Do pracy w telewizji Bogumiłę Wander namówił brat, członek zespołu "Niebiesko-Czarni"

"Miała w sobie coś więcej niż tylko elegancję. Była osobą, która wiedziała, czego chce, i potrafiła pokierować swoją karierą – tak wspomina Bogumiłę Wander dziennikarka Aleksandra Szarłat, autorka książki „Prezenterki. Tele PRL”.

Publikacja: 31.07.2024 17:07

Aleksandra Szarłat o Bogumile Wander: Była na trzecim roku historii na wydziale historyczno-filozofi

Aleksandra Szarłat o Bogumile Wander: Była na trzecim roku historii na wydziale historyczno-filozoficznym Uniwersytetu Łódzkiego, kiedy przeczytała ogłoszenie o naborze na spikerki.

Foto: TVP/PAP

Jak pani zapamiętała swoje spotkania z Bogumiłą Wander?

Odbyłam z nią dwie długie rozmowy do książki, którą pisałam – „Prezenterki. Tele PRL”. Chciałam przedstawić najważniejsze ikony polskiej telewizji, czyli spikerki, jak nazywano wówczas prezenterki. Z panią Bogumiłą spotkałyśmy się w jej domu. Te rozmowy oraz spotkanie na promocji mojej książki w 2012 roku, na którym obecne były moje bohaterki, okazały się bodaj ostatnimi wywiadami, jakich udzieliła Bogumiła Wander. Wkrótce potem zaczęły się pojawiać pierwsze objawy choroby.

Podobno spóźniła się pani na wasze pierwsze spotkanie?

Tak i bardzo się tym denerwowałam. Pani Bogumiła mieszkała w Konstancinie-Jeziornej, na zamkniętym osiedlu, w pięknym domu z dużym ogrodem. Wszystko było starannie utrzymane, rosły róże. Jechałam samochodem z Warszawy, a były to czasy, kiedy mało kto słyszał o GPS-ie. Dokładnie wytyczyłam sobie trasę przez Konstancin — dopiero potem pani Bogumiła mi powiedziała, że lepiej jest jechać od strony Piaseczna — ale natrafiłam na roboty drogowe, a w związki z nimi objazdy. Zgubiłam się, co było dla mnie koszmarne, ponieważ zawsze jestem punktualna i staram się być przed czasem. Jechałam z duszą na ramieniu, bo na dodatek wyładowała mi się komórka i nie mogłam uprzedzić o spóźnieniu. Na miejsce dotarłam chyba godzinę później. Pani Bogumiła czekała na mnie cierpliwie, ale gdy otworzyła drzwi z yorkiem pod pachą, wyczułam, że jest lekko obrażona. Ja też bym była. Miałam ze sobą kwiaty, przeprosiłam i wyjaśniłam, co się stało. Rozchmurzyła się. Okazało się, że specjalnie na nasze spotkanie upiekła ciasto. Piłyśmy kawę, gawędziłyśmy. Potem oprowadziła mnie po domu.

Jaki był jej dom?

Elegancki, utrzymany w kolorystyce kremowo-złotej. Pani Bogumiła opowiadała mi, że sama go urządziła, bez pomocy projektantów. Studiowała czasopisma o wystroju wnętrz, zdobywała tkaniny i z wielką pieczołowitością zadbała o każdy detal. Ten dom był jak domek dla lalek – harmonijnie dopracowany.

Znała ją pani wcześniej z telewizji. Na ile jej wizerunek nienagannej elegancji w telewizji pokrywał się z jej wizerunkiem w prywatnych sytuacjach, w domu?

