Katarzyna Warnke: Nie lubię feminizmu, który wyklucza

Moim zdaniem nowoczesna kobiecość to różnorodność, swoboda wyboru, samostanowienie. (...) Feminizm, który jest mi bliski, walczy o równowagę między kobietami a mężczyznami – nie jest zaś walką z męskim światem - mówi aktorka.

Publikacja: 10.09.2024 13:19

Katarzyna Warnke:  Nie uznaję też manipulacji: używania pewnych jakości w imię wygranej.

Katarzyna Warnke: Nie uznaję też manipulacji: używania pewnych jakości w imię wygranej.

Foto: Paulina Czyżewska

„Rzeczy Niezbędne” - to film, który powstał na kanwie prawdziwej historii, do którego napisała pani scenariusz i zagrała główną rolę. Co jest siłą pani filmowej Roksany, za sprawą której słowo „ofiara” można wyjąć ze schematycznych ram?

Katarzyna Warnke: Inspiracją do powstania „Rzeczy Niezbędnych” było „Mokradełko” Katarzyny Surmiak-Domańskiej. To wstrząsająca książką będącą rozliczeniem z rodziną, środowiskiem, wieloletnim przyzwoleniem na krzywdę. Nad naszym filmem opiekę artystyczną objęła Agnieszka Holland. Najbardziej zaskakująca  w tej historii jest chyba postać Roksany, którą gram. Nie pasuje ona do powszechnie postrzeganej ofiary. Jest odważna, zmysłowa, kolorowa, dość ekspansywna. Roksana po piętnastu latach odzyskała wspomnienia o ojcu, który ją molestował i walczy o uznanie swojej krzywdy. W amerykańskiej jurysdykcji wspomnienia odzyskane mogą być powodem wszczęcia postępowania - nigdy się nie przedawniają, w Polsce niestety nie. O ludziach, którzy byli molestowani, mówi się w tam: „survivals” - to bardzo istotna kwestia. Kino zwykle zajmuje się przestępcami, wydają się barwni, bardziej wyraziści. Wraz z Kamilą Taraburą, reżyserką filmu „Rzeczy niezbędne” i współautorką scenariusza, oddajemy hołd ofiarom, "przetrwankom". Chcemy spojrzeć na świat z ich perspektywy.

15 lat. Tyle czasu „Roksana” trzymała w sobie mrok wydarzeń. To wieczność, gdy tkwi się w kokonie dysonansu: prawda i fałsz. Gdy mówi „To moja wojna”, rozpoczyna drogę do wolności. Jakich jeńców bierze po drodze?

Roksana nie jest postacią łatwą w odbiorze, budzi niepokój. Sama poniekąd odkrywałam ją w trakcie grania i coraz więcej nabywałam do niej szacunku. Żyje z otwartą raną - to jest jej odwaga. Bywają „ofiary” wycofane z reprezentowania swojej seksualnej emocjonalności i te drugie - eksplorujące pole swoich emocji, takie jak moja Roksana. Tak jak mówi w filmie: to jej prywatna wojna. Brutalny akt i jego konsekwencje to nie najgorsze, co jej się przydarzyło. O wiele bardziej dotkliwe były samotność dziecka i przyzwolenie na jego krzywdę wśród najbliższych. Odwagą jest walka o prawdę, na tę ścieżkę wchodzi po latach.

Odwaga to nie brak strachu. To działanie pomimo jego istnienia. Podróż Roksany do siebie samej jest najtrudniejsza w jej życiu. Co robi, by móc powiedzieć strachowi „Chcę cię mieć po swojej stronie”?

Roksana nie nauczyła się sobie wierzyć. Tożsamość spójna, czyli zaufanie do siebie – jest jej obca. Konstrukcja wewnętrzna Roksany została mocno zdefragmentowana, to naturalne. Skoncentrowana na tym, by złożyć ją na nowo, działa dość impulsywnie, ale konsekwentnie. Pokonuje swój lęk, bo ważniejsze dla niej jest to, by stać się wreszcie sobą.

Czytaj więcej

Małgorzata Foremniak: Nie warto poświęcić siebie dla drugiego człowieka

Jest Roksana, ale jest i Ada (w tej roli Dominika Domińczyk – przyp. red.) dziennikarka, która postanawia opisać tę historię w reportażu, a przy okazji rozliczyć się z własnymi demonami przeszłości. Mówi w filmie do Roksany: „Nie będziesz mną grać”. Można się domyślać, że nawiązuje do zachowań bohaterki, w których jawi się ona jako osoba bezwstydna. Faktycznie tak jest?

