Szeptuchy z Podlasia. Kim są i jak działają kobiety, które zastępują lekarzy wielu Polakom?

Wiara w cudowną moc zamawiaczek, a przy okazji również szeroko pojętych działań ezoterycznych i magicznych, jest dziś ciągle żywa i, można powiedzieć, powszechna. Co sprawia, że w XXI wieku tak wielu Polaków odwołuje się do tajemnych rytuałów, a nawet uzależnia od nich swoje życie?

Publikacja: 09.02.2024 12:42

W lokalnej społeczności szeptucha odgrywa rolę lekarza i psychoterpeuty, ale działa inaczej niż wykw

W lokalnej społeczności szeptucha odgrywa rolę lekarza i psychoterpeuty, ale działa inaczej niż wykwalifikowani specjaliści.

Foto: PAP

31 stycznia 2024 r. zmarła Wiera Popławska. 98-latka była najsłynniejszą współczesną szeptuchą z Podlasia. Ludzie znali ją jaką Panią Walę z Orli. Przychodzili i przyjeżdżali do niej w poszukiwaniu ukojenia różnego rodzaju bólu – fizycznego i emocjonalnego. Zmarła czyniła swoją posługę ponad 50 lat. Informacja o jej odejściu błyskawicznie pojawiła się w internecie. Zareagowały na nią setki ludzi. W komentarzach pod postami w mediach społecznościowych i materiałami dziennikarskimi wspominano Babkę z Orli, oddawano jej cześć, dziękowano za cuda, których dokonywała. Dzień później, 1 lutego, odbył się jej pogrzeb. Tutaj ludzi również nie brakowało. Pożegnanie Wiery było ważnym wydarzeniem nie tylko dla lokalnej społeczności. Wystarczy pobieżne spojrzenie na zasięg reakcji internautów na śmierć szeptuchy, by zauważyć, że skala zjawiska, o którym mowa – wiary w cudowną moc zamawiaczek, a przy okazji szeroko pojętych działań ezoterycznych i magicznych – jest ogromna. Co sprawia, że w XXI wieku tak wielu Polaków odwołuje się do tajemnych rytuałów, a nawet uzależnia od nich swoje życie? Udzielenie odpowiedzi na to pytanie wymaga wielowymiarowego spojrzenia na fakty.

Szeptuchy z Podlasia — co leczą?

Karolina (imię zmienione na prośbę bohaterki – przyp. red.) jest dojrzałą kobietą, z wykształcenia lekarką. Urodziła się i mieszka na Podlasiu. Jest aktywna zawodowo, ma dzieci. Bezproblemowo zgadza się na rozmowę o swojej bardzo bliskiej – zbyt bliskiej – relacji z szeptuchą. Pamięta, że była wożona do Wali z Orli już jako małe dziecko. Nie wie, kiedy dokładnie był ten pierwszy raz, ale w głowie ma obrazy z życia kilkulatki, w których widzi spotkania z Babcią – tak mówi o Wali. Dobrze pamięta te wizyty – pewnie dlatego, że odbywały się bardzo często.

– Nie będzie w tym przesady, jeśli powiem, że u mnie w domu jechało się do Orli prawie z każdym problemem, a już na pewno Babcię odwiedzało się częściej niż lekarza – mówi Karolina. - Wizyta u niej była tym, co dziś nazywa się działaniem pierwszego wyboru. Po prostu: dzieje się coś niedobrego – jedziemy do Wali – opowiada.

