Filipińczycy są bardzo pozytywni, uśmiech nie schodzi z ich twarzy. Polacy nie są tak otwarci wobec innych. Jak ci się żyje z Polakami?
Początki były trudne. Gdy poznałam tatę Jacka, myślałam, że coś mu we mnie nie pasuje. Byłam przekonana, że nie akceptuje naszego związku. Faktem jest, że komunikacja była utrudniona, bo nie mogliśmy się swobodnie porozumieć, ja nie mówiłam jeszcze wtedy po polsku, a teść nie znał angielskiego. Jacek tłumaczył mi, że Polacy potrzebują trochę więcej czasu, żeby się do kogoś zbliżyć, zaufać komuś i polubić. Mój mąż ma rację. Teść już wprawdzie nie żyje, zmarł cztery lata temu, ale wiem, że z biegiem czasu mnie zaakceptował i cieszył się, że jego syn jest szczęśliwy.
Rodzina męża cię zaakceptowała, a sąsiedzi? Jak przyjęli cię w Szczyrku?
Rodzina jest w porządku, ale Szczyrk to mała miejscowość, żyje tu raptem 5 tys. mieszkańców, w większości starszych, mniej otwartych na ludzi o różnym kolorze skóry. Choć z drugiej strony przyjeżdża tu wielu turystów z różnych stron świata, więc szczyrkowianie powinni być do tego przyzwyczajeni. A mimo wszystko dość długo na mój widok reagowali z dystansem i niestety mój uśmiech często pozostawał bez odpowiedzi. I wtedy zastanawiałam się: „O co chodzi!? To dlatego, że jestem inna?”. Gdy miałam gorszy dzień, myślałam, że to pewnie dlatego, bo mam inny kolor skóry. Może byłoby mi łatwiej, gdybym nie była tu jedyną Azjatką? I wtedy wkraczał Jacek i tłumaczył mi zawiłości i różnice kulturowe, że Polacy nie są tak otwarci jak ludzie z Azji, że są zapracowani, wiecznie zajęci. A ja wtedy dodawałam w myślach: „Może rzeczywiście Polacy mają tak wiele rachunków do zapłacenia i tak intensywnie myślą o pracy, że zapominają się uśmiechać”. Teraz po ośmiu latach mieszkania w Szczyrku, ludzie są już wobec mnie bardziej przychylni. Przyzwyczaiłam się też do tego, że Polacy są tacy poważni. Już wiem, że brak uśmiechu na ich twarzach wcale nie oznacza, że mnie nie lubią.
Być może na początku ludzie przyglądali mi się ze względu na mój ciemny odcień skóry, później ze zdziwieniem dowiedziałam się, że polskie kobiety lubią brąz, bo filipińskie kobiety kochają białą skórę. Dlatego w Polsce nie można kupić kosmetyków wybielających a na Filipinach trudno jest znaleźć kosmetyki, które nadają skórze brązowy odcień jak opalenizna.
Widzę, że używasz dwóch zegarów. Jeden pokazuje polski czas, a drugi w Manili.
Na początku czułam się tutaj bardzo nieswojo, ponieważ brakowało mi piania kogutów. Po przeprowadzce do Polski zdałam sobie sprawę, że na Filipinach nie są nam potrzebne zegary, bo tempo życia wyznaczają dźwięki wydawane przez kurczaki. Mieszkałam na wsi, mieliśmy gospodarstwo, w którym hodowaliśmy kury i kurczaki stanowiły element naszej codzienności.
Gdy przeprowadziłam się do męża, to było moje pierwsze zdumienie: „Nie macie tu kurczaków?”. Jacek cierpliwie mi tłumaczył, że w Polsce są kurze farmy, ale nie w tej okolicy. A ja mimo to nadal czekałam na pianie koguta i wierciłam mu w brzuchu dziurę o kurczaki, kury i koguty.