Tak, mama była aktorką lalkarką, a tata skrzypkiem. Pracował w radiu, grał z orkiestrą Debicha, uczył młodzież muzyki.
Jak to się stało, że zaczęła pracować w telewizji?
Była na trzecim roku historii na wydziale historyczno-filozoficznym Uniwersytetu Łódzkiego, kiedy przeczytała ogłoszenie o naborze na spikerki. Do startu w konkursie namówił ja brat. Postanowiła więc spróbować swoich sił. To jednak nie było łatwe – aby się dostać, musiała przejść przez wielostopniowy konkurs, który trwał kilka miesięcy i obejmował m.in. czytanie i prezentowanie programów w kabinie spikerskiej. Któregoś dnia zaskoczył ją telefon z zaproszeniem do studia telewizyjnego. Gdy dotarła na miejsce, na antenie telewizyjnej, podczas emisji "Łódzkich Wiadomości dnia" ogłoszono, że to ona została laureatką. Od razu musiała zapowiedzieć coś na żywo, pokazując się telewidzom. Nie była jednak nowicjuszką – towarzyszyła wszak bratu na koncertach i kolokwialnie mówiąc, była otrzaskana ze sceną. Na pewno pomogło jej też to, że dorastała w artystycznej rodzinie.
Jak traktowała swoją pracę? Było coś, co uważała za trudne do zaakceptowania, niesprawiedliwe, a mimo to przyjmowała z godnością?
Pytałam ją o to czy zmiany polityczne, ponieważ zaczęła pracę w telewizji w 1965 roku, jeszcze za czasów Gomułki. Czy polityka miała wpływ na pracę spikerek. Odpowiedziała, że nie, że wszystko, co złe w telewizji jej grupy nie dotyczyło. "Te wymiany prezesów, zarządów, kierowników redakcji - wszystko to się działo ponad naszymi głowami", gdyż spikerzy mieli swój świat i swoje zadania – zapowiadać programy. Na początku zapowiedzi były jedynie czytane, ważna więc była dobra dykcja i pamięć, bo jednak czasem należało "spojrzeć" telewidzowi w oczy. Ponieważ nie było przerw na reklamy, starała się to robić jak najlepiej. Osoby, które pytałam o opinie na temat Bogumiły Wander, mówiły, że była niezwykle profesjonalna i starała się aktorsko podawać zapowiedzi. Natomiast w środowisku telewizyjnych spikerów panowała serdeczna atmosfera. Bogumiła opowiadała, że stanowili jedną wielką rodzinę. Mieli swój pokój na wysokim piętrze jednego z bloków przy ulicy Woronicza, gdzie nie dojeżdżała już winda. Tam się spotykali, organizowali wspólne sylwestry i imieniny, spędzali czas w swoim gronie.
W 1979 roku wyjechała do Brukseli, gdyż jej drugi mąż - a miała trzech - objął tam przedstawicielstwo handlowe. Wróciła do Polski po stanie wojennym, skończyła drugi kierunek studiów – podyplomowe dziennikarstwo, przeszła do redakcji publicystyki kulturalnej i zaczęła realizować własne programy. Należał do nich magazyn baletowy, do którego korespondencje z Paryża przysyłała znana tancerka Krystyna Mazurówna. W jej odczuciu atmosfera w telewzji zaczęła się psuć, gdy do władzy doszła SLD. W 2003 roku złożyła wypowiedzenie, oznajmiając, że więcej nie będzie występować. Z kapitanem Krzysztofem Baranowskim wzięła udział w "Operacji żagiel", w której to imprezie uczestniczą żaglowce z całego świata. W planach było spotkanie z rodziną królewską - królową Elżbietą i księciem Filipem. Książę zatrzymał się na chwilę rozmowy przy kapitanie Baranowskim, jako jedynym z większego towarzystwa uczestniczącego w tym spotkaniu. Poznali się wcześniej na regatach. Pani Bogumiła zaproponowała wówczas telewizji reportaż z tego wydarzenia, ale szef redakcji publicystyki nie był tym zainteresowany. Ujęła się wtedy honorem i złożyła wypowiedzenie.