W czasie pandemii, kiedy produkcje filmowe i teatralne stanęły, wielu artystów zostało zmuszonych do poszukiwania nowego zajęcia. Pani na radykalną zmianę zdecydowała się jeszcze wcześniej. Dlaczego?
Powodów było kilka. Przez lata rzeczywiście działałam na wielu polach, byłam związana z radiem i telewizją, ale niestety z czasem pracy było coraz mniej. Przykra prawda jest taka, że marzyłam o rolach u Mai Kleczewskiej, o deskach teatralnych i planach filmowych, a co najwyżej grałam w telenoweli. Męczyło mnie, że w swoim zawodzie nie mam praktycznie na nic wpływu, że choćbym nie wiem, jak była piękna, zdolna i chętna do pracy, to nie znaczy, że ją dostanę. Kryteria wyboru postrzegałam jako niejasne, a mój los uzależniony był od czyjegoś kaprysu. Moja kariera utknęła w martwym punkcie, a bezczynne czekanie na przysłowiowy telefon stało się psychicznym obciążeniem. Zresztą, jako osoba mająca rodzinę, dzieci i kredyt nie mogłam sobie na to dłużej pozwolić. Postanowiłam wziąć sprawy w swojej ręce i sprawdzić się w branży, w której liczyły się będą moje umiejętności, a nie to, jak wyglądam i ile mam lat.
Jednak praca agenta nieruchomości chyba nie jest najbardziej stabilną, jaką można by sobie było wyobrazić?
No cóż, być może mam jakieś skłonności do ryzyka. Czułam, że nie odnajdę się w rutynowej sytuacji, w której codziennie idę do biura i siedzę przy biurku. Trochę szalony i nieuregulowany tryb życia prowadziłam od dziecka, kiedy jeszcze działałam w zespole Gawęda, wyjeżdżałam ciągle w trasy i na koncerty, więc całkowite „przełączenie się” na ten ośmiogodzinny rytm pracy byłoby dla mnie trudne. Na szczęście w moim nowym zawodzie też mogłam sobie pozwolić na pewnego rodzaju wolność, kreatywność, samodzielne decydowanie o jej czasie i trybie. Od początku wydawało mi to ekscytujące.
Domyślam się jednak, że ten początek wcale nie był taki łatwy?