W lokalnej społeczności szeptucha odgrywa rolę lekarza i psychoterpeuty, ale działa inaczej niż wykwalifikowani specjaliści. Przede wszystkim: do niej nie trzeba się zapisywać. Rano - latem nawet o 5.00 - przed domem Wali ustawiała się kolejka potrzebujących. Zamawiaczka rozpoczynała posługę około 7.00. Tuż po południu miała krótką przerwę na obiad. Po odpoczynku ponownie spotykała się z tymi, którzy szukali u niej pomocy. Nikomu, kto się pojawił, nie odmawiała spotkania. Niektóre osoby korzystające z jej wsparcia wspominają, że pracowała do późnego wieczora. Inni mówią, że zasadą było kończenie działań przed zachodem słońca. Wszyscy, którzy choć raz mieli kontakt z Wierą, są zgodni co do tego, że ona sama i dom, w którym mieszkała i przyjmowała, były wyjątkowe. Mówią o energii, atmosferze, emocjach, które rodziły się w tym kontakcie. Jednych szeptucha pytała o powód, który sprawił, że osoba zwracała się do niej o pomoc. Innych po prostu otaczała zrozumieniem, dobrem, i ciepłem, które z niej emanowało, i działała bez stawiania konkretnych pytań.

Jako wyjątkowe doznanie wspomina swój pierwszy kontakt z Panią Walą Kora Brylińska – również mieszkanka Podlasia, z wykształcenia anglistka, obecnie, podobnie jak Wiera Popławska, „pracująca z ludźmi”. Na pytanie o to, czy życzy sobie, aby przedstawiać ją jako szeptuchę, odpowiada, że to nie ona podejmuje tę decyzję. Inicjatywa w tym zakresie powinna wyjść od ludzi. Prosi, aby mówić o niej „ta, która trzyma tradycję”. Kora trafiła do Wali po raz pierwszy, gdy miała kilkanaście lat – z bólami głowy. Kiedy Babcia ją zobaczyła, powiedziała „Dobrze, że już jesteś”. Po spotkaniu problem, z którym się zmagała, zniknął, ale to nie jedyne, co się wtedy wydarzyło. Od tamtej pory Kora zaczęła czuć i rozumieć, że również ma niewytłumaczalną potrzebę pomagania innym. Długo chciała ją w sobie zabić. Również w tym celu wielokrotnie odwiedzała Walę – prosiła, aby Babcia jej TO zabrała. Sama też robiła wszystko, żeby poprowadzić swoje życie inną drogą, ale ostatecznie i tak weszła na TĘ ścieżkę. 10 lat temu straciła syna. Mierząc się z trudnymi emocjami, postanowiła, że nie będzie już dłużej uciekać przed samą sobą. Zaczęła od udzielania wsparcia rodzicom mającym podobne doświadczenia co ona.

- To nie jest łatwe – mówi Brylińska. – Dlaczego? Bo to nie jest zwykła praca, tylko posługa. Nie kończysz zmiany. Nie zamykasz drzwi domu, w którym pracujesz i nie idziesz zająć się czymś innym – opowiada.

Nie tylko ona sama definiuje swoje zajęcie jak posługę. Karolina, dziś otwarcie mówiąca, że walczy z uzależnieniem od kontaktu z szeptuchą, również tak postrzegała aktywność Wali z Orli. Dzieje się tak zapewne dlatego, że zamawiaczki w rytuałach, które odprawiają w kontakcie z klientami, odmawiają modlitwy. Większość babek jest wyznania prawosławnego. Oficjalne stanowisko cerkwi wobec ich praktyk jest negatywne, ale, jak pokazuje choćby przypadek Wali z Orli, zamawiaczki nie są wykluczane ze wspólnoty kościelnej. W uroczystym ceremoniale pogrzebowym Wiery uczestniczył lokalny batiuszka (ksiądz prawosławny – przyp. red.), który w wygłaszanym kazaniu wspominał nawet o działalności zmarłej. Obecna na pogrzebie Karolina relacjonuje, że z ust księdza padło mocne zdanie: odwiedzających Walę ludzi uzdrawiała wiara ich samych. Wiera była tylko pewnego rodzaju katalizatorem cudów. Za życia Popławska była członkinią chóru parafialnego w Orli. Nikt nie robił z tego problemu.

