Kobiety same sobie szkodzą. Psycholożka o stawianiu granic swojego "ja"

Dziewczynki często od najwcześniejszych lat słyszą, że ważne jest, aby były grzeczne. To w dorosłym życiu przysparza trudności chociażby wtedy, kiedy stajemy w obliczu wewnętrznego konfliktu - mówi Urszula Struzikowska–Marynicz.

Publikacja: 02.02.2024 17:23

Na nasze granice w dużym stopniu oddziałuje kultura, w której się żyje.

Na nasze granice w dużym stopniu oddziałuje kultura, w której się żyje.

Foto: Adobe Stock

Jak określić granicę swojego „ja” w kontekście międzyludzkim? Po czym możemy poznać, że nasza została przez kogoś przekroczona?

Urszula Struzikowska-Marynicz: Granice swojego „ja” można porównać z liniami terytorialnymi. To takie symboliczne linie wokół słowa „ja”- między innymi tego, co nazywamy poczuciem własnej tożsamości. Odnoszą się one zatem do różnych części składowych „ja”, które wyróżniają każdego z nas spośród innych ludzi. Są to takie cechy, które definiują tożsamość, preferencje, a także zasoby. Granice są ważne również dlatego, że określają pewne zasady, warunki, które muszą zostać przez nas samych spełnione, abyśmy mogli w naszym życiu społecznym czuć się bezpiecznie i uczestniczyć w satysfakcjonujący sposób w wymianie społecznej i relacjach z innymi ludźmi, a także w relacjach z sobą samym. Granice zatem wyznaczają nie tylko prywatność, intymność czy przestrzeń osobistą, ale również to, gdzie kończymy się my, a zaczyna się drugi człowiek, oraz gdzie on się kończy, a zaczynamy się my. Takie linie nie są widoczne jak na mapie, stąd tyle trudności wokół ich identyfikowania, stawiania.

Mam poczucie, że kobiety mają więcej trudności ze stawianiem granic. Czy jest to kwestia wychowania? Kultury, w której żyjemy?

Trudno powiedzieć. W swojej pracy spotykam równie często kobiety jak i mężczyzn, którzy przeżywają trudności w definiowaniu, identyfikowaniu czy stawianiu granic innym ludziom, oraz stawianiu ich przede wszystkim sobie. Zawodowo bardzo interesuje mnie kierunek pracy z klientem, w którym dobrze jest usłyszeć, w jaki sposób mówimy o pewnych zjawiskach. Na przykład proszę zauważyć, że narracja społeczna mówi o stawianiu granic innym osobom. Osobiście proponuję się w tym miejscu na chwilę zatrzymać i przyjrzeć sytuacji, w której stawiając granice innym osobom nierzadko oddajemy w pewnym sensie im kontrolę nad własnymi granicami. Stawiając komuś granicę, uzależniamy często nasze wartości i samopoczucie, naszą przestrzeń od tego, czy ktoś będzie te granice szanował czy nie. Proponowałabym zacząć stawianie granic od ich osobistego zdefiniowania. Nie mamy bezpośredniego wpływu na to, jak ktoś zareaguje na nasze granice, czy będzie ich przestrzegał czy nie, dlatego warto zadbać o nie indywidualnie, a partnera relacji poinformować, że takie są i przebiegają dokładnie w tym miejscu. Za nasze granice jesteśmy odpowiedzialni my sami, nie inni ludzie.

Sądzę, że na to, czy potrafimy nasze grancie identyfikować i budować wpływa zdecydowanie dom rodzinny, a więc granice między członkami rodziny, oraz styl wychowania, a także przywiązania. Stawianie granic może również być trudne z uwagi na przeżywanie niepewności wobec siebie, tego co nam wolno, a czego nie. Może wynikać z niepewności co do własnych wartości i potrzeb, a także dlatego, że nie chcemy być niegrzeczni, nie chcemy ranić innych ludzi, czując się odpowiedzialni za ich uczucia, chociaż, zaznaczam, za te odpowiedzialni nie jesteśmy. Nie nauczono nas dbać o własne granice. W dzieciństwie słyszymy przecież, że mamy być grzeczni, zacisnąć zęby lub coś znieść. Zwłaszcza słyszą o tym dziewczynki, stąd być może pani poczucie, że w dużej mierze problem ze stawianiem granic może dotyczyć kobiet. Chłopcy mają być przecież dzielni, odważni, silni i nie płakać. Są zatem zapraszani, a nawet delegowani do wyznawania innych wartości niż dziewczynki oraz do innego typu reakcji. Dziewczynki często od najwcześniejszych lat słyszą, że ważne jest, aby były grzeczne. To w dorosłym życiu przysparza trudności chociażby wtedy, kiedy stajemy w obliczu wewnętrznego konfliktu, rozpostartego między dwoma biegunami - między własnymi potrzebami oraz wartościami, a tym, aby nie zranić drugiego człowieka, nie rozczarować go czy nie narazić się swoim wyborem i swoimi granicami, niekiedy rozbieżnymi z oczekiwaniami otoczenia. Wtedy odczuwamy poczucie winy, wstydu i lęku przed tym, że zostaniemy ocenione jako egoistki, ponieważ dbamy przede wszystkim o to, aby chronić siebie i swoje granice. Ale dlaczego nie? Kto miałby to zrobić za nas?

