Pokolenie Z, w odróżnieniu od wszystkich innych wychowanych w „kulturze samochodowej”, odchodzi od przymusu posiadania nie tylko własnego auta, ale również prawa jazdy. Jako przedstawiciel Pokolenia Z i miłośnik motoryzacji początkowo kompletnie nie mogłem się w tym odnaleźć i zrozumieć rówieśników, jednak z biegiem czasu i rozmów temat stawał się o wiele bardziej klarowny.
Dlaczego pokolenie Z rezygnuje z samochodów?
Jeśli bada się sprawę pobieżnie, kwestia rezygnacji z prywatnej mobilności przez Zetki może się wydawać podejrzana. Dlaczego bowiem ludzie, dla których tak ważny jest indywidualizm i wyrażanie siebie, mieliby rezygnować z wolnościowej karty, jaką jest samochód? Przedmiot dający możliwość, by w przeciągu kilku godzin przenieść się na drugi koniec kraju, schronić przed niepogodą czy nawet, przy odrobinie samozaparcia, zamieszkać w nim na dłużej i zwiedzić trochę świata. Coś, co dla naszych rodziców było oczywistością, dla wielu młodych jest zwyczajnie nieatrakcyjne. Odpowiedzi na postawione wyżej pytanie szukać należy w progresywnym nastawieniu pokolenia Z do kwestii środowiskowych, materializmu (w tym kapitalizmu) jak i większej racjonalności w gospodarowaniu budżetem, a także większej otwartości na wszystko, co nowe.
Jeszcze całkiem niedawno byliśmy świadkami świtu mobilności współdzielonej, czyli popularnego carsharingu – usługi polegającej na wynajmie aut na minuty, działającej podobnie do Ubera. Różnica polega na tym, że w aucie nie ma kierowcy, tylko samodzielnie trzeba je poprowadzić. Przy rosnącym w siłę wynajmie aut na minuty część społeczeństwa zaczęła rozumieć, że do funkcjonowania w przestrzeni miejskiej nie jest konieczne posiadanie własnego auta. Większe zakupy? Carsharing. Randka? Carsharing. Obiad u rodziców w dalszej dzielnicy? Carsharing. A na co dzień komunikacja miejska. Tania i względnie efektywna. Jak wskazują badania (np. Kantar „Global Download on Gen Z”, 2021), młodzi ludzie nie upatrują szczególnych korzyści w posiadanych dobrach materialnych, a nierzadko uznają je nawet za dość kłopotliwe. Do prywatnego samochodu trzeba kupić ubezpieczenie i opony, płacić za parkingi miejskie i dbać o serwis. Dla młodych osób, żyjących w rytmie slow, wykonujących wolne lub artystyczne zawody są to czynności drażniące, które dodatkowo pochłaniają znaczną część budżetu. Carsharing i tanie przewozy, jak Uber i Bolt rozwiązują ten problem i są ogólnie niezawodne, nawet gdy spadnie niezapowiedziany śnieg.
Czytaj więcej
Oznaką finansowego sukcesu dla Amerykanów z pokolenia Z jest roczny dochód na poziomie prawie 600 tys. dolarów. To więcej niż średnia dla wszystkich pokoleń wynosząca nieco ponad 270 tys. Kwoty te są zdecydowanie wyższe od tego, ile mieszkańcy USA faktycznie zarabiają.
Przy takim podejściu auto może rzeczywiście być kulą u nogi, bo nawet w przypadku wyjazdu na wakacje można po prostu wypożyczyć samochód w klasycznej wypożyczalni i nie przejmować się jego obsługą, poza uzupełnieniem paliwa w baku. Jedyne, co może martwić w takim nastawieniu, to potencjalne odbieranie sobie wolności w dalszej perspektywie. W czasach wszechobecnych subskrybcji warto zastanowić się, czy posiadanie czegoś na własność nie będzie bezpieczniejszą opcją - choćby bardzo starego i małego pojazdu, ale jednak takiego, który daje pewność, że nikt go nie odbierze.