- Nakryła głowę mojej córki białym materiałem, położyła na niej ręce i szeptała „Hospodi Pomilui” (Panie, zmiłuj się – przyp. red.) – wspomina wizytę u Wali Iwona (imię zmienione na prośbę bohaterki – przyp. red.), która odwiedziła Orlę mniej więcej 8 lat temu. – Nie było żadnego zagrożenia, które mogłoby płynąć z tych rytuałów. Pakułki lnu, o których słyszałam, że spala się je na głowie, w naszym przypadku zostały podpalone nad świecą – informuje.

Czytaj więcej

Kobiety i mężczyźni chorują inaczej. Wiadomo, co decyduje o tych różnicach

Iwona szukała pomocy u Wali w związku z trudnymi do pokonania stanami lękowymi, które pojawiły się u córki. Badania, które zrobiono, aby znaleźć przyczynę problemu, nic nie wykazywały. Lekarze rozkładali ręce. Co ważne: Iwona i jej bliscy są niewierzący. Mimo to zdecydowali się pojechać do Wali. Mężczyzna – mąż i ojciec - nie chciał wejść nawet na posesję Wiery – nie mówiąc już o wnętrzu jej domu. Iwona śmieje się i mówi, że mąż się jej bał, ale one z córką ani trochę. W kontakcie z dziewczyną szeptucha nie tylko odprawiała rytuały. Jej działanie miało również wymiar werbalny. Przekonywała klientkę, że jest wspaniała, że ma w sobie siłę, żeby pokonać problemy. Po wyjściu od Wiery młoda kobieta (miała wtedy nieco ponad 20 lat) i jej matka doznały czegoś w rodzaju oczyszczenia. Wsiadły do samochodu i obie długo płakały. Nie potrafiły wytłumaczyć, dlaczego.

O tym, jakie czynności jeszcze wykonywała Wala w czasie wizyty u niej, wspomina również Karolina. Pamięta metalowe narzędzie – kształtem przypominające nóż, ale tępe. Babka zbliżała je do chorego miejsca na ciele i wykonywała nim ruchy. Czasami używała też szklanego naczynia wypełnionego wodą. Podświetlała je od dołu i „czytała w nim przyszłość”. Zdarzało się też, że dawała coś do picia, a na zakończenie obdarowywała człowieka małym chlebkiem lub specjalnymi ciastkami. Trzeba je było spożyć zgodnie z udzielonymi wskazówkami, będąc już w domu.

Kora Brylińska zapytana o to, czy też odprawia tego rodzaju rytuały, odpowiada, że każdy, kto pracuje z ludźmi, ma swoje metody i narzędzia. Praca z chlebem, praca z energią, praca z modlitwą – to tylko niektóre ze sposobów działania. W relacjach osób, które miały do czynienia z działalnością szeptuch 30 – 40 lat temu pojawiają się wzmianki o tak oryginalnych praktykach jak przeciąganie niemowlęcia przez kalesony albo pod spódnicą. Te rytuały miały zapewnić mu zdrowie lub sprawić, by przestało nieustannym płaczem niepokoić rodziców.

Szeptuchy z Podlasia — wsparcie, od którego można się uzależnić

Powracając jeszcze na chwilę do porównania usług świadczonych przez szeptuchy do porad lekarskich udzielanych w prywatnych gabinetach: istotną różnicą jest kwestia płatności. Babki nie mają oficjalnego cennika. Osoby, którym pomagają, mogą zapłacić „co łaska”, ale nawet to nie jest regułą. Iwona na przykład odwdzięczyła się Wali za udzieloną pomoc dopiero przy drugiej wizycie. Za pierwszym razem Wiera nie chciała przyjąć pieniędzy. Powiedziała, że mogą się zrewanżować „przy okazji”, przywożąc na przykład coś do jedzenia. Jej życzenie zostało spełnione. Iwona odbyła z córką jeszcze jedną wizytę u Wiery. Nie miały wprawdzie jednoznacznego zalecenia, aby to zrobić, ale po pierwszym spotkaniu czuły się tak dobrze, że chciały utrzymać i przedłużyć ten efekt.