Roksana wydaje się bezwstydna. Jest zresztą w filmie przełomowy moment, gdy nazywa rzeczy po imieniu. Buntuje się przeciwko wpychaniu ją w poczucie wstydu, który powinien dotyczyć oprawców, świadków, którzy nie reagowali, a nie jej: ofiary. Presja społeczna, aby zamieść w takiej sytuacji wszystko pod dywan, nie mówić o swojej krzywdzie - jest ogromna. Roksana ma zaburzoną relacyjność, to naturalne po tym, co przeszła. Manipuluje innymi, bo jest to forma kontroli nad rzeczywistością, niedojrzały sposób radzenia sobie w relacjach.

A prawdziwy wstyd? Czym jest dla pani?

Poczucie wstydu wiąże się z niewinnością i wcale nie jest takie złe. Dopóki mamy w sobie wstyd - dopóty odczuwamy, nosimy w sobie moralną refleksję. Moja praca, jeśli chodzi na przykład o sceny intymne, zarówno w teatrze jak i w filmie, często polega na budowaniu napięcia w oparciu o wstyd postaci. Pozbywanie się go podczas takich scen jest jak przełamywanie fal. Podobnie w życiu. Prawdziwa emocja, prawdziwe uczucie, odkrywanie swojej nagości, czy to fizycznej, czy psychicznej, związane jest z trudem wchodzenia głębiej. Myślę, że ze wstydem należy pracować mądrze, umiejętnie, z czułością umieć się nad nim pochylić, zracjonalizować – nie wycofywać się, nie zamykać. Wstyd pozwala nam dowiedzieć się bardzo ważnych rzeczy o sobie samych, a także pokazuje nam, kiedy przekraczane są nasze granice.

W uszach brzmią mi słowa Roksany: „Będę grzeczna…” i inne: „A jakby pani wiedziała, to co by Pani zrobiła”: takie pytanie zadaje matce Roksany dziennikarka. Jak bardzo trzeba być gotowym na prawdę o sobie, by od siebie nie uciec?

To jest pytanie istotne dla każdego z nas. Myślę, że to pobrzmiewa ono w filmie przez cały czas i pozostaje otwarte.

Składowym elementem pamięci może być celowa niepamięć. Czasem tworzy to istotną część tożsamości. Jak trudno jest pani bohaterce - realnie istniejącej osobie - odzyskać tożsamość utraconą?

Było i jest bardzo trudno. Nie wiemy, czy uda jej się odzyskać siebie w pełni. Film prowadzi widza przez całą tę historię tak, by na sam koniec dać nadzieję. Ale jestem pewna, że każdy odbierze i zinterpretuje to na swój sposób, indywidualnie. Roksana zabiera nas w podróż na głębokim poziomie i mam nadzieję, że widzowie w filmie odnajdą swoją prawdę, swoje pytania i - swoje odpowiedzi.

„Rzeczy Niezbędne” to film drogi; stylistyka, w jakiej się porusza, jest trochę podobna do obrazu Ridleya Scotta „Thelma & Louise”. Paradoksalny „happy end”?

Film „Thelma i Louise” także był naszą inspiracją. Opowiadamy tę historię również z perspektywy bliskiej relacji dwóch kobiet, w tym - ofiary gwałtu. Szukamy siły, koloru, odwagi. Poszukujemy otwarcia i wolności. Patriarchalny układ również u nas jest na celowniku. Nasz film nie ucieka od wyzwolonej seksualności, do której jako kobiety mamy prawo - bez naznaczania nas społecznym ostracyzmem, wystawiania na gwałt i moralną ocenę. Inspirację filmem Ridleya Scotta widać również w kostiumach, budowaniu relacji z mężczyznami. Roksana i Ada są tak jak Thelma i Louise: w słodko-gorzkiej podróży, w poszukiwaniu siebie i swojego wyzwolenia.

Czy naprawdę warto dotrzeć do wszystkich tajemnic?

Nie zawsze świadomie o tym decydujemy. Często to wewnętrzny wektor, który nami kieruje, głęboka potrzeba eksploracji, dotarcia do sedna. Lubię swoją skłonność do tego, by odkrywać karty, żyć w prawdzie, mieć jasność w relacjach - nie potrafię inaczej. Ale z wiekiem nauczyłam się też podchodzić mniej konfrontacyjnie do tego, co mnie łączy z ludźmi. Dziś wiem, że nie zawsze warto wojować o cudze sprawy kosztem swojego spokoju. Człowiek, o którego się walczy, powinien na to sobie zasłużyć. Nie każdemu warto też tłumaczyć swoje potrzeby i zachowania. Tak naprawdę bardzo rzadko ludzie się zmieniają… Taka walka odbywa się najczęściej ze szkodą naszych relacji z samymi sobą. Odbiera nam energię i czas. Z jakiego powodu to robimy? Żeby ktoś nas zauważył, kochał „właściwie”? A może warto samemu sobie dać tę uwagę i zadbać właśnie o siebie, swoje potrzeby i nie tracić czasu i sił w cudzych sprawach.