Podobnie na nasze granice oddziałuje oczywiście kultura, w której żyjemy - czy jesteśmy zapraszani w niej do współpracy z innymi ludźmi i zainteresowania sobą i sobą nawzajem, czy też do koncentrowania się jedynie na swoich sprawach, budując wokół siebie przysłowiowe mury.

Stosunkowo łatwo zauważyć, gdy ktoś przekracza granicę fizyczną. A co z granicą emocjonalną? Tę, gdy jest naruszana, dużo trudniej rozpoznać. Na jakie sygnały powinno być się wyczuloną?

Nasze emocjonalne granice są sygnalizowane innym oraz nam samym, przez emocje oraz to, w jaki sposób reaguje na ich przekraczanie ciało. Kluczem jest uważność. Pierwszym emocjonalnym alarmem, który informuje o tym, że są zagrożone, jest odczuwanie złości. Ona sygnalizuje o tym, że przestajemy się czuć komfortowo i bezpiecznie. Obok złości, warto zwrócić uwagę na odczuwanie napięcia, dyskomfortu emocjonalnego, urazy. Należy zadać sobie pytanie: co czuję, od kiedy to czuję i w jakiej sytuacji to poczułam? Co się zmieniło, jak zareagowałam, a jak chciałabym zareagować? Czy daję porównywalnie do tego, ile biorę z relacji czy nie. Również ciało sygnalizuje gotowość do walki o granice, lub do ucieczki przed ich przekroczeniem: przyspieszone bicie serca, zaciśnięte pięści czy usta, ból brzucha, duszność. To, jeśli chodzi o sygnały w nas samych, bo osobiste granice powinny służyć przede wszystkim nam samym, nie innym ludziom.

W zachowaniu innych to, co może przekraczać nasze lub cudze granice to kontrola, manipulacja, lekceważenie, ratowanie innych bez pytania ich o zgodę na to, czy życzą sobie naszej pomocy, narzucanie swojego zdania i perspektywy, udzielanie nieproszonych rad, mówienie do kogoś o tym, jakim jest człowiekiem, obwinianie czy różnego rodzaju przemoc.

Przychodzi mi na myśl w tym miejscu taka relacja, w której między małżonkami skonfliktowanymi zostały zatarte granice między tym, co emocjonalnie należy do żony, a co do męża. Mężczyzna obwinia kobietę o to, że on się jakoś czuje, on przeżywa coś, on myśli o czymś i on odbiera jakoś sytuację. Obwinia ją za swoje niepowodzenia — takie jak jak utrata pracy czy mandat za przekroczenie prędkości samochodem. Żona słyszy, że to przez nią, bo rozmawiał wtedy z nią w samochodzinie, a właściwie kłócił się i krzyczał, zdenerwowany przyspieszał, przestając koncentrować się na jeździe. To przykład przekraczania granic poprzez obwinianie, zrzucanie odpowiedzialności za swoje uczucia i reakcje na drugą osobę.

Mam koleżanki, którym łatwiej przychodzi kłamstwo, niż powiedzenie komuś, że czegoś nie zrobią. Łatwiej powiedzieć nieprawdę niż odmówić?

Myślę, że tak. Wiąże się to z tym, na ile potrafimy być asertywni. Asertywność to nie coś, z czym się rodzimy, ale coś, czego mamy szansę się w życiu nauczyć.

Niektórzy z nas uprawiają filozofię tak zwanego „białego kłamstwa”, czyli kłamstwa w „słusznej” sprawie, a zatem racjonalizowania tego, że posługujemy się nieprawdą. Pamiętajmy, że kłamiemy wtedy, kiedy uznamy, że mówienie prawdy nie jest opłacalne, lub że jej powiedzenie jest dla nas zagrażające.