O nich nie można powiedzieć, że były stałymi bywalczyniami u Wali. Osiągnęły cel, który im przyświecał, gdy udawały się tam po raz pierwszy. Problem, z którym trafiły do Wali, znikł. Ich relacja z szeptuchą nie przerodziła się w coś długotrwałego – tak, jak miało to miejsce w przypadku Karoliny.

Lekarka, która większość swojego życia regularnie odwiedzała Walę, 2 lata temu rozpoczęła psychoterapię. Uświadomiła sobie, że jest uzależniona od wizyt u Babci i jej porad. Nie umiała samodzielnie podjąć właściwie żadnej decyzji. Straciła przekonanie o swojej sprawczości. Wierzyła, że to, czego pragnie, może się zadziać tylko wtedy, gdy będzie „zamówione” przez szeptuchę. Nie tylko do niej jeździła, ale także dzwoniła. W niektórych sprawach wsparcie szeptunki przynosiło pożądane efekty. W innych nie. Pojawiły się bardzo skomplikowane, trudne emocje – krok od depresji. Teraz, już po długiej pracy nad sobą, Karolina wie, co jeszcze musi przepracować, żeby panować nad własnym życiem i dobrze się czuć. Przyczyn tego, co stało się jej udziałem, szuka w rodzinie i dzieciństwie. To był dom, w którym o niczym się nie rozmawiało. Komunikacja między członkami rodziny właściwie nie istniała. Nie szukało się rozwiązań problemów i nie omawiało możliwych sposobów działania. Panowało przekonanie o tym, że wszystko, co złe, dzieje się dlatego, że zazdrośni, nieprzychylni ludzie rzucili przekazują swoją złą energię, omiatają złym wzrokiem, rzucają uroki, i że trzeba TO cofnąć. Wciąż podszyta strachem matka - tak nauczona przez swoją mamę - ze wszystkim jechała do babki. Ojciec nie inicjował tych wizyt, ale akceptował je. Dzięki zamawianiu wszystko miało być dobrze, ale nie zawsze tak było. Karolina do dziś nie rozmawiała z rodzicami o tym, jak teraz postrzega to, że od najmłodszych lat wożono ją do Orli. Mówi, że jeszcze nie jest na to czas. Teraz jest z siebie dumna, że – jak informuje – we własnej sprawie ostatnio była u Babci już jakieś 2 lata temu. Z dziećmi jednak niecały rok temu. Chodziło o problemy wychowawcze z córką. Wcześniej prosiła Walę, żeby pomogła jej synowi, kiedy moczył się w nocy w wieku, w którym nie powinno się to już zdarzać.

- Kiedy teraz patrzę wstecz, wiem, że był to bardzo wyraźny symptom uzależnienia – mówi Karolina. – Syn zaczął się moczyć. Szybko zrobiłam badania. Nic nie wykazały, a problem powtórzył się kilka kolejnych nocy z rzędu. Nie spojrzałam w to głębiej. Nie pomyślałam o kwestiach emocjonalnych. Najszybciej jak się dało, pojechałam do Orli. W przekonaniu o tym, że dobrze robię, utwierdziło mnie to, że po wizycie na jakiś czas kłopot zniknął. Teraz nie łączę już tego jednoznacznie z działaniem Babci – przyznaje.

Dodaje też jednak, że zdarza jej się we własnej praktyce lekarskiej zasugerować pacjentowi wizytę u babki. Działa w ten sposób, gdy zastosowanie narzędzi medycyny konwencjonalnej nie przynosi oczekiwanych efektów, a przeprowadzona diagnostyka nie wskazuje źródeł problemów, z którymi mierzy się chory. Karolina zaznacza, że sugestię, by udać się do szeptunki, czyni zawsze bardzo delikatnie. Sonduje, jak pacjent odnosi się do tego typu kwestii i jeśli od razu otrzyma informację, że nie wierzy w to, zamyka temat.

Szeptuchy z Podlasia — gdzie jedna nie może, tam...