Myślę, że w pełni się pokrywał. Taka właśnie była. Przypominała zdolną, dobrze ułożoną uczennicę. Choć to też nie oddaje jej osobowości. Przecież jako 19-latka prowadziła trasę koncertową Czesławowi Niemenowi! Tę i inne znajomości w artystycznym świecie zawdzięczała swojemu starszemu o cztery lata bratu, Włodzimierzowi, który grał na saksofonie i był członkiem zespołu Niebiesko-Czarni, a później współzałożycielem zespołu Polanie. Włodzimierz zabierał siostrę ze sobą na koncerty. Któregoś roku grał z zespołem w popularnym wówczas klubie studenckim Żak w Gdańsku, gdy „przyszedł Czesiek, wtedy jeszcze nieznany, i zapytał, czy w przerwie mógłby zaśpiewać kilka swoich piosenek”, opowiadała. Muzycy wyrazili zgodę, a on "śpiewał swoje ludowe kantyczki". Później spotykała go przy różnych okazjach koncertowych, na które zabierał ją brat, a z czasem zaprzyjaźnili się i poprowadziła mu trasę.

Pani Bogumiła wywarła na mnie wrażenie niezwykle otwartej, sympatycznej osoby. Przyniosła albumy, pokazywała zdjęcia swoich rodziców oraz syna Marka, którego darzyła wielką miłością. Była nim zachwycona. A on wyglądał jak model.

Czytaj więcej

Katarzyna Dowbor wspomina Bogumiłę Wander: Walczyła o swoje miejsce jako dziennikarka

Jej rodzice byli artystami?

Tak, mama była aktorką lalkarką, a tata skrzypkiem. Pracował w radiu, grał z orkiestrą Debicha, uczył młodzież muzyki.

Jak to się stało, że zaczęła pracować w telewizji?

Była na trzecim roku historii na wydziale historyczno-filozoficznym Uniwersytetu Łódzkiego, kiedy przeczytała ogłoszenie o naborze na spikerki. Do startu w konkursie namówił ja brat. Postanowiła więc spróbować swoich sił. To jednak nie było łatwe – aby się dostać, musiała przejść przez wielostopniowy konkurs, który trwał kilka miesięcy i obejmował m.in. czytanie i prezentowanie programów w kabinie spikerskiej. Któregoś dnia zaskoczył ją telefon z zaproszeniem do studia telewizyjnego. Gdy dotarła na miejsce, na antenie telewizyjnej, podczas emisji "Łódzkich Wiadomości dnia" ogłoszono, że to ona została laureatką. Od razu musiała zapowiedzieć coś na żywo, pokazując się telewidzom. Nie była jednak nowicjuszką – towarzyszyła wszak bratu na koncertach i kolokwialnie mówiąc, była otrzaskana ze sceną. Na pewno pomogło jej też to, że dorastała w artystycznej rodzinie.

Jak traktowała swoją pracę? Było coś, co uważała za trudne do zaakceptowania, niesprawiedliwe, a mimo to przyjmowała z godnością?

Pytałam ją o to czy zmiany polityczne, ponieważ zaczęła pracę w telewizji w 1965 roku, jeszcze za czasów Gomułki. Czy polityka miała wpływ na pracę spikerek. Odpowiedziała, że nie, że wszystko, co złe w telewizji jej grupy nie dotyczyło. "Te wymiany prezesów, zarządów, kierowników redakcji - wszystko to się działo ponad naszymi głowami", gdyż spikerzy mieli swój świat i swoje zadania – zapowiadać programy. Na początku zapowiedzi były jedynie czytane, ważna więc była dobra dykcja i pamięć, bo jednak czasem należało "spojrzeć" telewidzowi w oczy. Ponieważ nie było przerw na reklamy, starała się to robić jak najlepiej. Osoby, które pytałam o opinie na temat Bogumiły Wander, mówiły, że była niezwykle profesjonalna i starała się aktorsko podawać zapowiedzi. Natomiast w środowisku telewizyjnych spikerów panowała serdeczna atmosfera. Bogumiła opowiadała, że stanowili jedną wielką rodzinę. Mieli swój pokój na wysokim piętrze jednego z bloków przy ulicy Woronicza, gdzie nie dojeżdżała już winda. Tam się spotykali, organizowali wspólne sylwestry i imieniny, spędzali czas w swoim gronie.