Ponadto kłamanie niejako daje poczucie inwestycji, że jak się postaramy, to prawda nie wyjdzie na jaw, dając na chwilę ulgę od konfrontacji z drugim człowiekiem oraz ze samym sobą, tym, na ile czuję się pewnie we własnej skórze i na ile wierzę we własne postulaty, emocje, potrzeby i nadawany rzeczywistości osobisty sens. Odmowa wiąże się z koniecznością skonfrontowania się ze sobą oraz z cudzymi oczekiwaniami i reakcją, tak cudzą, jak i własną, na to, że nie musimy i nie mamy ochoty ich zaspokajać. I tu odzywa się trochę nasze wychowanie i ukryte przekonania oraz schematy o tym, że zachowujemy się nieuprzejmie, niegrzecznie, egoistycznie. Pod wpływem tych myśli pojawia się wstyd, poczucie zobowiązania wobec kogoś, poczucie winy oraz tego, że robimy coś niewłaściwego. Z dużym uproszczeniem poruszamy się często jak wahadło między dwiema skrajnościami, jakby opcje w życiu były jedynie dwie: jestem OK albo nie jestem OK. Tymczasem zapominamy, że taki dualizm, czyli myślenie czarno-białe nie służy nam i często, aby nie być tym złym, zmierzamy w drugą skrajność, zamiast pozwolić sobie na bycie sobą bez oceniania, nawet jeśli nie podoba się to innym ludziom.

Pani koleżanki zachęcam do rozwijania siebie i skonsultowania swoich trudności z psychologiem. Myślę, że pomogłoby im to w budowaniu świadomie i w sposób satysfakcjonujący własnych przestrzeni oraz redukowania poziomu lęku związanego z tym, ma ile uważają, że mogą być sobą, a na ile obawiają się one odrzucenia i konsekwencji z niezaspokajania wyobrażonych przez siebie lub rzeczywistych roszczeń czy potrzeb innych ludzi. Co ciekawe, nie zawsze to, co wyobrażamy sobie, że inni od nas oczekują, jest w rzeczywistości tym samym. Często to jest bardziej nasze niż cudze, a w odróżnieniu tych treści pomóc mogą między innymi granice i współpraca z psychologiem, do której zachęcam.

Często kobiecie, która jest miła i uprzejma, dodaje się obowiązków w pracy, wiedząc, że nie odmówi. Czy taka osoba może nie zauważać, że jest wykorzystywana?

Myślę, że pewnie zauważa, że coś jest nie tak. Ale może nie czuć się na tyle silna, aby stawić temu czoła i obronić swoje granice — wtedy miałaby poczucie, że coś wypada z nimi zrobić, albo że nic nie może z nimi zrobić. Obu może się obawiać. I znowu wracając do pani poprzedniego pytania - łatwiej jest oszukać samą siebie, że nie dzieje się nic złego niż uznać, że się dzieje i coś mogę z tym zrobić. Niektóre mają mentalność ofiary - łatwiej im uznać, że inni robią im krzywdę, wobec czego czują bezradność, niż pomyśleć, że cichym przywalaniem na tę krzywdę krzywdzi się samych siebie. To się nazywa „technika bezlitosnego partnera”- krzywdzi ktoś, czego zmienić nie mogę, niż krzywdzę siebie swoją własną postawą, więc zamierzam to zmienić. Łatwiej więc oczekiwać zmiany od kogoś innego, niż od siebie ochrony własnych granic, uczuć, wartości, potrzeb czy interesu. Łatwiej być ofiarą, niż przeżywać posądzenie o bycie egoistką. Jednak bycie ofiarą to niewdzięczna i bardzo niebezpieczna rola.

W latach 90. i na początku tego stulecia asertywność była bardzo modna, bo pięknie współgrała z brutalnym polskim kapitalizmem: „po trupach do celu”. Dziś wiemy, że to ślepa uliczka, w modzie jest empatia. Czy możliwy jest złoty środek? Może granic nie warto stawiać zbyt wyraziście, ale warto raczej uodpornić się na skutki ich przekraczania?

W dużym uproszczeniu można tak to rozumieć. Granice mamy wszyscy, czasem nieuświadomione. Dlatego też odczuwamy emocje, które niosą nam wiele informacji o tym, co się ważnego dla nas dzieje. Ich postawienie to po prostu świadomość i zgoda na to, by przebiegały w konkretnym miejscu. Granice stawiajmy najpierw sobie. Innych o nich uprzejmie poinformujmy. Wyrazistość czy czytelność w komunikacji ze sobą samym i z innymi ludźmi jest dobra, ułatwia sprawę. Natomiast warto nie tyle uodpornić się na skutki przekraczania granic, co zadbać o swoją gotowość do zatroszczenia się o siebie, kiedy nasze granice zostają przekraczane. Stawiając granice można spotkać się oczywiście z różnymi reakcjami i warto jest dbać w sobie to, co niewidoczne czy niedostępne dla innych i co właśnie nasze granice mają za zadanie chronić. Przecież one mówią nam o tym, kogo wpuszczamy do własnej przestrzeni. Ważne są nie tylko reakcje innych, ale nie powinniśmy tracić z oczu własnych.