Śledząc historie osób korzystających z usług szeptunek, nietrudno zauważyć, że wiara w skuteczność ich działań odgrywa bardzo ważną rolę w systemie motywacji, którym się kierują. Co ciekawe: klientami szeptuch są osoby różnych wyznań, a nawet – jak pokazuje przykład Iwony – ateiści. Zupełnie żadnego znaczenia w tym kontekście nie ma wykształcenie klientów babek. Są wśród nich zarówno osoby słabo, jak i bardzo dobrze wyedukowane. Również poziom zasobności finansowej nie jest determinantem, którym można się posłużyć w definiowaniu ludzi chcących leczyć się w ten sposób.

Co jeszcze interesującego mówią o uzdrowicielskich mocach szeptuch ich klienci? Są zgodni co do tego, że babki nie robią nic, co mogłoby zaszkodzić metodom stosowanym w medycynie konwencjonalnej. Odnośnie do działalności samej Wali, informują, że w jej historii nie brakowało przypadków, gdy odsyłała osobę proszącą ją o wsparcie do lekarza. W zasłyszanych opowieściach przewija się też informacja o wzajemnym „przekazywaniu sobie klientów” przez szeptunki. Różne – ale nieskonkretyzowane – powody sprawiają, że nie każda babka jest w stanie pomóc każdej sprawie, a nawet w danym dniu. Jeśli tak się dzieje, informują potrzebującego, do jakiej innej ekspertki powinien się udać. Zdarzają się też sytuacje, w których człowiek nie jest do końca zadowolony z efektów współpracy z daną kobietą i sam szuka pomocy u innych uzdrowicicielek. Do takiego działania przyznała się wspominana już wcześniej Karolina. W jej życiu były takie okresy, gdy odwiedzała różne babki. Wala z Orli zawsze była jej jednak najbliższa.

Profesor nauk medycznych Agnieszka Kołacińska-Wow, specjalista w zakresie chirurgii onkologicznej oraz chirurgii piersi, zapytana o to, czy zaleciłaby pacjentkom wizytę u specjalisty szeroko pojętej medycyny niekonwencjonalnej i jak ocenia praktyki, o których mowa, stwierdza jednoznacznie, że lekarze powinni korzystać tylko z naukowo potwierdzonych metod leczenia.

- Evidence based medicine czyli medycyna oparta na faktach, dowodach, poparta wynikami badań naukowych – to jedyne, z czego korzystam w pracy i tak powinien robić każdy lekarz – mówi profesor Kołacińska-Wow. – Nie neguję jednak wspierania leczenia innymi metodami jak zdrowa dieta, ćwiczenia fizyczne czy rozwój życia duchowego – pod warunkiem, że nie zastępują leczenia zgodnego z rekomendacjami uznanych towarzystw naukowych. Miałam pacjentkę ze zdiagnozowanym nowotworem piersi, która odmówiła wykonania zabiegu usunięcia guza, a zamiast tego latała na drugi koniec świata do szamana, który miał jej pomóc pozbyć się zmiany w nieinwazyjny sposób. Za każdym razem, gdy od niego wracała, miała doskonały nastrój, ale guz rósł, a człowiek, który miał ją leczyć, przekonywał, że to dobry objaw, bo zmiana w końcu pęknie i zniknie. Tak się oczywiście nie stało. Kiedy pani ostatecznie zdecydowała się na operację, było już na nią za późno – opowiada ekspertka.

Szeptuchy z Podlasia — co sprawia, że ludzie do nich chodzą?

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie tak chętnie korzystają dziś z usług oferowanych na szeroko pojętym rynku ezoterycznym, można szukać m.in. w psychologii. Psychoterapeutka Agata Malczewska wskazuje w tym kontekście na deficyty w zasobach ludzi udających się do szeptuch, wróżek, bioenergoterapeutów i innych specjalistów z tego obszaru. Braki, o których mowa, mogą dotyczyć choćby uwagi ze strony bliskich, skutecznej komunikacji z domownikami, ale także możliwości poznawczych, które przekonywałyby do wyboru racjonalnych metod działania. Ważną rolę odgrywają również wpojone przez rodzinę modele postępowania w określonych sytuacjach. W przypadku osób wywodzących się z domów, w których we wcześniejszych pokoleniach nie odwoływano się do tego rodzaju praktyk, prawdopodobieństwo korzystania z nich współcześnie, jest dużo mniejsze. Upraszczając: można powiedzieć, że podobnie jak „dar bycia szeptuchą” jest przekazywany z pokolenia na pokolenie (niekoniecznie tylko z matki na córkę), tak i skłonność do korzystania z tego rodzaju posługi jest dziedziczony.

