rzadziej pobiera się narządy od osób zmarłych z powodu nieodwracalnego zatrzymania krążenia. Potrzebna jest też ocena kliniczna, czy dawca oraz narządy są na tyle zdrowe, by je pobrać i przeszczepić.