Co najbardziej szkodzi naszym granicom? Jak nauczyć się je chronić?

Przekonania związane z nimi, zwłaszcza te wspierające lęk i obawy przed zawstydzeniem i odrzuceniem, obawa przed popełnianiem błędów oraz wmawianie sobie i innym porażek. Dla granic szkodliwe jest — zwłaszcza w okresie dzieciństwa - doświadczanie przemocy i wszelkiego rodzaju nadużyć, wraz z postawą nadopiekuńczą ze strony naszych rodziców, opiekunów. Wszystko to, co utrudnia nam wyodrębnienie siebie spośród grona innych ludzi. Ochrona własnych granic powinna zacząć się od uświadomienia sobie, że po coś je mamy, czemuś i komuś one służą w konkretnych celach. Po drugie: warto odróżnić zadbanie o własne dobro od egoizmu. Po trzecie akceptacja tego, że jako ludzie różnimy się od siebie i to jest OK — nie oceniajmy więc tego ani po własnej stronie ani po czyjejś. Różnimy się i cudze buty na nas mogą nie pasować i odwrotnie. Dotyczy to również naszego życia wewnętrznego. Nie musimy spełniać oczekiwań innych ludzi. Nie jesteśmy odpowiedzialni za ich wewnętrzną przestrzeń, za ich przeżycia, emocje, przekonania, doświadczenia czy przeszłość, ani za ich „tu i teraz”. Po czwarte nie traćmy z oczu własnych wartości i potrzeb. Inni ludzie nie są zobowiązani o nie zadbać tak, jak my sami. Przenieśmy zatem uwagę z pola tego, czy inni szanują nasze granice na to, czy my sami to robimy.

Nie tylko inni ludzie mogą świadomie lub nie przekraczać nasze granice. Czasami wrogiem dla naszych granic jesteśmy przede wszystkim my sami. Niekiedy wyobrażamy sobie, że inni mają oczekiwania wobec nas lub musimy zrobić coś, czego nie tylko robić nie musimy, ale i czego inni wcale od nas nie oczekują. To pozostałość po doświadczeniach, czym również my sami nie powinniśmy naznaczać innych osób i naszej relacji z nimi.

Urszula Struzikowska-Marynicz

Urszula Struzikowska-Marynicz

Archiwum prywatne

Urszula Struzikowska-Marynicz

Psycholożka i socjolożka. Oprócz poradnictwa psychologicznego zajmuje się pracą w obszarze pomocy społecznej i interwencji kryzysowej. Na co dzień pracuje w Gabinecie Pomocy Psychologicznej "PSYCHOVITAL", w Krakowie.

Jak określić granicę swojego „ja” w kontekście międzyludzkim? Po czym możemy poznać, że nasza została przez kogoś przekroczona?

Urszula Struzikowska-Marynicz: Granice swojego „ja” można porównać z liniami terytorialnymi. To takie symboliczne linie wokół słowa „ja”- między innymi tego, co nazywamy poczuciem własnej tożsamości. Odnoszą się one zatem do różnych części składowych „ja”, które wyróżniają każdego z nas spośród innych ludzi. Są to takie cechy, które definiują tożsamość, preferencje, a także zasoby. Granice są ważne również dlatego, że określają pewne zasady, warunki, które muszą zostać przez nas samych spełnione, abyśmy mogli w naszym życiu społecznym czuć się bezpiecznie i uczestniczyć w satysfakcjonujący sposób w wymianie społecznej i relacjach z innymi ludźmi, a także w relacjach z sobą samym. Granice zatem wyznaczają nie tylko prywatność, intymność czy przestrzeń osobistą, ale również to, gdzie kończymy się my, a zaczyna się drugi człowiek, oraz gdzie on się kończy, a zaczynamy się my. Takie linie nie są widoczne jak na mapie, stąd tyle trudności wokół ich identyfikowania, stawiania.

Pozostało 91% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Psychologia
Breadcrumbing, czyli okruchy związku. Co to za manipulacja i jak się z niej uwolnić?
Psychologia
Czy poślubiłam/em właściwą osobę? Słowa terapeutki Esther Perel dają do myślenia
Psychologia
Fizycznie zdrowa 28-letnia Holenderka dokona eutanazji. Psycholożka krytycznie o decyzji lekarzy
Psychologia
Shannen Doherty opowiedziała, jak przygotowuje się do śmierci. "Ma do tego pełne prawo"
Materiał Promocyjny
CERT Orange Polska: internauci korzystają z naszej wiedzy
Psychologia
Lubię siebie - to da się zrobić. Psycholożka o budowaniu samoakceptacji
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?