Skórzane torebki firmy Batycki na początku lat 2000 cieszyły się wśród Polek ogromną popularnością. Zresztą nie tylko Polki doceniały jakość i klasę produktów tej marki. Bożena Batycka z dumą przyznaje, że z torebkami jej projektu widziane były podczas oficjalnych przyjęć hiszpańska królowa Letycja i Barbara Bush.
W ostatnich dniach na rynku pojawiła się książka „Batycka. Gorzki smak sukcesu”, w której przedsiębiorczyni zdecydowała się opowiedzieć historię swojego życia dziennikarce Magdalenie Kuszewskiej. W tych wspomnieniach jest nie tylko analiza sukcesu rodzinnej firmy z galanterią skórzaną, ale przede wszystkim droga człowieka, który stracił wszystko: syna Tomasza, męża, zdrowie, pracę, pozycję, pieniądze, poczucie bezpieczeństwa i nadzieję na lepszą przyszłość.
– W firmie zaczęły się duże problemy finansowe, o których ja nie wiedziałam. To może dziwnie zabrzmi, ale ja nie jestem z natury bizneswoman. I w ciągu całej mojej zawodowej działalności, rzeczy związane z biznesem, administracją, powierzałam innym – tym, którym ufałam, że będą to robić w najlepszej wierze, najlepiej, jak potrafią. Dość późno zorientowałam się, że w firmie jest źle. I wówczas postanowiłam w jakimś sensie wrócić do niej, bo już się oddalałam. Czułam zbytnio ciężar działania i chciałam menadżerkom tę firmę zostawić, ufając, że one sobie świetnie z tym poradzą. Nawet napisałam testament, który na nie zapisywał firmę, po to, żeby czuły się bezpiecznie, że gdy mnie zabraknie, one będą miały czym zarządzać. Niestety wszystko nie ułożyło się tak, jak mi się wydawało, że może się ułożyć. Głównie dlatego, że pojawiły się istotne problemy finansowe. I ja o tym faktycznie dowiedziałam się ostatnia, tak jak o zdradach często żony dowiadują się ostatnie – mówi Batycka.
Bożena Batycka, pomimo bolesnych porażek, nie nosi w sobie żalu, złości ani tęsknoty za przeszłością. Okazałą willę zamieniła na skromne dwupokojowe mieszkanie w bloku. Opiekuje się w nim dorosłym synem Grzegorzem, który zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Z zachwytem patrzy na „swój ogród”, czyli kwiaty, które posadziła na ulicy przed oknem. Przyznaje, że z wiekiem potrzebujemy do szczęścia coraz mniej rzeczy. Wciąż stara się szukać w życiu sensu.