Czytaj więcej

Kobiety same sobie szkodzą. Psycholożka o stawianiu granic swojego "ja"

Jeszcze jednak ważny powód skłaniający ludzi do wizyt u szeptunek wskazuje dr Sylwia Urbańska, socjolożka z Uniwersytetu Warszawskiego, badająca przemiany rodzin wiejskich na Podlasiu. Z jej obserwacji wynika, że do zauważalnego obecnie wzrostu zainteresowania usługami z sektora ezoterycznego – w który wpisują się szeptuchy – przyczyniają się bardzo poważne problemy z dostępnością do pomocy ze strony służby zdrowia. Szczególnie mocno odczuwają je mieszkańcy wsi.

- Na wizytę u lekarzy większości specjalizacji nie tylko długo się czeka, ale jest problem z jej organizacją – mówi dr Urbańska. – Żeby się umówić, często trzeba pojechać do odległej miejscowości. Lekarzy przyjmujących w publicznych placówkach jest za mało, a bariery finansowe uniemożliwiają korzystanie z prywatnych konsultacji. Do tego dochodzi jeszcze jedna ważna kwestia: część ludzi udających się do szeptuch to osoby w kryzysie życiowym, które przy okazji dają objawy psychosomatyczne. Ci pacjenci powinni pójść do psychologa lub psychiatry, a to nadal w środowisku wiejskim oznacza stygmatyzację, zwłaszcza wśród mężczyzn. Jest powodem do wstydu – pomijając już fakt, że tych specjalistów prawie w ogóle nie ma w zasięgu – wyjaśnia i dodaje jeszcze, że drugą grupę klientów ludowych uzdrowicielek stanowią osoby zmagające się z niepłodnością. To, zdaniem badaczki, również dowód na niedostosowanie systemu publicznej służby zdrowia. I jego skutek równocześnie.

Fakt, że wielu klientów odwiedzających ekspertów w zakresie ezoteryki to osoby potrzebujące wsparcia emocjonalnego, zauważają również przedstawiciele Kościoła. Ksiądz dr hab. Tomasz Szyszka, prof. UKSW, badacz m.in. kultury andyjskiej, w której ważną rolę odgrywa zjawisko szamanizmu (z tego, co ono oferuje, coraz częściej i chętniej korzystają Europejczycy), zwraca uwagę, że wielu ludzi Zachodu doświadcza dziś kryzysu relacji z drugim człowiekiem, co skutkuje poszukiwaniem spełnienia w tym zakresie w rytuałach, obrzędach, nieznanym mistycyzmie.

- Szamani, szeptunki, innego rodzaju ezoterapeuci oferują swoim klientom coś bardzo cennego: podmiotowe traktowanie, prawdziwe zainteresowanie, uwagę, jednostkowe podejście – mówi ksiądz profesor Szyszka. – Patrząc na to z perspektywy Kościoła, można powiedzieć, że to ważne wyzwanie ewangelizacyjne: sprawić, by poszukujący odnajdywali to, czego im brakuje, w swojej kulturze i obrzędowości – podkreśla.

Jeszcze jeden ważny głos w sprawie wybrzmiewa z wypowiedzi ojca doktora Radosława Brońka z Dominikańskiego Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach. Nie potępia on ludzi, którzy korzystają z pomocy szeptuch. Uważa jednak, że należy ich uświadamiać, co tak naprawdę robią i czy mogą liczyć na obdarowanie wyjątkową łaską Boga w okolicznościach, w których się do niego zwracają.