Jakie są pani „Rzeczy niezbędne”?

Wartości. To one mnie kształtują; mają wpływ na moje relacje. Jeśli te wartości, które sama wyznaję są bliskie drugiej osobie, jest to dla mnie sygnał, że możemy zacząć budować relację. Najbardziej chyba jest mi obca hipokryzja, dla mnie nie do przyjęcia. Mogę zrozumieć słabości, wady charakteru, jednak hipokryzja jest w moim przekonaniu czymś więcej: stoi na przekór prawdzie. Nie uznaję też manipulacji: używania pewnych jakości w imię wygranej. Niezbędne jest dla mnie poczucie wolności, o które walczę od zawsze. Oczywiście definicja wolności to kwestia indywidualna. Cenię wysoko uważność, to dla mnie synonim czułości. Ważne dla mnie są cisza, chwile z samą sobą i kontakt z naturą, choć uwielbiam też imprezy, urządzanie kolacji dla przyjaciół; cenię życie towarzyskie. Mam też swoje światy zamknięte w kapsułach, czyli książki – od zawsze moi niezawodni przyjaciele. Ważny jest w moim poczuciu rozwój. Kiedy czuję stagnację, uciekam – zarówno w pracy, jak i w życiu.

Był w pani życiu czas "stawania się gwiazdą" w show-biznesie według podejścia Warhola: kontrola i obserwacja. Potrafi pani manipulować mediami?

Tak, Andy Warhol był dla mnie inspirujący już na wykładach z amerykanistyki, kiedy studiowałam historię sztuki na UW. Potem był spektakl Krystiana Łupy „Factory 2”, kiedy przyjrzałam się Warholowi jeszcze uważniej. Moim zdaniem stał się profetą popkultury. Nazwał rzeczywistość, w której funkcjonujemy, zanim się jeszcze ukonstytuowała. Było to dla mnie oczywiste, że wchodzę w show biznes na zasadzie gry, pewnej manipulacji wizerunkiem. Poza wszystkim bardzo mnie to bawiło. Razem z moją PR managerką Gabrysią Piekarniak stworzyłyśmy postać w oparciu o autentyczne wartości, które są dla mnie ważne, czyli feminizm, obrona praw mniejszości, promowanie świadomości ciała i zmysłowości w kontraście do pornografii, promocja postawy obywatelskiej, propaństwowej. Show-biznes to po prostu narzędzie. Poznałam to środowisko, procesy nim powodujące – to było ciekawe doświadczenie. Ale myślę, że tę przygodę już mam za sobą. Czas na nowe otwarcie.

W jaki sposób buduje pani tę nową siebie?

Wróciłam w zeszłym roku do teatru jako dramaturżka i reżyserka ze spektaklem „Men’s Talk”, który zrobiłam w Akademii Teatralnej w Warszawie i który został uhonorowany na Międzynarodowym Festiwalu Szkół Teatralnych w Bratysławie nagrodą Grand Prix. Jest to właściwie kontynuacja drogi, którą rozpoczęłam 10 lat temu spektaklem „Uwodziciel” w Nowym Teatrze Krzysztofa Warlikowskiego. Przygotowuję obecnie nowe projekty: teatralny i filmowy. Pisanie i reżyserię chcę już stale łączyć z aktorstwem. Poza zawodowymi zmianami buduję siebie na nowo jako kobieta, jako człowiek. To naturalne, kiedy zostaje się matką, potem przechodzi rozwód. Takie zmiany dają szansę na budowanie siebie na nowo, rewizję swojego wewnętrznego świata.

Czytaj więcej

Marieta Żukowska: Dojrzałość to doświadczenie, które uwalnia od systemu ocen

Jaką przesyłkę Katarzyna Warnke chciałaby dostać do rąk własnych od życia ?

Pragnę, żeby świat się dla mnie otwierał. Chciałabym dostawać kolejne, coraz ciekawsze szanse od losu, rozwijać się w pracy z ciekawymi artystami. Chciałabym wyzwań, które będą prowadzić mnie dalej i szerzej. Kocham swoją pracę, chcę dzielić się z ludźmi tym, co potrafię - w możliwie jak najlepszej jakości.

Jest pani „narzędziem we własnych rękach”. Pani pragnienie życia, jego ciekawość, wielowymiarowość spojrzenia – to inspiracja dla wielu – różnych pod względem statusu - kobiet.