W 1979 roku wyjechała do Brukseli, gdyż jej drugi mąż - a miała trzech - objął tam przedstawicielstwo handlowe. Wróciła do Polski po stanie wojennym, skończyła drugi kierunek studiów – podyplomowe dziennikarstwo, przeszła do redakcji publicystyki kulturalnej i zaczęła realizować własne programy. Należał do nich magazyn baletowy, do którego korespondencje z Paryża przysyłała znana tancerka Krystyna Mazurówna. W jej odczuciu atmosfera w telewzji zaczęła się psuć, gdy do władzy doszła SLD. W 2003 roku złożyła wypowiedzenie, oznajmiając, że więcej nie będzie występować. Z kapitanem Krzysztofem Baranowskim wzięła udział w "Operacji żagiel", w której to imprezie uczestniczą żaglowce z całego świata. W planach było spotkanie z rodziną królewską - królową Elżbietą i księciem Filipem. Książę zatrzymał się na chwilę rozmowy przy kapitanie Baranowskim, jako jedynym z większego towarzystwa uczestniczącego w tym spotkaniu. Poznali się wcześniej na regatach. Pani Bogumiła zaproponowała wówczas telewizji reportaż z tego wydarzenia, ale szef redakcji publicystyki nie był tym zainteresowany. Ujęła się wtedy honorem i złożyła wypowiedzenie.

Dziś pewnie wszystkie telewizje chciałyby mieć taki reportaż! Wspomniała pani o mężach Bogumiły Wander – teraz media najchętniej piszą o jej związku z kapitanem żeglugi wielkiej, Krzysztofem Baranowskim. To była legendarna para na Woronicza?

Na początku ich relacja była utrzymywana w tajemnicy, ponieważ oboje byli w innych związkach. Ona miała drugiego męża i wychowywała syna z pierwszego małżeństwa, on był żonaty i miał dwoje dzieci. Ale wybuchło między nimi wielkie uczucie, któremu nie mogli się oprzeć. Na wspólne życie i ślub zdecydowali się dopiero, gdy ich dzieci się usamodzielniły. Podczas mojej drugiej rozmowy z panią Bogumiłą do domu przyjechał pan Baranowski i rozmawialiśmy już we trójkę - tę opowieść o regatach znam też z jego ust. Zauważyłam, że był niezwykle opiekuńczy wobec pani Wander, bardzo się o nią troszczył. Byli ogromnie kochającą się parą. Każdemu życzę takiej spełnionej miłości.

Czytaj więcej

Pisarka Agata Tuszyńska o zmarłej Zofii Kucównie: Była przy mnie, kiedy kochałam, płakałam, cierpiałam

Otwarta optymistka, ekstrawertyczka, czy raczej stonowana i zdystansowana – jaka była Bogumiła Wander?

Myślę, że była stonowana, ale otwarta. W jej otwartości nie było przesady, na przykład zupełnie wykreśliła z opowieści o swojej przeszłości drugiego męża, handlowca. Odebrałam ją jako zrównoważoną osobę, która potrafi czerpać radość z życia. Wydawała się spełniona, cieszyła się pięknym domem, choć nie był to jej pierwszy dom - z poprzedniego zrezygnowała dla miłości. Dbała o siebie, o męża, kochała syna. Rodzina była dla niej bardzo ważna.

Jakie chwile czy słowa pani Bogumiły pozostaną z panią na zawsze?

Cieszę się też, że uczestniczyła w promocji mojej książki, choć wcześniej nie była pewna, czy zdoła przyjść - mówiła, że źle się czuje. Być może już zaczynała się jej choroba...

Publicznie dziękowała mi za tę książkę, kilkakrotnie zabierała głos. Była uroczą osobą. Kiedy przeprowadza się setki wywiadów, nie wszystkie się pamięta, ale rozmowy z Bogumiłą Wander należą do tych, których nigdy nie zapomnę.

Jej historia
Isabelle Huppert obchodzi 50-lecie pracy artystycznej: Nie raz pracowała z polskimi reżyserami
Jej historia
Usha Vance - kim jest przyszła druga dama USA?
Jej historia
Hedy Lamarr: Dlaczego gwiazdę kina nazywają „matką Wi-Fi”?
Jej historia
Studentka w Iranie celowo złamała zasady dotyczące stroju kobiet. Co chciała osiągnąć?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Jej historia
Susie Wiles. Kim jest "lodowa dama", która poprowadziła Donalda Trumpa do zwycięstwa?