- Rytuały odprawiane przez szeptuchy przypominają tzw. białą magię – mówi ojciec Broniek. – Intencja, z którą się odbywają, jest dobra. Mają przynieść uzdrowienie duszy lub ciała. Nie zmienia to jednak faktu, że te praktyki są w sprzeczności z wiarą w Boga oraz z tym, czego naucza Kościół. Katechizm Kościoła katolickiego mówi: „Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim – nawet w celu zapewnienia mu zdrowia – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności”.

Dominikanin tłumaczy też różnicę między modlitwą w Kościele a tą odmawianą przez szeptuchę. W tej drugiej działa się z zamiarem i oczekiwaniem, że Łaska Boska spłynie na potrzebującego „tu i teraz”. Modlitwa chrześcijańska to akt oddania się Bogu i Jego decyzjom – budowanie z Nim relacji. Ksiądz zwraca uwagę, że w praktyce szeptuch problematyczny jest również sam dar uzdrawiania, rzekomo dany od Boga, a ofiarowywany poprzez swego rodzaju inicjację. Kościół nic nie mówi o przekazywanych z pokolenia na pokolenie darach ani specjalnych rytach (słowa, gesty, przedmioty) potrzebnych przy uzdrawianiu – jak to ma miejsce w przypadku działalności zamawiaczek.

W komentarzach internautów do informacji o śmierci Wali z Orli wielokrotnie pojawiło się pytanie o to, kto przejmie po niej „duchową schedę”. Najsłynniejsza współcześnie żyjąca szeptunka Podlasia nie miała dzieci. Ludzie będący blisko niej mówią, że przekazywała swoją wiedzę siostrzeńcowi. Już za jej życia Pan Anatol pomagał ludziom i odnosił na tym polu sukcesy. Czas pokaże, czy będzie tak znany i poważany jak jego ciotka.

31 stycznia 2024 r. zmarła Wiera Popławska. 98-latka była najsłynniejszą współczesną szeptuchą z Podlasia. Ludzie znali ją jaką Panią Walę z Orli. Przychodzili i przyjeżdżali do niej w poszukiwaniu ukojenia różnego rodzaju bólu – fizycznego i emocjonalnego. Zmarła czyniła swoją posługę ponad 50 lat. Informacja o jej odejściu błyskawicznie pojawiła się w internecie. Zareagowały na nią setki ludzi. W komentarzach pod postami w mediach społecznościowych i materiałami dziennikarskimi wspominano Babkę z Orli, oddawano jej cześć, dziękowano za cuda, których dokonywała. Dzień później, 1 lutego, odbył się jej pogrzeb. Tutaj ludzi również nie brakowało. Pożegnanie Wiery było ważnym wydarzeniem nie tylko dla lokalnej społeczności. Wystarczy pobieżne spojrzenie na zasięg reakcji internautów na śmierć szeptuchy, by zauważyć, że skala zjawiska, o którym mowa – wiary w cudowną moc zamawiaczek, a przy okazji szeroko pojętych działań ezoterycznych i magicznych – jest ogromna. Co sprawia, że w XXI wieku tak wielu Polaków odwołuje się do tajemnych rytuałów, a nawet uzależnia od nich swoje życie? Udzielenie odpowiedzi na to pytanie wymaga wielowymiarowego spojrzenia na fakty.

Pozostało 95% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Zdrowie
Monika Olejnik poinformowała, że choruje na raka piersi. "Zrobiła coś bardzo ważnego"
Zdrowie
Nowe testy krwi będą wykrywać raka. Co zastąpią?
Zdrowie
Światowy Dzień Astmy. Ekspert: Nie warto czekać z wizytą u lekarza
Zdrowie
Światowy Dzień Higieny Rąk. Dlaczego eksperci odradzają używanie mydła w kostce?
Zdrowie
Koniec ery czerniaka złośliwego. Rewolucja w profilaktyce groźnego nowotworu