Cieszę się z tego wpływu, z tej kobiecej sympatii. Chciałabym inspirować kobiety, aby walczyły o swoją niezależność, aby się edukowały, szukały własnych dróg, zgodnie ze swoim wewnętrznym azymutem. Nie lubię feminizmu, który wyklucza. Moim zdaniem nowoczesna kobiecość to różnorodność, swoboda wyboru, samostanowienie. Stoję na stanowisku, że patriarchat w ogóle dla nikogo nie jest dobrym rozwiązaniem. Feminizm, który jest mi bliski, walczy o równowagę między kobietami a mężczyznami – nie jest zaś walką z męskim światem. Myślę, że społeczeństwo przyszłości dba o egalitarne relacje, umie zadbać o słabsze ogniwa i postrzega inność, odmienność jako szansę na wzbogacenie się dla ogółu. Każdy ma też obowiązki wobec innych. Inaczej nie da się budować zdrowych relacji społecznych.

Czego warto nie gubić z upływającym czasem, lub inaczej: co wraz z nim można zyskać?

Tylko to, co się wcześniej wypracuje. Starość sama w sobie nie jest atrakcyjna – i nie mam tu na myśli jej zewnętrzności. Bycie starszym człowiekiem nie oznaczy z automatu, że jest się mądrzejszym. Myślę, że dobre starzenie się to kwestia pewnej dyscypliny, zdrowego stylu życia, zarówno jeśli chodzi o ciało, jak i umysł.

„Jesteśmy w takim wieku, że musimy używać życia. Inaczej to życie wypłynie jak z wafelka” - takie słowa padają w serialu ”Klara", w którym pani gra. Co dla pani tworzy jego smak?

Małe kroki prowadzące do celu. Poczucie wdzięczności. Docenianie chwili. I chyba celebracja życia. Zachwycają mnie ludzie, którzy potrafią znajdować w swojej codzienności jego piękno, dostrzegać jego dar. Artyści, na przykład Fellini, którzy postrzegają w ten sposób świat: jako bogactwo różnorodności, wyborów, postaw, doświadczenia. Ci z nich, którzy są piewcami jego piękna, umieją to dostrzec w małych rzeczach, w niby zwykłych postaciach, zdarzeniach. Taka soczewka.

„Rzeczy Niezbędne” - to film, który powstał na kanwie prawdziwej historii, do którego napisała pani scenariusz i zagrała główną rolę. Co jest siłą pani filmowej Roksany, za sprawą której słowo „ofiara” można wyjąć ze schematycznych ram?

Katarzyna Warnke: Inspiracją do powstania „Rzeczy Niezbędnych” było „Mokradełko” Katarzyny Surmiak-Domańskiej. To wstrząsająca książką będącą rozliczeniem z rodziną, środowiskiem, wieloletnim przyzwoleniem na krzywdę. Nad naszym filmem opiekę artystyczną objęła Agnieszka Holland. Najbardziej zaskakująca  w tej historii jest chyba postać Roksany, którą gram. Nie pasuje ona do powszechnie postrzeganej ofiary. Jest odważna, zmysłowa, kolorowa, dość ekspansywna. Roksana po piętnastu latach odzyskała wspomnienia o ojcu, który ją molestował i walczy o uznanie swojej krzywdy. W amerykańskiej jurysdykcji wspomnienia odzyskane mogą być powodem wszczęcia postępowania - nigdy się nie przedawniają, w Polsce niestety nie. O ludziach, którzy byli molestowani, mówi się w tam: „survivals” - to bardzo istotna kwestia. Kino zwykle zajmuje się przestępcami, wydają się barwni, bardziej wyraziści. Wraz z Kamilą Taraburą, reżyserką filmu „Rzeczy niezbędne” i współautorką scenariusza, oddajemy hołd ofiarom, "przetrwankom". Chcemy spojrzeć na świat z ich perspektywy.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Cudzoziemka w Polsce. Dr Amrita Jain: Tutaj żyje nam się dużo lepiej i wygodniej
Wywiad
Terapeutka artystów: Sztuka daje iluzję, że scena wypełni deficyt miłości
Wywiad
Reżyserka obsady Ewa Brodzka: Szukając bohaterów serialu, zwracam uwagę nie tylko na talent
Wywiad
Polka w Tajlandii: Tutaj można zmienić imię, jeśli ktoś uzna, że przynosiło mu pecha
Wywiad
Córka Beaty Tyszkiewicz o życiu w Szwajcarii: Bogaci czy biedni – wszyscy mamy takie same widoki