Jakie cechy polskie, a jakie tajskie w sobie dostrzegasz?
Bardzo się spolszczyłam. W Azji byłoby nie do pomyślenia, żeby sprzeciwić się mamie czy tacie, pyskować, trzasnąć drzwiami. Rodzicom należy się największy szacunek. A mnie, mieszkając w Polsce, nie raz zdarzyło się zachować nie po tajsku. Choć z drugiej strony są pewne granice, których nigdy nie byłabym w stanie przekroczyć. Nie wyobrażam sobie, żeby do nich przekląć czy użyć innych słów uznanych za obraźliwe. Bardzo mnie też drażni, gdy ktoś mówi o swoich rodzicach „starzy”. W mojej kulturze to nie uchodzi.
Z tajskich zachowań zostało mi też, że gdy pomiędzy kimś przechodzę albo przecinam komuś drogę, to zawsze muszę skłonić głowę. Szczególnie, gdy przechodzę obok starszej osoby. W ten sposób okazuję jej szacunek.
Niemniej, wydaje mi się, że po latach mieszkania w Polsce nabrałam pewności siebie, nie boję się postawić. Wcześniej podobne zachowanie w Tajlandii byłyby nie do pomyślenia, byłam cichutka i unikałam konfrontacji.
Jesteś mężatką. Jak twoje tajskie korzenie wpływają na wasz związek? W Azji jest przekonanie, że w rodzinie najważniejszy jest mąż. Czy u was ta zasada też obowiązuje?
Mówiąc szczerze, nie myślałam o tym, ale rzeczywiście w Tajlandii żona dba o dom, przyrządza posiłki a mężem opiekuje się trochę jak dzieckiem. I ja też w ten sposób okazuję swoje uczucie. Moim językiem miłości nie są słowa, a troska i opieka. W Azji raczej nie mówi się na co dzień: „Kocham cię”, zamiast tego przyrządzi się ulubioną potrawę ukochanej osobie.
Czy w takim razie gotujesz mężowi polskie dania? Które z nich przypadły ci do gustu?
Odkąd zostałam żoną bardziej przykładam się do tego, żeby nauczyć się gotować polskie potrawy. Bardzo mnie drażni, kiedy słyszę, że mój mąż pojechał do mamy na obiad, bo chce zjeść polski obiad, a ja jako żona wolałabym jednak, żeby zjadł w domu. Często robię schabowego z kapustą zasmażaną, pierogi ruskie i jego ulubione danie, czyli kluski śląskie z roladkami. Wcześniej nie smakował mi bigos, ale już się przyzwyczaiłam. Trochę jak do jeża podchodziłam do śledzi czy galarety, którymi częstowali mnie teściowie, ale jestem zdania, że trzeba próbować polskich smaków.
Uwielbiam tajską kuchnię, bo jest szybka, dobra i różnorodna. W Polsce je się ziemniaki i coś do tego. Każdy ma swoją porcję. A w tajskiej kuchni do ryżu nakładamy sobie różne dodatki i każdy gryz to inne doświadczenie smakowe. I dochodzi jeszcze ten aspekt rodzinny.
Co masz na myśli?
Gotowanie to nie jest przykry obowiązek tylko dzielenie się. Ofiarowujemy swój czas rodzinie i przyjaciołom. Wspólne lepienie pierożków i krojenie warzyw to przyjemność i tę właśnie radość zobaczyłam ostatnio podczas I komunii mojego brata. Tego dzielenia się podczas posiłków bardzo mi w Polsce brakuje.
Wracając jednak do upodobań kulinarnych mojego męża, na szczęście jest otwarty na moją kuchnię. Wcześniej nie jadł krewetek, a niedawno powiedział mi, że krewetki są teraz dla niego bardziej „normalne” niż schabowy z kapustą zasmażaną.
Poza tym, gdy przyjeżdża do nas moja mama, serwuje nam konkretne dania: bambusy, fermentowaną rybę i inne bardziej skomplikowane potrawy, których nie jadają raczej turyści, a mój mąż zjada je ze smakiem. Ostatnio, kiedy byliśmy w Tajlandii spróbował tatara tajskiego. Nawet ja nie odważyłabym się tego spróbować.
Dlaczego?
Ze względu na bezpieczeństwo, bo do tajskiego tatara dodaje się krew i żółć. Mój mąż zjadł tę przystawkę i wszystko było w porządku. Nic mu nie zaszkodziło.
Jeśli chodzi o mnie, to muszę przyznać, że jestem smakoszem. Nic mnie nie brzydzi, wszystkiego spróbuję, no może… poza tajskim tatarem. Próbowałam baluta (jajko na twardo z zarodkiem w środku), krokodyla (to taki wodny kurczak w smaku), uwielbiam larwy jedwabników, lubię smażone świerszcze.
Kiedy wzięłaś ślub? Czy ceremonia była tajska czy polska?
Nasz ślub nie był ani tajski ani polski. Ponieważ zaczęłam doceniać to, że jestem inna, stwierdziłam, że chcę mieć inny ślub. Wzięliśmy go rok temu za granicą w Chorwacji. Uroczystość odbyła się w cerkwi na klifie, a wesele mieliśmy na prywatnej wyspie. Zaprosiliśmy 50 najbliższych osób z Polski. To było wesele marzeń.
Życie z mężem planujecie w Polsce?
Tęsknię za Tajlandią, zawsze tęskniłam. Za każdym razem, gdy tam wracam ogarnia mnie nostalgia. Brakuje mi tajskiego jedzenia, bo najlepiej smakuje właśnie tam. Nieważne do jakiej restauracji bym poszła, zawsze mam poczucie, że to nie to. Może dlatego moim wielkim marzeniem jest otworzenie tajskiej restauracji w Polsce.
W ubiegłym roku, gdy polecieliśmy do Tajlandii z moim tatą i z moim mężem, poczułam, że chciałabym tam zamieszkać. W Polsce odczuwam presję, że muszę coś osiągnąć. Mam dopiero 24 lata, a przymus osiągnięcia sukcesu odbiera mi radość z życia.
W Tajlandii jest inaczej. Trudno rozpoznać, kto jest bogaty, a kto biedny, bo ludzie nie noszą markowych ubrań. Każdy wygląda tak samo. Nie budują ogromnego domu, nie kupują drogiego auta. Masz wrażenie, że rozmawiasz z przeciętnym Tajem, a okazuje się, że ma w banku miliony. I to mi się tam bardzo podoba, że nie ma tam takiej gonitwy, porównywania się. Myślę, że gdybym wróciła do Tajlandii, to po prostu bym żyła.
Na razie przeprowadzka nie wchodzi w grę, bo mój mąż miałby problemy ze znalezieniem dobrej pracy. Nie opuszcza mnie jednak myśl, żeby w Bangkoku mieć swój dom. Ale gdybym planowała mieć dzieci, to chciałabym je wychować w Polsce, mimo wszystko.